Posts Tagged‘w roli głównej’

W roli glównej: Krem nawilżająco-matujący do cery tłustej i mieszanej Phenomé

Gwiazda jakich mało! Krem-sprzymierzeniec, krem-pomocnik, krem-przyjaciel wszystkich nas – z cerą tłustą i mieszaną! Dzisiaj w roli głównej Krem nawilżająco-matujący do cery tłustej i mieszanej Phenomé.

Jest to najlepszy krem matujący, jaki do tej pory używałam. Efekt matowania jest widoczny i utrzymuje się długo. Kosmetyk z pewnością sprawdzi się w przypadku młodej cery z tendencją do nadprodukcji sebum. Mam pewne zastrzeżenia jednak w związku z moją trzydziestoletnią skórą, która nie tylko jest widocznie mieszana, ale także ma tendencje do przesuszania. Krem bowiem pięknie wysusza, ale nie zapewnia mi odpowiedniego nawilżenia.
Nie znaczy to jednak, że go nie polecam. O nie! Matuje, jak już wspomniałam świetnie, więc jako lekki krem na dzień, pod makijaż, sprawdza się idealnie. Ja jednak muszę moją pielęgnację uzupełniać o nieco gęstsze, mocno nawilżające produkty, które nakładam na noc i co jakiś czas na dzień. Całość pięknie się uzupełnia. Kiedy muszę wyjść, pokazać się – stosuję ten kremik. Kiedy jednak mam więcej czasu w domu, mocno się nawilżam.
„Reguluje nadmierną aktywność gruczołów łojowych, działa ściągająco, by przywrócić pożądaną równowagę i zniwelować efekt błyszczenia naskórka.” Zgadza się. Matowanie widać gołym okiem, a lekkie ściągnięcie czuć na skórze. Zgadzam się także z tym, że krem reguluje i wspomaga naturalne funkcje skóry. A już na pewno zgadzam się z opisem jego serii „daily miracles”!
W składzie znajdziemy samo dobro. Zacytuję: wody roślinne: migdałowa, aloesowa (dostarczają skórze niezbędnych witamin i minerałów), ekstrakt z wierzbownicy (działa przeciwbakteryjnie, zmniejsza wydzielanie łoju), kwas hialuronowy (optymalnie nawilża, wiąże wodę w naskórku), ekstrakt z owoców goji (dodaje skórze witalności i energii, działa przeciwutleniająco), olej jojoba (tworzy na skórze cienki, lipidowy film, chroni i odżywia), olej arganowy (wykazuje działanie nawilżające, regenerujące, odbudowujące), olej z oliwek (natłuszcza i wygładza). Samo dobro!
Krem, jak to w przypadku kosmetyków marki, zamknięty jest w prostym, ciemnym, szklanym słoiczku i ma estetyczną, prostą etykietę. Zapach zakwalifikowałabym do rodziny tych… naturalnych. Olejkowych, ziołowych. Nie jest nieprzyjemny. Konsystencja idealna, kremowa. Szybko się wchłania, nie pozostawia śladów.
Jeśli potrzebujecie zmatowienia, sięgnijcie koniecznie!

Kremik z Phenomé.

W roli głównej: Logona Błyszczyk do ust morela

Mało w Lili gwiazd kolorowych. Stanowczo trzeba to zmienić. Niechaj więc tym razem wypowie się gwiazdeczka mała, ale warta dużej uwagi. Przed Wami Błyszczyk do ust morela marki Logona.

