KategorieKuchnia

Moja kuchnia antyrakowa

Jeśli kiedyś zastanawialiście jak wygląda prawdziwa bida albo jeśli kiedyś przemknęło Wam przez głowę jak się wygląda jak siedem nieszczęść, to wyobraźcie sobie mnie jakieś trzy miesiące temu… W trakcie trudnej chemioterapii (pierś) złamałam obie ręce… Na głowie miałam więc chustkę, bo niestety włosy poleciały… a dwie ręce w gipsie. I tak właśnie wygląda prawdziwa bida…

(Wyobraźcie sobie też moje biednego, dzielnego męża…)

W trakcie leczenia onkologicznego (choć wolę mówić zdrowienia) jestem od lutego, ale dopiero teraz dojrzałam do tego, żeby o tym pisać. Mam bowiem pomysł, który, jak sądzę, pomoże mi w całym tym leczniczym procesie, długim i trudnym. Chciałabym po prostu dzielić się z Wami moimi pomysłami na dania kuchni antyrakowej!

Być może widzieliście już i na Facebooku i na Instagramie, że udostępniam w relacjach ostatnio bardzo dużo treści kulinarnych. Od wielu miesięcy bowiem testuję swoje umiejętności i w zasadzie sporo nowych smaków. I chyba jestem już w tym całkiem dobra! Na tyle, że chcę i Wam trochę tych smaków udostępnić!

Dieta stała się jednym ze sposobów wspierających mój proces zdrowienia. Jednym z jego głównych filarów. Pozostałe to leczenie szpitalne, ale też ogromna praca z głową – psychoterapia, rozwój wewnętrzny, medytacje, wizualizacje, praktyka wdzięczności, zmiana podejścia do bardzo wielu rzeczy, redukcja stresu, techniki oddychania, a także aktywność fizyczna, powrót do zdrowej wagi i tak dalej, i tak dalej 🙂 To zdrowienie jest naprawdę angażujące i czasochłonne. I wymaga drastycznych, naprawdę wielkich zmian. Ale wierzę, że to wszystko ma sens. A zawierzenie swojej intuicji jest tutaj kluczowe!

Wracając do diety…


Zdecydowałam się pójść na całość! Jest to więc dieta roślinna (no.. tak w 97%), bezcukrowa i oparta w dużej mierze na antyrakowych superfoods (w kierunku wzmacniania zdrowienia przy nowotworze piersi). Jest to dieta, w której powinny dominować surowe warzywa i owoce, uzupełnione m.in. strączkami i pełnym ziarnem. W której codziennie rano przygotowuję sobie całodzienną porcję soków warzywno-owocowych. Nie piję alkoholu i napojów gazowanych, unikam żywności przetworzonej, potraw grillowanych, jak najmniej smażonych, a jeśli już to na szybko na oliwie z oliwek, minimalizuję ilość białej mąki, a cukier wykluczam nawet w ketchupie i musztardzie. No i staram się zachowywać minimum 13 godzin przerwy w jedzeniu w czasie wieczoru/nocy.

I tutaj każdy, któremu coś tam opowiadam o zmianach, które poczyniłam, pyta – no to co ty w ogóle możesz jeść?


Ano właśnie, okazuje się, że jak trochę pokombinować, to może być i pysznie, i różnorodnie, i kolorowo, a najważniejsze – zdrowo! Bo to naprawdę niesamowite, że możemy tak bardzo wzmacniać nasz organizm, nasz system immunologiczny – samym jedzeniem. Że możemy się leczyć, wykonując to, co tak bardzo lubimy – jedząc.

Dla mnie jest to nowy, fascynujący świat! Świat pełen oryginalnych smaków, niezwykłych połączeń i totalnej kuchennej magii! Bo jakżeby inaczej nazwać choćby zamianę nerkowców w pyszną śmietanę? 🙂

Będę się więc z Wami tym moim światem dzielić. Bo to nie tylko kwestia wsparcia organizmu w zdrowieniu. Tutaj w dużej mierze chodzi także o profilaktykę! I to nie tylko nowotworową, a wielu chorób, z którymi współcześnie wielu z nas się mierzy.


