KategorieMotywacja

Mały biznes 07 i tapety do ściągnięcia

Dzisiejszy wpis otwiera wczorajszy super księżyc. On to bowiem natchnął mnie na spisanie w końcu tego, co od dłuższego czasu krąży mi po głowie, ale jakoś nie mogło się wyklarować. Od dawna chciałam Wam napisać o tym, że czasem po prostu kotłuje się we mnie całej, od stóp po czubek głowy jedno wielkie NIE!

I o tym nie dzisiaj rzecz. A dokładniej o nie mogę.

Zapewne wiele z Was, drogie freelancerki i osoby prowadzące własne małe biznesy, wie, że bywa nielekko. Że zlecenia to coś, o co się zabiega i walczy. Że czasem nie przychodzą przez jakiś czas, albo jest ich zwyczajnie mało. Że trzeba się ich chwytać i wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Że czasami nie można pozwolić sobie na grymaszenie, na wybór, na stawianie warunków.

Ja to rozumiem. Ja to wiem dobrze.

Co jednak zrobić, kiedy cały nasz organizm mówi, bam aż wykrzykuje, żeby się czegoś nie tykać? Żeby uciekać, trzymać się z daleka?

Miałam w ostatnich miesiącach dwie takie sytuacje. W obu przypadkach chodziło o warsztaty. W obu też przypadkach starałam się na początku podchodzić jak najbardziej profesjonalnie. Ale coś tu nie grało. Coś sprawiało, że zamiast zwykłej radości ze zlecenia i przyjemnie wciągających przygotowań, budził się we mnie wręcz strach przed odczytywaniem kolejnego maila. Coś zgrzytało, coś nie grało. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że nie działamy na tych samych częstotliwościach, że sytuacja nie jest dla mnie komfortowa. Że ta współpraca po prostu nie ma przyszłości.

Wtedy budziło się to trudne pytanie – ciągnąć to dalej czy posłuchać intuicji i po prostu grzecznie podziękować i zrezygnować.

I dziękowałam, rezygnowałam. Choć nie bardzo mogę sobie pozwolić na wybredność, zdecydowałam się posłuchać wewnętrznego głosu i powiedzieć – nie.

Wczorajszy księżyc uświadomił mi, że odpowiedni dystans i umiejętność podążania za swoją intuicją to coś niezwykle ważnego. I trudnego. Stałam wpatrzona w niego, na łące pod domem. Przez dłuższą chwilę po prostu stałam i się gapiłam, dopóki jakich przechodzień mnie nie spłoszył.

I dopiero wtedy, dopiero po dłuższym czasie poczułam spokój.

Wierzę mocno w to, że w pełni angażujemy się i w pełni dumni jesteśmy z tych projektów, w których czujemy się dobrze. I że czasem trzeba odmówić, żeby lepiej zrobić coś innego. Żeby pozostać w zgodzie z sobą. To jednak bardzo ważne. To pozwala cieszyć się pracą i robić wszystko najlepiej jak się da.

 

 

Mam też dla Was dzisiaj mały prezent – cztery tapety na telefon i jedną na komputer. Wszystkie stworzyłam z myślą o tym naszym wewnętrznym głosie. Tej kobietce, która w nas siedzi i naprawdę dobrze podpowiada. Mam nadzieję więc, że tapety się przydadzą i sprawią choć trochę radości!

 

 

Tapeta Super Moon

>>[download id=”8264″]<<

Tapeta Tribal Godess

>>[download id=”8267″] <<

Tapeta Tribal Godess 2

>>[download id=”8270″] << 

Tapeta Vintage Tribal

>> [download id=”8273″] << 

 

Tapeta na komputer Tribal

>> [download id=”8276″] <<

 

Miłego dnia!

Blue Monday

Mój własny, osobisty blue monday nie zaskoczył mnie dzisiaj. Żadne przekonywania w radio czyi telewizji, że to teraz mamy najbardziej depresyjny dzień w roku mnie nie ruszają. Mój blue monday postanowił napaść mnie bowiem okrutnie w zeszły poniedziałek. I stwierdzam z całą pewnością, że był to jeden z najgorszych poniedziałków w moim życiu.

Byłam po całym tygodniu bardzo nieprzyjemnej choroby. Ewidentnie jeszcze mi nie przeszło, byłam słaba i ciągle kaszlałam. Wstałam jednak rano z wizją nadrabiania poświątecznych zaległości i planowania nowego roku. Wstałam, choć było to bardzo trudne. By to poranek, jak i z resztą cały dzień, tak szary, że bardziej szary to już być nie mógł. Szarość oblepiała, wchodziła przez nasze stare, nieszczelne okna, dostawała się do głowy i już wyjść z niej nie chciała. Wilgoć i chłód przeszywały od samego spojrzenia na owy szary obraz smutnego blokowiska.

Jaka to jest możliwe, że wszystko potrafi być szare?

