W roli głównej: Mio Skincare – Boob Tube i Lucky Legs

Mamma mia! Oto i Mio! I do tego jeszcze Mama Mio! Dzisiaj w roli głównej mamy dwa produkty marki jeszcze do niedawna mi nie znanej, ale, trzeba przyznać, stanowczo wartej poznania! Oto i  Boob Tube – krem na piękne i jędrne piersi oraz Lucky Legs – energetyzujący i chłodzący żel do nóg (ponoć dla przyszłych mam).

Słyszeliście o tej marce? Przyznam, że dopiero odkąd od niej w czerwcu usłyszałam, zaczynam wychwytywać gdzieniegdzie w mediach nieliczne o niej informacje. Marka jest u nas nowa. Towarzyszy produktom do rzęs Revitalash, więc towarzystwo dystrybucyjne ma całkiem dobre. Przybyła ze Stanów i mam nadzieję, że się u nas zadomowi! Pozycjonuje się jako czysta, przejrzysta oferta produktowa dla osób aktywnych, a także dla kobiet w ciąży, pragnących zachować zdrowe, jędrne ciało.
Przyjrzałam się odrobinę bliżej dwóm produktom. Pierwszy z nich to mój ulubieniec! Lucky Legs – energetyzujący i chłodzący żel do nóg z serii ciążowej. Z pewnością przyszłym mamom bardzo się przyda, polecam go jednak każdemu. Przyniósł mi całą masę ukojenia w trakcie upałów, które jeszcze tak niedawno panowały. Wystarczy niewielka ilość leciutkiego preparatu o konsystencji mleczka. Wmasowujemy je w nogi, w powietrzu zaczyna rozchodzić się orzeźwiający zapach mięty. Po chwili zaczynamy czuć wspaniałe uczucie chłodu, natychmiastową lekkość. Odpoczywają. Nabierają energii. Bardzo to przyjemne. 
Warto sięgnąć po ten żel (nie wiem czemu nazywa się żelem), także w chłodniejsze miesiące. Po pracy, w domowym zaciszu. Mentol w połączeniu z olejkiem miętowym, cytrynowym i lawendowym, ekstraktem z imbiru, mandarynki i arniki, z masłem murumuru, olejem kokosowym i rumiankiem cudownie zrelaksują. Wiem coś o tym!
Drugi kosmetyk to Boob Tube (fajna nazwa, prawda?) czyli krem na piękne i jędrne piersi. Nie uzyskamy tu tak ekspresowych efektów, jak w przypadku żelu do nóg. Niestety. Nawet na opakowaniu napisane jest, że „podziękujesz nam za 20 lat”. Nikt się w sumie po kremie nie powinien spodziewać cudów. Mogę tylko napisać, że jest to świetny produkt pielęgnujący i nawilżający. Zapewne równie dobrze nada się do całego ciała, nazwa jednak mobilizuje do szczególnej dbałości o dekolt i piersi. I faktycznie skóra w tych okolicach staje sie bardzo przyjemna, miękka i wygładzona. 
Krem jest leciutki i wydajny. Wchłania się szybko, nie pozostawia uczucia tłustości. Lekko pachnie, całkiem przyjemnie. Co jednak najważniejsze, krem daje podwaliny do długoterminowej walki. Konieczna jest więc tu rutyna i czas. W składzie znajdziemy silne nawilżacze i antyoksydanty. Mamy więc koenzym Q10, coś o dziwnie brzmiącej zastrzeżonej nazwie – Seppicalm Dg, co ma rozjaśniać przebarwienia, wyciągi z mniszka, ostropestu i dzięgla, kwas hialuronowy, wyciąg z liści gotu koli, kory białej malwy, kwiatu hibiskusa i nasion ogórka. Do tego dodano masło shea, olej z wiesiołka, awokado, słodkich migdałów i oliwę z oliwek. Tyle dobra na raz 🙂
Polecam Mio. Polecam Mama Mio. Podoba mi się filozofia firmy, składy, opakowania i zabawne nazwy poszczególnych kosmetyków. 

Więcej na Plazanet.

Facebook