Pamiętajcie jednak – moje przepisy i pomysły kulinarne oparte są na moich wielomiesięcznych poszukiwaniach informacji i zdobywaniu wiedzy, ukierunkowane są konkretnie na wsparcie zdrowienia przy nowotworze piersi. Wybory, których dokonałam są moje, nikogo nie namawiam, choć mam nadzieję zainspirować. Jak wiecie, nie jestem ani dietetykiem, ani lekarzem, ani tym bardziej naukowcem badającym wpływ żywności na ludzki organizm. Jeśli więc macie jakiekolwiek wątpliwości, to właśnie do tych osób powinniście się zgłaszać, choć z mojego doświadczenia wynika, że wsparcie dietetyczne w takich wypadkach w naszych realiach to głównie polecenia posiłków lekkostrawnych. Każdy z nas jest inny, na każdego z nas inaczej wpływają najróżniejsze terapie, wszystko musimy dopasować do własnych potrzeb, możliwości, chęci. Jeśli zdecydujecie się zainspirować moją dietą, koniecznie poszukajcie informacji na temat odpowiedniego bilansowania posiłków i suplementacji w diecie wegańskiej, aby niczego Wam nie zabrakło!


Te zdjęcia to fragmenty z relacji, którymi Was raczyłam ostatnimi czasy w social mediach. Moje małe eksperymenty kulinarne. Po więcej zapraszam do śledzenia bloga, Facebooka i Instagrama.

Bo raz jeszcze wspomnę – kuchnia antyrakowa to wsparcie leczenia, ale też profilaktyka nowotworów i po prostu – pyszne, zdrowe i kolorowe jedzonko!

Zupa krem z papryki i pomidorów ze śmietanką z nerkowców

Kochani, muszę przyznać, że słabo mi idzie to rozkręcanie się chorobowe… Ale planuję opisać Wam wszystko dokładnie w jednym z kolejnych postów, więc już zrozumiecie…

Niemniej jednak serce wyrywa się do działania, w głowie kiełkują nowe pomysły, a zmiany są konieczne. I ważne dla mnie bardzo. I mam nadzieję, że dobre. Że będą mnie dobrze prowadzić.

Tymczasem jednak coś miłego. A w zasadzie pysznego!

Od dłuższego bowiem czasu eksperymentuję z kuchnią wegańską i zaczynam się w niej coraz lepiej orientować. Nie jest to taka zwyczajna wegańska kuchnia, ale o tym też niedługo.

Dzisiaj uraczę Was po prostu cudownym sezonowym kremem z pieczonych papryk i świeżych pomidorków okraszonym śmietanką z nerkowców!


Chwytajmy więc te sezonowe dobro, póki papryka za 4-5 zł kilo! Póki pomidory pachną i smakują jak letnie niebo! Czerpmy z tych darów lata na ile się da!

Mi taka zupka ratuje trudny okres w moim cyklicznym wyzdrawianiu (przynajmniej ja to tak nazywam). Co trzy tygodnie od dłuższego czasu dostawałam dawkę chemioterapii, po której, jak być może wiecie, samopoczucie jest bardzo słabe. No i zmienia się smak. Wszystko to, co świeże staje się słonawe i metaliczne. Przez chwilę więc takie gotowane warzywka najbardziej smakują. Zwłaszcza w formie zup, które można zajadać i na śniadanie i na kolację.

Ach, no i muszę wspomnieć tu też o moim w zasadzie niedawnym odkryciu! Chodzi o śmietankę z nerkowców! Coś, co zmienia oblicze kuchni wegańskiej! Bo co jak co, ale śmietanę to ja zawsze bardzo sobie i ceniłam i lubiłam i naprawdę bardzo mi jej brakowało. Gotowce nie spełniły tu moich oczekiwań, nadal są ciężko dostępne (choć coraz więcej tego na rynku), no i niestety w składzie bywa cukier, którego tknąć nie mogę. Aż tu proszę – pewnego dnia na Instagramie odnalazłam to proste cudo i przepadłam. (Zabijcie mnie, nie pamiętam, na którym to było profilu, bo ich całkiem sporo obserwuję, ale przepis i tak lekko zmodyfikowałam pod siebie). Na początku byłam tak zachwycona, że wpadłam w fazę codziennych śniadań w formie pomidorów w śmietanie. Tak bardzo mi ich brakowało! Teraz powoli wychodzę z pierwszego zachwytu i dodaję moją nerkowcową śmietanę wszędzie tam, gdzie mam ochotę! Ot, choćby do takiej zupki…


Zupa krem z pieczonych papryk i świeżych pomidorów ze śmietanką z nerkowców

Składniki:

