KategorieNaturalna pielęgnacja

Jak się relaksować? Czyli sprawdzone sposoby na relaks i redukcję stresu

Co jak co, ale ostatnie…. już dwa lata…. moich szpitalnych kuracji nauczyły mnie, że jedną z dróg do zdrowia jest spokój. Niwelowanie stresu. Codzienna dawka relaksu. I to nie tylko w trakcie zdrowienia, to jedna z podstawowych zasad profilaktyki wielu cywilizacyjnych chorób. Bo doprawdy, o spokój teraz trudno. A organizm ciągle narażony na stres nie może dobrze funkcjonować, nie ma możliwości regeneracji.

Relaksujmy się zatem!

Przybywam więc do Was dzisiaj razem z marką Cztery Szpaki. Ja, jako osoba w relaksowaniu już mocno doświadczona i marka, która przygotowała coś niecoś, aby nas w tym relaksowaniu wesprzeć.  Dbałość o tzw. mindset to jeden z filarów mojego zdrowienia. Sprawdziłam przez ostatnie lata wiele sposobów, trików i hacków i oto co sprawdza się najlepiej!

Są to porady bardzo uniwersalne, które łatwo zastosować w każdym przypadku. Zadbajmy o siebie. Pokochajmy się. Zatroszczmy się o siebie najpierw. Bo dopiero wtedy będziemy mogli w pełni zadbać o innych.

Oto co na co dzień pozwala mi się relaksować i redukuje stres:

Przesłanie dla siebie i afirmacje – nie jest to coś, o czym łatwo pamiętać, ale im częściej mówimy sobie samej dobre i piękne rzeczy, tym bardziej wchodzi nam to w nawyk. I w podświadomość. I zaczynamy nie tylko sami w to wierzyć, ale i całe otoczenie zdaje się to potwierdzać. Zaczynamy już rano, przy myciu zębów. Kiedyś wyczytałam taki sposób, że dobrze jest umyć te zęby tą drugą ręką niż to zawsze robimy, zaburzyć mózgowi rutynę, spojrzeć na siebie w lustrze i powiedzieć kilka razy „kocham cię”. Działa! Kiedy się ubierasz, powiedz sobie, jak pięknie wyglądasz i że czeka cię nowy, niezwykły dzień. Idąc po zakupy powtórz sobie, że jesteś piękna, mądra, wartościowa i kreatywna. Że świat ci sprzyja.

Ćwiczenia oddechowe – wszędzie chyba można już przeczytać, jak wielką moc ma dobre oddychanie. A jednak nie docierało to do mnie, dopóki nie doświadczyłam sama wielkich stresów. I teraz to ze mnie prawdziwa fanka oddychania! Technik wszelakich jest sporo. To, co mi pomaga w kilka chwil się uspokoić , nawet wśród ludzi, w komunikacji miejskiej czy w kolejce do lekarza, to zatrzymanie się na chwilę i kilka spokojnych wdechów i wydechów. Z tym, że przy wdechu liczymy do czterech i powietrze wdychamy powoli przez nos, ale za to mocno, do przepony, do brzucha. Poczujmy jak brzuch się podnosi. I wtedy, licząc do sześciu, równie spokojnie – wydychamy powietrze ustami.  Skupiamy się na tym oddechu, na niczym więcej.

Kiedy natomiast umysł jest w gonitwie i nie mogę go zatrzymać, biorę głęboki oddech, znowuż tak, aby brzuch się podniósł i zatrzymuję go tam na kilkanaście sekund. Po tym czasie bardzo powoli wypuszczam powietrze. W czasie tych kilkunastu sekund czuję, jak ciało się uspokaja, mięśnie rozluźniają, a umysł spowalnia. Polecam Waszej uwadze także metodę oddechową Wima Hofa – bardzo mi niegdyś pomogła.

Ukochanie siebie – wiem, wiem, to tak ładnie brzmi, ale jak to zrobić? Ja to nazywam okazywaniem sobie samej czułości. I pomimo tego, jak to trudne, to jednak bardzo warto. Doceńmy nasze ciałko, jakie jest dzielne, ile dla nas robi, ile przeszło. Moje to już w ogóle – weteran… A jednak nadal jest moim domkiem. Nadal pozwala cieszyć się światem. Okazuję mu więc czułość,  delikatnie masuję każdą bliznę, każdą krągłość, każde zagłębienie. Jeśli dodamy do tego orzeźwiającą moc werbeny, to każdy taki czuły dotyk będzie ogromną przyjemnością dla zmysłów. Poleca się więc tutaj nowość marki Cztery Szpaki – Olejek do masażu twarzy i ciała Truskawka i Werbena. Połączenie subtelnego aromatu wanilii i tej mocnej werbeny wprowadza w stan lekkości i swobody. I to jest kwintesencja ukochania siebie.

