Robiliśmy już kiedyś wspaniałą miodową pastę do oczyszczania twarzy. Nazwałam ją wtedy miodulką i zachwycałam się nią bardzo. Ale ta tutaj… no och! Co za otulające cudo!
Polecam Wam bardzo tę niesamowicie prostą pastę w okresie zimowym, a zwłaszcza świątecznym. Dodałam bowiem do niej odrobię olejku pomarańczowego i szczyptę cynamonu, dzięki czemu niby codzienna, konieczna wręcz czynność, zamienia się w otulający, cudownie przytulny rytuał pielęgnacyjny. Jej zapach koi zmysły i wprawia w ten lekki gwiazdkowy nastrój!
No a najważniejsze – po zastosowaniu miodulki buzia staje się niewiarogodnie gładka i mięciutka. Skóra jest oczyszczona i odżywiona. Połączenie miodu i oleju lnianego wygładza, regeneruje, nawilża i pielęgnuje. Delikatna biała glinka i mączka owsiana wyciągną wszelkie zanieczyszczenia, zadziałają jak delikatny peeling i lekko zmatowią nam cerę.
A ten zapach pomarańczowo-cynamonowy… Cudo!
Miodowa pasta do oczyszczania twarzy
Składniki:
40 ml miodu płynnego
30 g białej glinki
20 ml oleju lnianego
10 g mączki owsianej
4 kropelki olejku pomarańczowego
szczypta cynamonu
Całość dokładnie mieszamy do uzyskania konsystencji gęstej pasty. Przekładamy do czystego pojemniczka.
Sposób użycia: niewielką ilość pasty rozrabiamy w dłoni z ciepłą woda i masujemy nią wilgotną twarz. Po chwili zmywamy wodą. Przechowujemy szczelnie zamknięte w suchym miejscu.
Nadeszła w końcu taka pogoda, że zaczęliśmy ją czuć w gardłach, w osłabieniu, z nosa cieknie, skupić się nie można i nawet trochę trudniej cieszyć się początkiem okresu świątecznego. Polecam wtedy odpalić sobie wieczorem kominek zapachowy i wykorzystać takie piękne pachnące woski.
Dodałam do nich olejki, które pomogą zwalczyć chorobę w zarodku, odetkają nam noski, ukoją umysł i zadziałają wręcz magicznie na skupienie i koncentrację. Moje woski pachną więc tymiankiem, rozmarynem i lawendą.
Woski oswajające zimę
Składniki / na 4 woski
50 g wosku sojowego
30 kropelek olejku tymiankowego
10 kropelek olejku lawendowego
10 kropelek olejku rozmarynowego
do dekoracji – iglaki i czerwony pieprz
foremki do muffinek
W szklanej zlewce lub kubku/miseczce roztapiamy w kąpieli wodnej wosk. Kiedy będzie płynny, ściągamy go z ognia i dodajemy olejki eteryczne. Mieszamy i przelewamy po równo do foremek. Po chwili, kiedy zacznie mętnieć, układamy na woskach dekoracje, lekko je dociskając. Odstawiamy na pół godziny, wyciągamy z foremek. Wosk roztapiamy w kominku zapachowym.
I od razu ta zima staje się… łagodniejsza!
Ach, wraz ze zdjęciami wosków, załączam także to piękniejsze oblicze zimy z porannego spaceru!
Już od dawna posiadacze jedynie pryszniców czuli się dyskryminowani u mnie na blogu… Bo wiecznie te babeczki i i inne słodkości do kąpieli polecałam i robiłam… Faktycznie brakowało tutaj prysznicowych treści! Niniejszym więc zapraszam na pierwszy z prysznicowych pomysłów!
Zrobimy dzisiaj bowiem aromaterapeutyczne babeczki prysznicowe! Bywają ładnie z angielska zwane bath fizzers, a u nas czasami kostkami prysznicowymi. A czym są?
W mojej wersji to urocze babeczko-kwiaty wypełnione wrzosem, po które sięgamy w trakcie brania prysznica po to, aby stał on się o przyjemnym relaksującym doświadczeniem. Takie babeczki kładziemy bowiem w brodziku albo gdzieś na pobliskiej półeczce – tam gdzie dociera strumień wody. Możecie też wsadzić taką babeczkę w mały woreczek i zawiesić ją na słuchawce od prysznica. Pod wpływem ciepłej wody zacznie ona musować i uwalniać olejki eteryczne, które podziałają na nas rozluźniająco. Jeśli prysznic będzie gorący i utworzy się dużo pary, to także dostanie się do niej nieco magnezowej solanki!