Śmietana:

  • 2 garście nerkowców
  • woda
  • cytryna
  • ocet jabłkowy bio

Zupka:

  • włoszczyzna na zupę
  • 4 dorodne czerwone papryki
  • 6-8 pomidorów (mogą być takie na zupę, niedoskonałe)
  • sól, pieprz
  • łyżeczka oregano suszonego
  • łyżeczka tymianku suszonego
  • pół łyżeczki gałki muszkatołowej
  • pół łyżeczki cynamonu
  • 1-2 łyżki oliwy z oliwek
  • do podania – siemię lniane, oliwa, liście bazylii, kroma dobrego chleba

Ogólnie oba przepisy – i na śmietaną i na zupę, można spokojnie potraktować, jako takie „na oko”. Musicie bowiem dopasować oba dania totalnie do własnych preferencji. Sami zobaczycie i na bieżąco będziecie moli je modyfikować. Bo choćby ze śmietanką – niektórzy wolą gęstszą, inni rzadszą, raz bardziej, raz mniej kwaśną. Wystarczy próbować i dodawać lub nie 🙂


Zaczynamy od przygotowania śmietanki, bo najlepsza jest jak chwilkę jeszcze postoi w chłodzie w lodówce. Nerkowce zalewamy wodą w misce i odstawiamy na kilka godzin. W oryginalnym przepisie czytałam, że na minimum 8, ale robiłam już nieraz po krótszym namaczaniu i nie zauważyłam różnicy. Po tym czasie przecedzamy orzechy, wrzucamy do blendera, dolewamy trochę świeżej wody. Lepiej dolać najpierw mniej, a jak będzie za gęsta śmietanka, zawsze można dolać jeszcze trochę. Zacznijcie od 1/3 szklanki. Do tego wyciskamy nieco cytryny – 1-2 łyżeczki i dolewamy troszeczkę octu – daję około pół łyżeczki. Tę kwaśność także możecie potem dopasować pod siebie i ustawić ją na najlepszym poziomie. Całość blendujemy dłuższą chwilę, aż śmietanka ładnie się ubije. Raz wyszła mi za rzadka i po prostu dosypałam orzechów takich prosto z opakowania i też było dobrze. Śmietana postoi kilka dni w lodówce.


Zabieramy się za zupę. Włoszczyznę obieramy/myjemy i stawiamy w garnku z wodą, aż warzywka zmiękną i powstanie nam pyszny warzywny bulion.

Paprykę myjemy, kroimy na pół, wyciągamy pestki i ogonek i ustawiamy na blasze i papierze do pieczenia. Pieczemy w wysokiej temperaturze – 220 stopni z termoobiegiem, aż zmięknie, a skórka zacznie stawać się czarna. Takie papryki wyciągamy z pieca, studzimy i obieramy wtedy z łatwością je ze skórki.

Pomidory nacinamy lekko nożem na spodzie i zalewamy wrzątkiem. Po niedługim czasie, znowuż z łatwością, ściągamy z nich skórkę i odkrajamy gniazda nasienne.

Z bulionu wyciągamy włoszczyznę. Powinien zostać przynajmniej litr rosołu. Do tego dodajemy paprykę i pomidory i zagotowujemy całość. Odstawiamy z ognia, dodajemy przyprawy i oliwę i blendujemy na gładki krem. Jeśli pozostały nam pestki z papryki, możemy zupę jeszcze przecedzić.

Zupkę podajemy z naszą śmietaną, polecam także opatrzyć ją w odrobinę oliwy, nasionka siemienia lnianego, świeżą bazylię lub podprażone płatki migdałów. Jest pyszna z dobrym pieczywkiem.

Świąteczne drożdżowe pierożki z boczniakami

Te pierożki to taka moja specjalność. No, nie dokładnie te, bo zazwyczaj robię je z tradycyjnym nadzieniem. Wiadomo – kapusta, grzyby i aromat świąt roznosi się w całym domu. Uwielbiam je! To moje ulubione danie wigilijne.

Tym razem jednak zaproponuję Wam ich nieco inne wydanie! Inne, ale – o jeju – jakie pyszne!

Tym razem w pierożkach znajdziemy bardzo aromatyczne boczniaki w gwiazdkowej odsłonie z dużą ilości czerwonej cebulki, z rodzynkami i rozgrzewającymi przyprawami.