Odprawiłam dziecko do przedszkola, psa na spacer. Męża już od kilku tygodni nie ma i jeszcze długo nie będzie. Pomyślałam więc, że uprzyjemnię sobie ten dzień, wstępując do Buczka (stanowczo najlepsze piekarnie, nie wiem czy są poza Krakowem?) i kupując sobie nieco moich ulubionych ciasteczek grylażowych. Kiedy ekspedientka sięgała po nie gdzieś na zaplecze zamiast wybrać z lady, pomyślałam nawet, że przynajmniej będą świeże. Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy otwierając torebkę w domu, uświadomiłam sobie, że dostałam zupełnie inne ciastka… I to takie, za którymi nie przepadam…

Ta to tak… dzień się zaczął… bez ciastek grylażowych…

I trwał ten dzień tak smętnie. I nic nie byłam w stanie konstruktywnego zrobić. I zaczął mnie ten nowy rok przerażać. I dopadła bezsilność i brak sensu. A do tego jeszcze wirusy na stronie i trochę nieprzyjemnych spraw do pozałatwiania. Z tego wszystkiego, jedyne co potrafiłam zrobić to… napisałam CV. Nie wiem sama czy było to silne postanowienie zmian czy akt desperacji. Nie wiem czy szarość postanowiła urządzić w mojej głowie bunt i przewartościować całą moją dotychczasową pracę. CV w każdym razie powstało. I nawet się w jedno miejsce wysłało.

I trzeba już było pójść po dziecko, co oznacza koniec smętów i smutów, bo dziecko wymaga dobrej energii i uśmiechów.

 

 

Powolutku, bardzo powolutku ta dobra energia zaczęła do mnie wracać.

Pojawiły się maile z zapytaniami o współpracę i warsztaty. Wróciły pomysły do głowy. Powróciła chęć, a o chęć tu chyba jest najtrudniej. Bo to naprawdę trzeba chcieć, żeby coś się działo. Dopiero wtedy się dzieje.

Choć powrót z tego okropnego poniedziałku do stanu jako takiej normalności trwał tydzień, to w końcu wyszło słońce! W końcu nastał weekend, uznałam, że już chorować więcej nie mogę. Spotkałam się z przyjaciółmi, wyszłam na powietrze, świeże powietrze, o co wcale nie jest łatwo. Zauważyłam też, ze kolory wróciły na swoje miejsce.

Dzisiejszy więc blue monday wcale nie jest niebieski. Nie jest straszny i depresyjny. Dzisiaj rano zamknęłam oczy i wystawiłam twarz do słońca. I wszystko wróciło na swoje miejsce. I nawet mam więcej sił, żeby stawić czoło tym atakującym ostatnio Lili wirusom i innym nieprzyjemnościom.

Jeśli jednak kogoś Was faktycznie dzisiaj dopadł ten niebieski, przygnębiający nastrój, wierzcie mi – i tak minie. Powiedzcie sobie oj tam oj tam i trochę dziś odpuśćcie!

Wszystko, co dobre, w końcu wróci!

 

(A jutro pojawią się w Lili kąpielowe bałwanki! Na poprawę humoru!)

 

Tanie podróżowanie

No i zaczęła się ta mglista, ponura część jesieni… Nie powiem, ma ona swój urok, jest w niej coś przyciągającego… Sprzyja jednak melancholii, apatii i zmęczeniu. Cóż więc robić w te coraz ciemniejsze i bardziej szare (zwłaszcza tu, w Krakowie…) dni? Planować podróże!

Ale, ale… tu się nagle okazuje, że kupujemy mieszkanie, że trzeba je urządzić, mebli trochę kupić, sami rozumiecie. Czy jest więc nadzieja na wakacje w tym roku? Oj, musi być! Wakacje bowiem, spójrzmy prawdzie w oczy, to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie! Prawda? Nie pozostaje więc nic innego, jak poszukać sposobów na tanie podróżowanie!

Sama głowię się nad tym tematem od dłuższego czasu. Nie wiem jeszcze na co się zdecydujemy. Mam jednak przy okazji i dla Was kilka sprawdzonych, przeze mnie lub moich bliskich, porad. A nuż zainspirują Was lub pomogą zorganizować wyjątkowy wyjazd? Ekonomiczny wyjazd!

A że temat podróży przewija się w Lili od czasu do czasu, będę się tu też posiłkowała moimi wcześniejszymi wpisami! Tak najlepiej! Poszukamy więc sposobów, na zaplanowanie taniego podróżowania, na wyjazdy bliskie i dalekie! Na wypady jesienne, narty zimowe i najlepsze wakacyjne przygody!

 

Polowanie na last minute okiem specjalistki!

Tak, tutaj z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jestem specjalistką. Tak bardzo wyspecjalizowaną, że o polowaniu na najlepsze last minut napisałam całkiem niedawno osobny post (link poniżej). Ze względu na specyfikę pracy mojego męża, z którym nic nie można planować na później niż około tydzień (!), ale też po prostu z pobudek ekonomicznych, odkąd urodziła się Róża najczęściej wybieramy wakacje last minute. Jest to też idealna opcja dla osób, które lubią niespodzianki. Które potrafią zdać się na los i pojechać tam, gdzie akurat pojawi się wyjątkowa oferta. My lubimy!

Co ważne, rozpoczął się teraz najlepszy okres na poszukiwanie wycieczek last minute. Październik, listopad, a zwłaszcza początek grudnia to miesiące, w którym najłatwiej znaleźć świetną ofertę, choć oczywiście musimy się nastawić na pewne niedogodności, jak nieco niższa temperatura w destynacjach europejskich i krótszy dzień. Niemniej jednak w zeszłym roku to właśnie pod koniec października wybraliśmy się na Cypr i były to niezwykle udane wakacje! Na Cyprze o tej porze roku wciąż jest gorąco, woda jest cieplutka, a turystów znacznie mniej. Bardzo polecam.

