Tak jakoś znienacka wkroczyliśmy w jesień! A że jest to mój najulubieńszy czas w roku, ten przełom lata i jesieni, to i nastrój dopisuje! Siły i energia też są, dzieci po wakacyjnym lenistwie wróciły do placówek, czas więc najwyższy na… blogowanie!
Wracam tu więc do Was z jednym z moich ulubionych postów – misz-maszem inspiracyjnym pełnym jesiennych znalezisk. Tym razem w bardzo stonowanej kolorystyce. Czemu właśnie na taką mnie natchnęło! Opowiem Wam niedługo!
To co – znajdziecie tu coś dla siebie?
Stara, Dobra Książka – świeca sojowa – to złota chwila dla Ciebie, podczas gdy za drewnianym oknem walczy burza. To Ty, książka lub film, miły koc, herbata, wino czarną, srebrną nocą. To spokojne myśli otulone dźwiękiem trzaskającego w kominku drewna. / Jaskółka
Sweter VIJA ECRU – z najwyższej jakości moheru jest lekki jak chmurka / Le Collet
Galeria YES Maciej Rozenberg – Kolczyki L’ORFEO wykonane z pozłacanego srebra próby 0,925 oraz kryształów / YES
Jabłuszkowy talerz z kamionki – mam i uwielbiam! / H&M Home
Oversizowy sweter z półgolfem – MALMANA 2 / Tatuum
MINI HARMONY brązowa skórzana mała damska torebka – idealna na jesień / Daag
Spodnie sztruksowe Lizbona long cream – wyglądają na idealne! / By The Moon
Welurowy torebko – plecak (rozmiar L) – praktyczny i stylowy dodatek, ręcznie uszyty w Polsce z najwyższej jakości weluru, nadającego mu elegancki wygląd / Bohou
Glamoursy balerinka karo z marszczeniem w kolorze kawy z mlekiem / Glamoursy
Trawiaste Naturalny peeling – maska enzymatyczna – berberys, pestki dyni – delikatnie złuszcza martwe tkanki naskórka, pomaga oczyścić pory. Daje efekt gładkiej, zdrowej i wypoczętej skóry. W rezultacie niweluje oznaki zmęczenia i szarości. Ponadto zawarte w owocach substancje pozwalają na szybkie gojenie zmian trądzikowych i poparzeń słonecznych. / Kopalnia-Zdrowia.pl
Kto także uwielbiał serial Doktor Martin? I tak samo tęsknił do magicznych krajobrazów Kornwalii? Do małego miasteczka położonego nad nieco surowszym morzem, pośród wzgórz, klifów, pastwisk i kwiatów? Do małych kamiennych domków, tak ciasnych, a tak przez to uroczych. I wychodzących oknami na tak nieziemskie widoki!
Jeśli mieliście tak samo jak ja, to pewnie i Wam przypadnie do gustu moje nowe zauroczenie!
Whistlefish to marka, która powstała właśnie w Kornwalii, z miłości do tego niezwykłego wybrzeża.
Od 1997 roku Whistlefish łączy zapracowanych, troskliwych ludzi z przyjaciółmi, rodziną i miejscami za pomocą niepowtarzalnych kartek okolicznościowych, papieru do pakowania i dzieł sztuki.
Chyba wszystkie produkty marki i skupionych przez nią artystów są piękne. Moją uwagę skupiła jedna nowa kolekcja ilustracji w stylu linorytu.
Wkrocz w piękno Kornwalii dzięki naszej kolekcji Arched Lino. Każdy element oddaje esencję naszych ukochanych krajobrazów, miast i scen nadmorskich.
