KategorieMarketing

Ostatnio zawodowo

I ponownie nadeszła odpowiednia chwila, aby zaprezentować Wam kilka projektów, nad którymi ostatnio pracowałam.

Choć w zasadzie – w dwóch przypadkach będą to ledwie próbki, bo zasługują one na znacznie większą prezentację i niedługo doczekają się specjalnych wpisów w Lili!

Po więcej zapraszam Was serdecznie do mojego PORTFOLIO – LILI CREATIVE!


Bioderma


Zaczynamy od współpracy z marką Bioderma, którą niedawno rozpoczęłam. Współpracy fotograficznej.

Miałam przyjemność wykonać pierwszą z zaplanowanych kilku sesji kosmetyków Bioderma na potrzeby mediów społecznościowych. Zdjęcia musiały wpisać się w szczególny charakter marki.


Załączam Wam poniżej małą próbkę wykonanych zdjęć i jednocześnie zachęcam do śledzenia ich i marki na Instagramie.




Rosa Della Natura


Rosa Della Natura to włoski sklep z kosmetykami naturalnymi, dla którego wykonałam kilka energetycznych banerów. Nie jest to duży projekt, ale przyznam, że szczególnie przypadł mi do serca! Bardzo polubiłam te wzory i kolory!

Jeśli tylko zamieszkujecie słoneczną Italię, zajrzyjcie koniecznie do sklepu Rosa Della Natura!




Koza na Lawendzie


I to jest, moi drodzy, tylko zajawka!

Bo ostatnio całkiem sporo czasu spędziłam z pewną kozą… A dokładniej – z gospodarstwem Koza na Lawendzie. Z niezwykłą manufakturą z pól Grunwaldu, z Mazur Zachodnich, z terenów czystych i pięknych. Tam to właśnie Weronika, właścicielka, hoduje kozy, ma pola tymianku i lawendy, tworzy kozie sery, jogurtu, lawendowe i tymiankowe syropy oraz masę innych przetworów.

Dla Kozy na Lawendzie stworzyłam kozią identyfikację. Ale o tym więcej w swoim czasie! Na razie – zajawka!

A w wolnej chwili zajrzyjcie na stronę Koza na Lawendzie, na Facebooka gospodarstwa i koniecznie na Instagram!




o!figa


Moich prac dla marki o!figa ciąg dalszy!

Pisałam Wam już kiedyś o marce osobny wpis, potem aktualizowałam w ostatnim wpisie o tym samym tytule, co ten – TUTAJ. Tym razem chciałam Wam pokazać etykietki dla niezwykłych glinek – masek do twarzy!

I znowuż jest to w sumie jedynie zapowiedź, bo całość pokażę Wam jeszcze tak konkretnie – na zdjęciach. Ale to nie wszystko – szykujcie się na kolejną nowość w ofercie marki, o której jeszcze nie mogę mówić, ale oczywiście wzór i etykietka już są!

Wszystko niebawem!

Tymczasem zajrzyjcie na stronę o!figa




Skarbiec Natury


Nie wiem czy pamiętacie, że ja już od daaaaawna, bardzo dawna współpracuję na co dzień ze wspaniałym sklepem z kosmetykami naturalnymi – Skarbiec Natury. W każdym razie, uznałam, że trzeba by jednak przypomnieć!

Wszystkie banerki, które tam widzicie, newslettery, grafiki facebookowe, promocje – to właśnie ja 🙂

Jeśli więc poszukujecie sprawdzonego miejsca z najlepszymi kosmetykami i cotygodniowymi promocjami – zajrzyjcie na Skarbiec Natury!



Po więc raz jeszcze zapraszam tu:

PORTFOLIO – LILI CREATIVE!

Zauroczona: Otherland

Ach, odkryłam kolejną perełkę!

I wyjść mi z głowy nie może! I podziwiam! I podglądam! I tak bardzo, och jak bardzo, ciekawa jestem zapachów świec Otherland!