Stanowczo bardziej polecam, niż czerwcowy wypad do Grecji… Choć było pięknie (sprawdźcie w linku poniżej), koniec czerwca jest tam wybitnie gorący i niestety już – drogi. Udało mi się znaleźć całkiem dobrą ofertę w miejsce o którym od dawna marzyłam – na wyspie Skopelos, na której kręcono Mamma Mia. Do teraz jestem zauroczona, ale upał skutecznie uniemożliwiał normalne funkcjonowanie i zwiedzanie. Jestem pewna, że wrzesień/październik to lepsze miesiące na Grecję. Albo szykujcie się już na maj!

O tym gdzie szukać najlepszych i najtańszych wycieczek last minute, czym się kierować w wyborze hotelu, a także jak niezwykle wciągające jest to zajęcie, znajdziecie w poście „Jak ustrzelić last minute”!

Zobacz wpisy:

 

A może odwrotnie – poszukiwania first minute?

Coraz więcej moich znajomych decyduje się na nieco inną opcję, na first minut. To z kolei świetny pomysł dla tych wszystkich, którzy planować mogą i lubią! Którzy sami chcą decydować, gdzie i kiedy pojadą, a potem cieszyć się tą myślą przez wiele miesięcy. Całkiem przyjemna to wizja, prawda?

Jednak równie istotną motywacją jest cena. Wycieczki first minut potrafią kosztować 30-40 % taniej niż w sezonie, nieraz także dodawane są do nich ciekawe bonusy. Może więc warto już teraz pomyśleć o przyszłych wakacjach i oszczędzić sobie i nerwów i pieniędzy?

Ale to nie wszystko! W biurach podróży wciąż w opcji first minute pojawia się… zima 2017/2018! I tak wchodząc na stronę biura TUI mamy możliwość wyjazdu na Riwierę Turecką na tydzień za 567 zł, a na narty do Czech w Karkonosze za 338 zł, także na tydzień. Polecam też bardzo Maderę od 1249 zł –  to doprawdy idealna destynacja na zimę, bo przenosimy się do krainy wiecznej wiosny!

Sprawdź oferty biur, na przykład TUI.

 

Weekendowe city breaks z tanimi liniami – gdzie, kiedy, z kim?

Wyjazdy typu city breaks są idealną opcją na jesień i wiosnę. Pozwalają choć na krótką chwilę wyrwać się z szarej codzienności w zupełnie inny, zazwyczaj znacznie cieplejszy świat. Zwłaszcza, że bilety lotnicze potrafią tu kosztować naprawdę mało i za doprawdy grosze można skoczyć w październiku lub kwietniu do Barcelony, Rzymu, Londynu, Sztokholmu czy na Sycylię.

Minusem jest fakt, że nawet jak dolecimy za pół darmo, to jeszcze trzeba się na miejscu porządnie wyspać, a i coś dobrego zjeść. Na szczęście mamy teraz do dyspozycji tak genialne portale jak Airbnb, Booking.com czy Hostelworld (z którego namiętnie korzystałam na studiach), które pozwalają znaleźć świetne zakwaterowanie w równie świetnych cenach. Ostrzegam jednak… Na Airbnb można całkowicie wsiąknąć… O co mi chodzi? Szukałam w zeszłym roku jakiejś ciekawej willi dla nas na Sycylii. Pamiętam, że całe godziny spędziłam na tym portalu, przeglądając wszystkie możliwe miejsca i szukając ich na mapie. Sprawiało mi to ogromną przyjemność i do teraz mam wrażenie, że całkiem dobrze poznałam wyspę!

Najprzyjemniej wspominam krótki wypad do Barcelony z moim dobrym kolegą. Był to kwiecień, a ja tak bardzo bardzo potrzebowałam słońca. I tego właśnie słońca tam było tak dużo. I radości na ulicach, i kolorów, i morza, i dobrej energii.

Jeśli więc decydujecie się na city break to koniecznie z kimś bliskim z kim można intensywnie poszaleć! 🙂

A gdzie lecieć? Tutaj zacytuję Grzesia Pękałę z wpisu, który linkuję poniżej i który bardzo polecam, bo wciąż jest aktualny:

„Latam z Krakowa, dlatego pozwolę sobie polecić tanie wyskoki do Palma de Mallorca (zwiedziłem ją w 2 dni!), na Maltę oraz do Bolonii i na Sycylię (Trapani). Tutaj lotniska są naprawdę blisko miast, więc będzie i tanio, i nie stracimy czasu na dojazdy. W każdym z tych miejsc zdążyłem w parę dni odpocząć, „nazwiedzać się”, a także porozmawiać z lokalsami. Oczywiście, zawsze żałuję, że nie mogę wyrwać się na dłużej, ale tak to już jest, gdy kręcę reportaże telewizyjne i muszę działać niezwykle szybko. Nadzwyczaj tanie bilety daje się zarezerwować też do Barcelony (główne lotnisko to El Prat, a nieco dalej położone to Girona), Cypr (uwaga na wysokie ceny hoteli w sezonie!), Oslo i Sztokholmu (tutaj z kolei ceny noclegów spadają w sierpniu).”

Zobacz wpisy:

 

 

Podróże dalekie w dobrej cenie – polowanie na tanie bilety!

Daleko też można polecieć tanio. No… względnie tanio! Tutaj mamy dwa ogólne sposoby poszukiwania taniego podróżowania. Po pierwsze last minute, tylko w wersji egzotycznej. Jak pisałam w jednym z wymienionych wyżej wpisów, warto zwrócić uwagę na loty czarterowe, na przykład Tui – tui.pl. Ich ceny potrafią bardzo spektakularnie spaść i za naprawdę dobre pieniądze można polecieć na Dominikanę czy do Indonezji”.