Wiosną można marzyć o wielu rzeczach… O słońcu na twarzy, ciepłym wietrze we włosach, o zapachu kwiatów mirabelki, o wielkim bukiecie bzu, o ciepłych wieczorach i obiadach jedzonych z hamaku z widokiem na kwitnąca wiśnię. Można też marzyć o zdrowiu i końcu leczniczego maratonu…
Ale czemu by nie pomarzyć także o kilku rzeczach bardziej przyziemnych, ale za to pięknych! Albo dobrze się zapowiadających. Albo w ogóle takich, które zostały stworzone po to, aby sprawić nieco zwyczajnej najzwyczajniejszej przyjemności!
Oto kilka moich obecnych obiektów pożądania! (poza kamizelką – tę już sobie zakupiłam!)
Glamoursy Good Mood – niezwykłe plecione sandały Good Mood w energetycznym różowym kolorze, ręcznie wykonane przez utalentowanego szewca Grzegorza. To połączenie wyjątkowego designu, niezrównanej jakości i komfortu / Glamoursy
Duży półmisek porcelanowy – ale cała kolekcja jest piękna / H&M Home
Klamra COUCOU SUZETTE red poppy – mak / Hygge Twist
Resibo Milky Reset 2w1 kremowy żel do oczyszczania i demakijażu – Ten lśniący, kremowy żel to coś więcej niż oczyszczanie i demakijaż. Aksamitna piana sprawia, że Twoja cera jest czysta, jedwabiście miękka, nawilżona i ukojona / Resibo
Kulta Kimono LUKIER – Pikowane krótkie kimono- kurteczka, wykonane na bazie Kioto, Wykonane z bawełny w piękny wzór rysowanych stokrotek / Kulta
Miya Cosmetics MyBBalm witaminowy krem BB do twarzy z SPF 30 – krem upiększający do twarzy i okolic oczu. Formuła zawiera: pigmenty mineralne, witaminy C i E, peptydy, niacynamid oraz fotostabilne filtry UV / Hebe
Habiba Sukienka Vanessa 3/4 ivory – na tyle lekka, że prawie nie czuje się jej na sobie / MISS LEMONADE
Trawiaste Porzeczkowa esencja – Dla skóry, która potrzebuje witamin i antocyjanów (działają antyseptycznie, przeciwzapalnie), które stymulują do wygładzania zmarszczek, wzmocnią naczynia krwionośne. Dla skóry, na której lubią pojawiać się długogojące się niespodzianki, ze skłonnością do ”zapychania”. Tonizuje, karmi drogocennym ziołowym eliksirem, nasącza wilgocią. Daje miły efekt wygładzenia skóry, zmiękcza martwy naskórek, doskonale nawilża i nasącza składnikami odżywczymi skutecznie poprawiając jej kondycję. / Trawiaste
My Magic Essence Krem do twarzy Pink Touch – Hydro Shot For Skin – rem na dzień i na noc do wszystkich rodzajów skóry – nawilżający, odbudowujący i kojący krem, który stanie się must-have w każdej rutynie pielęgnacyjnej. Intensywnie nawilża i wygładza odwodnioną skórę, zapewniając jej niesamowity komfort i ukojenie. / Kopalnia-Zdrowia.pl
Kamizelka Mango Teen (niby dla dzieci, ale największy rozmiar jest super) / Zalando
Sukienka koszulowa z nadrukiem ZW COLLECTION / Zara
Skórzana Torba Typu Shopper – Limited Edition / Parfois
Ja to wciąż tkwię w zachwycie. To taki mój normalny w sumie stan 🙂 Ale tym razem zachwyt mój rośnie w miarę wkręcania się w pewien magiczny, kolorowy świat!
Świat Moniki Więckowskiej, świat pachnący ziołami, octami i oxymelami. Świat, do którego zaprosiłam Was już w TYM poście. Zajrzyjcie tam koniecznie, bo tam jeszcze więcej takich uroczych buteleczek z magicznymi eliksirami!
A co w nich jest? Śmiem twierdzić, że naturalna magia!