Pycha pomysł na świąteczną przystawkę lub przekąskę. Polecam z barszczykiem albo bez, na ciepło lub zimno, z okazji gości lub tylko dla siebie!


Świąteczne drożdżowe pierożki z boczniakami

Składniki

Farsz:

  • opakowanie boczniaków – 250 g
  • 2 duże czerwone cebule
  • 3 łyżki masła
  • tyle samo oleju
  • 2 łyżki rodzynek
  • pół szklanki bulionu
  • łyżeczka gorczycy
  • łyżka czarnuszki
  • łyżeczka cynamonu
  • łyżeczka gałki muszkatołowej
  • łyżeczka mielonej papryki
  • 3-4 łyżki sosu sojowego
  • 2 liście laurowe
  • sól, pieprz

Ciasto:

  • pół opakowania drożdży
  • 2/3 szklanki ciepłego mleka
  • łyżeczka cukru
  • mąka – około 2-3 szklanki
  • 1 jajko + 1 żółtko
  • 3 łyżki masła
  • łyżka czarnuszki
  • sól

Nastawiamy drożdże. Do wysokiej miski przelewamy ciepłe mleko, kruszymy drożdże, dodajemy cukier i tyle mąki, aby całość po dokładnym rozmieszaniu miała konsystencję śmietany. Odstawiamy w ciepłe miejsce, przykrywamy ściereczką. Po 15-20 minutach zaczyn porządnie urośnie.

Przelewamy go do miski, dosypujemy 1 szklankę mąki, solimy, dodajemy jajko i zaczynamy ugniatanie ciasta. W między czasie dosypujemy mąki, tyle ile ciasto wchłonie. Po chwili dolewamy ciepłe roztopione masło i dalej zagniatamy energicznie, podsypując mąką. Kiedy stworzy nam się zwarta drożdżowa kula, odstawiamy ją ponownie w ciepłe miejsce, pod ściereczką, na godzinę do wyrośnięcia.

Przygotowujemy farsz. Cebulę obieramy i kroimy w piórka. Przekładamy na patelnię z olejem i masłem. Podsmażamy. Po chwili dodajemy pokrojone na drobne kawałeczki boczniaki. Dosypujemy przyprawy i całość podsmażamy chwilę. Dolewamy sos sojowy i znowuż chwilkę smażymy. Na koniec dolewamy bulion i wrzucamy rodzynki. Całość dusimy około 5 minut, często mieszając. Odstawiamy do wychłodzenia.

Wyrośnięte ciasto przekładamy na oprószoną mąką stolnicę, rozwałkowujemy na grubość około 3-4 mm dodając tyle mąki z wierzchu, aby ciasto nie przylegało do wałka i wycinamy kubeczkiem koła. Lepimy pierogi z naszym farszem, przekładamy je na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Gotowe pierożki smarujemy z wierzchu rozbełtanym żółtkiem i posypujemy czarnuszką.

Pieczemy w 180 stopniach przez około 15 minut, aż urosną i się ozłocą. Na koniec dodaję zawsze termoobieg, aby nabrały ładnego koloru.

Dodam jeszcze, że zazwyczaj ciasto robię z pełnego opakowania drożdży, czyli pozostałe składniki mnożę razy dwa. Wtedy z dodatkowego ciasta lepię bułeczki dla moich dziewczynek. Też je uwielbiają 🙂

Gwiazdkowy camembert z chutneyem wiśniowym w aromacie sosny i rozmarynu

Od razu Wam powiem, że patent z gwiazdką to nie mój pomysł niestety. Widziałam go kiedyś gdzieś w internecie i zupełnie nie mam pojęcia gdzie to było, co to było i z czym podane. A że pomysł sam w sobie spodobał mi się bardzo, postanowiłam zrobić swoją jego wersję!

I wyszło pysznie!

I oto mamy przeuroczą i niezwykle prostą gwiazdkową przystawkę!

I wierzcie mi – ten serek rozpływający się na grzankach pachnie naprawdę aromatem świąt – jednocześnie sosną i rozmarynem i tymi wiśniami, do których sypnęłam między innymi przyprawę piernikową!

Pycha!