Całkiem jednak niedawno wymyśliłam, że polecimy właśnie do Tajlandii. Pomysł był spontaniczny i niestety nie wyszedł (skończyło się na Cyprze), ale idea była zacna. U jej podstaw leżały bardzo tanie bilety liniami Air China. Ich sporym minusem (kiedy podróżuje się z dzieckiem, bo gdyby nie to, mógłby to nawet być plus), była niecała doba przerwy w Pekinie. Wydało mi się to za dużym obciążeniem dla 5-latki. Gdybyście jednak lecieli z takimi przesiadkami, to musicie wiedzieć, że można sobie w tym czasie przyjemnie bezwizowo zwiedzić Pekin!

Ach, no i my się może wystraszyliśmy, ale moi przyjaciele spędzili miesiąc w Indonezji, głównie na mało znanych wyspach, z dwójką malutkich dzieci i trzecim w brzuszku. Da się? No jasne, że się da. Bardzo miło wspominają cały ten wypad.

 

SPA we Włoszech i fabryka w Anglii czyli zagraniczne staże oraz wakacyjne wyjazdy do pracy – zaplanuj już teraz!

Teraz coś dla studentów! Bo chyba najlepszym sposobem na tanie podróżowanie w tym wieku, w wieku, w którym zazwyczaj zwyczajnie nie dysponuje się za bardzo środkami, są wyjazdy na staże i do pracy. Już Wam o tym wspominałam, polecam poniższy link!

Bo czasem wystarczy wysłać mail… O co chodzi? Przypomnę Wam historię moich włoskich wakacji, kiedy to odbywałam staż w SPA świetnego hotelu, położonego na plaży, niedaleko Sorrento. Spędziłam tam trzy niezwykłe miesiące. Do mojej dyspozycji był jeden z hotelowych pokoi oraz stołówka pracownicza z przepysznym jedzeniem. Dostawałam też kieszonkowe, które prawie w całości oszczędziłam.

Podczas stażu pracowałam 8 godzin przez 5 dni w tygodniu – czyli standardowo – w hotelowym luksusowym SPA. Obsługiwałam gości, opowiadałam o obiekcie po włosku i angielsku, pomagałam we wszystkich czynnościach administracyjnych i chłonęłam wiedzę związaną z pielęgnacją i tematyką SPA. To i brzmi dobrze i naprawdę dobrze mi tam było (choć tęskno).

Co ważne, staż ten zorganizowałam sobie sama, wysyłając najzwyczajniej w świecie mail do hotelu. Po więcej, zapraszam do poniższego posta, kliknijcie w link. I koniecznie, moi drodzy studenci – próbujcie! Możecie zyskać wspaniałe doświadczenie i przeżyć przygodę!

Podczas wcześniejszych wakacji pracowałam w supermarkecie w Irlandii, a w kolejne – w fabryce mrożonego jedzenia dla Tesco w Anglii. Te pierwsze były wspaniałe i niezapomniane, fabryki jednak dobrze nie wspominam. W obu przypadkach wyjeżdżałam w ciemno, poszukując pracy już na miejscu. Tego stanowczo nie polecam. Kolejnego lata poszłam po rozum do głowy i już w zimie zaczęłam wysyłać maile z zapytaniem o powyższy staż. Warto więc planować! Warto zacząć planowanie już teraz!

A może jeszcze inaczej? Może zdecydujecie się na wolontariat? Tutaj nie mam doświadczenia, ale wierzę, że to naprawdę ciekawa opcja!

Zobacz wpis:

 

 

Poznajemy to, co wciąż niepoznane czyli własne okolice, ale w ciemno!

Wróćmy na własne podwórko. Bo co zrobić, jeśli mamy wolny zaledwie jeden dzień? Mam otóż ekspresową poradę! Całkiem niedawno odkryliśmy z mężem, ile radości sprawia podróżowanie w ciemno! Pakujemy się całą rodziną w samochód i jedziemy przed siebie. Tam gdzie akurat jest ładniejszy zakręt. Nie zerkamy na gps, na mapę, po prostu jedziemy! Zatrzymujemy się tam, gdzie wydaje nam się, że znajdziemy coś ciekawego. Za każdym razem się udaje!

Ale wiecie co jest najlepsze? To szczególne uczucie wolności! Jedziesz, po prostu jedziesz. Nie spieszysz się, cieszysz się chwilą, podziwiasz widoki za oknem. Jedziesz!

 

Dla odważnych – autostop i spanie na plaży. Czy warto?

Za młodu jeździłam co nieco stopem i do teraz bardzo sobie te momenty chwalę. Przyznam jednak, że im jestem starsza tym mniej mam zaufania do ludzi i tym większą potrzebę wygody i samostanowienia. Autostop pozostaje więc kolejną opcją dla studentów, ale oczywiście obciążoną pewną dozą niebezpieczeństwa. Takie podróżowanie to jednak prawdziwa przygoda. Niezapomniana przygoda. Mam wielu znajomych, którzy w ten sposób zwiedzili całą Europę!

Moim najciekawszym wspomnieniem jest taka jedna noc, kiedy to jechaliśmy ze znajomymi w Słowacki Raj. Podzieliśmy się na pary. Niestety mnie i mojego towarzysza zastała noc w środku całkowicie powalonego przez niedawny orkan lasu. Co gorsza – mieliśmy jedynie tropik od namiotu, bo stelaż zabrała inna para. Rozłożyliśmy ten tropik wśród tych powalonych konarów i próbowaliśmy spać. Nie było lekko 🙂 Ale wspominam to fantastycznie!