Babeczki prysznicowe z kwiatami
1 porcja / 5 babeczek
Składniki:
8 łyżek sody oczyszczonej
6 łyżek kwasku cytrynowego
4 łyżki soli Epsom
3 łyżki skrobi ziemniaczanej
15 kropelek olejku lawedowego
10 kropelek olejku pomarańczowego
10 kropelek olejku bergamotowego
woda w spryskiwaczu
kwiaty do dekoracji (ja użyłam dwóch łyżek kwiatów wrzosu, które dodałam do babeczkowego ciasta)
W misce mieszamy sodę, kwasek, sól i skrobię. Dolewamy olejki. Wybieramy jedną z dwóch opcji dekorowania kwiatami – albo dodajemy do naszego „ciasta” dwie łyżki suszonych kwiatów i mieszamy całość razem albo przesypujemy odrobinę kwiatów (płaską warstwę) na dno foremek na babeczki. Ja użyłam silikonowych foremek w kształcie kwiatów, ale spokojnie nadadzą się także tradycyjne babeczkowe. Jeśli obawiacie się o odpływ, możecie pomiąć kwiaty.
Rozpoczynamy wyrabianie naszego babeczkowego “ciasta” ręką – najlepiej ubraną w jednorazową rękawiczkę. Co jakiś czas spryskujemy je lekko wodą. Jeśli zacznie musować, gasimy to musowanie mieszając. Ciasto wyrabiamy do takiej konsystencji, że jak ściśniemy je w dłoni i ją otworzymy, pozostanie na niej zwarty kształt.
Foremki wypełniamy do około 2/3 pojemności ciastem babeczkowym i dokładnie uklepujemy. Odstawiamy na noc do stwardnienia. Nazajutrz wyciągamy babeczki z papilotek. Przechowujemy w suchym miejscu.
SPOSÓB UŻYCIA: jedną babeczkę kładziemy na dno brodzika, na półkę pod prysznicem blisko strumienia wody lub zawieszamy w woreczku pod strumieniem wody podczas brania prysznica. Będzie musować i uwalniać zapachy.
UWAGA: babeczki prysznicowe różnią się od tych kąpielowych m.in. tym, że nie zawierają oleju – dzięki temu nie pośliźniemy się w brodziku. Jeśli jednak chcielibyście wykorzystać je do kąpieli, należy pamiętać, aby do wanny z wodą dolać około dwie łyżki oliwy, aby zminimalizować niebezpieczeństwo podrażnienia skóry olejkami.
Monikę Więckowską poznałam niedawno, w Lublinie. Przyszła z całym koszem pełnym tajemniczych buteleczek. Wyglądały jak jakieś magiczne eliksiry! A sama Monika jak dobra wróżka, która je tworzy i która od razu ujęła mnie swoją pasją i takim dobrym, nienachalnym przekazem, który to właśnie zachęcił do wgłębienia się w te wszystkie kolorowe płyny.
I tak od razu w zasadzie kupiłam co nieco. Monika dorzuciła mi w gratisie ocet z kwiatów czarnego bzu – powiedziała, że jest cudowny do lemoniad. I faktycznie wyczuła, że mi się spodoba – to teraz mój ulubiony. Wzięłam wtedy sama oxymel, bo coś tam już o tych kwaśno-słodkich miksturach wiedziałam, a czułam się troszkę gorzej. Zaaplikowałam sobie tego wieczoru to płynne złoto i doprawdy poczułam się lepiej. Nazajutrz skusiłam się na kolejne buteleczki. A kiedy wróciłam do domu, zapytałam Monikę czy nie zechciałaby, aby kilka jej słów o oxymelach znalazło się tutaj w Lili.
Bo przepadłam! Tak bardzo spodobał mi się sam oxymel (na zdjęciach jest już… nadpity, więc jest go mniej), ale też sól oxymelowa, którą Monika wytwarza z resztek po oxymelu. No i oczywiście octy. To jakaś czysta magia! Są aromatyczne, pięknie kolorowe, smakują wybornie i niosą ze sobą samo dobro dla naszych ciałek. Nauczyłam się też już pić wodę z łyżką octu, kiedy mam ochotę na coś nieco bardziej słodkiego. Zmniejsza to cukrowe skoki w organizmie. I właśnie tutaj ocet z kwiatów czarnego bzu sprawdza się wybornie. Malinowy jest cudowny w sałatkach. A ten z płatków róż… o nim na końcu. Bo oczywiście musiałam zastosować go kosmetycznie!
Ach, dodam jeszcze, że Monika zawsze podkreśla, że jej wyroby to samo dobro. Że są po brzegi wypełnione składnikami – albo kupnymi ekologicznymi, albo jej własnymi, zebranymi własnoręcznie. I to naprawdę czuć!
Jeśli macie ochotę na takie cuda, to zachęcam do kontaktu z Moniką – tel. 603 704 626, monika_wieckowska@o2.pl
A poniżej odkryjmy wspólnie magię oxymelów! Zapraszam na materiał o nich autorstwa Moniki.