Choć pierwsze octy i oxymel zakupiłam od Moniki sama, to tym razem dostałam od niej specjalną przesyłkę z niezwykłymi produktami do wypróbowania. A że tyle w niej było wspaniałości, to podzieliłam ją na pół. W dzisiejszej połówce zaprezentują się Wam wiosenne octy – kwiatowy, ziołowy i mój faworyt – botwinkowy! Ale są też oxymele i wiosenna ziołowa herbatka!
Od razu powiem, że w kolejnym rzucie znajdą się także takie przysmaki, jak musztarda, syrop z geranium czy sole ziołowe! Jeśli więc macie ochotę na takie cuda, to zachęcam do kontaktu z Moniką – tel. 603 704 626, monika_wieckowska@o2.pl
I zanim oddam Monice głos i zanim wejdziemy w ten niemal nierealny świat, to kilka słów ode mnie!
Chyba zostałam bowiem octomaniaczką. Bo całkiem poważnie, to ta różnorodność octów to dla mnie nowość, a już się w nich zakochałam. Są tak aromatyczne! Zwłaszcza ten botwinkowy – „robi” całą sałatkę. Można je popijać z wodą – tutaj najfajniejszy jest ten z kwiatów czarnego bzu. Można robić z nich sosiki. Można po prostu spryskiwać nimi warzywka. Można mieszać z miodkiem i dawać dzieciom na odporność. Są i piękne w swej różnorodności, w tych kolorach, i zachwycające smakowo. A najważniejsze, że niosą z sobą masę dobra dla naszego ciałka.
Jeszcze pragnę się pozachwycać oxymelami. O tym żółciutkim pisałam ostatnio i trzymam go w zapasie na trudniejsze czasy. Ale ten antystresowy to… ojejejuu! Fantastyczny! Coś jak zupełnie nowe różane doświadczenie. Pyszne to to, musujące, lekko chyba przefermentowane. I doprawdy przynosi takie różane ukojenie…
Tym razem mamy dla Was materiał Moniki o octach żywych, a potem przepis na jeden z oxymeli!
Ocet naturalnie mętny, z osadem, niepasteryzowany jest najzdrowszy. To ocet „żywy” zawiera żywe kultury bakterii, które pomagają utrzymywać zdrową florę bakteryjną w naszych jelitach. To naturalny probiotyk.
Moja przygoda z octami na dobre zaczęła się kilka lat temu od warsztatów octowych z Justyną Pargiełą (zielarz, fitoterapeuta i naturopata). Byłam u Justyny na różnych wykładach związanych z ziołami, gdzie poszerzałam swoją wiedzę w zakresie ich wykorzystania oraz stosowania dzikich roślin. Na wykładzie było ogłoszenie o warsztatach octowych – na początku nie byłam nimi zainteresowana. Przecież od lat robiłam octy jabłkowe, gruszkowe, śliwkowe, malinowe, więc myślałam: po co mi te warsztaty, szkoda czasu (warsztaty były zaplanowane w sobotę na 5 – 6 godzin). Mąż mnie jednak przekonał, ażeby na nie pójść. Z warsztatów wróciłam bardzo zadowolona i pozytywnie zakręcona na punkcie robienia octów (warsztaty odbyły się w styczniu 4 lata temu). Od tamtej pory moja „produkcja” octów z roku na rok jest coraz większa. Z roku na rok przybywało słojów z fermentującymi octami. W końcu wolne miejsca na blatach kuchennych zapełniły się i nie było gdzie stawiać słojów. W tamtym roku mąż zakupił mi regał (nazywam go fermentacyjnym) z 5 półkami, na którym obecnie stoją 32 słoje z fermentującymi octami wiosennymi.