Cóż… nie do końca w tej moreli widzę morelę. Morele są stanowczo bardziej żółte, a kolor błyszczyka ewidentnie wchodzi w róż. Szkoda, bo jasną i soczysta morelę lubię. Odcień ten jest za to znacznie bardziej uniwersalny, nie zaznacza się mocno, nie zwraca uwagi. Powiedziałabym, że jest dyskretny i w tym tkwi jego siła. Błyszczyk ten uważam bowiem za najlepszy, jaki do tej pory miałam, błyszczyk codzienny.
Nie na wielkie wyjścia, nie dla specjalnego efektu. To taki błyszczyk, który się zawsze ma w kieszeni. Po który się sięga kilka/kilkanaście razy dziennie dla dobrego samopoczucia i z potrzeby nawilżenia ust. Pozostawia delikatny blask, słodki zapach i mocną dawkę nawilżenia. Oj tak, doskonale pielęgnuje.
Jest to mój pierwszy błyszczyk w tubce. Zupełnie nie wiem czemu do tej pory nie decydowałam się na takie opakowanie. Muszę przyznać, że jest najbardziej praktycznie właśnie na co dzień. Wrzucam go do kieszeni kurtki, kiedy wychodzę z domu lub do torby na zakupy. Wiem, że nic mu się nie stanie. Jest mały, poręczny i wygodny.
Zacytuję też za producentem: „błyszczyk z zawartością wysokojakościowych naturalnych
substancji pielęgnujących, jak wyciąg z aloesu, krzem, olejek rycynowy,
olej jojoba, migdałowy, rzepakowy i słonecznikowy oraz witamina E.
Kompozycję uzupełniają uszlachetnione pigmenty mineralne. Usta zyskują
perfekcyjny kolor, a dodatkowo są głęboko nawilżone i aksamitnie
miękkie”.
Kosmetyk jest naturalny, certyfikowany. Marka należy do najstarszych i najbardziej znanych marek naturalnych w kraju. Ot, taka niemiecka jakość. Bardzo polecam!

Błyszczyk z Biokram.

W roli głównej maska zielonego potwora czyli Planeta Organica Oczyszczająca maseczka do twarzy dla skóry tłustej i mieszanej

Wiecie jak wygląda potwór z bagien? Jeśli nie, to mogę Wam coś niecoś podpowiedzieć! Wystarczy zakupić naszą dzisiejszą gwiazdę – rosyjską oczyszczającą maseczkę do twarzy do cery tłustej i mieszanej Planeta Organica i… przejrzeć się w lustrze!
Bardziej potworzastej maseczki nie widziałam! Wygląda niczym błotko z najbardziej mętnego i gęstego bagna. Jest ciężka, zielona, zbita w sobie. No… istne brzydactwo. Nie radziłabym się w niej też pokazywać na oczy ani bliskim ani dalekim. Zawał serca murowany. A przynajmniej chwila grozy. Siebie też ciężko w lustrze w tym to to cudzie podziwiać, ale…
Ale nie to jest przecież ważne! Ważne jest to, że maseczka jest skuteczna! Przeznaczona została dla cery tłustej i mieszanej i świetnie się tu sprawdza. Porządnie i głęboko oczyszcza. Delikatnie podsusza niedoskonałości. Matuje, a jednocześnie pozostawia buzię bardziej promienną. Delikatnie ściąga i ewidentnie reguluje wydzielanie sebum. Stosowana dwa razy w tygodniu może przynieść ukojenie zmęczonej problematycznej skórze.
Skład ma długi i imponujący. Najbardziej spodobało mi się połączenie olejków eterycznych i ekstraktów roślinnych, które przyczyniają się do niwelowania podrażnień i wyprysków, działają antyseptycznie i wspomagają naturalne procesy skóry – z oregano, szałwii, echinacei,cytryny, eukaliptusa, kurkumy. Łagodząco zadziała nam rumianek i nagietek. Odmłodzi i odżywi herbata i rokitnik. O odpowiednie oczyszczenie zadba glinka morska, a o jędrność wodorosty i morszczyn. Już dużo, a jeszcze nie wymieniłam wszystkich dobroczynnych składników.
Całość zamknięta w estetycznym praktycznym słoiczku. Gdyby nie ta cyrylica w opisach, nie miałabym zastrzeżeń. Zapach doskonale pasuje do opisu i przeznaczenia kosmetyku. Czuć w nim wybuchową, charakterystyczną mieszankę olejków eterycznych. Niestety jest dosyć intensywna, ale taki to już urok aromaterapii. Z pewnością warto się poświęcić!