Na tę amerykańską, młodą markę świec zapachowych spoglądam pod kątem marketingowym. Być może też dlatego tak bardzo jestem zauroczona. Wszystko tu do siebie pasuje, jest świetnie osadzone we współczesnych trendach. Mamy prosty, ale porywający storytelling, mamy piękną, pełną pasji twórczynię marki, mamy lokalny patriotyzm i dbałość o szczegóły, mamy naturę i dobrą energię, mamy świeżą grafikę i wibrujące kolory, mamy modne kolaże i oryginalne zdjęcia produktowe.

Zajrzyjcie koniecznie na stronę Otherland, wejdźcie na kilka podstron produktowych. Każda jest tak świetnie i zaskakująco dopieszczona. Każdą, zwyczajnie, chce się oglądać. Każdy opis świecy, jej zapachu, jest genialnie sugestywny i intrygujący.

Nic tylko podziwiać!

Podziwiajcie więc i Wy, nacieszcie oczy. I spróbujcie wyobrazić sobie, jak te świece pachną!

Ja wciąż próbuję!

Zajrzyjcie na Otherland.

 

Świeca MatchPoint  / zapach Tennis Ball Cut Grass Cucumber

Świeca FreshWater Pearl / zapach Sea Crystal Salt Water Crushed Shells

Świeca Stone Fruit / zapach Beach Plum Peach Skin Brown Sugar

Kosmetyki (i nie tylko) dziwne…

Natykam się ostatnimi czasy na  prawdziwe kosmetyczne… hmmm… rzeczy dziwne. Są tak doprawdy fascynujące, że zebrałam kilka z nich i niniejszym i Wam pokazuję. Nadziwcie się ze mną. I powiedzcie, ale tak serio serio – używalibyście?

Sama sięgnęłabym po plasterki w kształcie ogórka. Przyznaję – śmieszne. I dosyć mocno ciekawią mnie mydła w owczej wełnie. Te akurat mocno podziwiam jako świetny pomysł na lokalne rękodzieło.

A reszta? Hmmm?

Najbardziej fascynująca – seria bekonowa (!!!!!):

Seria ogórkowa-piklowa, równie fascynująca…

 

Czy to się sprzedaje?

Creative work

Po raz kolejny szukałam porządnego polskiego tytułu dla wpisu i nic, zupełnie nic mi nie pasowało. Pozostajemy więc przy angielskim, bo czemu by nie! Zwłaszcza dlatego, że język angielski towarzyszy mi ostatnio często, zgłębiam bowiem tajniki pracy graficznej na zagranicznych stronach i kursach. I chłonę przy okazji moc ogromną inspiracji i pomysłów.

Będę się z Wami dzieliła tymi, które szczególnie przemawiają mi do serca i grają w duszy. W ten sposób mi nie umkną i, mam nadzieję, cieszyć będą Wasze oczy.

…no dobra, tak naprawdę to zawsze dzielę się z Wami moimi odkryciami, tymi najciekawszymi, ale tym razem mocno nastawiam się na design, grafikę, kreację, barwy, struktury, itp. Odkrywam doprawdy cudowny świat!

1. Ogromnie spodobał mi się i zaintrygował mnie plakat promujący nowe perfumy marki Agonist – White lies. Mam więc równie ogromną ochotę poczuć ich zapach. Uwielbiam tego typu graficzne, nieoczywiste kreacje, pełne poczucia humoru i nieszablonowego myślenia, a jednocześnie tak świetnie wpisujące się w trendy – pismo ręczne, elementy botaniczne, duże zbliżenie, kolaż, motyw oka + dobre hasło. Całość wspaniała! / Agonist

2. Zakochałam się w ptakach! Odkryłam bowiem ich najpiękniejsze portrety. Ich autorka – Leila Jeffreys, przedstawia swoje ptaki w tak szlachetny, pełen spokoju i harmonii sposób, że przestają przypominać zwierzęta, a na wierzch wyłania się ich jakby drugie, ludzkie, myślące oblicze. Magia! / Leila Jeffreys

