Zdjęcie kobiety / Bert Stern. Vogue, 1962
Varium et mutabile semper femina. Już Wergiliusz w Eneidzie (choć przed nim zapewne jeszcze wielu innych) zauważył, że niestałą i zmienną jest zawsze kobieta. I choćbyśmy nie wiem jak się zapierały, drogie panie, żeśmy ostoją spokoju, stałości czy wierności swym przekonaniom (w bardziej zaawansowane rozważania już nie wchodźmy), to niestety, ale nie… Wystarczy, że zbliża się nam okres i świat wywraca się do góry nogami.
Miałam ostatnio jeden z tych dni, które nazywam sobie roboczo – dziś-jestem-piękna. Zdarzają mi się na szczęście co jakiś czas. Na pewno macie tak samo – stajecie przed lustrem i podoba Wam się to, co w nim widzicie. I nawet trochę zszokowane jesteście tym faktem. A tu oczy się śmieją, włosy układają, skóra jakby ładniejsza, kreska nad okiem równo narysowana, piegi wyszły, bluzka dobrze leży, itp. Same rozumiecie, można wychodzić z domu i podbijać świat.
A potem przychodzi wieczór, coś tam idzie nie po myśli i… koniec. I nagle czarna otchłań rozpaczy. I żale i smęty i wyrzuty sumienia (nieodłączny element funkcjonowania każdej matki). I stajecie przed lustrem, a tam zmęczona, poszarzała, nie pierwszej świeżości mamuśka z oklapniętą fryzurą i nadmiarem centymetrów w biodrach.
A to cały czas jeden, ten sam dzień!
I co robicie? No, co robię ja? Siadam przed komputerem z kieliszkiem wina i paczką chusteczek i piszę litanię smutków do męża mojego biednego, z którym chwilowo, przez jakieś 10 dni nie mam kontaktu… Kiedy więc wpadnie w końcu pod zbawienny zasięg światowej sieci, zaleje go nadmiar moich rozemocjonowanych wiadomości.
Już mi go szkoda…
No i jak tu, no powiedzcie mi proszę, jak tu żyć z tymi naszymi babskimi nastrojami? Może macie na nie sposoby? Może umiecie je ogarnąć?
A może one po prostu muszą być? Może z nich właśnie wypływa cała nasza wrażliwość i wyjątkowość?
Buziaki dziewczyny najdroższe!