Bliskość – chyba nic tak nie odstresowuje, jak prawdziwe, intymne doświadczenie bliskości  tej najważniejszej  osoby. Kiedyś wyczytałam, że świetnym sposobem na znaczące i szybkie obniżenie poziomu stresu jest całowanie się przez minimum 6 sekund.  Czyli nie „buziak na do widzenia”, a przynajmniej 6 sekund na dobry dzień. Praktykuję, polecam.

 Tak samo działa przytulanie. Dopiero, kiedy ktoś nas tak mocno ściśnie, na chwilę zamknie w ramionach, wtedy ciało odpuszcza, luzuje się, mięśnie się rozluźniają, umysł przestaje atakować myślami – odpływamy.  Podobno do prawidłowego funkcjonowania i rozwoju musimy się przytulać jakieś 2-3 razy dziennie. I nie trzeba do małżonka – przytulamy dzieci, psy i koty, a w sytuacjach bardziej indywidualnych – mocno oplatamy ramionami samych siebie i mówimy sobie, jak bardzo się kochamy. Też działa.

A jak już jesteśmy przy bliskości, tej  damsko-męskiej, to oczywiście sięgamy po dotyk, po muskanie, po rysowanie po skórze. I chyba nie ma do tego lepszej serii kosmetyków, niż Miłość z Mydlarni Cztery Szpaki. Mamy tu i olejek do masażu, i balsam, który delikatnie roztapia się na skórze i świecę, która otuli tę bliską osobę ciepłym, kojącym olejkiem. Mamy głęboki, orientalny, przełamany cytrusem aromat, który wprowadza w nieco gęstą, bardzo intymną atmosferę. To połączenie olejków z paczuli, ylang ylang i grejpfruta. Czy tak pachnie miłość? Na pewno tak może pachnieć miłosny, dobry wieczór.  Polecam zajrzeć tu do całej zakładki produktów do masażu – domowe SPA.

Chwila tylko dla siebie – to coś niezwykle ważnego, zwłaszcza kiedy w domu na co dzień panuje mały chaos. Wszyscy się krzątają, dzieci coś chcą co chwile, pies drepta w kółko, mąż sam jest w stresie. Wtedy właśnie bierzemy siebie samą gdzieś. Nie mówię, że tak nagle i bez zapowiedzi. Spokojnie, mając pewność, że wszyscy są zaopiekowanie – wychodzimy. W wersji mnie  luksusowej – na samotne zakupy. W wersji nieco lepszej – na kijki, na coś dobrego, na kawę w kawiarni, na spacer po lesie. Niechaj głowa się ukoi, uspokoi, niechaj własne myśli się przebiją i zaczną płynąć spokojnym strumieniem.  

Wytańczenie, wyśpiewanie – co ważne – jedno i drugie można robić i samemu i z kim tam chcemy. Ja lubię sama bardzo, ale także chętnie tańczę z córkami. Puszczam muzykę na tyle głośno, żeby sąsiedzi mnie nie wyklęli i szalejemy. Taki taniec to najlepszy sport, najlepsza rehabilitacja, ćwiczenia oddechowe, doświadczenie bliskości i zastrzyk energii w jednym. Uśmiech na twarzy pozostaje na długo. A kiedy na zewnątrz smog, a ja nie mogę wyjść na na kilki – zapodaję sobie taki taneczny trening. Od razu lepiej!

Prysznic – od lat wiadomo, że woda leczy. W końcu tak rozpoczęła się cała filozofia SPA (sanus per aquam). I o ile od jakiegoś czasu nie czuję kąpieli, to mało co tak potrafi od razu poprawić nastrój jak intensywny strumień wody spływający na zmęczone ciałko. I także tutaj z pomocą spieszy Mydlarnia Cztery Szpaki, która postanowiła te wodne doświadczania wynieść ponownie na wyższy aromaterapeutyczny poziom. Ich – Konopne mydło Savon Noir Eukaliptus i Szałwia pachnie połączeniem olejków z właśnie eukaliptusa, szałwii i rozmarynu. I jest to połączenie, które w trakcie takiego prysznica w jednej chwili odblokowuje umysł, orzeźwia, pozwala nagle zacząć myśleć jasno i klarownie.  Takie bowiem mają działanie te olejki. Wspomagają koncentrację i pozwalają oddychać pełną piersią. Można tego doświadczyć dopiero jak się samemu poczuje – polecam. Ach, dodam też że mydło savon noir jest także stworzone do przyjemnego rytualnego masowania na przykład w kąpieli (jak w rytuale hammam). Spróbujcie!