3. Odpowiednio dobrana paleta barw to klucz do najlepszych kreatywnych projektów. Nie tylko tych graficznych oczywiście. Tutaj mamy przykład palety przygotowanej pod kątem aranżacji wnętrz. A przykładów tych znajdziecie na Pintereście Studio David Thulstrup całkiem sporo! Sama już nie wiem, który z tych nieco innych kolaży jest najlepszy? Podoba mi się bardzo sam pomysł na palety i jego realizacja! / Our Material Moods: Studio David Thulstrup via decor8

4. Pochłonęło mnie ostatnio specjalne wydanie Kukbuka! Ma podtytuł „podróże i dizajn” i muszę przyznać, że całość, okraszona sporą dawką kulinariów, nie tylko świetnie ze sobą współgra, ale doprawdy ogromnie inspiruje. Nie wspominając już o wkładce z kolażami do wycięcia i oprawienia Oli Morawiak (Liquid Memory), o której to niedawno Wam pisałam! / Kukbuk

5. Zauroczyła mnie identyfikacja wizualna czekoladek Sweet Virtues. Podoba mi się tu wszystko – logotyp, wzór pełen elementów geometrycznych i botanicznych, sposób przedstawienia różnych smaków, dobór barw. No, kupiłabym te czekoladki! / Packaging of the World

6. Na koniec jedna z moich ostatnich prac, a zarazem małe zaproszenie. Miałam przyjemność projektować plakaty i banery do bardzo ciekawych warsztatów i kursów ceramicznych w Krakowie. Bardzo je Wam polecam – cena kusząca, a prowadząca przemiła!

IOSSI czyli manufaktura kosmetyków naturalnych od kuchni

Myślę, że całkiem sporo z Was tu zaglądających, choć przez chwilę zapragnęło kiedyś w życiu prowadzić własna manufakturę kosmetyków naturalnych. Sama niegdyś o tym marzyłam. Widziałam się pośród masy kolorowych babeczek kąpielowych, mydlanych lodów i masełek do ciała. Patrząc jednak z perspektywy czasu nie wiem, czy byłabym w stanie wprowadzić w ten pomysł cały ten ogrom niezbędnego zaangażowania i cierpliwości. Marzenie pozostawiam więc na przyszłość. Marzyć trzeba, prawda? Tymczasem zapraszam Was w odwiedziny do innego, magicznego miejsca!

Zapraszam Was do IOSSI! A dokładniej do Asi Hołuj, twórczyni marki i do jej małego królestwa. Odwiedziłam bowiem tę krakowską manufakturę i nie mogę przestać się zachwycać! I wyjść z podziwu nie mogę i kciuków przestać trzymać też. Jeszcze bowiem rok temu Asia tworzyła wszystkie swoje naturalne specyfiki sama, nie miała profesjonalnej pracowni i grama czasu. Z tym ostatnim do teraz ma problem, co rozumiem doskonale. Pomysły i plany potrafią mocno angażować, a tu jeszcze trzeba nadzorować produkcję, prowadzić marketing, jeździć po całej Polsce i brać udział w targach oraz załatwiać najgorsze – czyli sprawy księgowe i urzędowe… Teraz jednak zmieniło się sporo. IOSSI ma już swoje prawdziwe miejsce i trzy uśmiechnięte, przesympatyczne dziewczyny do pomocy. Jest więc już ktoś, kto zajmie się stroną, sklepem, pakowaniem i wysyłkami. Jest ktoś do nieustającego nalewania, przelewania i etykietowania (to ponoć najgorsze, ale lada moment pojawi się istne zbawienie – maszyna etykietująca!). Jest w końcu ktoś, kto pomoże przy produkcji kosmetyków. Ale nie wszystkich – Asia zawsze sama dopilnowuje tego, co najtrudniejsze i co wymaga największej precyzji – tworzenia kremów.