Maseczka z Eco Kraina.

W roli głównej: Duet Sylveco – Lekki krem brzozowy i łagodzący krem pod oczy

W parze raźniej! Dzisiaj zatem mamy dwie gwiazdy! Zgrały się pięknie! W roli głównej zaprezentuje się Lekki krem brzozowy i łagodzący krem pod oczy marki Sylveco.

Że markę Sylveco lubię bardzo, to już pisałam. I podtrzymuję swoją opinię. Zwłaszcza, że ostatnio Sylveco dosyć intensywnie zagościło w mojej łazience. Będę więc wychwalać, po pierwsze – podejście marki do marketingu i otwartość na pomysły (moje!), po drugie – całą koncepcję ziołową, która wychodzi poza ramy znanych nam produktów ze sklepów zielarskich i rozprawia się z tematem we współczesnym wydaniu. Na końcu wychwalać też będę same kosmetyki, których proporcja ceny do jakości daje ogromną przewagę rynkową.
Bo kosmetyki Sylveco są w dobrej cenie. Oba kremy, o których dzisiaj wspominam, kosztują po 27zł, co w porównaniu z innymi kosmetykami o podobnej jakości stanowi naprawdę nie dużo. Oba kremy ponadto posiadają zgrabne, praktyczne opakowania z czytelną, charakterystyczną etykietką. Oba też świetnie sprawdzają się w codziennej pielęgnacji. 
Nie są to kosmetyki, które mają działać cuda. Nie oczekuję po nich cudownych efektów. Są to kosmetyki-towarzysze. Takie na co dzień, które po prostu dobrze, przyzwoicie pielęgnują. Które się wzajemnie uzupełniają.
Lekki krem brzozowy jest… lekki. Bardzo delikatny, szybko się wchłania. Lepszy na lato, niż na zimę. Na chłodne miesiące ma swój cięższy odpowiednik – Krem brzozowy z betuliną. Ten tu nawilża ekspresowo. Już po krótkiej chwili nie ma po nim śladu na skórze, a pozostaje jedynie miłe uczucie elastyczności i miękkości.. 
Zacytuję za producentem, bo warto wiedzieć: „ekstrakt z kory brzozy pobudza syntezę włókien sprężystych w naszej skórze, ksylitol natomiast utrzymuje w niej odpowiedni poziom stężenia kwasu hialuronowego, wiążącego wodę i pobudzającego wzrost nowych komórek. W lekkim kremie brzozowym to wyjątkowe połączenie składników o działaniu silnie nawilżającym i ujędrniającym sprawi, że skóra przesuszona, odwodniona, czy zmęczona odzyska miękkość i gładkość”. I naprawdę odzyskuje!

Nieco smuklejszy od niego jest krem pod oczy. Z ziołami, które od zawsze kojarzą nam się z pielęgnacją tych wrażliwych miejsc- chabrem bławatkiem i świetlikiem łąkowym. Krem jest równie delikatny i równie szybko się wchłania. Przyznam się, że dopiero niedawno poczułam potrzebę intensywnego dbania o okolice oczu. Nie bez przyczyny… Zaczęły mi się po prostu robić już dosyć widoczne zmarszczki… Tak, tak… I cieszę się, że akurat na ten krem trafiłam. Kiedy go nakładam, aż czuję na sobie przychylne spojrzenia wszystkich duchów babek i prababek, które same zbierały bławatki i przygotowywały z nich preparaty pielęgnacyjne. Poza tym, moja skóra go po prostu chłonie. Bez opamiętania. I bardzo jej z nim dobrze!
„Starannie dobrane składniki aktywne kremu pozwolą zmniejszyć cienie i obrzęki, usunąć objawy zmęczenia, poprawiając jednocześnie sprężystość skóry” – i o to mi teraz chodzi. Teraz, kiedy dosyć dużo pracuję wieczorami, czasem nie dosypiam. Warto mieć pod ręką takich małych przyjaciół!
Kremiki z Sylveco.
Na koniec dodam też, że Lekki krem brzozowy wygrał II Lili Plebiscyt na Najlepsze Kosmetyki Naturalne. Wszystkich zwycięzców poznacie TUTAJ. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji 🙂