Aromaterapia – skoro już kilka razy zahaczyliśmy o ten temat, to dodam tu jeszcze dwa zdania o relaksującej mocy olejków. Po pierwsze – sięgamy po królową aromaterapii czyli lawendę. To ona pomaga nam ukoić zmysły po trudnym dniu, pozwala zasnąć wieczorem, uspokaja maluszki, które płaczą i płaczą. Kropelkę lawendy dajemy na piżamkę, na poduszkę, do kominka czy dyfuzora. Trzy kropelki lawendy mieszamy z łyżeczką oleju i dodajemy do kąpieli. Woreczek z kwiatami wkładamy pod poduszkę lub spryskujemy pościel sprayem lawendowym. I zasypiamy pięknym snem.

Nieco odwrotnie działają cytrusy. Olejki z pomarańczy, bergamoty, mandarynki, limonki, cytryny czy grejpfruta to aromaterapeutyczne antydepresanty. Dodają energii, chęci do działania. U mnie wywołują od razu uśmiech i dobre wspomnienia.

Medytacja i wizualizacja  – relaksujące klasyki, które pomagają przejść przez najtrudniejsze momenty, ale także wybitnie dodają radości i energii na co dzień.  Każdy chyba ma tu swoje sprawdzone sposoby. A jeśli nie macie, to polecam zacząć od znalezienia sobie 15-20 minut czasu, spokojnego miejsca, założenia słuchawek na uszy i włączenia którejś z medytacji prowadzonych, których masa jest na YouTube. Ja lubię łączyć medytację z wizualizacją. Zaczynam od wyciszenia i rozluźnienia ciała, skupiam się na kilku oddechach, w słuchawkach puszczam muzykę medytacyjną (także youtube) i przenoszę się na ciepły piasek, wsłuchuję w fale morza, doświadczam promieni  słońca na twarzy, obserwuję rośliny na wietrze, wiem, że jestem zdrowa. Pomaga, polecam!

Praktyka wdzięczności  – kiedy dopada nas stres, smutek, zazdrość czy żal, zatrzymajmy się na moment i wypunktujmy sobie w myślach wszystko za co jesteś wdzięczna, a co wydarzyło się w ostatnim czasie. Kiedy mamy trudniejszą chwilę, bo na przykład jesteśmy w trakcie tomografii, oczekiwana na trudną wizytę lekarską czy pod kroplówką z lekarstwem, zamykamy oczy i wyobrażamy sobie twarze najbliższych osób. I jakiś sytuacje z nimi. To mocno uspokaja. I to nie mówię tylko z własnego doświadczania. Ta jest. Sprawdzono to!

Lasoteapia – to już ponoć osobna dziedzina wiedzy. I nie dziwię się. Kąpiele leśne dopiero zaczynają być popularne, ale wszyscy dobrze wiemy, jak relaksujący jest spacer po leśnym pustkowiu. Jak skupiamy się na naturze, na otaczającej nas zieleni, kiedy wdychamy pełną piersią leśne olejki – wtedy to cały nasz organizm doznaje ukojenia.

Herbatki ziołowe  – kiedy czuję ten powoli zaciskający się węzeł w brzuchu, kiedy stres planuje przejąć kontrolę, zaparzam sobie herbatkę. W zależności od nastroju jest to  zielona herbata lub matcha, rumianek, melisa lub jedna z dostępnych na rynku mieszanek na sen/uspokajających.  Już sam fakt zaparzania działa łagodząco na zmysły, a potem dajmy się ponieść kojącej mocy ziół. Nie wspominając o tym, że zielona herbata to prawdziwy arsenał przeciwnowotworowy, a rumianek działa przeciwzapalnie.

Aktywność – już o niej było, bo były i tańce i spacery po lesie. Dodam tylko, że aktywność to kolejny filar i zdrowienia i profilaktyki wielu chorób. Mój ulubiony sposób na nią, to wypady na kijki (nordic walking). Nie słucham wtedy żadnej muzyki, daję się ponieść myślom. Muszę przyznać, że takie wypady bardzo wzmagają kreatywność!

Co jeszcze? Wszystkie te drobne rzeczy, które sprawiają, że czujemy się lepiej! Przytulanie psa,  comfort food, ale w wersji zdrowej i jakościowej, u mnie to na przykład ciemna czekolada z pomarańczą, zupa pomidorowa, tost z tofu wędzonym czy gnocchi sorrentina , częste przewietrzanie domu i miejsca pracy, wysypianie się, suplementacja magnezu, świeże kwiaty na stole, wystawianie się na słońce, codzienne zachwyty, dostrzeganie śladów wiosny, obserwowanie sunących chmur, drobne podarunki dla i od bliskich, specjalne prezenty tylko dla siebie.  Sporo tego jest! Jest więc w czym wybierać, aby móc się prawdziwie relaksować i cieszyć życiem!

Post powstał w ramach miłej współpracy z marką Cztery Szpaki.