Gwiazdkowy camembert w chutneyem wiśniowym w aromacie sosny i rozmarynu

Składniki:

  • ser camembert – najlepiej nieco większy
  • gałązki rozmarynu i sosny
  • opakowanie mrożonych wiśni – 450 g
  • 1 czerwona cebula
  • ok.10 łyżek miodu
  • 2 łyżki oleju
  • 1 łyżka przyprawy piernikowej
  • 1 łyżka ziaren gorczycy
  • 5 ziarenek angielskiego ziela
  • 1 łyżka pieprzu
  • sól do smaku
  • 2 łyżki octu jabłkowego
  • 1 łyżka octu balsamicznego

Przygotowujemy chutney wiśniowy. Cebulę kroimy na nie specjalnie drobną kosteczkę. Przekładamy na patelnię z olejem i podsmażamy do miękkości. W między czasie, mieszając od czasu do czasu, dodajemy miód (jego ilość możemy zwiększyć pod koniec gotowania, jeśli uznamy, że wiśnie są zbyt kwaśne) oraz przyprawy. Po chwili dosypujemy zamrożone wiśnie, dolewamy ocet jabłkowy i redukujemy na ogniu przez 15-20 minut, aż powstanie coś na podobieństwo konfitury. Na koniec dolewamy ocet balsamiczny i ewentualnie dodajemy miodu, jeśli uznamy, że całość jest zbyt kwaśna. (miód można zastąpić cukrem).

W serku wycinamy nożem gwiazdkę tak, aby powstało zagłębienie na chutney. Delikatnie przekładamy chutney do gwiazdki, uważając, aby nie pobrudzić serka. Dookoła układamy gałązki sosny i rozmarynu.

Całość wstawiamy do piekarnika na 200 stopni na około 15 minut – aż ser stanie się charakterystycznie miękki i lekko napompowany. Podajemy z grzankami lub dowolnym pieczywem.

Pozostały chutney podajemy ze świątecznymi serami i wędlinami. 🙂

Czerwcu trwaj – pasta z bobu i roladki z bakłażana

Czerwiec sam w sobie jest magią. Czerwiec jest sztuką, którą rozumiem, jakże cenię i gorąco podziwiam. Czerwiec jest miesiącem obfitości i kojącej łaski natury. W czerwcu smutki można zajeść bobem. Świeżym, zielonym, pachnącym. Uśmiech na twarzy wywołuje sam widom czereśni, które mogę pochłaniać kilogramami. Póki są, żeby się nasycić. Czerwiec jest miesiącem obiadów warzywnych, prostych, pełnych smaku i słońca. Czerwiec jest miesiącem hamaków, truskawek ze śmietaną, przesiadywania z sąsiadami na schodkach, zbierania opadłych płatków róż, podlewania cukiniowych krzaczków na grządce i wsłuchiwania się w śpiew pszczół w lawendzie.

Trwaj więc czerwcu, trwaj. Chcę odczuć każdą Twoją sekundę. Każdy smak, każdy zapach, każdy promień słońca i tupot gołych stópek.

Czerwiec jest też miesiącem eksperymentów w kuchni! Bo jakże tu nie kombinować przy tej obfitości!

Podrzucam Wam więc dwa przepisy, na coś pysznego i lekkiego zarazem!

Pierwszy jest dla mnie nowością. Wiecie – bób jest w zasadzie tak cenny i rzadki, że stanowczo najczęściej pochłaniamy go prosto z wody. Pokusiłam się jednak o zrobienie czegoś innego – pasty z bobu! I jeju, jaka dobra! Jaki ma cudny, intensywny kolor! Warto wypróbować – moja wariacja zawiera oprócz bobu także czosnek i tymianek. Mmmm…

Drugi przepis to coś, co wymyśliłam już jakiś czas temu i zajadamy się tym chętnie i w domu i na imprezkach wszelakich. Jest to nowa wersja bakłażanowych roladek! Robi się je szybko, a bakłażany są teraz w takich cenach, że koniecznie musicie spróbować!

Do dzieła!

Pasta z bobu do kanapek, krakersów ii wyjadania łyżeczką

Składniki:

  • 1/2 kg bobu
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżka tymianku
  • 5 łyżek oleju
  • sól, pieprz do smaku

Bób gotujemy do miękkości w osolonej wodzie, odcedzamy i obieramy. Przekładamy do wysokiej miski (kilka sztuk zostawiamy do dekoracji), wyciskamy przez wyciskarkę dwa ząbki czosnku, dodajemy olej i przyprawy. Całość blendujemy do uzyskania w miarę jednolitej pasty. Przekładamy do naczynka lub słoiczka, na wierzch sypiemy pozostały bób i gotowe.

