Przywędrowały do mnie takie smutne, takie bezzapachowe. I czekały, dosyć długo na swoją kolej. A w zasadzie, na jakiś ciekawy pomysł. Bazy kosmetyczne w końcu oswoiłam. I powiem, że wyszło całkiem fajnie! Stosowaliście już może? Jeśli nie, to mam też dla Was małą niespodziankę.
Mam trzy bazy, które od niedawna w swojej ofercie ma BliskoNatury.pl. Do tej pory unikałam podobnych półśrodków. Wierzyłam, że co jak co, ale sama lepiej sobie poradzę. Kiedy jednak zaczęłam się nimi bawić, odkryłam kilka ich istotnych zalet. Komu zatem polecam bazy? Otóż:
- osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z domową produkcją kosmetyków;
- tym, którzy nie mają na co dzień wystarczająco czasu, aby robić wszystko od początku;
- osobom, które chciałyby wykorzystać konkretny składnik, ze względu na jego konkretne działanie i potrzebują do tego pewnej podstawy;
- oraz wszystkim, którzy chcą wykorzystać wspólny czas z dziećmi, mamami i przyjaciółkami na kreatywne zabawy kosmetyczne.
Co ważne, takie bazy wcale nie wychodzą drogo. Sami możemy decydować, co do nich dodamy i w jakiej ilości, a w razie potrzeby składy te modyfikować. Możemy w kilka chwil stworzyć swój własny idealny balsam do ciała lub odżywkę do zniszczonych włosów. Do baz się więc przekonałam.
Na stronie sklepu (TUTAJ) znajdziecie przykładowe receptury do wykorzystania oraz procentowe ilości dodawanych składników. Bazy są jednak na tyle łatwe w użyciu, że nie bawiłam się w dokładne odmierzanie moich dodatków. Dodawałam je bowiem na oko. Tak, aby mniej więcej wstrzelić się w proponowaną ilość. Nawet więc jeśli nie macie wagi kuchennej i kalkulatora pod ręką, jestem pewna, że sobie poradzicie.
Wykorzystałam organiczne bazy balsam do ciała i odżywka do włosów oraz hipoalergiczną bazę myjącą, która już niestety naturalna nie jest i zawiera chociażby myjący detergent. Stworzyłam z nich marokański balsam, czerwoną odżywkę i wiśniowe mydełko do rąk.
Najmniej do gustu przypadła mi baza myjąca. Jak wspomniałam wyżej, niestety daleko jej do naturalności. Zaletą jest jednak to, że bardzo dobrze się pieni i dokładnie zmywa. A skoro już i tak nie jest naturalna to i wymyśliłam sobie, że dodam do niej olejek zapachowy wiśniowy (także z BliskoNatury.pl), który swoją drogą pachnie świetnie. Baza ma niestety swój zapach, który miał być neutralny, ale dosyć mocno przebija mi przez wiśnię. Musiałam więc dodać dosyć sporo aromatu. I wyszło w sumie fajne mydełko.
Wiśniowe mydełko do rąk
Do bazy myjącej dodałam:
- ok. 5-10% oleju ze słodkich migdałów
- ok. 30% wody różanej
- ok. 1% olejku zapachowego wiśniowego
Wykonanie zacytuję ze strony:
Odmierzoną bazę i wybrane składniki wystarczy dokładnie
wymieszać w przygotowanym naczyniu i przełożyć do opakowania. Zaleca się najpierw dodawać składniki fazy wodnej, czyli wodę, hydrolat, substancje nawilżające, a po dokładnym wymieszaniu dodać składniki fazy tłuszczowej. Opakowanie z pompką dodatkowo przedłuży trwałość produktu. Gotowy produkt nie musi być przechowywany w lodówce.
wymieszać w przygotowanym naczyniu i przełożyć do opakowania. Zaleca się najpierw dodawać składniki fazy wodnej, czyli wodę, hydrolat, substancje nawilżające, a po dokładnym wymieszaniu dodać składniki fazy tłuszczowej. Opakowanie z pompką dodatkowo przedłuży trwałość produktu. Gotowy produkt nie musi być przechowywany w lodówce.
Proste, prawda?
Stworzyłam też cudowny balsam do ciała. Jego zaletą jest, że ma bardzo lekką konsystencję i szybko się wchłania. Baza oparta jest na naturalnych masłach i olejach z dodatkiem soku aloesowego. Spokojnie możecie wykorzystać ją nawet bez żadnych dodatków. Sama w sobie jest dobrym produktem.
Marokański balsam do ciała
Do bazy balsamu dodałam:
- ok.5% oleju arganowego
- ok.5% oleju z czarnuszki
- ok. 2% olejku z róży marokańskiej (3% w oleju jojoba)
Całość dokładnie zmieszałam i gotowe! Pachnie tak jak lubię! Aromat czarnuszki miesza się z różą. Oleje wzbogaciły mój balsam i dodały mu sporo pielęgnacyjnej i odmładzającej mocy. Dzięki czarnuszce dodatkowo balsam zyskał delikatny różowy odcień.
Najbardziej zadowolona jestem z odżywki. Sama baza już dobrze wpłynęłaby na moje włosy. Jednak jako, że ostatnio sprawiają mi sporo problemów, zdecydowałam się na dodatek regulujących i przeciwłupieżowych olejków eterycznych, dla złagodzenia skóry głowy – oleju aloesowego (choć już nieco aloesu w składzie mamy), a do celów odłuszczających – czerwoną glinkę. Całość wyszła bardzo dobrze! Odżywkę pozostawiam na włosach na chwilę, niczym maskę, a potem bardzo dokładnie spłukuję, aby nie pozostawić ani śladu glinki. Efekty, wierzcie mi, są naprawdę dobre!
Czerwona odżywka do włosów
Do bazy odżywki dodałam:
- ok. 5% oleju aloesowego (macerat w oleju sojowym)
- ok. 1-2% łącznie olejków: rozmarynowego, lawendowego i cytrynowego
- ok. łyżeczkę czerwonej glinki
Baza z glinką wymaga intensywnego mieszania. Dzięki temu pozbędziemy się grudek. Gotowa jest jednak już po chwili. To właśnie glinka nadaje jej ten charakterystyczny kolor.
A teraz niespodzianka!
Kochani, jeśli chcielibyście także wypróbować bazy, mam dla Was
6 zestawów
po 50ml bazy balsamu, odżywki i myjącej
Przygarniecie?
Aby wygrać jeden z zestawów wystarczy tylko w komentarzu pod tym postem pozostawić informację o chęci przygarnięcia baz. Nie bądźcie anonimami – jeśli nie macie konta google, podpiszcie się choćby nickiem.
Na Wasze zgłoszenia czekam do środy 12.02.2014 do północy.
Spośród wszystkich, którzy zgłoszą mi swoją chęć, wylosuję 6 osób, do który powędrują zestawy. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu. Na adresy do wysyłki nagród będę czekała 10 dni. Wysyłka na terenie Polski, a wysyła BliskoNatury.pl
Zapraszam!