Ostatnio + polecajki marcowe

Co powiecie na kilka małych wiosennych polecajek i aktualności? Tych polecajek zebrało mi się ostatnio sporo, chyba za rzadko tu z nimi zaglądam. Będzie więc i kolejny post niebawem. Szykujcie się.

A co to się działo lub wpadło w moje ręce?

Wybrałam się a Targi Rzeczy Ładnych, które byłyby świetnym wydarzeniem, gdyby cała masa innych ludzi też nie wpadła na ten sam pomysł wybrania się na nie. Wygląda więc na to, że wyrosłam z tłumów i z targów wszelakich (kilka ostatnich prób skończyło się w ten sam sposób…). Niemniej jednak organizatorzy zabrali naprawdę godną grupę wystawców – mam wrażenie, że z pół mojego instagrama tam było.

A ja dorwałam dwa drobiazgi, którymi pocieszyłam się godnie. Po pierwsze – urocze różane mydełko Bydgoskiej Wytwórni Mydła (TUTAJ je zajdziecie). Pięknie pachnie, jest odpowiednio tłuściutkie, no i zachwycam się opakowaniem. Poza tym udało mi się w końcu zdobyć kubeczek, na który czaiłam się od dawna! No powiedzcie, czyż to nie jest istne chmurkowe cudo? Od Trzask Ceramics. A kto wie, ten wie, że do nich to dopiero trzeba się dopchać!

Chciałam jeszcze dodać, że częścią targów była świetna wystawa prac Karola Śliwki, autorstwa Patryka Hardzieja i Ady Zielińskiej. Jeśli będziecie mieć okazję zobaczyć, a insertujecie się grafiką, to bardzo warto. Na pamiątkę tejże – karteczka.

Pokazywałam Wam jakiś czas temu w social mediach, że wygrałam zestaw kosmetyków Dr.Hauschka. Oto i on – kremik różany, krem do mycia twarzy, tonik i balsam do ust.

Zapewne znacie tę markę, bo to jedna z pierwszych takich naturalnych. Mam wrażanie, że wszystkie te naturalne marki pochodzące z terenów Niemiec czy Austrii, ci pionierzy ekologiczni, mają bardzo specyficzną, podobną filozofię zarówno tak ogólnie, ale także o prostu w opracowaniu składów czy choćby w bardzo znaczącym użyciu alkoholu w formułach. Te kosmetyki też zazwyczaj bardzo charakterystycznie, podobnie pachną. Tak mamy także tutaj. Z pewnością więc z marką polubią się osoby doceniające ten pierwotny ekologiczny niemieckojęzyczny zamysł.

Moim ulubieńcem został ten najmniejszy słoiczek – balsamik do ust. Jest po prostu cudowny. Działa jak tłuściutki opatrunek dla podrażnionych, spierzchniętych, czasem wysuszonych warg. Pachnie łagodnie i smakowicie.

Super jest też ten krem myjący, choć ja nazwałabym go raczej pastą. Nie jest to kosmetyk pieniący się, tylko właśnie treściwa pasta na drobinkach migdałowych, pełna roślinnych ekstraktów. Świetnie oczyszcza, jednocześnie pielęgnując.

O kremie różanym sporo dobrego się nasłuchałam, wiele osób go poleca. Dla mnie jednak do codziennego stosowania jest zbyt tłusty. Bo to taki prawdziwy, równie treściwy tłuścioch. Za to bardzo, bardzo przyjemnie różany. Polubiłam go stosując około dwa razy w tygodniu jako rodzaj całonocnej maski. I wtedy faktycznie działa przyjemnie, mocno odżywczo i regenerująco.

Tonik natomiast to mieszanka wody, ekstraktu z roślinki o nazwie przelot pospolity, alkoholu, oczaru i zapachu z olejków eterycznych. Ma bardzo charakterystyczny ten aromat, który mi nie podszedł, ale już moja córka uważa za piękny. Ja niestety za bardzo czuję tu alkohol. Ale za to doceniam prostotę. Więc chyba same musicie zdecydować.

A co tam u mnie?

Cieszę się każdym, nawet najmniejszym oddechem wiosny! Słońce i kwiaty dodają mi energii, której wciąż bardzo potrzebuję.

Jestem teraz w trakcie takich kuracji, że przez jakiś czas po nich nie mogę stosować mojej zdrowej diety. Nie przyswajam wtedy za bardzo warzyw. Ale potem znowu wraca i ochota i chęci do eksperymentowania roślinnego. I znowuż stwierdzam, że jestem w tym już bardzo dobra. 🙂

Efekty eksperymentów zawsze lądują w relacjach. A jak w końcu uda mi się jakiś przepis dopieścić i spisać, to Wam go tu zaprezentuję!