Oxymel (oksymel) jest to tradycyjna mieszanina octu owocowego (najczęściej octu jabłkowego) i miodu wzbogacona różnymi dodatkami. Nazwa OXYMEL (z łac. Oxy – ocet i Mel – miód), wywodzi się z języka greckiego „oxymeli” i oznacza połączenie octu (oxos) (łac. oxy – utlenione wino) i miodu (meli) (łac. mel). Każdy z tych dwóch podstawowych składników ma wiele prozdrowotnych właściwości i wzajemnie się wzmacnia. Mieszaninę miodu z octem można dodatkowo wzbogacić macerując w niej warzywa, owoce, przyprawy i zioła o działaniu wspierającym zdrowie.
W literaturze oxymel nazywany bywa „octem miodowym”, „kwaśnym miodem”, „ognistym cydrem” (ang. fire cider, nazwany tak przez amerykańską zielarkę Rosemary Gladstar), „syropem ziołowym”, „najlepszym domowym antybiotykiem”, „starożytnym antybiotykiem”, „eliksirem zdrowia”, „tonikiem” lub „pikantnym syropem”.
Historia „kwaśnego miodu”
Oxymel ma szacowaną tradycję medyczną od 2500 do 3000 lat. Dzięki temu jest jednym z najciekawszych naturalnych środków terapeutycznych. Oczywiście dawni uzdrowiciele znali miód i ocet, a także cenili ich właściwości lecznicze. Z czasem założyli, że połączenie obu substancji w oxymelu będzie jeszcze skuteczniejsze.
Prawdopodobnie oxymel jest efektem potrzeby niemarnowania żywności (dzisiejszego zero waste). Historia ponoć była taka, że w starożytnym Rzymie ktoś postanowił zepsute wino, czyli naturalny ocet, dosłodzić miodem, by dało się je wypić. W wyniku tego ratowania resztek wytworzył się naturalny roślinny antybiotyk.
Oxymel jest udokumentowany we wszystkich ważnych systemach medycznych, od Ajurwedy i tradycyjnej medycyny chińskiej (TCM) po Unani (Medycyna unani lub Yunani to tradycyjna medycyna persko-arabska praktykowana w kulturze muzułmańskiej w Azji Południowej i współczesnej Azji Środkowej) i medycynę klasztorną. Naturopaci tacy jak Hipokrates z Kos (460-370 pne), Galen z Pergamonu (130-210 ne), Hildegarda z Bingen (1098-1179) czy Awicenna (Abu Ali al-Husain ibn Abdullah ibn Sina, 980-1037) opisywali różne leki z oxymelem w swoich pracach.
Hipokrates i starożytni Grecy wytwarzali oxymel i używali go do wzmacniania osłabionych ludzi. W przypadku infekcji zalecano jego zażywanie w celu obniżenia gorączki i rozluźnienia śluzu. Rzymscy legioniści podobno nosili oxymel w swoich plecakach polowych jako środek wzmacniający, gdy szli na wojnę.
Starożytny grecki lekarz Hipokrates – ojciec współczesnej medycyny zalecał:
„Twoje pożywienie powinno być lekarstwem, a Twoje lekarstwo powinno być pożywieniem”.
W Persji i świecie arabskim oryginalny oxymel znany jest jako Sekanjabin (jeden z najstarszych irańskich napojów, wytwarzany z miodu i octu, czasami doprawiany miętą), a stosowanie tego kwaśnego miodu sięga czasów starożytnych. Jego nazwa wywodzi się od arabskiej wersji oryginalnego perskiego terminu serkangabin, będącego połączeniem perskich słów serkeh (ocet) i angebin (syrop, niegazowany, miód) i dosłownie oznacza ocet miodowy. Perscy historycy postrzegają Sekanjabin jako prawdziwą kolebkę oxymelu. Zakładają, że wczesne jego formy były używane już 4000 lat temu i dopiero później zostały przyjęte przez Greków i Rzymian. Perscy naukowcy skatalogowali i udokumentowali 1200 terapeutycznych wariantów oxymelu z Bliskiego Wschodu (na całym świecie są to tysiące). Sekanjabin jest przygotowywany w tradycyjnej irańskiej medycynie ludowej poprzez gotowanie równych ilości miodu i octu na małym ogniu przez 15 minut. Od czasów starożytnych sekanjabin był używany z roślinami leczniczymi i ziołami do leczenia niektórych chorób. Stosowany do dziś zarówno jako wspomagacz zdrowia, ale jak również jako doskonały napój orzeźwiający.
W średniowieczu oxymel prawdopodobnie przywieziony został przez Krzyżaków z Bliskiego Wschodu do Europy. Średniowieczni farmaceuci mieli ponad 1000 przepisów na przyrządzenie oxymela.
Oxymel używany i ceniony w starożytności, średniowieczu został w międzyczasie zapomniany. We współczesnym świecie sprawdzone receptury przekazywane z pokolenia na pokolenie coraz częściej były zastępowane wysoko przetworzonymi produktami.
