Nasz przyszły domek, nasze nowe mieszkanko, rośnie jak na drożdżach. No… w zasadzie to jest już prawie gotowe, prawie w stanie, za który zapłaciliśmy. Kończy się jednak jeszcze budowa pozostałych mieszkań na naszym nowym kameralnym osiedlu. Czekamy też na otoczenie – na wyrównanie, na drogi, kostki brukowe, ogrodzenia i w końcu – na trawę.
Mam tu dla Was kilka zdjęć, pokazujących, jak wszystko się zmienia, jak pięknieje, jak staje się coraz przypominające te domy, które widnieją na wizualizacji. Cieszy mnie to bardzo, ale jednocześnie zaczyna przerażać, bo wielkimi krokami zbliża się czas, w którym rozpoczniemy prace wykończeniowe. Nie będzie lekko, ale chyba ogarniemy…
Czym kierowaliśmy się, wybierając właśnie to miejsce, właśnie to nasze małe osiedle? Jestem pewna, że bardzo wiele z Was staje właśnie przed podobnym wyborem. Albo czeka Was podejmowanie tak trudnych decyzji w przyszłości. Bo nie da się ukryć, że jest to jedna z największych i najtrudniejszych decyzji w życiu. Zależy od niej tak wiele! To, czy będzie nam się dobrze żyło? Czy tak, jak sobie to wymarzyliśmy?
Poszukiwania naszego mieszkania rozpoczęliśmy już dawno, choć tak na poważnie zajęliśmy się tym wczesnym latem zeszłego roku. Wcześniej raczej z ciekawości przeglądaliśmy oferty w internecie i podpytywaliśmy znajomych. Od czerwca jednak zaczęliśmy jeżdżenie po budowach.
Jakie były nasze założenia?
Po pierwsze, chcieliśmy zamieszkać pod Krakowem, a nie w mieście. Z kilku względów. Począwszy od tego, że oboje lubimy bardziej klimaty wiejsko-podmiejskie, niż życie w zakorkowanym mieście, poprzez fakt, że razem z mężem mamy w tym momencie prace, do których nie musimy dojeżdżać – ja pracuję w domu, mąż wyjeżdża na kontrakty w świat. Poza tym, co chyba równie istotne – mieszkania pod Krakowem, są o niebo tańsze niż te w Krakowie.
Mimo wszystko, zależało mi na dosyć łatwym dojeździe do miasta i pozostaniu w tych regionach, które znamy, w których oboje żyjemy od zawsze. Chciałam mieć bliski dostęp do autobusu podmiejskiego i proste połączenie drogowe do centrum. Spośród więc wszystkich podkrakowskich gmin, zdecydowaliśmy się wybrać te południowo-wschodnie, które akurat przeżywają boom budowlany, a ceny mieszkań są bardzo korzystne. Poza tym kilkoro naszych znajomych par zdecydowało się na zakup domów czy działek właśnie w tej okolicy, co jest sporym, dodatkowym atutem (jeśli się uda, to nawet Róża będzie chodziła do szkoły z synkiem naszych przyjaciół z liceum).
Wiele osób namawiało nas na inwestycję w dom. Rozważaliśmy to, ale zdecydowaliśmy jednak, ze nie chcemy brać tak dużego kredytu, którego z resztą nie wiadomo czy byśmy dostali. Poza tym, zważywszy na fakt, że mojego męża sporo czasu nie ma, musiałabym sama ten dom ogarniać i czuć się w nim pewnie i bezpiecznie, a chyba jeszcze nie jestem na to gotowa. Cóż, całe życie mieszkałam w blokach. Dom więc poczeka. Tymczasem opcja szeregówki z niewielkim ogródkiem wydała nam się tą najlepszą!
Mamy sześcioletnią córeczkę, ogromnie więc istotne było, aby w pobliżu była szkoła. Zależało mi też na spokojnym dostępie do porządnego sklepu – maksymalnie dłuższym spacerem. No i ten przystanek autobusu podmiejskiego! Idealnie by było, aby nasze mieszkanie położone też było w bliskiej odległości od stacji kolejki podmiejskiej, która w Krakowie działa coraz sprawniej i jest mega praktycznym sposobem na dojazd do centrum miasta. Po rozeznaniu w temacie, zdecydowaliśmy się szukać mieszkania na parterze szeregówki z dostępem do ogródka, z trzema pokojami.