Mój mąż, natomiast, z kolegami jeździł autostopem na Lazurowe Wybrzeże, gdzie sypiali na plaży (odwiedziłam ich kiedyś na tydzień i także na tej plaży spałam) i pracowali myjąc jachty. To dopiero były czasy! Można było dobrze zarobić w tak czarującym i niezwykłym miejscu! Co istotne, na tej plaży pozostawiali wszystkie bagaże i nic nigdy się z nimi nie stało. Była tam też łazienka i prysznice. No bajka!

I ten szum fal zaraz po przebudzeniu…

Trzeba tylko trochę odwagi!

 

Strony i blogi, które inspirują i pomogą tanio podróżować

Zainspirujcie się! Zajrzyjcie na poniższe strony, znajdziecie tam nieraz genialne porady i pomysły!

 

I cóż? Do dzieła! Ruszamy w świat!

 

Materiał powstał w wyniku miłej współpracy z Tui.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Mały biznes 06: praca zdalna + wyniki konkursu

Sporo osób, ostatnimi czasy, pytało mnie o możliwości pracy zdalnej, jak to wygląda, jak taką pracę znaleźć. Pomyślałam więc, że jest to świetny temat na kolejny post z serii „mały biznes”, choć z własnym biznesem może mieć, całkiem spokojnie, nieco mniej wspólnego – pracować można oczywiście nie mając działalności, a jej podstawą może być umowa, np. o dzieło. Opowiem Wam więc dzisiaj jak wygląda moja praca zdalna dla BliskoNatury.pl. Może ta krótka historia Was zainspiruje, a może uda mi się podpowiedzieć kilka rzeczy? Cóż, mam taką nadzieję. Osobiście bowiem bardzo sobie cenię możliwość pracowania w zaciszu własnego domu.

Zacznę jednak od tego, że ten typ pracy nie jest dla każdego. Większość moich znajomych dziwi się, jak tak można cały dzień „siedzieć” w domu. Naprawdę mało kto, zupełnie nie rozumiem czemu, wierzy, że ja w tym domu w ogóle jestem w stanie coś zrobić. Jeśli więc potrzebujecie ciągłej obecności ludzi, tego, żeby się coś działo, żeby codziennie gdzieś wychodzić, żeby dom był tylko domem, to praca zdalna nie jest opcją dla Was. Jeżeli natomiast cenicie sobie spokój, dopasowywanie godzin pracy do potrzeb, jedzenie przed komputerem w „domowym” stroju, jeśli macie małe dzieci, którym chcecie poświęcić więcej czasu – polecam bardzo takie domowe pracowanie.

Musicie jednak pamiętać, że praca zdalna to nadal praca. Jeśli nie udało się czegoś zrobić za dnia, jeśli zwyciężył serial, ból głowy czy zły dzień, trzeba będzie nadrobić wieczorem. Tutaj także, a może wręcz przede wszystkim, ważna jest samodyscyplina, punktualność i słowność. Terminy obowiązują jak wszędzie, jeśli więc zależy nam na dobrym kontakcie z pracodawcą i na stałej współpracy, musimy narzucić sobie dosyć restrykcyjne zasady. Jeśli jednak już się do nich przyzwyczaimy, docenimy masę zalet, które z takiego typu pracy wynikają.

Ale od początku.

To już tak długo trwa, że straciłam rachubę. Musiałam więc zajrzeć do banku, na historię przelewów, aby przypomnieć sobie, kiedy to w zasadzie się zaczęło. I tak w 2013 roku, jakoś wczesną wiosną, napisała do mnie pani Ewelina, właścicielka sklepu z kosmetykami BliskoNatury.pl, połączonego z niewielką hurtownią Sunniva Med. Sklep ma siedzibę w Wolsztynie, pod Poznaniem, ja mieszkam w Krakowie. Mamy więc do siebie spory kawał drogi.

To, co dokładnie zapamiętałam z tych naszych pierwszych konwersacji z panią Eweliną to zdanie: „nie rozwijam się pani Ado”. Jak mnie znalazła? Przez Lili oczywiście! Już wtedy blogowałam regularnie, już wtedy była to moja ogromna pasja. Spodobało się to, co robiłam, coś w tych naszych początkowych konwersacjach ewidentnie zaskoczyło i tak zaczęła się nowa przygoda.

Muszę zaznaczyć, że miałam wtedy znacznie mniejsze umiejętności niż mam teraz. Ewoluowałam, tak samo jak Blisko Natury. Rozwijamy się ciągle, na szczęście, i ja i sklep. Rozwija się i wciąż także ewoluuje nasza współpraca z panią Eweliną. Zmienia formy, zakresy obowiązków, godziny pracy, dopasowuje do naszych wspólnych potrzeb. Przywiązałam się bardzo do sklepu, traktuję go jako „nasz” sklep, utożsamiam się z nim. Jest takim trochę też moim dzieckiem. Doskonale się już także rozumiemy z panią Eweliną (mam nadzieję :D), mam więc w zasadzie sporą swobodę, co jest dla mnie niezwykle cenne.