OCET MOŻEMY ROBIĆ CAŁY ROK
Myślałam, że zimą nie będę robiła octów, ale bardzo się myliłam. Zimą też można je robić i zapewniam Was, że jest z czego! Zimą powstały wspaniałe octy z igieł sosny i świerka (właśnie zimą zawierają one najwięcej witaminy C), z mrożonych owoców (aronii, jarzębiny, truskawek i malin), z owoców z kompotu, z suszonych kwiatów, ziół, na owocach z nalewek, z dodatkiem różnych przypraw korzennych czy ucieranych płatków róży (uwielbiam różę w octach). Wiosna to pączki z różnych drzew, mnóstwo kwiatów (z ich zbiorem trzeba się śpieszyć, bo ich okres występowania szybko mija), ziół i nowalijek, no i oczywiście oskoła. Lato to sezon w pełni na owoce, warzywa, kwiaty i zioła. Jesień to warzywa korzeniowe i dynie. Cały rok to sezon na rozmaite octy.
Z CZEGO MOŻEMY ZROBIĆ OCET?
Octy możemy robić na wodzie z cukrem, na kombuczy, na oskole (soku z brzozy), z dodatkiem miodu czy domowych syropów (np. z kwiatów bzu, płatków róży, czeremchy itd.), na soku owocowym (ocet „podwójnie owocowy” np. jabłka w soku jabłkowym zrobionym dowolnym sposobem tj. z wyciskarki czy z sokownika), czy też z samego soku owocowego lub warzywnego, ziołowego z dodatkiem cukru. Octy praktycznie możemy robić ze wszystkich składników roślinnych (oczywiście z wyjątkiem roślin trujących).
Jestem zwolenniczką robienia octów z produktów lokalnych, ekologicznych, służących zdrowiu. Z reguły robię octy z tego co urośnie w moim ogrodzie lub okolicy (oczywiście z dala od dróg, w czystej okolicy) oraz z owoców i warzyw z pewnego źródła od znajomych. Jeżeli używam cytrusów to wybieram te eko i myję je bardzo dokładnie.
Niektóre octy są zaplanowane np. mój ulubiony ocet z płatków róży i ocet z podagrycznika co roku musi być. Jednak duża część octów powstaje spontanicznie. W ramach kuchni zero waste, wszystko, co zostaje po zrobieniu posiłków, ląduje w słoiku na ocet, np. resztki ziół, owoców czy warzyw. Jeżeli w ogrodzie coś trzeba przerwać na grządkach, bo nasiało się za gęsto czy jest czegoś za dużo, też trafia to do słoika. Potem zastanawiam się, co by tu jeszcze dorzucić, co będzie mi pasowało zapachowo i smakowo – czasem połączenia są niecodzienne i zaskakujące, a efekt doskonały. Zachęcam do eksperymentowania.
Moja obecna tabela z octami zawiera ponad 150 różnych octów (nadal ich liczba rośnie), ale to tylko kropla w morzu możliwości, jakie dają nam dostępne u nas składniki. To tylko propozycja. Możemy się „bawić”, dodając różne składniki o smakach i zapachach, które lubimy.
JAK WYKONAĆ OCET?
Każdy ocet „żywy” robimy podobnie. Potrzebny jest słój (wielkość dowolna), który wypełniamy do połowy rozdrobnionym surowcem (ziołami, owocami, warzywami, kwiatami), zalewamy to wodą z cukrem/miodem, kombuczą z cukrem do 3/4 wysokości słoika, przykrywamy ściereczka lnianą (ręcznikiem papierowym) i zabezpieczamy gumką. W początkowej fazie fermentacji burzliwej, mieszamy 2 razy dziennie (trwa ona około 2-3 tygodnie), potem zostawiamy w spokoju bez mieszania. Czas fermentacji i produkcji octu zależy od wielu czynników m.in. od temperatury w pomieszczeniu (im cieplej, tym przebiega ona szybciej, przy niskich temperaturach poniżej 20°C jest słabsza, najlepsza temperatura to 23 – 26 °C), użytych składników i dodanego cukru.
Fermentacja octowa przebiega w 2 etapach:
Etap 1. Pierwszy etap to fermentacja alkoholowa, która przechodzi prawie równolegle w fermentację octową. Fermentacja octowa to tlenowy rozkład alkoholu etylowego na kwas octowy, wodę i produkty uboczne. Produkty uboczne powstałe podczas fermentacji octowej są bardzo ważne i nadają octowi przyjemny smak i zapach. Zdolność do tego rodzaju fermentacji mają bakterie octowe Acetobacter (pałeczki octowe).
Etap 2. Po około 4 – 6 tygodniach ocet jest już prawie gotowy, odcedzamy surowiec, a płyn zostawiamy jeszcze w słoju przykryty ściereczką na 2 – 3 tygodnie do dalszej, cichej fermentacji i dojrzewania. W tym czasie w occie może się zrobić galaretowaty krążek, czyli matka octowa. Jest to jak najbardziej naturalny i pozytywny objaw.
Obecność matki to dowód na bioaktywność octu i jego wysoką jakość, ale z czasem będzie się ona powiększać i dosłownie wypijać nam ocet. Najlepiej zdjąć ją, dodać do nowego octu (przyspieszy fermentację), zmielić i wykorzystać do sosu sałatkowego lub nawieźć nią rośliny w ogródku.
Po tym etapie ocet przelewamy do butelek,nie filtrujemy go dokładnie. Butelki opisujemy i odstawiamy. Taki ocet, naturalnie mętny, z osadem, niepasteryzowany jest najzdrowszy. To ocet „żywy” zawiera żywe kultury bakterii, które pomagają utrzymywać zdrową florę bakteryjną w naszych jelitach. To naturalny probiotyk. Picie łyżki takiego żywego octu rozpuszczonego w szklance wody może przynieść wiele korzyści dla naszego zdrowia i samopoczucia. Na pewno nie można go pić nierozcieńczonego. Ocet może podrażnić żołądek i cały przełyk, ale i negatywnie wpłynąć na szkliwo zębów. Dlatego trzeba go rozcieńczać wodą i pić na zdrowie.
Ocet nie ma terminu przydatności, wręcz im jest starszy, tym lepszy. Nie ma potrzeby trzymania octu w lodówce. Z czasem octy żywe nabierają mocy i jeszcze lepszego smaku.
Octy naturalnie fermentowane robiono i stosowano już w starożytności, pito octy z wodą jako napój chłodzący (dodatkowo ocet uzdatniał nieprzegotowaną wodę do picia).
Octy z naturalnej fermentacji zawierają polifenole, mikroelementy oraz związki bioaktywne. Dzięki nim octy wspomagają podnoszenie odporności, mogą wspomagać regulowanie poziomu cukru, mają działanie przeciwutleniające, wspomagające odchudzanie oraz obniżające ciśnienie. Dodatkowo zawsze ocet będzie miał właściwości surowca, z którego został wykonany. (źródło: „Starożytna superżywność: Octy naturalne” Justyna Pargieła).
Kwasowość octu żywego zależy od ilości dodanego cukru i ilości cukru zawartego w surowcu, z którego robimy ocet. Można ją zmierzyć za pomocą tzw. zestawu do miareczkowania. Moje octy mają kwasowość od 1,5 % do 8 % (ocet zrobiony na bazie kombuczy).
Materiał ukazał się w magazynie Gotuj w stylu eko.pl – znajdziecie go także na stronie magazynu gotujwstylueko.pl
Poniżej obiecany przepis na uniwersalny oxymel. Więcej o tych niezwykłych miksturach znajdziecie w poprzednim poście TUTAJ.
Użyte składniki są propozycją, skład może być za każdym razem trochę inny. Podstawa to dobry naturalny żywy ocet, dużo ziół, warzyw i przypraw o działaniu antybakteryjnym, przeciwwirusowym, przeciwzapalnym, rozgrzewającym i wzmacniającym naszą odporność oraz dobry naturalny miód.
Wszystkie zioła umyć i osuszyć. Kurkumę, imbir, chrzan, czosnek i zioła posiekać drobno. Wrzucić posiekane składniki do dużego słoja. Zalać octem, tak aby wszystkie składniki były przykryte.