I zaczęło się jeżdżenie… Objechaliśmy kilka budów, przeszukiwaliśmy także rynek wtórny. Chodziliśmy na spacery i objeżdżaliśmy okolice, poznając przy okazji trochę nowych miejsc. Zazwyczaj z góry wiedzieliśmy, że to nie to. Nie podobała nam się lokalizacja, same mieszkania lub ich natłok w jednym miejscu, przy wąziutkiej drodze wyjazdowej. Zauroczyło nas jedno miejsce, tuż pod lasem, z pięknymi wizualizacjami. Trochę droższe niż planowaliśmy, ale nawet można by to rozważyć… gdyby nie fakt, że akurat wszystkie te parterowe mieszkania niedawno sprzedano…
I wtedy znalazłam nowe ogłoszenie. Bardzo ciekawe ogłoszenie. Pojechaliśmy tam w któryś weekend, nikogo nie było na budowie. Weszliśmy do naszego (już teraz) mieszkania i od razu, oboje poczuliśmy, że to jest to! I do teraz to uczucie we mnie trwa!
Pozostało wszystko sprawdzić. Wszystko! I zdecydować się na wybór mieszkania na osiedlu.
Każde z mieszkań kosztowało tyle samo, a cena wpisywała się idealnie w zaplanowany budżet. Te parterowe, na których nam zależało, mają 72 m², czyli w sumie więcej niż zakładaliśmy. Każde ma jedno miejsce parkingowe przypisane i jedno rotacyjne. Różniły się powierzchnią ogródka i położeniem względem stron świata. I sąsiadów. Wybraliśmy stronę zachodnią, żeby było słonecznie popołudniami. I koniecznie musiało to być mieszkanie narożne. Przy takich założeniach okazało się, że zostało tylko jedno wolne i to dokładnie to, które zwiedziliśmy na początku. Ze znacznie większym ogródkiem, niż w innych szeregówkach, które oglądaliśmy (mamy narożny, w kształcie litery L).
Poza tym – szkoła jest praktycznie tuż obok. Tak samo jak ewentualne na kiedyś – przedszkole. Obok nich dom kultury z różnymi zajęciami i biblioteką oraz boiska do wszelakiej aktywności. Troszkę dalej jest duży sklep ze wszystkim, apteka i przystanek autobusu podmiejskiego. Od naszego obecnego miejsca zamieszkania jedzie się tam jakieś 7-10 minut. Do kolejki podmiejskiej mamy 2 kilometry – niestety więc bez szału, ale zawsze można podjechać. Okolica jest spokojna, pełna zadbanych domów jednorodzinnych. Sprawdziliśmy też, na ile się dało inne istotne rzeczy – plany zabudowy, tereny zalewowe czy samego dewelopera.
Są też wady… Brakuje mi choćby bliskiego dostępu do większych terenów zielonych czy parku. Droga dojazdowa czeka na zrobienie przez gminę i bardzo się już o to prosi. Ów wspomniany autobus podmiejski jeździ raz na godzinę. Troszkę tego jest, ale idealnie to chyba nigdy nie będzie. Trzeba po prostu wybrać opcję, która w danym momencie wydaje się tą najlepszą.
W końcu więc podjęliśmy decyzję! Dosyć w sumie szybko, w lipcu ubiegłego roku, ale zdążyliśmy się na tyle zorientować w rynku, że wiedzieliśmy, że jeżeli już coś jest fajne, to może szybko zejść. Z resztą pozostałe mieszkania na osiedlu także dosyć szybko się posprzedawały.
Jak nam się tam będzie mieszkać? Nie wiem. Ale nie mogę się już tego doczekać. I cieszę się tym, jak dziecko! Czy wybór faktycznie był trafny okaże się po zamieszkaniu. Albo pięć lat później.
Jestem jednak dobrej myśli!
(wizualizacje dewelopera)
Zapraszam na inne wpisy z serii Nasze Miejsce – moje pomysły na aranżację wnętrz!
>>> NASZE MIEJSCE <<<