Myślę, że ogromne znaczenie ma tu zaufanie. Trzeba sobie na nie zasłużyć. Przez te wszystkie lata robiłam dla sklepu sporo rzeczy. Pamiętam, że na początku rozmawiałyśmy o pełnym etacie. Zdecydowałam się jednak wtedy pozostać przy połowie. Kiedyś były to 4 godziny dziennie pracy dla sklepu. Mniej więcej stałe, choć różnie to bywało. Potem przeszłyśmy na mniejszy zakres obowiązków i mocno elastyczne godziny. I tak to teraz wygląda. Niegdyś zajmowałam się wprowadzaniem nowych produktów, opisami, robieniem zamówień, wpisywaniem promocji, współpracą z drukarniami, tworzeniem etykiet, kontaktem z blogerkami, poszukiwaniem nowych marek i wszystkiego tego, co akurat było potrzebne. Teraz natomiast dbam o wizualną stronę sklepu, tworzę banerki, prowadzą fan page na FB, wysyłam newslettery, przygotowuję grafiki do druku, czasem zdjęcia, czasem coś podpowiem, itp. Przypomnę jeszcze tylko tutaj, że przez cały okres mojej pracy dla sklepu robiłam także zawodowo inne rzeczy, które nieraz wymagały ogromnych nakładów czasu.

Jak wygląda nasza współpraca na co dzień? Rozmawiamy z panią Eweliną praktycznie codziennie. Używamy do tego Facebooka i taka forma komunikacji sprawdza się w naszym wypadku naprawdę dobrze. Co ważniejsze materiały czy informacje przesyłam mailem. Wszystkie zadania, które są mi przeznaczone, pani Ewelina wpisuje w googlowy kalendarz. Doprawdy genialny pomysł na zaplanowanie sobie pracy. Zdarzają się oczywiście sprawy, które wyskakują nagle, pilnie. Staram się zawsze załatwiać je w miarę możliwości maksymalnie szybko. Mam dostęp do sklepowego systemu, w którym poruszam się dosyć swobodnie. Poza tym zawsze w tygodniu staram się wrzucać na Facebook około 3 postów dziennie, w weekendy po jednym. Przy okazji odpowiadam na komentarze i wiadomości, organizują konkursy i tworzę materiały do płatnej facebookowej promocji.

Czasami całość zajmuje kilka godzin dziennie, czasami znacznie mniej. Czasem mam wenę i pomysły, czasami wszystko idzie wolniej. Zgrałyśmy się jednak na tyle, że obie, i ja i pani Ewelina, cenimy sobie tę współpracę i dobrze nam z nią. Jak już wspominałam, mam naprawdę sporą swobodę. Mogę się „wyżywać” graficznie, realizować swoje nieraz szalone fantazje banerkowe. Dostaję po prostu temat, który ubieram w obrazy, nie zapominając oczywiście aby ich przekaz by jasny i czytelny.

Zdarzają się, jak w każdej pracy, nieco trudniejsze momenty, które trudno mi jednak nazwać „konfliktowymi”. Czasami bowiem pojawi się jakieś niedomówienie, czasem się nie zrozumiemy, czasem coś źle odczytam, albo po prostu się pomylę. Raz, pamiętam, zawaliłam nieco bardziej, wstyd mi do teraz 🙂 Dałam wtedy zły kod kreskowy na etykietki którychś z ziół i one z tym złym kodem, zdaje się, poszły do druku… Cóż, sami dobrze wiecie – nie da się pracować bez takich chwil. Tutaj jednak, a zdradzę Wam to po cichutku, praca zdalna ma najwięcej zalet. Można ją bowiem przerwać w każdej chwili, odejść od facebookowych wiadomości, udać, że nie ma nikogo przed komputerem, zdystansować się. I nie ma szefa w pokoju obok! Co najwyżej mąż lub pies, a oboje mogą przytulić.

Ale oczywiście, droga pani Ewelino, zaznaczam, że współpraca z Panią to czysta przyjemność!

Bardzo Wam polecam nawiązanie takiej współpracy. Nie wiecie od czego zacząć? Zawsze powtarzałam i powtarzam – zacznijcie od wysłania maila. U mnie było wprawdzie odwrotnie, ale wysłanie maila naprawdę nic nie kosztuje. Co najwyżej odrobinę wysiłku, aby odpowiednio się przedstawić i przekazać, jakie korzyści możemy komuś zaproponować. Bo wierzę, że takie korzyści zawsze się znajdą. Nawet jeśli nie macie zdolności graficznych, możecie znaleźć całą masę innych możliwości. Ot, choćby wprowadzanie produktów do sklepów i edytowanie ich opisów. Znajdźcie pomysł, a potem ubierzcie go w słowa i wyślijcie je w mailu.

Niezwykle mocno polecam też pisanie własnego bloga. Wspominałam o tym nie raz, ale powtórzę, jest to najlepszy sposób, aby najpełniej pokazać się w sieci. Siebie i swoje umiejętności. To właśnie blog może otworzyć drzwi, o których nawet nie myśleliście do tej pory. To przez blog odnajdą Was ludzie, nie tylko z drugiej strony Polski, być może nawet z odległych krańców świata, którzy będą chcieli właśnie z Wami współpracować. Czy to nie piękna wizja? Zatem do dzieła!

Na koniec, muszę jeszcze napisać, że z panią Eweliną widziałam się jeden, jedyny raz – na moich warsztatach w Warszawie. Mimo tego czuję się, jakbyśmy przynajmniej codziennie wypijały choć małą poranna kawę 🙂

 

Wiem, że czekacie na wyniki konkursu organizowanego ze sklepem Iwos.pl. Oto one!

Zestawy naturalnych hydrolatów marki Okani Beauty, otrzymują:

Gratuluję i proszę o dane do wysyłki na adres lilinatura@lilinatura.pl.

 

Jak ustrzelić last minute?