Najpyszniejsze roladki z bakłażana z trzema serami

Składniki:

  • 4 średnie bakłażany
  • opakowanie sera typu feta
  • dwie garście startego żółtego sera
  • 1-2 serki śmietankowe do smarowania kanapek
  • łyżeczka cynamonu
  • łyżeczka oregano
  • łyżeczka tymianku
  • łyżeczka czarnuszki
  • sól, pieprz
  • olej – około 4-5 łyżek
  • na spód i wierzch – 2 puszki krojonych pomidorów (w wersji szybkiej, teraz w sezonie oczywiście warto zrobić sosik ze świeżych pomidorów), sól, pieprz, szczypta cukru, cynamonu, oregano i tymianku

Bakłażany kroimy na paski grubości około 5-7 mm. 2 blachy z piekarnika wykładamy papierem do pieczenia, ustawiamy na nich plastry bakłażana, oprószamy sola i skrapiamy olejem. Pieczemy około 20-30 minut na 220 stopniach, aż będą miękkie i lekko zbrązowieją. Wyciągamy do wystudzenia.

W dużej misce ucieramy wszystkie sery, cynamon, zioła, czarnuszkę, sól i pieprz do smaku na jednolitą masę.

Na spód formy do pieczenia przelewamy sos lub jedną puszkę pomidorów. Posypujemy je solą, pieprzem, cukrem, cynamonem i ziołami.

Zwijamy roladki z plastrów bakłażana i masy serowej i układamy je kolejno w formie. Kiedy ułożymy wszystkie, polewamy je ponownie sosem lub kolejną puszką pomidorów i ponownie je przyprawiamy jak powyżej.

Roladki przekładamy do piekarnika na 20-25 minut na 180 stopni.

Zielony kalafior z bułeczką garam masala

Jak poprawić sobie nastrój w listopadową szarugę?

Jednym z najlepszych sposobów jest zapewnienie sobie kolorowych i aromatycznych doznań kulinarnych!

Naszym oczom serwujemy dawkę słońca, organizmowi masę witamin, a do tego jeszcze wzmacniamy naszą odporność sporą ilością rozgrzewających przypraw. No i najważniejsze – musi być pysznie!

Mam więc dzisiaj dla Was mój niedawny pomysł, który już skradł mi serce! Pomysł na zielonego kalafiora okraszonego ostro-słono-słodką bułeczką o aromacie garam masala, prażonymi migdałami i odrobiną cebulki dymki. Jeju, jakie to dobre!

Zielone kalafiory to moje tegoroczne odkrycie. Albo dobrze się wcześniej kryły, albo nie były aż tak łatwo dostępne. Teraz bowiem widzę je w prawie każdym warzywniaku. I sięgam chętnie, bo mają łagodniejszy smak niż zwyczajne kalafiory i o ileż piękniejszy kolor! Musiałam też znaleźć na nie swój własny sposób. I oto jest! Najpyszniejszy!

Zielony kalafior z bułeczką garam masala

Składniki:

  • 1 zielony kalafior
  • do gotowania – sól do smaku, łyżeczka cukru
  • 1/3 kostki masła
  • pół szklaki bułki tartej
  • 2 łyżeczki przyprawy garam masala
  • 1 łyżeczka czarnuszki
  • 1 łyżeczka miodu
  • ostra papryka do smaku
  • sól, pieprz do smaku
  • 3 łyżki płatków migdałów
  • 2 łyżki pokrojonego na drobno szczypioru cebulki dymki
  • szczypta słodkiej papryki

Kalafiora rozdrabniamy na różyczki i gotujemy w osolonej wodzie z dodatkiem cukru do miękkości. Takiej wiadomo – al dente.

Na patelnię przekładamy masło, garam masalę, czarnuszkę, miód, ostrą paprykę. Podgrzewamy, aż masło w większości się roztopi, dosypujemy bułkę tartą, sól i pieprz do smaku. Mieszamy dokładnie, żeby całość się połączyła i podsmażamy chwilę na małym ogniu, co chwilę mieszając.

Na osobnej patelni prażymy płatki migdałów, aż uzyskają lekko zarumieniony kolor.

Ugotowane różyczki kalafiora przekładamy na talerz, posypujemy bułeczką, migdałami i dymką. Całość oprószamy słodką papryką.

Smacznego!

Facebook