A na sam sam sam koniec – mały product placement czy lokowanie produktu – jak kto chce 🙂 I mój ulubiony pierścionek z nowości w Lili in the Garden, które już wkrótce będą dostępne w sprzedaży 🙂

W roli głównej: Alteya Organics Organiczna woda z kwiatów rumianku

Kwiaty w głowie mi siedzą. Wyjść nie mogą. Bo i po co. Z kwiatami jest piękniej! Zapraszam Was więc dzisiaj na post kwiatowy! Naszą gwiazdą jest bowiem kwiatowa woda! A dokładniej Organiczna woda z kwiatów rumianku marki Alteya Organics.

Rumianek to jeden z najwspanialszych kwiatów, wykorzystywanych w pielęgnacji skóry. Jestem pewna, że i Wasze mamy i babcie używały go często. W różnej postaci. Zazwyczaj z kupowanych w sklepach zielarskich koszyczków rumianku, przygotowywało się napar, który wykorzystywany był zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Rumianek bowiem koi od środka i na zewnątrz. 
Kiedy Róża była mała często piła rumiankową herbatkę. Czasami kąpała się w rumianku. Niekiedy dodawałam po kropelce rumiankowego olejku do jej olejku do ciała. Bywa niestety, że rumianek uczula. Jak to zazwyczaj bywa z naturalnymi środkami. Jest jednak jednym z najbezpieczniejszych ziół, które mogą stosować już niemowlaki.
Rumianek w postaci wody kwiatowej to prawdziwe cudo! Zacznę może od tego, że moja Róża niedawno zraniła się w bardzo wrażliwym miejscu. Nie chciałam stosować tu niczego, co mogłoby ją zaboleć. Sięgnęłam więc po wodę rumiankową. Doskonale łagodzi drobne ranki i podrażnienia. Jak wszystkie hydrolaty ma lekkie działanie antyseptyczne i ściągające. W takich sytuacjach sprawdza się więc idealnie.
Właściwości wody zacytuję za producentem: „Polecana jest zarówno do suchej, dojrzałej skóry, jak i do wrażliwej i zanieczyszczonej. Pomaga w leczeniu trądziku, uczuleniach skóry, dermatozach, oparzeniach (także słonecznych), przy pękaniu naczyń krwionośnych, ranach, podrażnieniach (np. powodowanymi pieluchami u niemowląt).
Woda rumiankowa jest idealna po goleniu. Goi, regeneruje, uspokaja podrażnienia i stany zapalne, zmiękcza i nawilża skórę, działa przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie (dzięki obecności m.in.: Chamazulenu, bisabololu), osłaniająco, kojąco oraz antydepresyjnie.
Hydrolat przynosi pomoc w egzemie, pokrzywce stanach zapalnych skóry (suchość skóry, swędzenie, zaczerwienienie).
Rumianek zastosowany w płukankach do włosów łagodzi podrażnienia skóry głowy i nadaje włosom jasny złocisty odcień.”
Taki właśnie jest rumianek. Ten w wersji bułgarskiej marki Alteya Organics jest po pierwsze ekologiczny, a po drugie zamknięty w uroczej buteleczce z piękną etykietą i z atomizerem. W przypadku wod kwiatowych spryskiwacz to idealne rozwiązania. Są one tak łagodne, że z przyjemnością stosuję je jako odświeżające mgiełki. Tą rumiankową – i do twarzy, i do ciała, i do włosów!
Woda pachnie subtelnie. Rumiankowo. Jest bezbarwana. Certyfikowana. A co najważniejsze – niezwykle uniwersalna i praktyczna. Może stanowić bezpieczny tonik. Odświeżenie w podróży. Środek pielęgnujący dziecięcą skórę. Płukankę kondycjonującą i rozjaśniającą do jasnych włosów. Nawilżacz do glinkowych i suchych maseczek. Plaster na podrażnienia, wypryski i drobne ranki. Polecam!