Po naszych ostatnich wakacyjnych wojażach, niedawno greckich, w październiku – cypryjskich, mam wrażenie, że zostałam w pełni wykwalifikowaną poszukiwaczką ofert typu last minute. Spędziłam naprawdę sporo czasu porównując warunki, poznając strony, miejsca, hotele, opinie. Zwiedziłam z Google Earth niejeden zakątek wakacyjnych destynacji. Była to doprawdy świetna zabawa i bardzo przyjemne wyzwanie. Już samo szukanie, sprawdzanie i czytanie wprawiało mnie w dobry, letni, urlopowy nastrój. A skoro już zgłębiłam ten temat tak dobrze, chętnie i z Wami podzielę się kilkoma wskazówkami i linkami. A nuż i Wam się przydadzą.

Taką mamy dziwaczną sytuację zawodową, że doprawdy ciężko nam cokolwiek planować. Wyjazdy niemal z dnia na dzień są tu jedynym i najlepszym rozwiązaniem. Ma to swoje i wady i zalety, ale przyznam, że dosyć ekscytująca jest myśl, że nie wiadomo gdzie nas los tym razem zawiedzie, co zobaczymy, jaki kraj odkryjemy.

No i oczywiście wycieczki typu last minut potrafią mieć naprawdę świetne ceny.

Ale od początku…

  • Najmniej interesujących i tanich ofert pojawia się niestety w sezonie, czyli w lipcu i sierpniu. Najwięcej, z najlepszą ofertą i w najlepszych cenach znajdziecie w listopadzie i w grudniu, przed Świętami. Niemniej jednak czasami po prostu ten lipiec (czy koniec czerwca, jak w naszym przypadku) są jedyną możliwą opcją. Nie należy się więc zniechęcać, tylko siadać przed komputer i szukać!
  • Najnajnajtańsze oferty to te z wylotem z dnia na dzień. Pojawiają się zazwyczaj popołudniu, czekając na ostatnich odważnych i chętnych, a do tego spakowanych i zdeterminowanych. Najlepszą ofertą, na jaką sama zwróciłam uwagę w takim przypadku, był wyjazd do bardzo dobrze ocenianego hotelu*** w Grecji, niedaleko plaży, z all inclusive za ok 1100 zł / os. na 11 dni. Jest tu jednak często pewien haczyk, na który koniecznie należy zwrócić uwagę, zanim zacznie się skakać z radości… Często wylot jest z jednego lotniska, a powrót na zupełnie inne. Na przykład – wylot z Krakowa, powrót do Gdańska… Przynajmniej i polskie morze można sobie odwiedzić!
  • Jeśli już znajdziecie suuuper ofertę, nie możecie się długo zastanawiać. One znikają doprawdy jak gorące bułeczki! Czasami w  przeciągu kilku minut (kilka razy często odświeżałam strony biur)! Aby podjąć świadomą decyzję, najlepiej śledzić sobie oferty z wyprzedzeniem i obserwować, które hotele najczęściej się pojawiają, który region najbardziej nas interesuje, co jest w nim ciekawego, jakie są średnie ceny wycieczek, itp. Dzięki takiemu rozeznaniu łatwiej podejmuje się szybkie decyzje.
  • A najważniejsze to koniecznie czytajcie opinie o hotelu. Nawet jeśli boicie się, ze oferta zaraz zniknie, poświęćcie chwilę i zajrzyjcie do opinii wcześniejszych wczasowiczów. Unikniecie nieprzyjemnych rozczarowań i będziecie mieli większą jasność w kwestii stosunku ceny do jakości. Sama najchętniej zaglądam do opinii w serwisie Tripadvisor, na booking.com (tak, tam są te same hotele, co w naszych biurach) i na wakacje.pl. Często też pojawiają się tam ciekawe porady dotyczące samego miejsca wyjazdu, co zabrać, co zobaczyć, gdzie pójść, co zjeść.
  • Tym razem poszukiwałam bardzo ekonomicznych wycieczek w Europie. Jeśli jednak celujecie nieco dalej, także możecie natknąć się na dobre oferty. Szczególnie warto zwrócić uwagę na loty czarterowe np. Rainbow – r.pl lub Tui – tui.pl. Ich ceny potrafią bardzo spektakularnie spaść i za naprawdę dobre pieniądze można polecieć na Dominikanę czy do Indonezji.
  • W Europie natomiast stanowczo najtańsza jest Bułgaria, ale tanio polecimy także do Grecji czy do Albanii. Na dobrą ofertę przy dobrych wiatrach natrafimy także zaznaczając jako miejsce docelowe Hiszpanię i Chorwację, a nawet niedrogie hoteliki we Włoszech – głównie na południu buta i na Sycylii. Celowo nie wspominam tutaj o wciąż popularnych krajach muzułmańskich – Egipcie i Tunezji oraz o Turcji, którą bardzo lubimy, ale na razie nie będziemy decydować się na jej odwiedzenie.
  • Przemyślcie sobie, jakie warianty wycieczek Was interesują – skąd wyjazd, jakie wyżywienie, jak daleko do plaży, czy mają być tam animacje, plac zabaw, itp. Zaznaczajcie dokładnie te opcje w wyszukiwarkach, pozwoli to skuteczniej i szybciej przeglądać oferty.
  • Gdzie szukać ofert? Najlepiej w kilku miejscach naraz!
    • Na Facebooku – jest kilka fanpage’y, które warto śledzić, bo ich administratorzy wyszukują świetne oferty już gotowych wycieczek albo pomagają tworzyć samodzielne pakiety – dobierać lot i hotel osobno. Polecam zwłaszcza profile WakacyjniPiraci, Lastminuter, Last Minute Totalny czy Fly4free.
    • Na stronach-agencjach – najlepsze to wakacje.pl, travelplanet.pl, fly.pl, lastminuter.pl. Wiele z obiektów tam się powtarza, ale czasami pojawiają się unikatowe wycieczki. Osobiście najbardziej lubię wakacje.pl, na których to od razu można się wczytać w sprawdzone opinie.
    • Na stronach biur – polecam zaglądać zwłaszcza do Rainbow (r.pl) – popołudniami pojawiają się tam najlepsze oferty. Z pewnością nie zaszkodzi zajrzeć na stronę Itaki, Tui czy Grecosa. Zamawiając wakacje przez te strony, pomijamy pośredników i mamy większą pewność, że oferta nie zniknie nam sprzed nosa.
    • możemy także komponować własne wakacyjne pakiety np. na WizzTours (wizztours.com) czy na My Way by Rainbow (myway.r.pl). Bywa, że uda się skomponować bardzo atrakcyjną cenowo ofertę, ale wymaga to nieco więcej starań. Nasz wyjazd na Cypr komponowałam właśnie z Wizz Tours. Wyszło taniej niż w biurze, ale trzeba było nieco więcej energii dołożyć do kwestii transportu czy ilości bagaży. Pisałam o tym TUTAJ. Niemniej jednak – w pełni do ogarnięcia.
    • Można też zakupić osobno loty – czy to czarterowe (jak wyżej) czy któreś z tańszych linii – Ryanair czy Wizz Air, a potem dokupić hotel, np. na Booking.com czy mieszkanko na Airbnb.com. Każdorazowo jednak, kiedy sprawdzałam takie możliwości, wychodziło sporo drożej niż gotowa oferta last minute. Tym razem zależało nam na tym, aby było po prostu niedrogo, zrezygnowałam więc z takich kombinacji. One oczywiście mogą wyjść i tanio i znacznie ciekawiej, ale konieczne jest tu spore wyprzedzenie czasowe – zależy nam bowiem na tym, aby jeszcze były dostępne urocze domki w dobrych cenach, a i bilety lotnicze w tanich liniach są tańsze, kupowane znacznie wcześniej.
  • Warto odświeżać powyższe strony kilka razy dziennie – dobre oferty pojawiają się nagle i znikają szybko… To takie, wiecie – polowanie 🙂
  • Ach, muszę też donieść, że według jakichś dziwnych obliczeń biur, ceny wycieczek, im bliżej terminu wylotu potrafią nie tylko spadać, ale także rosnąć… Cały myk polega na trafieniu w tę najlepszą…
  • A kiedy już uda się znaleźć świetne last minute, raz jeszcze przypominam – dajcie sobie chwilę na sprawdzenie opinii o hotelu! Warto! Oczywiście nie będą to zazwyczaj same pochlebne zdania, ale przynajmniej będziecie mieć świadomość, za co płacicie.
  • Polecam także, tym bardziej wkręconym, spojrzenie na hotel i okolice na Google Earth. A nuż bowiem dookoła nie ma nic ciekawego, albo wręcz przeciwnie – jest tam hałaśliwe centrum turystyczne.

