Posts Tagged‘w roli głównej’

W roli głównej: Orientana Maska-Krem z Aloesu

Taram taram… oto i jest…. Maska-Krem z Aloesu od Orientany!
Z góry i od razu powiem, że jestem z niej całkowicie zadowolona! 
Używaliście już innych masek Orientany? Ta jest moją pierwszą. W kolejce czeka jeszcze kremik z żeń-szeniem, ale wiem już na pewno, że do aloesu powrócę. A czemu?
Kosmetyk ma konsystencję lekkiego zielonego żelu. W zasadzie, dokładnie takiej konsystencji spodziewałam się po aloesowym kosmetyku. Dzięki temu mam wrażenie, że doskonale koi. Już przy pierwszym nałożeniu na skórę, od razu czuć łagodzenie, ukojenie i uspokojenie. Mam też wrażenie, że maska pozwala mojej cerze zachować równowagę i przez noc doskonale ją regeneruje. Same ochy i achy!
Maskę-krem nakłada się zamiast standardowego kremu na noc i pozwala się jej spokojnie wchłonąć. Ja jednak czasem aplikuję sobie jej małą ilość pod krem, niczym serum. Zaraz po oczyszczeniu skóry. I nie używam jej na noc codziennie, tylko co 2-3 dni. W przerwach stosuję cięższy krem odżywczy. Wydaje mi się, że w ten sposób można osiągnąć optymalne rezultaty.
Podoba mi się też prosty i przejrzysty skład. Jak sam producent pisze, pełen skład produktu to:
  • EKSTRAKT Z ALOESU – mocne nawilżanie i wsparcie kolagenu
  • FUKOZA – nawilżanie i zapobieganie degradacji kwasu hialuronowego
  • KWAS HIALURONOWY – odbudowa uszkodzonego naskórka
  • NMF (NATURALNY NAWILŻACZ) – nawadnianie warstwy rogowej naskórka i wsparcie kolagenu
  • NATURALNA WITAMINA E – wzbogacenie skóry w przeciwutleniacze i uszczelnienie naczyń krwionośnych skóry
  • WODA DEMINERALIZOWANA
  • GLICERYNA ROŚLINNA
  • ALANTOLINA
I jeszcze kilka słów:
Maska-krem z aloesu to krem silnie nawilżający dzięki wysokiej zawartości aminokwasów i amylozy. Niezwykle bogaty w witaminy A, witaminy z grupy B – B1, B2, B6, B12, witaminy C i E, kwas foliowy i niacynę aloes stymuluje fibroblasty – wspomagające odbudowę kolagenu, działa odżywczo i łagodząco na skórę. 
Dzięki dodatkowym naturalnym składnikom roślinnym takim jak fukoza zahamowany zostaje proces fizjologicznej degradacji kwasu hialuronowego, przez co efektywniej wiąże on wodę wewnątrz skóry i uelastycznia ją. Naturalna witamina E otrzymywana z olejów roślinnych jest aktywnym antyoksydantem i zwalcza wolne rodniki odpowiedzialne z starzenie się skóry.

Reasumując, maska-krem z aloesu to kolejny kosmetyk, który z całego serca mogę polecić!

Zdjęcia: Aloes poziomy / aloes okrągły

W roli głównej – Mydlane lody na patyku Heat Waves

Kochani,

Szykuje się Nowe… Ale potrzymam Was jeszcze w napięciu! Powiem tylko, że cała jestem podekscytowana. Jak w sumie zawsze, kiedy zaczynam jakiś nowy projekt. Nie wiem jeszcze czy się uda czy nie. Czy wszystko będzie dokładnie tak jak sobie wymarzyłam… Zobaczymy. W każdym razie szykujcie się na Nowe:) Babeczkowe Nowe:)
Ale, żeby rozpocząć coś nowego, trzeba w pełni zamknąć stare. Pozostały mi totalne resztki ze sklepiku i niniejszym ogłaszam ich wyprzedaż! Wpadajcie na Allegro! Już nie do sklepu Lili Natura, a na profil mój drugi Six_Senses – TUTAJ. Ostatki w bardzo dobrych cenach!!!
Pamiętacie może moje niesamowite mydełka-lody na patyku Soapylove, które specjalnie sprowadzałam ze Stanów do sklepu? Zostało mi jeszcze kilka sztuk, po które zapraszam na Allegro. Ja jestem nimi cały czas totalnie zauroczona. I w związku z tym, dzisiaj przed Wami w roli głównej zaprezentuje się mydełko, które według mnie pachnie najcudowniej – Heat Waves! Oto i ono…

Wygląda niesamowicie, czyż nie? I od razu rzuca się w oczy, że, jak mówi jego twórczyni, zostało wykonane z miłością w słonecznej Kalifornii! Bo to mydełko o intensywnym, powalającym, słonecznym zapachu papai. Mam wrażenie, ze takie aromaty, jakie mają wszystkie mydła Soapylove, tylko w USA można dostać. Słodkie, niemal prawdziwe i hipnotyzujące. A papaja wśród nich rządzi:)
Mydełko-lodek ma też niesamowite neonowe kolory, które zawdzięcza obecności bezpiecznych dla skóry barwników. Dzięki tym kolorom, przy każdym użyciu wywołuje uśmiech. Naprawdę:) Do tego mocno się pieni i pozostawia na skórze owocowa nutkę na kilka godzin. Patyczek, dzięki któremu mydełko wygląda jak lody, ani nie przeszkadza, ani nie pomaga. Ot jest po prostu i cieszy oko. 
Jak już wspominałam, wszystkie te mydełka zostały wykonane ręcznie, przez przesympatyczną Debbie, która sama je wymyśliła i sprzedaje je już praktycznie na cały świat. Ponoć najlepiej schodzą w Japonii:) Zawsze podziwiam takie oddolne inicjatywy. Inspirują mnie!
A mydełko polecam! Wprawdzie zostały mi już tylko dwie sztuki… ale może gdzieś w świecie się z nimi spotkacie. A może ja do nich jeszcze kiedyś wrócę… Kto wie:)
A dostępne póki co jest na Allegro, jak już wyżej pisałam, TUTAJ!

W roli głównej: Lavera Korektor z Miętą

Jedna z moich pozostałości sklepowych, którą w końcu postanowiłam porządnie wypróbować i… okazała się strzałem w dziesiątkę! Dziś przed Wami Korektą z Miętą od Lavery!

Okazało się jakimś cudem, że korektor ten ma po prostu idealną dla mnie barwę! Niestety dostępny jest tylko w jednym odcieniu, co wydaje mi się być dużym minusem. Ogólnie mam jasną cerę, ale po lecie przybiera ona nieco cieplejszy wygląd i własnie teraz taki korektor był mi potrzebny.
A jak on cudnie pachnie! Zawiera w sobie miętę i to ona nadaje mu delikatny orzeźwiający zapach. Dzięki temu używa się go z czystą przyjemnością. Poza tym schowany jest w bardzo estetycznym i eleganckim opakowaniu. Wygląda doprawdy jak szminka i spokojnie można go nosić na przykład w torebce.
A co najważniejsze – bardzo dobrze kryje niedoskonałości, a przy tym nie zapycha skóry! Dzięki zawartości olejków z mięty właśnie i z drzewa herbacianego, działa dodatkowo antyseptycznie i łagodzi podrażnienia. Pomaga też po prostu je zaleczyć.
Korektor jest częścią wycofywanej już niestety serii Lavery – Young Faces do cery młodzieńczej. Oznacza to, że wkrótce pewnie już nie będzie dostępny. A szkoda. Na pocieszenie tylko powiem, że Lavera ma kilka nowości, które młodej skórze bardzo mogą pomóc, w tym kurację na pryszcze 2w1!
Na koniec, dla zainteresowanych, skład : olej rycynowy, masło shea*, wosk candelila, wosk pszczeli*, olej
rzepakowy, olej jojoba*, wosk jojoba, lecytyna, glicerydy sojowe,
uwodniony olej roślinny, białko roślinne, wit. E, olej kokosowy*, olej
migdałowy*, olej z drzewa herbacianego*, olej z mięty pieprzowej*,
ceramidy (lipidy z powinowactwem do skóry), wit. C, naturalny alkohol
etylowy, trójglicerydy (mieszanka roślinna), (+/- brokat, dwutlenek
tytanu, tlenki żelaza)

Polecam!

Zdjęcie mięty: http://colekcolek.com/2012/09/18/mouthwash-natural-ingredients/

W roli głównej: Coslys Żel do higieny intymnej z wodą różaną

Kochani,

Chciałby się Wam dzisiaj zaprezentować wspaniały Żel do higieny intymnej z wodą różaną marki Coslys!

Mogłabym powiedzieć, że jest to żel Best Ever! Naprawdę najlepszy jakiego używałam! W ślicznym opakowaniu w odcieniach szarości z różą kryje się bogactwo naturalnych dobroczynnych roślin. Żel ma ph 5,5, dzięki czemu chroni florę bakteryjną i zapewnia ochronę delikatnym miejscom. A co najważniejsze gwarantuje nam pełny komfort.
W składzie odnajdziemy antyseptyczne olejki eteryczne z sosny i eukaliptusa. Dzięki ich zawartości żel ma charakterystyczne odświeżający zapach. Jest tu też łagodząca i pielęgnująca woda różana. A co ważne 99,15% wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego, 100% składników roślinnych pochodzi z rolnictwa ekologicznego, a 10,2% ogółu składników powstało z upraw ekologicznych. Czyli to co najlepsze dla wrażliwych miejsc!
Do tego dochodzi jeszcze łatwość użycia i wydajność. Żel dostępny jest zarówno w 200-mililitrowej tubce, jak i w pół litrowej ekonomicznej butelce. Bardzo polecam!

W roli głównej – Gąbka Konjac

Kochani,

Oj, bardzo chciała się Wam przedstawić… Już od dłuższego czasu nalegała i prosiła… Przed Wami dzisiaj zatem w roli głównej Gąbka Konjac! 
Z pewnością wiele z Was już o gąbeczkach słyszało i je testowało. Mi jakiś czas temu wpadła w ręce gąbka marki Konjac Company. Ale nie taka zwykła gąbka, bo z zieloną glinką! Specjalnie dla cery normalnej, mieszanej i tłustej. Ale, ale… macie inny typ cery? Marka w ofercie ma gąbki z glinkami w różnych kolorach i o różnych właściwościach! A do cery problematycznej – także z węglem. 
Zacznę jednak od początku, czyli od słów producenta:
Amorphophallus konjac to bylina pochodząca z Azji. Rośnie dziko w górach  i jest rośliną posiadająca odczyn zasadowy i zawierającą wiele naturalnych składników i takich jak  np. białko, węglowodany, żelazo, fosfor, miedź, cynk,witamina A, witamina E, witamina D, witamina B1, B6,B12, witamina C i kwas foliowy. Konjac to w 97% woda i 3% błonnik roślinny.  
W Japonii konjac jest znany od ponad 1500 lat. Pierwotnie był stosowany jako lek ponieważ odkryto jego właściwości zdrowotne. Następnie doceniono jego wyjątkowe właściwości w pielęgnacji delikatnej skóry. Gąbki Konjac są najbardziej delikatnym i skutecznym produktem do oczyszczania skóry. Przeprowadzane badania w Japonii wykazały iż Gąbki Konjac oczyszczają skórę głęboko bez jej uszkodzenia i czynią to bardziej efektywnie niż normalne myjki, a nawet gąbki morskie.
Unikalna struktura gąbki delikatnie masuje skórę, stymulując przepływ krwi, wspomagając odnowę komórek i pozostawiając skórę czystą i odświeżoną. Posiada odczyn zasadowy przez co naturalnie równoważy PH skóry. Jest 100% naturalna i 100% biodegradowalna.
A co ja o niej sądzę? Przy pierwszym użyciu byłam wniebowzięta! Gąbka w opakowaniu jest wilgotna. Kiedy użyje jej się pierwszy raz do oczyszczenia cery, na buzi pozostaje wrażenie dodatkowego nawilżenia. Tak, jakby nie trzeba było już używać kremu. Niestety ta właściwość po jakimś czasie używania zanika. Cóż, gąbka też człowiek – kiedyś się kończy. Przynajmniej pozostaje skuteczne narzędzie do delikatnego peelingu.
Na stronie napisano, że można się od niej uzależnić. I zgadzam się z tym stwierdzeniem w pełni. I z faktem, że dla skóry jest naprawdę dobra. Jej minusem jest to, że musi sobie wisieć w bardzo przewiewnym miejscu, tak aby pomiędzy używaniem twardniała. Na początku trzymałam ją niebacznie w łazience, przy umywalce. Ciągła panująca tam wilgoć spowodowała, że gąbka zaczęła pachnieć lekko nieładnie… Ale wystarczy ją porządnie umyć i wysuszyć i już nadaje się do użytku.
Reasumując, z gąbki jestem bardzo zadowolona. I jak tylko zużyję ją do końca – zakupię nową!
Gąbka z Natural4You

W roli głównej- Pukka

Kochani,

Tak mi puka, puka na Pukka i bardzo chce się Wam przedstawić… Przed Wami zatem dzisiaj w roli głównej Pukka w całej swej okazałości!

Popróbowałam sobie ostatnio kilku produktów marki o tej jakże sympatycznej nazwie Pukka. Słyszałyście już o niej? Jest to brytyjska marka, opierająca swe produkty na dobroczynnym działaniu ziół i filozofii ajurwedy. 
Jej twórcy piszą o sobie: Pukka w języku hindi oznacza doskonały, najwyższej jakości i odzwierciedla całą filozofię firmy i produktów przez nią tworzonych. Rośliny używane do produkcji są zawsze najwyższej jakości, uprawiane bez użycia pestycydów, a w czasie produkcji nie są dodawane żadne syntetyczne konserwanty. Pukka używa wyłącznie certyfikowanych ekologicznych składników, całkowicie wegetariańskich, pochodzących ze zrównoważonych źródeł.  Ścisła współpraca z rolnikami przy projektach mających na celu ochronę zagrożonych gatunków roślin oraz troska o dobre konakty i uczciwe ceny dla spółdzielni rolniczych to podstawowe priorytety firmy. Wszystie produkty Pukka posiadają ekologiczny certyfikat Soil Association.
Brzmi dobrze, czyż nie? A jak to wygląda w rzeczywistości? W swej ofercie Pukka posiada zarówno kosmetyki, jak i herbatki i suplementy diety. Wszystko opatrzone jest cudnie kolorowymi, ciekawymi opakowaniami. Te herbaty chce się kupować, dla samych kartoników! Spróbowałam trzech smaków i, choć nie przepadam za herbatkami ziołowymi, bardzo je polubiłam. Mieszanki były tak skomponowane, żeby smak był delikatny i oryginalny. Mniam:)
Dosyć specyficzny okazał się Rozświetlająco-odżywczy Peeling do twarzy z migdałami i borówką. W estetycznym słoiczku ukryła się mieszanka zmielonych na proszek ziół, którą należy zmieszać z mleczkiem oczyszczającym lub z wodą. Jak dla mnie ma to niestety zapach przyprawy i dosyć ciężko się aplikuje… ale… jak już sobie z tym poradzimy to wygląd buzi z pewnością nas zadowoli. Moja w każdym razie polubiła peeling, nawet z jego zapachem! I ciągle chce więcej!
Polubiłam też Serum Rozświetlające z aloesem i miodem manuka! Jest to preparat o konsystencji lekkiego żelu i delikatnie ziołowym aromacie. Nakładam go codziennie pod krem nawilżający lub odżywczy. Wchłania się błyskawicznie i pozostawia przyjemne uczucie odświeżenia. Bo przecież „zawiera kompleks ajurwedyjskich ziół Revitalising Formula mających za zadanie rewitalizację skóry”. 🙂 Czuję się zrewitalizowana!
Wszystkie produkty marki Pukka dostępne są w ofercie sklepu natural4you.pl
Facebook