Obecnie wraz z modą na zdrowe żywienie i zdrowy styl życia ludzie coraz częściej wracają do wypróbowanych i przetestowanych naturalnych środków, które można samemu przygotować. Moda na oxymel na świecie powróciła pod koniec lat 70. XX wieku dzięki cenionej, amerykańskiej zielarce Rosemary Gladstar, która miksturę octu, miodu i warzyw nazwała „ognistym cydrem”. Gladstar w swoim autorskim przepisie na oxymel wykorzystała również jeżówkę, kurkumę i inne pikantne przyprawy oraz składniki o działaniu prozdrowotnym, aby dodatkowo wzmocnić smak, aromat i cenne właściwości oxymela.
W Europie od 2008 r. szerokie badania nad oxymelem prowadzi austriacka ekspertka w dziedzinie ziołolecznictwa Gabriela Nedoma, założycielka internetowej akademii w zakresie fitoterapii, autorka wielu książek, w tym „Das große Buch vom OXYMEL: Medizin aus Honig und Essig” (Wielka księga o oxymelu. Lekarstwo z miodu i octu). Jej pionierska praca była ważnym impulsem do renesansu oxymela we współczesnych czasach, zwłaszcza w krajach niemieckojęzycznych. Opracowała ona ponad 100 nowych receptur na oxymel. Przekazuje ona podstawy o oxymelu na kursach, seminariach i wykładach, a w ostatnich latach była inspiracją dla tysięcy ludzi do „medycyny oxymelowej”.
W Polsce oxymel powrócił stosunkowo niedawno, ale od kilku lat staje się coraz bardziej popularny i znany. Można go zrobić samemu w domu lub kupić dobrej jakości gotowy produkt. Osobiście zrobiłam swój pierwszy oxymel w 2018 roku i od tamtej pory zawsze jest w mojej spiżarce. Za każdym razem modyfikuję jego skład w zależności od potrzeb, pory roku i dostępnych składników sezonowych. Mikstura miodu i octu nie przestaje mnie zadziwiać swoją wszechstronnością.
Oxymel jest obecnie bardziej aktualny niż kiedykolwiek i dostarcza wielu odpowiedzi na problemy zdrowotne naszych czasów. Efekt końcowy zależy tylko od naszej wiedzy, wyobraźni i dostępności do dobrej jakości ekologicznych składników.
Właściwości:
Oxymel jest prawdziwą bombą odpornościową: działa wspomagająco zarówno w czasie przeziębienia i grypy, jak i w higienie dnia codziennego, w profilaktyce wielu chorób i wsparciu dobrego samopoczucia.
Pozytywne działanie oxymelu opiera się na synergicznym działaniu miodu i octu naturalnego („żywego”, np. jabłkowego lub innego owocowego czy ziołowego). W sumie ponad 200 składników skoncentrowanych jest w oxymelu, co sprawia, że jest on złożonym i potężnym lekiem naturalnym. Miód i ocet zawarte w oxymelu charakteryzują się również doskonałą tolerancją i biodostępnością.
Miód zawiera ponad 180 składników, w tym 20 rodzajów cukrów prostych, aminokwasy, enzymy, olejki eteryczne, polifenole, flawony, garbniki, witaminy B1, B6 i C. Farmakologicznie miód ma działanie rozgrzewające, tonizujące, kojące, wykrztuśne, antyseptyczne, przeciwutleniające, przeciwbakteryjne, mineralizujące, gojące rany, przeciwzapalne, uspokajające, poprawiające koncentrację i trawienie, pobudzające prace mózgu.
Ocet żywy, naturalnie fermentowany, niepasteryzowany to naturalny probiotyk pozytywnie wpływający na florę bakteryjną naszych jelit. Octy z naturalnej fermentacji zawierają polifenole, mikroelementy oraz związki bioaktywne. Dzięki nim octy wspomagają podnoszenie odporności, mogą wspomagać regulowanie poziomu cukru, mają działanie przeciwutleniające, przeciwbakteryjne, przeciwwirusowe, wspomagające odchudzanie (przyśpieszają spalanie tkanki tłuszczowej i trawienie) oraz obniżające ciśnienie i poziom cholesterolu. Dodatkowo zawsze ocet będzie miał właściwości surowca, z którego został wykonany.
W zależności od tego, jaki efekt zdrowotny chcemy osiągnąć, możemy stosować oxymel powstały na bazie różnego rodzaju ziół i warzyw z dodatkiem różnych rodzajów octów żywych i różnymi rodzajami miodu (weganie mogą użyć syropu z agawy zamiast miodu).
Oxymel ma działanie antybakteryjne, antyseptyczne, odtruwające, wzmacniające odporność (immunostymulujące), regenerujące, regulujące metabolizm, mineralizujące, przeciwzapalne, przeciwdepresyjne, antyoksydacyjne.
Oxymel jest łatwy w przygotowaniu, bezpieczny w użyciu i łatwy w dozowaniu. To doskonała alternatywa do nalewek z użyciem alkoholu – sporządzanie bezalkoholowych nalewek ziołowych.
