O szczęściu, jagodziankach i lodach morelowych

Moja Róża jest szczęśliwa, a ja to jej szczęście często podglądam. I zachwycam się nim. I zazdroszczę jednocześnie. Drobne rzeczy, lody, piaskownica, gołębie, sprawiają, że cała promienieje. Ale nie tak zwyczajnie, nie tak jak my. Ona promienieje całą sobą, zachwyca się i chłonie wszystko, co napotyka na swojej drodze. I zoo i łąkę, i osiedlowy plac zabaw, i las, i supermarket… Po czym w jednej chwili potrafi przejść ze stanu pełnego szczęścia do całkowitej beznadziei, aby po kolejnej krótkiej chwili znowu cieszyć się w najlepsze. I niby to kobiece i normalne, ale jest w tym coś… hmm… organicznego… naturalnego… prawdziwego. I pięknego. Też chciałabym tak intensywnie przeżywać każdy moment, być stale w ruchu, w zachwycie, w poznaniu (nie, nie – nie w Poznaniu!).
Róża śmieje się do rozpuku. Śmieszą ją doprawdy głupoty, ale jak się śmieje to cała, calutka. Każdą częścią swojego ciała. Głęboko, radośnie i z pasją. Nie pamiętam, kiedy ja się aż tak śmiałam… Choć nie, przepraszam, faktycznie – było tak, kiedy przyszły pierwsze upały i postanowiłam ulżyć nieco naszej kudłatej Misi. Chwyciłam więc za nożyczki i bardzo nieudolnie zabrałam się do strzyżenia. Kiedy już skończyłam i popatrzyłam na biednego zdziwionego psa i jego szramy i szlaczki i wystające gdzie nie gdzie kłaczki, wybuchłam tak wielkim śmiechem, że aż się popłakałam. I śmiałam się i śmiałam… Aż mój mąż nie naprawił wszystkiego maszynką do włosów. Ale kiedy, poza tą sytuacją, opanowała mnie taki śmiech? Nie wiem.
Chciałabym mieć w sobie tyle radości. I tak intensywnie emanować szczęściem.

Przy okazji Różanych refleksji naszła mnie jeszcze jedna. A mianowicie taka, że wiele szczęśliwych chwil obraca się wokół jedzenia. A samo jedzenie jest jedną z najprostszych, a jednocześnie największych radości. Najprzyjemniej wspominam kosztowanie nowych smaków na wakacjach czy zapiekanki na Kazimierzu po spotkaniu z przyjaciółmi. Pamiętam jak jednego lata, kiedy byłyśmy jeszcze z siostrą małymi dziewczynkami i spędzaliśmy trzy tygodnie w domkach kempingowych, rodzice kupli największe, jakie do tej pory widziałam, hot dogi. Kukurydza wysypywała się na plastikową tackę, a keczup i majonez irytująco brudziły ubrania. Jakże one smakowały…
Z innych wakacji pamiętam jagodzianki. Trzeba było biec po nie rano, przed śniadaniem, do budki w ośrodku wczasowym. Szybko się kończyły, więc nie często udawało się je zdobyć. I nigdy później nie jadłam już tak dobrych jagodzianek, tak pełnych jagód, tak puszystych. Choć pewnie nieco koloryzuję, bo dzieckiem wtedy byłam…

Zrobiłam więc te jagodzianki w końcu sama. Pierwszy raz, dla Róży. Takie mini jagodzianki. Żeby jej też się z wakacjami kojarzyło. I z mamą. Pierwszą turę pochłonęłam głównie ja, ale tak to już jest, jak człowiek jest z siebie dumny i poszukuje smaków dzieciństwa. I lody postanowiłam sama robić. Takie kombinowane, z produktów, które akurat mnie zainspirują. Mam w końcu bzika na punkcie foremek wszelakich, więc jak zauważyłam nową biedronkową dostawę, musiałam się zaopatrzyć w takie w kształcie plastrów miodu. Ktoś też je kupił? No, a jak już te pszczółki były na nich obecne, to i lody musiały być z miodem. I z morelami, bo sezon przecież. I Róża była taka szczęśliwa!