Woda z e-Fiore.

W roli głównej: Lekki matujący tonik do twarzy – cera tłusta i mieszana Planeta Organica

Kolejny gwiazda przybyła ze wschodu. I dobrze. Niechaj się u nas wdzięczy! Przed Wami dzisiaj w roli głównej Lekki matujący tonik do twarzy – cera tłusta i mieszana Planeta Organica!

Najs – jak głosi jeden z moich printów, które niedługo pokażę Wam w sklepiku. Ano najs! Nie mam specjalnej skłonności ku Rosji, ale kosmetyki rosyjskie, które miałam przyjemność poznać, bardzo przypadły mi do gurtu. Przyjemność z nich jest bowiem prawdziwa.
Zdecydowałam się na tonik, który przeznaczony został do cery tłustej, mieszanej, problematycznej. Zależało mi na bardzo delikatnej ingerencji, lekkim tonizowaniu i być może jakimś bonusie dodatkowym pielęgnacyjnym. I dobrze, że po niego sięgnęłam. Rzeczywiście jest bardzo leciutki, pomimo składu, który swą długością zadziwia. Bardzo subtelnie tonizuje i z pewnością nadaje się do wrażliwej cery. Słabo oczyszcza, makijażu nie zmyje dokładnie i na pewno nie nawilża, ale za to naprawdę matuje. Po jego użyciu cera jest lekko ściągnięta, napięta, odświeżona, czeka tylko na nawilżenie w kremie. Mam wrażenie, że dzięki temu idealnie sprawdzi się do faktycznie problematycznych cer.
Może nie jest to produkt, który by mnie zachwycił, ale zaliczam go do kategorii bardzo przyzwoitych. Jestem pewna, że stanowi idealne uzupełnienie pielęgnacji, opartej także na dobrym płynie czy mleczku zmywającym. Świetnie sprawdził by się w postaci mgiełki odświeżającej i chyba następnym razem pokuszę sie o przelanie go do buteleczki z atomizerem.
Jak już wspominałam skład zadziwia swoją długością! Ileż tu mamy ekstraktów wszelakich! Osobiście jestem raczej zwolenniczką prostoty w pielęgnacji, ale tutaj wydaje się, że wszystko współgra. Głównymi składnikami są woda, (tu cytuję) organiczny ekstrakt indyjskiego lotosu (wzbogacony flawonoidami chroni przed zniszczeniem wewnątrzkomórkowych membran komórek, likwiduje nieprzyjemne uczucie suchości i ściągnięcia skóry) i olejek z drzewa herbacianego (wykazuje silne antybakteryjne oddziaływanie: usuwa podrażnienie i usuwa tłusty połysk, odświeża i poprawia kolor twarzy).
Do tego dochodzą ekstrakty i wody z nagietka, oczaru, rozmarynu, ylang ylang, aceroli, aloesu, cytryny, mięty, tymianku, kory wierzby, mydlnicy, olejek lawendowy, kurkumy, rumianku, ślazu, babki i jeszcze kilka innych cudów. Uff… Chyba jednak trochę za dużo…
Tonik pachnie lekko ziołowo, a ukryty jest w naprawdę ładnej, ciemnej, plastikowej buteleczce. Nie jest specjalnie wydajny, ale 200ml to dosyć spora pojemność. Cena przyjazna dla portfela. Podoba mi się bardzo etykieta ze złotymi literami, choć ta cyrylica jakoś bardzo razi. Tutaj mały apel do marki, żeby przestawiła się na rynki zagraniczne i stworzyła etykiety np. po angielsku. Byłby znacznie łatwiej!
Tonik z EcoKraina.
Facebook