Zioła i przyprawy oxymelowe:
W zależności od pory roku i indywidualnych potrzeb możemy skomponować swój oxymel z różnymi dodatkami –ziołami, warzywami, owocami i przyprawami.
Oto kilka przykładów:
Oxymel na drogi oddechowe: szałwia, tymianek, oregano, mięta, lukrecja, dziewanna, babka lancetowata, miodunka, hyzop, chrzan, imbir
Oxymel dla układu odpornościowego: imbir, kurkuma, dzika róża, cytryna, czosnek, cebula, chili, rokitnik, czarny bez, jeżówka, geranium, malina, aronia
Oxymel na przeziębienie i gorączkę: kwiat lipy, kwiat czarnego bzu, dzika róża, liście maliny, geranium, tymianek
Oxymel na serce i układ krążenia: głóg (zarówno kwiaty jak i owoce), ziele serdecznika, kozłek lekarski, aronia, dzika róża, czosnek, miłorząb japoński, melisa,
Oczywiście wyżej wymienione zioła i inne składniki stanowią listę otwartą, dodatków może być mnóstwo. Możemy użyć jednego zioła lub łączyć po kilka. Należy tylko pamiętać, aby używać ziół, które znamy i jesteśmy pewni, że nam nie zaszkodzą. Poza tym muszą to być surowce zbierane w czystej okolicy lub kupione bio.
W zależności od tego, jaki efekt zdrowotny chcemy osiągnąć, możemy stosować oxymel powstały na bazie różnego rodzaju ziół, przypraw, owoców i warzyw. Nie ma jednego przepisu na oxymel, są ich setki, a nawet tysiące i każdy będzie dobry. Ważne są tylko dobrej jakości składniki, najlepiej ekologiczne i każdy może przygotować dla siebie oxymel w domu.
Ocet użyty do oxymelu powinien być naturalny, żywy, niepasteryzowany (na pewno nie może to być ocet spirytusowy). Może to być ocet jabłkowy, z kwiatów bzu czarnego, geranium, tymianku, szałwii, malin czy inny, zrobiony samodzielnie w domu lub kupiony dobrej jakości bio.
Miód koniecznie naturalny, najlepiej ekologiczny, np. lipowy, spadziowy, gryczany, tymiankowy, akacjowy, malinowy, nawłociowy, taki jaki lubimy i mamy.
Reszta to dodatki wzmacniające moc oxymelu (przykłady wyżej w punkcie „zioła i przyprawy oxymelowe”).
Prześledziłam wiele przepisów na oxymel z różnych stron świata. Zaobserwowałam, że stosowane są różne metody maceracji i proporcje octu i miodu. Na zachodzie stosuje się więcej miodu, a mniej octu, proporcje są tu najczęściej takie, że daje się 2 części miodu i 1 część octu (ale są też przepisy nawet 5:1 i więcej na rzecz miodu). Tu z reguły maceruje się wszystko razem, tzn. od razu łączy się miód z octem i pozostałymi składnikami.
W Polsce z reguły odwrotnie, dodaje się więcej octu i mniej miodu (ja najczęściej daję 30%-40% miodu). Można zrobić bardziej lub mniej słodki oxymel (w przypadku uczulenia na miód i wegan można dodać syrop z agawy). Wszystko zależy od naszych preferencji smakowych i zdrowotnych. U nas najczęściej spotyka się przepisy z maceracją składników na samym occie i dopiero po odcedzeniu składników stałych łączy się płyn z miodem.
Każdy sposób jest dobry, przecież na świecie są tysiące przepisów na oxymel.
/// Materiał ukazał się w magazynie Gotuj w stylu eko.pl nr 25 LATO 2023 oraz na stronie GotujwStyluEko.pl
Raz jeszcze podrzucam namiary na Monikę: tel. 603 704 626, monika_wieckowska@o2.pl
Wracając do moich pomysłów… Jak myślicie, co pierwsze zrobiłam po powrocie do domu? Podpowiem, że wykorzystałam do tego ocet z płatków róży….
Taaak, zrobiłam sobie oczywiście najprostszy pod słońcem i stanowczo jeden z najlepszych – różany tonik!
Używam go już jakiś czas i stwierdzam, że jest genialny! Wspaniale odświeża i przywraca skórze blask. I tak ładnie przygotowuje ją do przyjęcia kremu lub olejku. Pachnie nieco różanie, nieco octowo. Wykorzystałam bowiem tutaj poza octem Moniki także wodę różaną czyli hydrolat z róży damasceńskiej. Mamy więc podwójnie różane ukojenie!
Tonik podwójnie różany
Składniki:
20 ml octu z płatków róży
80 ml hydrolatu różanego
Całość przelewamy do buteleczki ze spryskiwaczem. Tonikiem przemywamy twarz rano i wieczorem po uprzednim jej oczyszczeniu, a przed nałożeniem kremu. Polecam także spryskiwać nim włosy, jak mgiełką octową.
