Miałam dzisiaj przyjemność uczestniczyć w konferencji o social media. Bo nie wiem czy wiecie, że prowadzę trzy fan paga’e na Facebooku. I poza tym, że otworzyły mi się oczy na pewne zjawiska i dowiedziałam się kilku praktycznych rzeczy, spędziłam miły dzień na mojej starej uczelni. Nie był to wprawdzie mój wydział, ale byłam całkiem niedaleko, też na kampusie UJ. I powiem Wam, że nostalgia mnie ogarnęła. Że kilka lat po skończeniu studiów tęsknota powraca do tamtych beztroskich czasów. Też tak czasem macie? A może jeszcze studiujecie lub się uczycie? Ja swoje studia wspominam pięknie. No… może poza miłosnymi zawirowaniami:)
Przejdźmy jednak do dzisiejszego pomysłu! Otóż natknęłam się niedawno takie oto dziwo – mchowe graffiti. I tak sobie pomyślałam, że świat byłby piękniejszy, gdyby nasze miasta pokrywały takie właśnie napisy i malunki. Nie raziłoby to tak bardzo. Nie zanieczyszczało. Czemuż, ach czemuż, młodzież nasza zbuntowana nie maluje mchem…
Na grafice przedstawiony macie sposób przygotowania takiej specjalnej „farby” do graffiti. Znalazłam jednak nieco prostszy przepis (tutaj). Otóż należy wziąć dwie garście mchu, dwie szklanki maślanki lub ewentualnie jogurtu, 2 szklanki wody i pół łyżeczki cukru. Mech należy dokładnie oczyścić, a następnie dobrze zmiksować z pozostałymi składnikami. Jeśli wydaje Wam się, że konsystencja nie będzie przylegać jak farba, można dodać nieco naturalnego syropu np. kukurydzianego.
Za pomocą pędzla namalujcie wymarzony napis lub kształt. Graffiti sprawdzajcie co tydzień, aby nieco je nawilżyć wodą w sprayu ub dodać nieco więcej farby. Graffiti mchowe najlepiej czuje się w suchy otoczeniu. Ciekawe, czyż nie?