Na zdjęciach moje ulubione śniadanka czyli hipsta bułeczki lub grzanki z wędzonym tofu, żur grzybowy z kaszą gryczaną, krem z ziemniaczków i gruszki oraz wegańska wersja mojej brokułowej zapiekanki.

Prowadziłam ostatnio wspaniałe warsztaty dla moich pań seniorek w Szaflarach. Już czwarty raz. A były tak udane, że zupełnie zapomniałam porobić jakieś zdjęcia w trakcie i po… Muszę zacząć o nich myśleć, bo wyszły naprawdę piękne rzeczy – dosłownie piękne, bo panie tworzyły między innymi kwiatowe tabliczki zapachowe.

Byłam też na super koncercie Kasi Nosowskiej i Błażeja Króla. A poszłam na niego dla tej poniższej piosenki, która bardzo oddaje moje stany częste w ciągu ostatnich dwóch lat. No, piękna jest.

Inne piosenki też piękne!

Podsyłam Wam jeszcze pierwsze fiołki, pachnące wiosenną beztroską i włoskimi cukierkami.

I Misię, której ostatnio bardzo dobrze na mięciutkim łóżeczku młodszej mej pociechy.

I mirabelkowego kwiatka, który wyrósł mi przy biurku!

Bajka, prawda?

Olejek czterech złodziei – prościej

Kochani, na początek podrzucam Wam jeden z moich ostatnich kolaży. Na dobre zimowe sny!

Potrzebne nam bowiem takie uskrzydlające senne marzenia!

A po drugie, jako że sama sobie i bliskim naprodukowałam ostatnio olejków 4 złodziei, to postanowiłam i Wam podrzucić moją uproszczoną wersję, które idealnie wchodzi w standardowe buteleczki 10-mililitrowe.

A jeśli jeszcze nie wiecie co to właściwie jest ten złodziejski olejek i do czego służy, jeśli nie słyszeliście jeszcze słynnej legendy, to zachęcam do zajrzenia do TEGO wpisu. Tam już wszystko opisałam i wyjaśniałam w trudny pandemicznym czasie.

Zaznaczam raz jeszcze, że jest to moja autorska wersja. I ta z wpisu z 2020 roku i ta tutaj – nieco inna. Ta dzisiejsza receptura nie tylko ma ułatwić Wam (i mi) domową produkcję – łatwo się bowiem odmierza mililitry do butelki, jest także nieco łagodniejsza w zapachu, bardziej przytulna, cytrusowo-korzenna z lekką nutą ziołową. Dzięki temu jest także chętniej akceptowalna przez dzieci (powyżej 3 roku życia), a na tym mi właśnie zależało.

Olejek czterech złodziei – wersja autorska uproszczona

Składniki / olejek 10 ml

  • 2 ml olejku goździkowego 
  • 2 ml olejku cytrynowego
  • 2 ml olejku pomarańczowego 
  • 1 ml olejku cynamonowego z kory 
  • 1 ml olejku eukaliptusowego
  • 1 ml olejku rozmarynowego
  • 1 ml olejku tymiankowego

Wszystkie olejki przelewamy do buteleczki. Przechowujemy w suchym, chłodnym miejscu.

Jak stosować olejek? Po całość i instrukcje zapraszam raz jeszcze do wpisu z 2020 – TUTAJ.

A tu zacytuję z tamtego wpisu podstawowe sposoby:

  • Nakładam dwie kropelki na ubranie przed wyjściem z domu, tworząc w ten sposób tzw. zapachowy filtr biologiczny (wg Herbiness). Taką ładną nazwę wyczytałam ostatnio, choć olejki stosuję właśnie w ten sposób od wielu lat. Z taką kropelką po domu chodzi także moja córka, wymiennie z czystą lawendą.
  • Dodaję kilka kropelek do środków czyszczących różne powierzchnie w domu – głównie kuchnię i łazienkę (używam Zielko), dzięki czemu nabierają siły dezynfekującej.
  • Dodaję odrobinę do maceratu z nagietka, który wmasowuję w skórę po kąpieli (o tym będzie niedługo osobny post).
  • Olejek można dodać także do preparatów antybakteryjnych do rąk, do mydeł w płynie, do balsamu do ciała, do soli lub olejku do kąpieli, do płynu do prania. Ważne, aby zachować umiar i przestrzegać zasad bezpieczeństwa.
  • Oczywiście możemy także stosować olejek w dyfuzorze lub kominku do aromaterapii.

W roli głównej: La-Le Acne

Markę La-Le znam od dawna i co jakiś czas podglądam jej działania na rynku i nowości, które wypuszcza. Trzymam też zawsze kciuki – jak to za nasze rodzime, prężnie działające przedsięwzięcia.