Pssssst…. Więcej dobra od Moniki niebawem!
Na koniec – nie jest to reklama, a raczej polecenie i zaproszenie do współpracy, wynikające czysto z mojego zachwytu 🙂
Kochani, mam dzisiaj dla Was naprawdę wyjątkowy wpis! Jest to bowiem wpis gościnny! Jeden z tych szalenie wartościowych i mocno inspirujących!
Na dzisiejszy wpis zaprasza Was bowiem Gosia z Mydlanych Rewolucji! Miejsca, w którym dowiecie się, jak zrobić własne wymarzone mydełka, a przy okazji zakupicie wszelkie niezbędne materiały, składniki i konieczne e-booki! Ach, bezpłatne materiały także tam znajdziecie! I gotowe super mydełka także czekają! W zasadzie, to możecie eksplodować tę stronę na masę różnych sposobów, aby w pełni poczuć inspirująca moc tworzenia!
No dobra – przyznajcie się – kto marzył o zrobieniu własnego mydełka? I to jeszcze w taki lili klimacie – wyglądającego jak wprost do schrupania! Jak z cukierni kosmetycznej?
Gosia pokaże Wam więc dzisiaj, jak zrobić takie urocze warstwowe mydełko kawowe! A mydełka Gosi zdążyłam już poznać i mogę Wam powiedzieć – jest sztos!
Zapach kawy towarzyszy nam niemal codziennie, dlaczego więc nie wykorzystać go w robieniu naszych ulubionych kosmetyków?
Jednym z takich produktów może być mydło kawowe, które nie tylko pachnie rewelacyjnie, ale także ma szereg korzystnych dla skóry właściwości. Dzięki odpowiednio dobranej recepturze ma bazie naturalnych olejów i maseł mydło kawowe cudownie pielęgnuje i delikatnie czyści skórę, zaś dodatek kawy działa jak naturalny peeling.
Chcesz je wykonać sama? To nic trudnego! W dzisiejszym wpisie pokażemy Ci, jak zrobić w domu własne mydło kawowe w prosty i przyjemny sposób!
Co potrzebujesz do zrobienia mydła kawowego?
olej rycynowy 100 g
olej kokosowy 250 g
olej lniany 50 g
oliwa z oliwek lub oliwa pomace 300 g
masło shea 300 g
zmielona kawa – 2 łyżki
ziarna kawy – ok. 20 ziaren
kakao – 3-4 łyżki
kompozycję zapachową kawową – 20-30 g
wodę (kranówka lub destylowana) – 300 g
wodorotlenek sodu do mydeł – 132 g
Jaki sprzęt potrzebujesz, aby zrobić mydło?
blender
fartuch
nóż
garnek (ok. 2,5 litra)
3 pojemniki
termometr
rękawiczki
ręczniki papierowe
łyżka (sylikonowa lub metalowa)
waga kuchenna (z dokładnością do 1 g)
forma (sylikonowa keksówka do pieczenia, karton po mleku lub skrzynka po winie)
Jeśli używasz drewnianej formy nie zapomnij wyłożyć jej papierem do pieczenia. Ponadto pamiętaj, aby unikać naczyń z aluminium, ponieważ wchodzą w reakcję z wodorotlenkiem sodu.
Jak przygotować miejsce pracy przed robieniem mydeł? Zadbaj o swoje bezpieczeństwo i wygodę. Pousuwaj z blatu kuchni wszystkie niepotrzebne rzeczy. Trzymaj porządek. Na bieżąco odkładaj rzecz i składniki, które już nie będą Ci potrzebne. Przed mydleniem sprawdź czy kabel do blendera jest wystarczająco długi oraz czy waga kuchenna ma naładowane baterie. Poproś rodzinę, aby na czas mydlenia nie wchodziła do kuchni.
Jak zrobić mydło kawowe?
Krok 1. Przygotuj składniki zgodnie z listą zakupów
1. Odważ tłuszcze
2. Odważ wodorotlenek sodu
3. Odważ wodę
5. Odważ olejek zapachowy
6. Przygotuj kawę i kakao
Krok 2. Rozpuść składniki
1. Rozpuść tłuszcze
2. Zrób ług – wsyp wodorotlenek sodu do wody, ostrożnie i dokładnie wymieszaj
Szczegółowe zasady robienia ługu:
Nie wsypuj od razu całego wodorotlenku sodu do wody
Wodorotlenek sodu dosypuj do wody powoli ciągle mieszając ług łyżką
Rozpuszczanie wodorotlenku rób z tzw. „wyprostowaną ręką”
Nie wdychaj oparów z ługu
Ług jest gotowy jeśli dokładnie rozpuści się cały wodorotlenek sodu w wodzie
W skutek reakcji chemicznej temperatura ługu podnosi się samoczynnie
Odstaw ług w bezpieczne miejsce do wystudzenia Uwaga: Zawsze dosypuj wodorotlenek sodu do wody, nigdy na odwrót! Po około 1 godzinie temperatura tłuszczy i ługu obniży się. Zanim przejdziesz do kroku 3 (łączenie składników) sprawdź ich temperaturę. Możesz to zrobić za pomocą dłoni dotykając ścianek naczyń. Temperatura dwóch cieczy powinna być zbliżona.