Można użyć tylko octu jabłkowego (najważniejsze, żeby to był ocet żywy, naturalny) lub też innego octu wykonanego ze składnika o działaniu przeciwzapalnym, przeciwwirusowym i antybakteryjnym np. ocet tymiankowy, szałwiowy czy z geranium.
Słój zakręcić i odstawić do maceracji na minimum 3 tygodnie w temperaturze pokojowej, najlepiej zostawić nawet na 6 tygodni. Codziennie wstrząsnąć słojem. Po tym czasie odcedzić na sicie wszystkie składniki i dobrze je odcisnąć. Do odcedzonego płynu dodać miód i dokładnie wymieszać. Przelać do butelek i używać w razie potrzeby.
Zastosowanie:
Profilaktycznie i zapobiegawczo w okresie jesienno-zimowym stosuje się łyżkę oxymelu 1-2 razy dziennie. W początkowym stadium przeziębienia łyżkę co 2 godziny, a podczas infekcji łyżkę 3-4 razy dziennie.
Przypominam, że po te i inne smakowitości prosto z natury, zwracamy się do Moniki: tel. 603 704 626, monika_wieckowska@o2.pl Monika wysyła paczki wszędzie, gdzie potrzeba 🙂
Wiecie dobrze, że jedną z moich pasji jest wyszukiwanie pięknych rzeczy. I oczywiście dzielenie się moimi znaleziskami z Wami. Dodaje mi to zawsze dobrej energii i chęci do… w zasadzie do wszystkiego.
Takie to miłe po prostu.
I za to jestem wdzięczna Wam i sobie – za ten mój blog, za Lili. Bo mam taką moją kolorową przestrzeń, która wspiera mnie na co dzień.
Ale dość już z tą wdzięcznością, wróćmy do dzisiejszego tematu.
Dzisiaj bowiem zapraszam Was na już wiosenny podwieczorek. Pełen kwiatów i radosnych barw.
Oto co ostatnio znalazłam!
Kwiatowa zastawa – miski, miseczki i filiżanki / Flying Tiger
Ależ mam dzisiaj dla Was dużo informacji! I to różnych różniastych, ale postanowiłam zmieścić je w jednym obszernym poście. Bo bardzo, ale to bardzo chciałabym podzielić się z Wami moimi małymi odkryciami i zachwytami!
Mam więc coś do słuchania, oglądania i czytania (choć w sumie – gotowania), ale też kilka rzeczy, które szczególnie przypadły mi do serca. Będą to i kosmetyki i rzeczy różne. Takie, które dostałam od Aniołka i cieszą mnie bardzo, ale też coś niecoś co udało mi się upolować na tegorocznych wyprzedażach. Bo rzeczy potrafią sprawiać radość i nie dajcie sobie wmówić, że nie!
A zaczynamy od piosenki, która ostatnio wpadła mi w ucho i wyjść z niego nie może!
Fajne, prawda?
To teraz coś wyjątkowego do oglądania. Film dokumentalny Niezwykły świat grzybów polecił mi kolega na moim oddziale. Mówił, że jest niesamowity i że koniecznie muszę go zobaczyć. To zobaczyłam i z kolei – polecić muszę go Wam!
W piękny plastyczny sposób ukazuje nam on świat, o którym często nie mamy pojęcia, a w zasadzie nim żyjemy. Grzyby bowiem, kochani, są niesamowite. Wręcz magiczne. I są wszędzie!
No, zobaczcie! Znajdziecie go na Netflixie.
To teraz pora na czytanie. Choć w zasadzie gotowanie!
Bo wiecie, ja to ostatnio jestem jakby… monotematyczna. Sięgam po książki, które w ten czy inny sposób mają mi pomóc. A najwięcej to jakoś tak naturalnie czytam o żywieniu w profilaktyce i walce z rakiem.
