Jedna genialna książka, jeden świetny film czyli Sierpień + Pokuta

Są takie książki i są takie filmy, które zostają w człowieku na dłużej. Nie ma ich za wiele, niestety, jeśli więc się na takie napotykamy, trzeba się nimi dzielić.

Dzielę się więc dzisiaj z Wami jedną taką książką i jednym takim filmem. Być może ktoś uzna je za „babskie”, ale wiem dobrze, że mogą spodobać się wszystkim. Jedno jest pewne – są idealne na te cudne letnie wieczory, kiedy namiętności i emocje odczuwa się jakby bardziej, kiedy zmysły są wyostrzone i całym sobą chcemy chłonąć to, co świat przynosi dobrego.



Sierpień

Julia Rozumek


Być może znacie blog Julii (JuliaRozumek.pl), być może zaglądacie tam co jakiś czas, tak jak ja, żeby nasycić oczy pięknymi zdjęciami i przemyślanymi tekstami. Ja sama śledzę ten blog od kiedy był jeszcze Szafą Tosi. Może nie regularnie, ale powracam tam co jakiś czas, kiedy nachodzi mnie potrzeba, albo ochota, kiedy jakaś ciekawa zajawka pojawi się w social mediach. Lubię, no lubię, bo jak tu nie lubić?

Sierpień jest pierwszą książką Julii, która postanowiłam sobie sprawić. Przekonały mnie opisy i opinie innych, które sobie przed zakupem poczytałam. Choć w zasadzie… od razu wiedziałam, że będzie to udany zakup. Czasem tak po prostu – ma się przeczucie.

Sierpień jest dobrą książką. W sensie…. jest książką dobrą w ogólnie znanym tego słowa znaczeniu, oj jest. Chodzi mi tu jednak o to, że ona niesie ze sobą dobro. Jest książką, którą specjalnie się przerywa w trakcie czytania, żeby za szybko nie skończyć, żeby przytulić ją do siebie i na spokojnie przemyśleć to, co się właśnie przeczytało. Jest książką, którą się człowiek delektuje. Jest mądrą książką. Aż zastanawia, skąd w tak młodej osobie tyle mądrości, która zdawałaby się wpisywać w dojrzałe życie.

Jest też książką, która uświadamia ci, że szczęście wcale nie jest daleko, Że nie trzeba go szukać nie wiadomo gdzie. Że ono jest tuż obok. Trzeba je tylko zauważyć. Zatrzymać się i zauważyć. A potem – docenić.

O czym jest Sierpień? To historia mieszkańców małe wsi, polskiej wsi początku lat 70-tych. To historia rodziny – rodziców i pary nastolatków u progu dorosłego życia i ich przyjaciół. To historia pewnego sierpnia, dzień po dniu, upalnego sierpnia, pachnącego zrywanymi z drzewa jabłkami i pierogami z borówkami (czy tam jagodami, jak niektórzy wolą:)). Wierzcie mi lub nie, ale ten upał i te zapachy i te smaki nawet wydobywają się z tych prostych kartek. Czuć je tak intensywnie!



Każdy dzień tego szczególnego sierpnia to osobny obrazek. Wszystkie jednak tworzą całość. Splatają się w niej historie i tych młodych ludzi i tych starszych, i bliskich sąsiadów i tych dalszych, zza góry, ze Śląska. W każdej z tych historii, w każdym z tych obrazów pobrzmiewa jakaś prawda o życiu. Jakiś morał, który zgrabnie wydobywa się z tych miniatur.

Jest tam też miłość. Ta pierwsza miłość, zaklęta w prawie niewidoczne gesty, spojrzenia i dotyk. Tak piękne!

I jest też zabawnie. Bywa wesoło i ciepło. Ale też bywa tak smutno, że sama zapłakałam. I to też jest piękne.

Przeczytajcie Sierpień. Teraz w sierpniu, bo to idealna wakacyjna lektura. A potem jeszcze raz. Kiedy będzie już szaro, smutno i zimowo. Aby znowu znaleźć się w środku lata, znowu poczuć w sercu ten upał i dobro.

Na koniec muszę jeszcze zwrócić Waszą uwagę na jedna niezwykle ważną rzecz. Spójrzcie, jak Sierpień jest cudownie wydany! Jakby żywcem był wyjęty z tamtych dawnych już czasów! Mamy twardą, płócienną okładkę, mamy prosty szkicowany snopek zboża i mamy jeszcze coś zwyczajnie cudnego – wstążkę, która rozwiązuje odwieczny problem zakładek! No czad!

Książkę znajdziecie w sklepie blogowym Julii – TUTAJ.




Pokuta

Atonement, reż. Joe Wright


Jakże rzadko używa się teraz słowa melodramat. Jakże bowiem rzadko to słowo pasuje, do opisywanego nim obrazu. Tym właśnie słowem określono „Pokutę” i co jak co – ale tutaj pasuje ono idealnie. Ale nie bójcie się tego słowa. Wiem, że wiele z Was z góry przekreśla ten typ filmów. Obejrzyjcie Pokutę choćby dlatego, że jest to po prostu świetny film!

Na Pokutę natknęłam się niedawno na Netflixie. A musicie wiedzieć, że jeżeli uda mi się znaleźć brytyjskie kino, jeżeli mamy na początek jedną z tych starych angielskich posiadłości, jeżeli akcja toczy się dawno temu, to ja taki film od razu włączam. Uwielbiam brytyjskie kino i brytyjskich aktorów, A ten obraz tylko mnie w mym uwielbieniu utrwalił.

Zacytuję najpierw za Wikipedią, abyście mieli szersze rozeznanie – brytyjsko-francuski film z 2007 roku w reżyserii Joe Wrighta. Melodramat na podstawie książki Ian McEwana pod tym samym tytułem. Zwycięzca Złotych Globów 2007 za najlepszy film dramatyczny oraz zdobywca nagrody BAFTA w kategorii najlepszy film, a także Oscara za najlepszą muzykę Dario Marianelliego.

Nie czytałam książki. Być może także jest dobra. Ale gdybym ją przeczytała, nie zaskoczyłby mnie tak bardzo sam film. A zwłaszcza jego zakończenie. Bo to film z gatunku tych z całkowicie zaskakującym zakończeniem. Takim, które pozostawia cię z tą dziwną miną mówiącą – ale jak to?

Choć w sumie cała historia wprawia w ten właśnie stan „ale-jak-to-?”. A przy tym porywa za serce. Dosłownie. A potem się płacze. Lubicie płakać po filmach? Czasem dobrze sobie tak zwyczajnie popłakać.

Mamy więc angielski dworek. Mamy wojnę i Dunkierkę. Mamy Keire Knightely, która idealnie się w te klimaty wpasowuje. Mamy młodziutką Saoirse Ronan, której bohaterka tak bardzo zmieni życie dwojga młodych ludzi. Mamy też w końcu Jamesa McAvoy, którego jakoś specjalnie wcześniej nie znałam, ale którego postać, w tak dziwny sposób wplątana w historię, pozostaje w sercu.

Nie będę Wam więcej pisać o samym filmie, o jego fabule, żeby nie niszczyć Wam przyjemności z oglądania. Napiszę jeszcze tylko wszystkim romantyczkom – obejrzyjcie koniecznie!


Facebook