Ostatnio miałam to szczęście, że udało mi się wygrać jeden z konkursików w social mediach La-Le i tak oto w moje ręce wpadła naraz cała seria Acne. A jak już wpadła, to pomyślałam, że wypróbuję i ja (cera wciąż skłonna do niedoskonałości) i córa moja – nastolatka jak się patrzy. A przy okazji i tutaj Wam zaprezentuję, jeśli kosmetyki będą tego warte.

I co się okazało?

Ale od początku. O serii przeczytamy tak: Całościowa pielęgnacja cery ze skłonnościami do niedoskonałości wymaga kompleksowego podejścia, które łączy działanie oczyszczające, złuszczające i nawilżające. Taka pielęgnacja pomaga nie tylko redukować istniejące problemy, ale również zapobiegać ich nawrotom, zapewniając zdrowy i promienny wygląd skóry.

Po testach zatem licznych, od razu mogę powiedzieć, że polecam – cerom i młodym i starszym wymagającym takiej pielęgnacji. Jest jednak pewne „ale”. Kosmetyki bowiem są… hmmm…. bardzo mocne. Intensywne. Mam wrażenie, że skoncentrowano w nich całą masę wartościowych składników – co, swoją drogą jest warte zauważenia w kwestii przystępnej ceny. Mamy więc bardzo dobry stosunek jakości do cen. Osobiście jednak polecałabym tutaj zwrócenie dużej uwagi na balans i nie stosowanie na co dzień wyłącznie tych produktów, a uzupełnianie ich o kosmetyki mocno nawilżające i kojące.

Tylko, żeby nie było, że to wada. Wiemy bowiem, mam nadzieję, dobrze, że każda cera wymaga indywidualnego podejścia. Każda inaczej reaguje. Jeśli więc stwierdzicie, że Wasza skóra potrzebuje także mocnego łagodzenia, to stosujcie kosmetyki z serii Acne wymiennie z produktami o działaniu kojącym lub „odmładzającym”. Mi się to bardzo dobrze sprawdziło. Zauważam widoczne zmniejszenie powstawania zaskórników i krostek, stosując produkty raz na jakiś czas.

A co to my tu w tej serii mamy…

Mamy otóż krem do twarzy. Niby wiadomo – krem to krem. Ale ten takim normalnym kremem nie jest! Konsystencją przypomina raczej tłustawą emulsję. Zapach natomiast… rzekłabym, że świadczy o tym bogactwie przeciwtrądzikowych składników, które z natury swej rzeczy, nie pachną ładnie. 🙂 Czuć jednak jego moc. I to zaraz po nałożeniu na buzię. W składzie mamy także składniki nawilżające, ja jednak, jak wspominałam, stosuję go wymiennie z innymi produktami. Nie mam jednak mocno problematycznej skóry – myślę, że mógłby przy takiej zrobić niezły porządek.

Z ciekawych składników znajdziemy tu: kwas salicylowy, alantoinę, hydromanil, olej z pietruszki, olej tamanu, hydrolat z szałwii, ekstrakt z pomarańczy i ekstrakt z marchwi. Pojemność 60 ml, wydajność – przez swą tłustszą konsystencję, duża – myślę więc, że naprawdę warto.

A oto mój faworyt – Tonik do twarzy z mikronizowanym srebrem. Ten z kolei pachnie cudownie! I cudownie sprawdza się w codziennej pielęgnacji – wspaniale przygotowuje buzię do dalszych zabiegów, świetnie odświeża, a jeśli jeszcze pomyślimy ile w nim dobra…

Wybraliśmy taka postać srebra, która ma właściwości przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze, a także antywirusowe. Wspomaga regenerację nabłonka, działa ściągająco na skórę. Dodatkowo w małej buteleczce zamknęliśmy mocznik, kombuchę, hydrolat z szałwii i hydrolat z borowiny.

Mamy więc przeciwtrądzikowy koktajl o lekkim zapachu, który uprzyjemnia codzienne pielęgnacyjne rytuały.

Maść punktowa z cynkiem – to z kolei ulubieniec mojej córy. Od siebie zaznaczę, że taka ilość wystarczy chyba na pół życia 🙂 Więc tym bardziej stwierdzam, że cena jest świetna. A czemu lubimy tę maść? No… bo działa!

Jest to maść cynkowa, czyli wysuszająca niedoskonałości, ale wypełniona także innymi składnikami o działaniu przeciwbakteryjnym i łagodzącym. Maść zatem nie tylko wysusza, ale w tym samym czasie regeneruje i pozwala się skórze zagoić. Zapach nadaje jej olejek herbaciany, który wspaniale uzupełnia działanie maści.

Elixir rozjaśniający – czyli dosyć mocny preparat na przebarwienia z witaminą C i tajemniczo brzmiącymi składnikami: arbutyną, kompleksem darkout i hydromanilem.

