Warto być miłym. I nie chodzi mi tu o spokój Waszej duszy i atmosferę pełnej szczęśliwości. To się Wam może po prostu opłacić! Czysto biznesowo, całkowicie wymiernie. Czemu więc ludzie tak prostej zasady nie rozumieją?
Taka sytuacja… Jest firma (nazwijmy ją – firma), do której straciłam cierpliwość. Zaczęłam z nią współpracę, jako z dystrybutorem produktów naturalnych, na samym początku mojej biznesowej przygody, kiedy otwierałam sklep z kosmetykami. I było to moje pierwsze zetknięcie się z brutalną rzeczywistością. Na samym początku mojego zatowarowania otrzymałam pakę z produktami w zgniecionych pudełkach, bez polskich nalepek (a to jest nielegalne) i z kosmetykami (jak się później okazało) zjełczałymi. Kosztowało mnie to dużo stresu i było nauczką na przyszłość. Ale dobrze, było minęło. Firma po dwóch latach zaczęła pisać znowu, kajać się, obiecywać, że mają już wysokie standardy. Pomyślałam, że to dobrze o niej świadczy, ale akurat sklep już zamykałam.
Został blog. Zapraszałam co jakiś czas do współpracy, i w ogóle do jego odwiedzenia, moich dawnych „partnerów biznesowych”. Znałam ich w końcu, a oni mnie. Odezwałam się więc i do firmy. W odpowiedzi otrzymałam jedno zdanie o treści mniej więcej: „nie rozumiem? to ma pani sklep dalej czy nie?”. Po moim grzecznym wyjaśnieniu odzewu brak. Noooo dobrze….
Co jakiś czas mam przyjemność napisać coś niecoś do magazynów kobiecych. Często polecam tam też naturalne kosmetyki. Raz się zdarzyło, że bardzo pasował mi produkt z oferty tej firmy (jak też kilkanaście innych). Potrzebowałam tylko dobrych zdjęć, więc powysyłałam o nie prośby. Dla producentów i dystrybutorów była to po prostu bezpłatna promocja, wszyscy więc odpisali chętnie i sympatycznie. Poza tą firma, która odesłała mi maila ze zdjęciem bez ani jednego słowa treści. Ani „proszę”, ani „dziękuję”. Wtedy straciłam do firmy cierpliwość.
Od tamtej pory kilka razy doradzałam różnym sklepom w temacie wyboru asortymentu. Firmę zawsze odradzałam. Szkoda po prostu nerwów. Bardzo jednak często polecam marki i firmy, które wywarły na mnie dobre wrażenie.
Zazwyczaj też nie polecam produktów firmy w Lili (z nielicznymi wyjątkami, kiedy dostanę je od współpracujących sklepów), nie linkuję, nie kupuję, nie wgłębiam się w ogóle w ofertę. Po prostu – nie mam nawet na to ochoty.
Powiedzcie mi więc, czy nie byłoby znacznie lepiej, gdyby ktoś z tej całej firmy był po prostu miły? Gdyby współpraca opierała się na miłych profesjonalnych stosunkach? Jestem pewna, że nawet nie przyszło firmie do głowy, że ja (teraz uważana zapewne za zwykłą blogerkę) mogę mieć realny wpływ na ich przyszłe przychody.
Bo nawet odmówić można w miły sposób. Tak, aby ktoś Was zamknął w głowie w szufladce „cóż, nie wyszło, ale ta firma/osoba jest naprawdę profesjonalna i warto o niej pamiętać, jak już będę a/sławna b/bogata c/wpływowa d/zwyczajnie będziemy mieli okazję do wspólnego biznesu”.
Dziewczyny drogie, powyższy wywód dotyczy także blogerek. Przyznam się od razu, że sama nie zawsze bywam na tyle miła, żeby odpisać blogerkom piszącym do mnie z zapytaniem o współpracę, pomimo faktu, że mojego sklepu nie ma od ponad dwóch lat. Owszem strona jeszcze wisi, ale to na prawdę nie trudno zauważyć, że sklep nie działa. A jak już piszą to niegramatycznie, bez podpisu, itp. Odsyłam tutaj do TEGO posta!
Odpisuję jednak często. Nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu firm, dla których pracuję. Czasami zapraszam do kontaktu za kilka miesięcy. I nawet tutaj zdarzają się takie kwiatki jak dziewczyna, która postanowiła mnie opieprzyć, że obiecałam jej współpracę kilka miesięcy temu, a ona nadal nie ma u siebie żadnej przesyłki… Żeby nie było – nic nie obiecywałam, a dziewczynie już raczej nie zaufam.
Mam też na koncie nieco przykładów współprac, które nie zostały zrealizowane z najróżniejszych powodów. Bardzo często firmy nie mają pojęcia na temat współpracy z blogerami. Ja też mam swoje własne zasady. Zdarzają się niegrzeczne sugestie na temat mojej osoby i tego co powinnam, a czego nie. Zawsze w takich przypadkach mam ochotę odpisać w bardzo ostrym tonie.
Ale powstrzymuję się. Pozostawiam takie maile na kilka godzin lub na noc. I dopiero nazajutrz, kiedy emocje opadną, a w głowie pojawi się odpowiednia odpowiedź, odpisuję. Grzecznie i miło. Życzę powodzenia. Przesyłam pozdrowienia. Nie chcę być zapamiętana źle. Pomimo wszystko!
Pamiętajcie, że nigdy nie wiadomo co się kiedyś wydarzy. Kto będzie na jakim stanowisku, w jakiej firmie. Jakie będzie miał możliwości i zadania. Jakie doświadczenia, czego się gdzieś po drodze nauczy. Karma powraca. Jeżeli zapamiętają Was w dobry sposób, powrócą do Was z być może nową propozycją. Może Was polecą. Może Wasza życiowa szansa, jedna na milion, będzie zależała od tego kogoś. Jeśli jednak zapamięta Was źle, wierzcie mi, już nie wróci i już nie poleci. Ba… odradzi…