To co spodobało mi się w tym małym laboratorium najbardziej to panująca tam atmosfera – było tak swojsko, miło, zabawnie! Dziewczyny się śmiały, chętnie rozmawiały, wszystko pokazywały. I te zapachy! Unosiły się wszędzie! Byłam świadkiem tworzenia receptur nowych olejków do masażu. Asia próbowała odnaleźć najlepszy zapach. I cóż, chyba znalazła! Proste ale genialne połączenie trawy cytrynowej z pieprzem z pewnością przypadnie Wam do gustu. I to jest właśnie ta magia, którą sama tak lubię. Magia tworzenia, eksperymentowania, testowania. Przenosi nas wprost do pracowni dawnego alchemika trwającego w swych poszukiwaniach kamienia filizoficznego, nawet jeśli dookoła panują zgoła inne warunki – jest jasno, czysto, wszystko uporządkowane, podpisane, zgodne ze wszystkimi tymi przedziwacznymi przepisami.

A wiecie co stresuje Asię najbardziej? Udzielanie wywiadów. Nie dziwi mnie to wcale, to i pozowanie do zdjęć muszą być trochę peszące. Asiu jednak droga, obawiam się, że będziesz musiała przywyknąć. Domyślam się bowiem, że czeka Cię jeszcze wiele, oj wiele, takich sytuacji! Bo, nie wiem czy wszyscy wiecie, ale kosmetyki IOSSI są doprawdy świetne i coraz częściej dostrzegane, publikowane i polecane. I oby tak dalej!

Zapraszam Was więc w małe odwiedziny do IOSSI! Poniżej – na zdjęciach, ale zajrzyjcie też koniecznie na stronę IOSSI.eu!

Sztuka mydlanego… pomysłu

Nie wystarczy robić dobre mydła. Nie teraz, kiedy rynek pełen jest dobrych mydeł. Kiedy coraz większą wartość ma staranne, ręczne wytwarzanie z dobrych, naturalnych produktów. Lubimy to, doceniamy produkty, cieszymy się my i nasza skóra na ich widok w łazience. Mimo to, nie wystarczy robić dobre mydła.

Aby te mydła sprzedać, muszą mieć bowiem pewną wartość dodaną. Coś, co je wyróżni z tej całej, mydlanej masy, a na co tak mało producentów zwraca uwagę. Co to może być?

Podstawą jest oczywiście dobry produkt. Bez tego ani rusz. Bo jeśli już skłonimy klienta do wyboru naszego mydła, a ono mu się nie spodoba, to doprawdy staranie o jego powrót do naszej marki będzie niezwykle pracochłonne. Jeśli już jednak dysponujemy wspaniałym, sprawdzonym, pieczołowicie opracowanym produktem, musimy dodać do niego pomysł, tę wspomnianą powyżej wartość dodaną, czyli coś, co na tyle zaintryguje klienta, że to właśnie po nasz produkt sięgnie.

I może to być historia stojąca za marką, wyjątkowa jej komunikacja, misja czy wizerunek. Może to być oryginalny pomysł na samo mydło – na jego kształt, kolor, wielkość, szczególne dodatki. Może to być sposób jego prezentacji, piękne zdjęcia, niezwykłe grafiki. Może to być w końcu opakowanie, które nie zawsze jest doceniane, ale to ono właśnie w dużej mierze wpływa na nasze zachowania i decyzje konsumenckie.

Mam dla Was kilka przykładów mydeł, na które zwróciłam szczególną uwagę w ostatnim czasie. Nie znam ich niestety w większości osobiście, nie używałam ich, nie przyglądałam się składom. Po każde jednak chętnie sięgnęłabym w sklepie. Każde z nich ma właśnie to wyjątkowe „coś”.

Ministerstwo Dobrego Mydła

Zaczniemy od niewątpliwej gwiazdy naszego krajowego rynku mydlarskiego – Ministerstwa Dobrego Mydła. Dziewczyny stworzyły swoja markę w tak idealnie wyszukany, choć na pierwszy rzut oka niezwykle prosty sposób. Ta prostota i spójność urzekają. Mamy tu w dodatku genialną komunikację z klientami w social media i niezwykłą historię stojąca za marką, która opowiadana jest często i konsekwentnie. Do całości dodamy modny, zachodni sposób prezentacji mydeł, który dokładnie wpasowuje się w wizerunek samej marki i aż chce się je zamawiać! / Ministerstwo Dobrego Mydła

(Hibiskus z pierwszego zdjęcia jest zachwycający!)