Podoba mi się szczerość opisu na stronie: Do rozsądnego stosowania 🙂 W miarę potrzeby stosować na oczyszczoną i suchą twarz. Nałóż 4-5 krople produktu, omijając okolice oczu. Eliksir możesz używać punktowo na pojedyncze przebarwienia. Częstotliwość aplikacji jest zależna od reakcji skóry na produkt. Jeśli nie wystąpiło wysuszenie, to możesz powtórzyć aplikację nawet następnego dnia.

Tutaj przyznam, że same musicie sprawdzić, jak działa na Wasze przebarwienia. Jeszcze ostatecznej opinii wydać nie mogę 🙂

Polecam jednak spokojnie Peeling kwasowy! Stosuję raz w tygodniu i sprawdza się tu świetnie. W zasadzie – spełnia swoje zadanie. Choć i tutaj zacytuję zapis ze strony – „dla potrzebujących rozważnych i uważnych”. Po prostu – wszystko z umiarem i balansujemy mocnym ukojeniem i nawilżaniem.

Muszę jednak zwrócić uwagę na jeden ważny mankament – brak sposobu użycia na etykiecie na buteleczce. Co akurat w przypadku tego produktu wydaje się bardzo istotne. Przed użyciem musiałam zajrzeć na stronę.

Reasumując – produkty są bardzo dobre, nie oszczędzano na składnikach aktywnych, ale są to też produkty do używania z głową. Można przedobrzyć. Ale można także cieszyć się piękną, gładką buzią. Myślimy więc i dopasowujemy pielęgnacje do własnej skóry!

Kosmetyki zajdziecie na stronie La-Le.

Otulająca miodowa pasta do oczyszczania twarzy

Robiliśmy już kiedyś wspaniałą miodową pastę do oczyszczania twarzy. Nazwałam ją wtedy miodulką i zachwycałam się nią bardzo. Ale ta tutaj… no och! Co za otulające cudo!

Polecam Wam bardzo tę niesamowicie prostą pastę w okresie zimowym, a zwłaszcza świątecznym. Dodałam bowiem do niej odrobię olejku pomarańczowego i szczyptę cynamonu, dzięki czemu niby codzienna, konieczna wręcz czynność, zamienia się w otulający, cudownie przytulny rytuał pielęgnacyjny. Jej zapach koi zmysły i wprawia w ten lekki gwiazdkowy nastrój!

No a najważniejsze – po zastosowaniu miodulki buzia staje się niewiarogodnie gładka i mięciutka. Skóra jest oczyszczona i odżywiona. Połączenie miodu i oleju lnianego wygładza, regeneruje, nawilża i pielęgnuje. Delikatna biała glinka i mączka owsiana wyciągną wszelkie zanieczyszczenia, zadziałają jak delikatny peeling i lekko zmatowią nam cerę.

A ten zapach pomarańczowo-cynamonowy… Cudo!

Miodowa pasta do oczyszczania twarzy

Składniki:

  • 40 ml miodu płynnego
  • 30 g białej glinki
  • 20 ml oleju lnianego
  • 10 g mączki owsianej
  • 4 kropelki olejku pomarańczowego
  • szczypta cynamonu

Całość dokładnie mieszamy do uzyskania konsystencji gęstej pasty. Przekładamy do czystego pojemniczka.

Sposób użycia: niewielką ilość pasty rozrabiamy w dłoni z ciepłą woda i masujemy nią wilgotną twarz. Po chwili zmywamy wodą. Przechowujemy szczelnie zamknięte w suchym miejscu.

Do jesiennej kosmetyczki

Natknęłam się oto ostatnimi czasy na kilka fajnych produktów, które jak nic nadają się do jesiennej kosmetyczki! Jest coś co pięknie pachnie (wąchałam!), coś do makijażu, coś, co zadba o naszą skórę.

A może już znacie któryś z tych kosmetyków?