Dzisiaj chciałabym polecić Wam coś lekkiego w tym właśnie temacie! Beat cancer kitchen autorstwa Chrisa Wark i jego żony Micah. Chris jest bardzo znanym na Zachodzie propagatorem kuchni antyrakowej, a właściwie bardzo radykalnego go niej podejścia. Sam niegdyś walczył z rakiem, bardzo dawno temu, i od tego czasu inspiruje innych do zmian w stylu życia, które nie tylko wspomagają terapie, ale też nieraz je zastępują. Jego strona Chris Beat Cancer to skarbnica wiedzy i wielu pozytywnie nastrajających historii osób, które pokonały tę trudną chorobę. Wcześniej czytałam już jedną książkę Chrisa – Ty też możesz pokonać raka, przeszłam także jego kurs online, a teraz zachwycam się pomysłami na potrawy!
Beat cancer kitchen to nie tylko książka kucharska. To skarbnica wiedzy, pomysłów i nadziei. Przepisy są proste, choć nieraz trochę nazbyt amerykańskie. Z pewnością wykorzystam wiele z nich jako bazę dla moich własnych pomysłów.
Ach, książka nie ma polskiej edycji. Jest po angielsku, a znajdziecie ją choćby na Allegro.
Jeśli już posłuchaliśmy, pooglądaliśmy i pogotowaliśmy, to pora na małe polecenia kosmetyczne i nie tylko!
Zachwycać się lubię. Wiadomo. A oto czym zachwycałam się ostatnimi czasy!
Świeca sojowa Ciepły Wieczór marki Senua – czyli dziecko dziewczyn z Kopalnia-Zdrowia.pl o zapachu jabłka i mandarynki z cynamonem, goździkami i jodłą. No po prostu coś idealnego na taką zimę, jaka nam obecnie panuje. I chyba doprawdy nie ma lepszej definicji zapachowej ciepłego wieczoru! / Ja świecę dostałam od Aniołka, a Was odsyłam na stronę Kopalnia-Zdrowia.pl
Krem barierowy SPF50 nawilżająco-ochronny od Bielendy to moje małe zimowe odkrycie. Polubiłam się z nim bardzo i nakładam go o poranku w zimne dni. Jest to kremik z tych tłustszych, po których czujesz, że skóra jest zabezpieczona przed całą tą polsko-zimową aurą. Jest też mięciutka i nawilżona. No i ma filtr SPF 50, więc chronimy skórę na wszelkie sposoby. Krem kupiłam sobie sama na House of Beauty Brands – czyli w sklepie Bielendy.
FEEDSKIN Bye Eye Bag Serum pod oczy czyli mój obecnie ulubiony kremik pod oczy wypełniony samymi dobrymi składnikami. No i pachnie lekko kawą, co samo w sobie jest przyjemne i pobudza. Na etykiecie wyszczególniono najważniejsze komponenty takie jak kofeina, pullalan, trehaloza, betulina, liporetinol i kwas hialuronowy. Więcej o nich poczytacie na stronie Sylveco, ja tylko dodam, że skóra po oczami jest widocznie ładniejsza!
A kiedy chcę dodać tym trochę bardziej szarym dniom nieco magii, maluję sobie magiczną kreskę na oczach i cały świat staje się brokatowy! Naprawdę! To działa! Polecam do tego celu moje małe odkrycie sprzed kilku miesięcy – Cross the Line Eyeliner Wibo. Ma naprawdę śliczny odcień, mieni się syrenio i dodaje blasku oczom. Do tego wygodnie się nakłada i wystarcza na bardzo długo. Ja go kupiłam w Rossmannie zdaje się, ale znjadziecie go też na stronie Wibo.
W prezencie świątecznym od marki Sylveco dostałam Zimowe masło do ciała o zapachu wiśni i cynamonu i totalnie przepadłam. Jest uzależniające! Całkowicie uwielbiam ten zapach! Jeśli dobrze pamiętam to czerwona seria kosmetyków Vianek tak właśnie pachnie. Problem tylko taki, że te zimowe kosmetyki są wersją limitowaną i nie ich już na stronie producenta. W zestawie znajdziecie je choćby w Hebe.
A z rzeczy niekosmetycznych, a całkowicie rzeczowo-materialnych, to poniżej moje małe zachwyty, które cieszą mnie na co dzień!
Wzór tego pledu-kocyka-narzutki zachwycił mnie już dawno. Być może już go nawet Wam pokazywałam. Jest to kocyk marki Medicine. A dokładniej jeden z kilku bardzo ciekawych kocyków, które marka udostępniła w zeszłym sezonie. Wszystkie piękne, ale ten najpiękniejszy. I sama nie wiem, czy ładniej prezentowałyby się na ścianie czy na łóżku. Kocyk dostałam w końcu w prezencie od Aniołka i służy jako narzuta. I cieszy oczy! / znajdziecie go na Answear
Kiedy najlepiej kupować letnie sukienki?W środku zimy! Bo można znaleźć je w super cenach na wyprzedażach. I tak to właśnie mam z Zarą, że w zimie kupuję sobie jakąś wyjątkową letnią sukienkę. Tym razem, zwłaszcza ze względu na moje operacyjne historie i no… nieco inne potrzeby… wybrałam taką tunikę z wiskozy ze złotą nitką i zamierzam w niej przechodzić całe lato. Nie ma chyba wygodniejszej formy sukienki, prawda? / Zara
Z kolei w Promodzie nabyłam moją nową ulubioną bluzę z cudownie złocistym wspaniałym nadrukiem. I teraz tak promieniuję tymi dobrymi wibracjami! No i pasuje do wszystkiego 🙂 / Promod
Zamarzyły mi się takie gwiezdne magiczne kolczyki o różnych długościach i Aniołek mi je przyniósł! Mają urocze perełki i także sprawiają, że wszystko zaczyna być jakieś takie… niebiańskie! / Parfois
A to mój nowy ulubiony kubeczek. W wielkości idealnej na kawę. Mam ostatnio małe zboczenie w kierunku kamionki i takich właśnie kolorów. Także dziękuję znowuż bardzo Aniołkowi! I chyba jeszcze dokupię niebieski… / Duka
Na koniec uroczy kuferek, który nabyłam na bardzo przyjaznej promocji, której już nie ma. Już wcześniej przykuł moje oko, bo od dawna rozglądałam się za taką uniwersalną torebką do wszystkiego i koniecznie z paskiem cross-body. Miało być praktycznie, wygodnie i ładnie. No i jest cudownie! Torebkę znalazłam na Botimo
Na koniec jeszcze podzielę się z Wami kilkoma nie-rzeczami, które mnie teraz cieszą:
ten tydzień jest pierwszym tygodniem od dawna, kiedy nie musiałam być w szpitalu. Cieszę się nim jak dziecko, bo te mrozy sprawiają, że dom jest teraz najprzytulniejszy. Szkoda tylko, że prędko się taki domowy tydzień nie powtórzy.
małżonek dodał mnie do swojego Spotify i sobie teraz słucham super muzyczki bez reklam. Tak wiem… dopiero teraz… No ale się cieszę!
wczoraj zrobiłam tak dobrą ogórkową (wegańską!), że moje córki dojadały dokładki i zeszła cała od razu. Drobiazg, ale cieszy!
zazwyczaj późną jesienią poszukuję kalendarza-planera, do planowania moich działań bliższych i dalszych. Tej jesieni myślałam, że odpuszczę, bo z zeszłorocznego planowania wyszły nici. Wygląda jednak na to, że wracam do gry i planować muszę! I rozpisywać sobie pomysły i no… wszystko. Zakupiłam więc planer teraz, kosztował już grosze i powoli się wypełnia. 😀 😀 😀
nauczyłam się praktykować wdzięczność tak jakby… nieustająco. Czuję ją co chwilę i zachwycam się nią w najdziwniejszych momentach. I to jest wspaniałe!