Hagi Cosmetics

Kolejna polska manufaktura, o której warto wspomnieć. Z przyjemnością obserwuję jej rozwój, ekspansję do coraz większej ilości sklepów i kolejne świetne produkty. Opakowania mydeł są całkowicie w moim stylu, nie mogło ich więc tu zabraknąć. / Hagi

 

Monsillage

Jako wielbicielka ciekawych wzorów, a już najbardziej roślinnych i zwierzęcych motywów ze starych rycin, sięgnęłabym po mydła tak zapakowane bez najmniejszych oporów. Poza tym świetny pomysł na samą prezentację mydeł! / Monsillage

Herbivore

Kolejny przykład na to, że w prostocie tkwi piękno! Doceniam ją równie mocno, jak zachwycające, barkowe nieraz wzory. Ważne, aby w tej prostocie tkwiła pewna spójna myśl i aby w pełni odzwierciedlała ona równie czysty przekaz marki. / Herbivore

Artist Atelier

A może nadać mydłom nieco artystycznego twista? Czemu bowiem sztuka nie miałaby wkraczać do naszej łazienki? W dodatku zaklęta w tak modne, malarskie wzory z dodatkiem złota i pasteli! / Anthropologie

Cleanse By Hepzabeth

Mydełka czy czekoladki? W słodkim opakowaniu niczym bombonierka. I do tego ciekawie zabarwione – także przypominają dzieło artysty. Jestem zachwycona! Mogłabym je i podarować i równie chętnie – dostać. / Etsy

Mydła jak kamienie

Już je Wam pokazywałam, wiem. Ale przyznajcie, ze są naprawdę wyjątkowe! Tutaj w wersji Anthropologie, a poniżej…

A tu w wersji ze sklepu Leif. No, cuda!

Savon Stories

Kolejna marka, która idealnie trafiła w mój gust – opakowania zachwycają motywami roślinnymi, kolorami i etykietami w stylu starych mydlarni. Polecam zajrzeć także na stronę i się pozachwycać! / Savon Stories

 

Zador

Kolejny niezwykły pomysł. Węgierskie mydełka zapakowane trochę jakby w tapetowy papier z mocnymi złotymi wstawkami. Niczym niezwykle cenne drobiazgi albo czekoladki najwyższej jakości. Na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie wyjątkowości i produktu z wyższej, luksusowej półki. / Zador

 

Float

Niezwykły pomysł, który chyba niestety nie funkcjonuje w realnym życiu – pozostał na poziomie projektu (poprawcie mnie, jeśli się mylę). A ja zachwycona jestem kolejnym połączeniem sztuki z rzemiosłem, a jeszcze bardziej – koncepcją jakby przełożenia samych mydeł na opakowania. W ten sposób powstają produkty zabawne, intrygujące, ciekawe, ot – mydlarskie perełki. / koncept na The Dieline autorstwa Wang Min

Trevarno

Marka już dawno zwróciła na mnie swoją uwagę niesamowitymi opakowaniami, a dokładniej kolorowym szkłem, którego nie da się przeoczyć. Jest świetne! Bardzo też podoba mi się pawi motyw na mydłach! / Trevarno

 

Madara

No, czyż nie cuda? Czy nie sięgnęlibyście po te mydła od razu? I to i te w płynie i w kostce. Opakowania skradły moje serce, wszystko mi się tu podoba, wszystko jest niezwykle oryginalne, bardzo na czasie, pełne kolorów, a jednocześnie eleganckie i zachęcające do zakupu. / Matique

Vice & Velvet

Na koniec mydełka – chmurki, które już w Lili gościły. Czy trzeba dużo? Nie – trzeba znaleźć dobrą foremkę! Bo chmurki są niezwykle urocze i jestem pewna, że połowa czytających to kobiet i na pewno wszystkie dzieci z pewnością taką chmurkę chciałyby zobaczyć w łazience. / Etsy

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Facebook