Trzymam kciuki! I dajcie koniecznie znać, jak Wasze wakacje!

Zmienną jest…

Zdjęcie kobiety / Bert Stern. Vogue, 1962

Varium et mutabile semper femina. Już Wergiliusz w Eneidzie (choć przed nim zapewne jeszcze wielu innych) zauważył, że niestałą i zmienną jest zawsze kobieta.  I choćbyśmy nie wiem jak się zapierały, drogie panie, żeśmy ostoją spokoju, stałości czy wierności swym przekonaniom (w bardziej zaawansowane rozważania już nie wchodźmy), to niestety, ale nie… Wystarczy, że zbliża się nam okres i świat wywraca się do góry nogami.

Miałam ostatnio jeden z tych dni, które nazywam sobie roboczo – dziś-jestem-piękna. Zdarzają mi się na szczęście co jakiś czas. Na pewno macie tak samo – stajecie przed lustrem i podoba Wam się to, co w nim widzicie. I nawet trochę zszokowane jesteście tym faktem. A tu oczy się śmieją, włosy układają, skóra jakby ładniejsza, kreska nad okiem równo narysowana, piegi wyszły, bluzka dobrze leży, itp. Same rozumiecie, można wychodzić z domu i podbijać świat.

A potem przychodzi wieczór, coś tam idzie nie po myśli i… koniec. I nagle czarna otchłań rozpaczy. I żale i smęty i wyrzuty sumienia (nieodłączny element funkcjonowania każdej matki). I stajecie przed lustrem, a tam zmęczona, poszarzała, nie pierwszej świeżości mamuśka z oklapniętą fryzurą i nadmiarem centymetrów w biodrach.

A to cały czas jeden, ten sam dzień!

I co robicie? No, co robię ja? Siadam przed komputerem z kieliszkiem wina i paczką chusteczek i piszę litanię smutków do męża mojego biednego, z którym chwilowo, przez jakieś 10 dni nie mam kontaktu… Kiedy więc wpadnie w końcu pod zbawienny zasięg światowej sieci, zaleje go nadmiar moich rozemocjonowanych wiadomości.

Już mi go szkoda…

No i jak tu, no powiedzcie mi proszę, jak tu żyć z tymi naszymi babskimi nastrojami? Może macie na nie sposoby? Może umiecie je ogarnąć?

A może one po prostu muszą być? Może z nich właśnie wypływa cała nasza wrażliwość i wyjątkowość?

 

Buziaki dziewczyny najdroższe!

Facebook