  1. Flagolie Perfumowana mgiełka do ciała BIAŁA HERBATA i MANDARYNKA – pachnie przepięknie! – Ta drzewno-kwiatowa kompozycja cechuje się wyjątkową świeżością i atrakcyjnością. W pierwszym momencie urzeknie nas mieszanka szałwii muszkatołowej, włoskiej mandarynki i morskich akordów, W sercu zapachu dominują orzeźwiające nuty białej herbaty i pudrowe nuty irysa. W bazie odnajdziemy zmysłowe akordy drzewa cedrowego, bursztynu i wykwintnej fasolki tonka. / Flagolie
  2. Couleur Caramel Naturalny cień do powiek z aplikatorem Magic Eyes n°171 Taupe z kolekcji „Bella Venezia”- wyjątkowy odcień taupe, będący idealnym połączeniem szarości i brązu, subtelnie podkreśla naturalny kolor oczu, nadając makijażowi elegancki i wyrafinowany wygląd. / Couleur Caramel
  3. Mohani Szampon nawilżający w kostce Lunula – jaki piękny, prawda? – Seria Roots zainspirowana została tradycją ziołolecznictwa oraz bogatą historią słowiańskich korzeni. Nazwa szamponu wywodzi się od słowiańskiego symbolu księżyca i kobiecości – LUNULI. Była to najważniejsza ozdoba słowiańskich kobiet. Miała kształt półksiężyca i uważana była za amulet wzmacniający kobiecą siłę. W recepturze szamponu użyto ekstrakty z pradawnych słowiańskich ziół i roślin takich jak: ekstrakt z korzenia prawoślazu, ekstrakt z liści kolendry, ekstrakt z młodej pszenicy i ekstrakt z młodego jęczmienia. Działają one nawilżająco, zmiękczająco i wygładzająco na włosy. / Kopalnia-Zdrowia.pl
  4. Jozka Balsam do ust Naturalny balsam do ust na bazie wosku pszczelego, naturalnych, najwyższej jakości olejów roślinnych oraz steroli z owocu granatu. Za piękny zapach balsamu odpowiadają naturalne olejki z mięty i kardamonu. Dla mnie cała marka to nowość – znacie? / Jozka
  5. Mokosh Nawilżający balsam do ciała GruszkaBalsam o soczyście świeżym, a jednocześnie pełnym słodyczy zapachu gruszki to wyrafinowana, bogata formuła, oparta na połączeniu silnie nawilżających i odmładzających składników roślinnych z najnowszymi osiągnięciami nauki. / Mokosh
  6. Orientana Rozjaśniający krem-maseczka z witaminą C HELLO PAPAJAMaseczka z witaminą C i skwalanem o kremowej konsystencji, zamknięta w ekonomicznym opakowaniu. Miks składników zadba o promienność Twojej skóry, jej gładkość i złagodzi podrażnienia. Maseczka dodaje oddechu cerze, która na co dzień walczy z niekorzystnymi czynnikami z zewnątrz. Kosmetyk zapewnia również nawilżenie cerze, sprawiając, że staje się przyjemnie miękka. / Orientana
  7. Nowość marki Slavia – Serum na przebarwienia z kapsułkowaną arbutyną skutecznie rozjaśnia skórę i redukuje przebarwienia dzięki aktywnym składnikom. Zawiera arbutynę zakapsułkowaną w liposomie, która hamuje tyrozynazę, oraz fermentowany resweratrol, który chroni skórę przed UV i wspiera jej regenerację. Azeloglicina® poprawia koloryt, redukuje plamy i reguluje sebum. Ekstrakt BRIGHT Oléoactif® z prawoślazu, otrębów ryżowych i lukrecji wybiela skórę, a witamina C i astaksantyna działają rozjaśniająco, antyoksydacyjnie i przeciwzapalnie. Formuła oparta na olejach fermentowanych zapewnia lekką konsystencję i efektywną penetrację. Brzmi bardzo poważnie, prawda? / Slavia
  8. My Magic Essence Serum liftingująco-ujędrniające Divine Nectar – To innowacyjne serum przeciwstarzeniowe, które łączy nowoczesną biotechnologię z naturą. W Divine Serum zostały wykorzystane przełomowe składniki, takie jak egzosomy, czynniki wzrostu i kolagen trzeciej generacji. Egzosomy roślinne w stężeniu ponad 10 milionów na ml wspomagają produkcję kolagenu i regenerację komórek, poprawiając elastyczność skóry oraz jej nawilżenie. Kompleks czynników wzrostu widocznie redukuje zmarszczki i wspomaga regenerację skóry, a kolagen biotechnologiczny działa przeciwstarzeniowo i przyspiesza gojenie mikrouszkodzeń. / Kopalnia-Zdrowia.pl
  9. Nowość marki Phenome – Intensywnie odmładzające serum na dzień i na noc No. 22 Intensywnie działające składniki aktywne to coś, co kocha dojrzała skóra. Po 40. roku życia zaczyna działać zasada: im więcej, tym lepiej! Dlatego nasze kosmetyki pełne są wielu składników aktywnych, które nawzajem uzupełniają się działaniem i wspierają osiąganie oczekiwanych efektów. Głównym składnikiem zastosowanym w serum No. 22 jest ORCHISTEM™ czyli ekstrakt z komórek macierzystych orchidei. Daje efekt widocznego uniesienia górnej powieki, optycznie odmładza twarz i okolice oczu oraz przywraca blask. / Phenome
  10. Madara Mineralny róż do policzków Magnetic Blush – Formuła z czystymi pigmentami mineralnymi. Ten kolor spodobał mi się na jesień, ale chyba równie piękny jest ten o nazwie Cold Cheeks / Madara

Facebook