Kochani,
Mój mąż wyleciał dzisiaj w nocy na misję do Afganistanu. Zostałyśmy z dzidzią i Misią (naszą cudowną suką) same na pół roku. Mam duże wsparcie, ale już ogarnia mnie ogromna tęsknota, smutek i strach o niego. Boję się też bardzo rozłąki i tego, że Róża po prostu zapomni taty. Choć mam nadzieję, że silna więź jaką mieli przez te 9 miesięcy jej życia jednak przetrwa. Już ja o to zadbam!
Chciałabym, żeby mój mąż, jak już doleci do bazy i dorwie się do jakiegoś WiFi, wstąpił tu i przeczytał jak bardzo go kocham i jak bardzo już tęsknię. Jacy szczęśliwi jesteśmy razem we czwórkę. Jak fajnie było razem odkrywać każdą nowa umiejętność dzidziusia, każdy jej nowy uśmiech, każde dziwactwo. Jak Róża uwielbia jak tata robi jej „tygrysa” i daje się klepać rączką po twarzy. Jak ja go kocham, bo jest przy mnie od ponad czterech lat i nadal wytrzymuje:) Cierpliwie znosi moje zwariowane pomysły i fanaberie. Przymyka oko na wady (zazwyczaj:). Troszczy się o moje nadwyrężone zdrowie i opiekuje w potrzebie. Przytula wieczorem. Żartuje sobie w taki sposób, że nie wiadomo czy mówi serio czy nie. Narzeka na politykę, gospodarkę, ciesząc się jednocześnie, że tak mu się my przytrafiłyśmy. Gotuje pyszne obiadki, robi miody i nalewki, sadzi ziółka. W zasadzie, co ja tu będę ukrywać, cudowny mi się ten mój mąż trafił…
Zatem, Stasiu, wróć do nas.