Krok 3. Połącz składniki
1. Wlej ług do tłuszczy
2. Wymieszaj masę mydlaną, aż do uzyskania jednolitej konsystencji
4. Podziel masę mydlaną na III części (użyj dwa pojemniczki, jedną część zostaw w garnku)
5. Do I części wsyp zmieloną kawę oraz około 15 gram olejku zapachowego i wymieszaj
6. Do II części wsyp kakao oraz pozostałą ilość olejku zapachowego i wymieszaj
7. III część zostaw bez dodatków
Krok 4. Wlej masę do formy
I warstwa
1. Wlej I część masy do formy i poczekaj, aż masa delikatnie zastygnie
2. Łyżką zrób efekt fali
3. Posyp górną warstwę kakao
II warstwa
4. Wlej II część masy do formy i poczekaj, aż masa delikatnie zastygnie
5. Łyżką zrób efekt fali
6. Posyp górną warstwę kakao
III warstwa
7. Wlej III część masy do formy i poczekaj, aż masa delikatnie zastygnie
8. Łyżką zrób efekt fali
9. Na górę masy do dekoracji użyj ziarna kawy
10. Posyp kakao
Krok 5. Pokrój mydło i odłóż do leżakowania
Co to znaczy, że mydła muszą „leżakować”? Leżakowanie jest niezbędne. Podczas leżakowania mydło przechodzi tzw. proces saponifikacji. W tym okresie obniża się PH mydła, mydło twardnieje oraz łagodnieje. Dla mydła kawowego okres ten wynosi min. 6 tygodni. Gotowe, pokrojone kostki mydła ułóż w tekturowym kartonie, a następnie połóż je np. na szafie. Między kostkami musi być przepływ powietrza.
Gotowe mydło kawowe to nie tylko produkt do codziennego użytku, ale także idealny pomysł na prezent dla bliskiej osoby. Wyjątkowy zapach i pozytywne działanie na skórę sprawią, że mydło stanie się nie tylko praktycznym elementem łazienki, ale także cennym elementem Twojej pielęgnacji. Jak widzisz, przygotowanie własnego mydła kawowego to nie tylko świetna zabawa, ale także okazja do dbania o swoje zdrowie i urodę w naturalny sposób.
Zainspiruj się naszym przepisem i zacznij działać już dziś!
Kiedy kilka dni temu zabrałam się za pisanie tego posta, dopadła mnie niemoc. Taka okrutna. Musiałam się położyć, niedługo potem ogarnęło mnie zimno ogromne i gorączka. Organizm stwierdził, że ma dość i musi przystopować. Ok, rozumiem. Stwierdziłam, że napiszę to sobie na spokojnie w weekend. Wtedy znowuż przyszła klęska zimowa, cywilizacja ugięła się pod naporem śniegu i na długo, długo odcięło nas od prądu.
Tak to bywa, ale nic straconego! Rozpoczynamy nowy tydzień z nowa energia pomimo tego, że powietrze za oknami jakby przytłaczało swą wilgotną ciężkością. Śnieg leży na ziemi, ale drugie tyle przesiąknęło przestrzeń, nie ma widoczności, trudno oddychać, świat stał się biały i ciasny.
Dobra, nie dajemy się!
Wracam więc, żeby opowiedzieć Wam co mniej więcej działo się tak intensywnego, że zdecydowanie trzeba było po tym odpocząć. Chodzi głównie o warsztaty! Bo jak mam ich sporo w krótkim czasie, to naprawdę potrafi to zmęczyć.
Na początek jednak coś, co ostatnio zrobiło mi dzień! Posłuchajcie i koniecznie obejrzyjcie teledysk!
Cały tydzień stanie się jakby lepszy!
Wracając do warsztatów… Zacytuję Wam tu kilka słów, które niedawno wrzucałam w social media:
Wydaje się, że jedne warsztaty to 2-3 godziny pracy – nic bardziej mylnego. Cały proces koncepcyjny, dopracowania oferty do potrzeb, ustalania szczegółów z klientem, fakturowania i czekania na płatności, organizacji noclegu i asysty to już sporo czasu. Potem siadam i cały program rozkładam na składniki, akcesoria itp. Następnie szukam w internetach tego, co muszę kupić. Mam oczywiście sprawdzone miejsca, ale ten proces zakupowy to jeden z bardziej czasochłonnych etapów. Zwłaszcza, że wiąże się zawsze z małym remanentem – sprawdzam co już mam, co muszę dokupić, a co zakupić w całości od początku.
Kolejnych kilka dni to odbieranie przesyłek, segregowanie i zakupy stacjonarne, a dzień przed warsztatami to prawie w całości pakowanie i organizowanie. I wtedy w domu panuje jeden wielki chaos!
I ruszamy w trasę! Raz bliższą, raz dalszą. Czasem zajmuje cały dzień, czasami tylko pół godziny. Jedziemy tam, gdzie trzeba. Ważne, aby dotrzeć na czas.
Wtedy się zaczyna – targanie tych wszystkich, tak pieczołowicie zapakowanych utensyliów, wypakowywanie ich, układanie na stole.
Same warsztaty to już doprawdy czysta przyjemność
Zwłaszcza, że po nich to trzeba jeszcze posprzątać, zapakować samochód i ruszyć w trasę powrotną.
Wtedy następuje totalne energetyczne wypompowanie, jest jednak przepełnione satysfakcją i taką jakby… dumą z dobrze wykonanej pracy
Więcej o moich warsztatach znajdziecie na stronie LiliGarden.pl – zapraszam!
Ostatnio miałam przyjemność spędzić cały weekend w Lublinie, gdzie poprowadziłam aż 4 warsztaty na Uniwersytecie Przyrodniczym w ramach projektu ”Żywność, żywienie i zdrowie – tradycja wsparta nauką”. Były to doprawdy wyjątkowe wydarzenia, bo pełne ciepła i uśmiechów. Uczestniczkami były panie z kół gospodyń wiejskich, co zawsze gwarantuje dobre nastroje. Każda z pań wykonała aż sześć swoich kosmetyków, wyobraźcie więc sobie ile musiałam dowieść najróżniejszych rzeczy na miejsce. Wszystko na szczęście poszło zgodnie z planem, panie wychodziły ogromnie zadowolone, odwiedziła nas także telewizja i można mnie było zobaczyć i Panoramie lubelskiej i w Teleekspresie.
Po powrocie do domu, miałam zaledwie jeden dzień na przepakowanie i ogarnięcie spraw bieżących, bo we wtorek bladym świtem ruszyłam w trasę na Jurę. Tym razem z moją straszą córcią, która bardzo lubi mi pomagać, a ja się cieszę, że się angażuje i naprawdę dużo uczy przy takich okazjach. A tym bardziej, że czekały nas warsztaty dla dzieci w jej wieku. Odbywały się urzędzie gminy, w świetlicy środowiskowej. Do teraz jestem pod jej wrażeniem – pięknie urządzona z masą atrakcji dla dzieciaków i ciekawym programem na ferie.
Dzieci czarowały i pracowały bardzo ładnie, odkrywały zupełnie nowy dla nich świat. Na koniec jedna z dziewczynek powiedziała, że spełniłam jej marzenia! Piękne to, prawda?
Wracając przez jurajskie lasy, przesycone wciąż zielonością, iglakami, mchem i krzewami borówek, kiedy to mocne słoneczne światło przebijało się przez gałęzie, miałam wrażenie, że przejeżdżamy przez jakąś mityczną krainę lata. Było cieplutko i jasno. I to był ostatni taki dzień.
Z kolejnym przyszło załamanie pogody i mojego zdrowia. A może po prostu coś złapałam w tych wojażach? Ważne, że już po wszystkim!
To powyżej to są małe dzieła jednej z uczestniczek warsztatów w Lublinie. Chciałabym tu jednak zwrócić Waszą uwagę na to małe pudełeczko, bo to w takich lądowały serniczki-babeczki do kąpieli mojego pomysłu. Pojawiały się tu na blogu już kilkukrotnie, ale jeszcze nie w tak cudownej kwiatowej oprawie!
Zobaczcie bowiem tutaj, jakie cuda wyczarowała inna uczestniczka:
Zostawię Wam tu więc ponownie przepis na te urocze cudeńka do kąpieli wypełnione pielęgnującym mlekiem, odżywczymi masełkami i pięknym zapachem!
Kolorowe serniczki-babeczki do kąpieli
Składniki:
6 łyżek mleka w proszku
2-3 łyżki roztopionego masła shea rafinowanego
2-3 łyżki roztopionego masła kakaowego
opcjonalnie ok. 2 łyżki ulubionego oleju
20 kropelek olejku zapachowego
zioła, kwiaty, posypki cukrowe – serniczki nz zdjęciu zostały udekorowane płatkami róż, kocanką, ślazem i lawendą
W kąpieli wodnej roztapiamy masła. Do miseczki przesypujemy mleko w proszku, dolewamy masła i olejek zapachowy. Mieszamy intensywnie, aż do powstania jednolitej masy, bez grudek. Jeśli będzie za sucha, można dodać odrobinę ulubionego oleju. Masę przelewamy po równo do papilotek, dekorujemy ziołami i posypkami i odstawiamy do stwardnienia. Serniczek wrzucamy do kąpieli, pod wpływem ciepła wody roztopi się i uwolni piękny zapach.