Mini jagodzianki
Składniki:
  • dwie garście jagód
  • 2-3 łyżki cukru
  • pół opakowania drożdży
  • 150 ml mleka
  • 3 szklanki mąki
  • cukier puder
  • 2 łyżki miękkiego masła
W wysokim naczyniu mieszamy rozdrobnione drożdże z mlekiem (które powinno mieć temperaturę pokojową), łyżeczką cukru oraz mąką – do konsystencji śmietany. Całość odstawiamy w ciepłe miejsce i przykrywamy suchą ściereczką, aż mniej więcej podwoi swoją objętość. Wtedy przelewamy drożdżową mieszaninę do dużej miski i stopniowo dodajemy mąkę oraz około 2-3 łyżki cukru pudru, wyrabiając ciasto. Kiedy jeszcze lekko się lepi do rąk, dokładamy miękkie masło i ponownie wyrabiamy, aż powstanie zwarta kula. Ciasto w misce przykrywamy ściereczką i ponownie odstawiamy do urośnięcia w ciepły kąt. Jagody mieszamy z cukrem. Wyrośnięte ciasto przekładamy na stolnicę wysypaną mąką, rozwałkowujemy na grubość około pół centymetra i wykrawamy nieduże koła. Lepimy małe pierożki z nadzieniem z jagód z cukrem, które odkładamy na blachę wyłożona papierem do pieczenia. Wstawiamy do piekarnika na 180 stopni, aż się lekko zarumienią – około 20 minut. Gotowe posypujemy obficie cukrem pudrem.
Lody morelowo-miodowe
Składniki: 
  • 5-6 moreli
  • duży serek waniliowy
  • 2-4 łyżki miodu – do smaku
Morele myjemy i wyciągamy z nich pestki. Miksujemy je razem z miodem na owocowy mus. Część wylewamy na spód foremek, a resztę mieszamy z serkiem waniliowym i uzupełniamy mieszaniną foremki. Gotowe ostawiamy na kilka godzin do zamrażalnika. Kiedy stwardnieją, lody są gotowe i… pyszne!

19 comments on O szczęściu, jagodziankach i lodach morelowych

  • Pozytywne Rodzicielstwo

    Ta niesamowicie szczera radość to chyba po prostu cecha szcześliwego dzieciństwa, bez lęku, bez ograniczeń, bez świadomości! Piękna i czysta 🙂
    Lody uwielbiamy i co chwile kombinujemy z nowymi smakami. Morelowych jeszcze nie było, więc pewnie nadrobimy! A na te jagodzianki, to aż mi ślinka pociekła 😉
    W ogóle piękna strona, będę zaglądać!

  • Gabrielle

    To jest niesamowite, jak dzieci potrafią cieszyć się z drobnostek. I my dzięki nim też możemy zacząć je doceniać! 🙂 Twoje jagodzianki wyglądają przepysznie, aż nabrałam ochoty na upieczenie sobie takich 🙂

    • lilinatura (author)

      A to specjalna torebka – tatuś ją jej przywiózł z Afganistanu 🙂 Znaczy się zamówił tam ze Stanów… Ale to trochę skomplikowane 🙂 Ważne, że z nim przyjechała! 🙂

  • Mama pisze

    Te oczy dziecka, kiedy patrzą na wszystko po raz pierwszy. radość totalna i smutek głęboki!Róża jest cudowna, piękne zdjęcia. Może ja też spróbuję jagodzianek – jakoś wydaje mi się, że odczarowałaś je dla mnie:)Ściskam!

    • lilinatura (author)

      A to się cieszę 🙂 Bo z kolei jestem nimi zaczarowana! Szkoda tylko, ze ponoć jagody przez upał się już kończą….

  • Gosha

    Hmm jagodzianki – absolutnie się rozmarzyłam… Muszę przyznać, że mnie również kojarzą się one z wakacjami nad morzem, z Mamą… Aż nabrałam ochoty na takie pyszności, chyba też spróbuję zrobić takie bułeczki z jagodami 🙂

  • Magdalena N.

    wspaniałe zdjęcia, jagodzianki robiłam jakoś 2 tygodnie temu, pychotka 🙂

  • Niciutka

    Czasami wydaje mi się, że to my powinniśmy się uczyć od dzieci jak żyć, a nie dzieci od nas…
    Cudowną masz córeczkę!

  • Magdalena

    Ale radości i smakowitości na Waszych zdjęciach! Róża też do schrupania :-).

  • !-nochi

    Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat. 🙂

  • stref.

    Pamiętam jak kiedyś robiłam lody z danonków, chyba też muszę "odkurzyć" stare smaki:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook