Takie mam ostatnio postanowienie, żeby zdrowiej jeść. Żeby na obiady robić sałaty. Problem tylko w tym, że sałat, jako sałat, nie za bardzo lubię. Muszę więc porządnie kombinować, aby stworzyć coś, co będzie i dobre i różnorodne i zdrowe. Koniecznie też – zapychające. Tak, żeby nie być głodnym po godzinie. Zamieniam więc sałaty na szpinak, roszponkę czy rukolę i… z mojego ostatniego pomysłu jestem szczególnie dumna! Niby nic specjalnie odkrywczego, pewnie już milion razy robiliście podobne kompozycje, ale ja jestem z siebie bardzo zadowolona!
Sałata, którą dzisiaj Wam polecam, jest po prostu – przepyszna! Świeża, kolorowa, pożywna. Kremowo-aksamitna dzięki jogurtowi greckiemu i camembertowi. Delikatnie ostra, ale tą charakterystyczną ostrością pieprzu. Co ważne, bardzo szybka w przygotowaniu! I nie trzeba głowić się z vinegretem, który jeszcze nigdy idealny mi się nie udał…
Spróbujcie – pokochacie! Przepis na końcu!
Tymczasem, w ramach rozważań nad sałatką, zmieniam temat na bardziej literacki. Nie mam ostatnio szczęścia do książek. Co jakąś brałam, czy kupioną, czy pożyczoną, zaraz odkładałam. Nie mogłam przejść nawet do połowy – nie lubię czytać książek, które mnie nie ciekawią, tylko po to, żeby je przeczytać. No, posucha totalna…