Posts Tagged‘kosmetyki naturalne’

Maska czyścik miód malina

Jak to mówią… jak los zsyła miodek malinowy to… wiadomo… nie tylko go zjadamy!

Dzisiaj z miodku malinowego zrobimy coś genialnego do twarzy!

A że przepis prosty, pomysł szybki to podrzucam ekspresowo!

O miodku pisałam Wam niedawno. Zakochałam się bowiem w miodkach z dodatkiem owoców z Pasieki Rodziny Sadowskich! Teram moim ulubionym jest ten z jagódkami. Ale do naszego przepisu sięgnęłam po miód z malinami!

I tak połączyłam dwie wielkie filozofie oczyszczania twarzy – osobna obejmuje miodowanie, druga – oczyszczanie białą glinką! Czemu więc nie połączyć miodku z glinką?

I tak powstał kosmetyk uniwersalny – może być i maską i cudownym czyścikiem czyli pastą czyszczącą. Niezwykle łagodną, lekko peelingującą! Przepełnioną witaminkami malin, wygładzającą i regulującą mocą miodu oraz absorbującą nawet głębokie zanieczyszczenia i matującą energią białej glinki!

Taką mieszaninę stosujemy albo codziennie wieczorem – oczyszczamy nią wilgotną twarz, masując przez dłuższą chwilę, a następnie spłukując letnią wodą albo jak maskę – 2-3 razy w tygodniu na czystą buzię nakładamy taką pastę i pozostawiamy na 15 minut.

I tak i tak pozostawia skórę mięciutką i gładziutką, wspomaga jej regenerację, pomaga łagodzić niedoskonałości.

No, jest to po prostu mieszanina genialna!


Maska czyścik miód malina

Składniki:

  • 2 łyżki miodu z malinami (użyłam tego z Pasieki Rodziny Sadowskich, możecie też użyć swojego ulubionego miodku, albo pomieszać go z liofilizowanymi owocami w proszku)
  • 2 łyżki białej glinki

Całość mieszamy do uzyskania gęstej pasty. Przekładamy ją do słoiczka i trzymamy zamkniętą, aby nie dostała się do środka wilgoć. Używamy, jak opisałam powyżej.

I cieszymy się mięciutka buzią!

Ciekawe nowości kosmetyczne

Jak tam mija Wam listopad?

Muszę przyznać, że całkiem był do tej pory łaskawy i nie mogę przestać zachwycać się otaczającymi nas barwami, tą wilgotną aurą i szumem ostatnich liści.

Mimo to, wciąż po głowie chodzą mi cytrynki 🙂

Spieszę więc z okraszonym cytrynami przeglądem najciekawszych nowości kosmetycznych, które wpadły mi w oko ostatnimi czasy! Choć są i kosmetyki i świece, bo te ostatnie, ma wrażenie, stają się nieodłączną częścią kosmetycznego rynku.

Ciekawa jestem, czy któraś z tych pozycji zdążyła już wpaść w Wasze ręce i co o niej sądzicie?

  1. Senua Świeca sojowa Słodka Pikanteria – zapach słodkiej pomarańczy z cynamonem, goździkami i karmelem – Zapal świecę PIKANTNA SŁODYCZ. Pozwól, żeby płomień świecy ocieplił wnętrze. Zrobiło Ci się ciepło w środku, chodź na zewnątrz mgliście i ponuro? To dobrze. Zrób głęboki wdech. Teraz lepiej? Daj zanurzyć się umysłowi w otulającym zapachu. Niech Twoje nozdrza poczują gorącą herbatę, z której unosi się para oraz ciepły płomień świecy, który rozjaśnia pomieszczenie. / Senua
  2. Yope Łagodzące serum intymne Delikatne ukojenie oraz cała seria produktów do pielęgnacji intymnej – SOS dla intymnych problemów – podrażnień, otarć i wszelkich dyskomfortów. Ultralekka konsystencja pozwala na szybkie wchłanianie się i jak najszybszy intymny ratunek. / Yope
  3. Hagi Samoopalająca mgiełka do ciała korzenna pomarańcza – a w zasadzie nowością jest cała seria, którą łączy ten sam aromat – Ciesz się  letnią opalenizną na skórze prze cały rok i poznaj nasz naturalny samoopalacz w formie mgiełki do ciała. Zawarty w niej naturalny składnik brązujący w ciągu kilku chwil nada ciemniejszy odcień skórze. Nasz naturalny samoopalacz w formie mgiełki zawiera roślinne składniki wspierające pielęgnację Twojej skóry – organiczną wodę pomarańczową oraz ekstrakty z płatków białych kwiatów – róży, jaśminu i stokrotki. Dodatek pantenolu oraz biofermentu z bambusa będzie działał kojąco oraz wygładzająco. / Hagi
  4. Alkmie Sun drops SPF 30 – multiaktywne kropelki łączące niezbędną ochronę SPF z codzienną pielęgnacją. Lekka, satynowa formuła szybko się wchłania, nie bieli skóry i nie pozostawia na niej lepkiej warstwy. To znakomite serum i baza pod makijaż, która pozwala czerpać to, co najlepsze ze słońca, bez negatywnych skutków opalania. / Alkmie
  5. Iossi Świeca Mirra i Paczuli – Wyjątkowy aromat świecy wywołuje pozytywne doznania i pozwala się zrelaksować. Olejek eteryczny paczuli ma charakterystyczny ziemisty, zielono-korzenny zapach, który stosuje się w aromaterapii w celu głębokiego wyciszenia. Nuty zapachowe olejku mirry działają kojąco i odprężająco na nasze zmysły. Ciepły i żywiczny zapach kadzidłowca harmonizuje aromat świecy. Natomiast olejek z lawendy bułgarskiej przywraca równowagę i ma pozytywny wpływ na cały nasz organizm. Poczuj uzdrawiającą moc olejków eterycznych zamkniętą w naszej naturalnej świecy. / Iossi
  6. Mokosh Subtelnie brązujący balsam do ciała i twarzy Marakuja Subtelnie brązujący balsam to idealny produkt do wydłużenia efektu opalenizny oraz wyrównania kolorytu opalonej skóry zarówno po użyciu produktów brązujących, jak i po kąpieli słonecznej. Ekstrakt z korzenia marchwi podkreśla naturalny koloryt skóry, a roślinne DHA wraz z erytrulozą nadają subtelny odcień opalenizny nawet osobom z jasną karnacją. Balsam to bogactwo olejów: z marakui, macadamia, jojoba, słonecznikowego, kokosowego, oraz z kiełków pszenicy, które uelastyczniają skórę, regenerują i zapobiegają jej wysuszeniu. Skwalan oraz ceramidy działają otulająco, odżywiają i wspomagają odbudowę bariery lipidowej. Odpowiedni poziom nawilżenia zapewniają trehaloza i sorbitol wraz z propanediolem i ekstraktem z buraka zwyczajnego, które wiążą wodę w zewnętrznych warstwach naskórka. Bisabolol oraz ekstrakt z kakao odżywiają i koją skórę pozostawiając ją przyjemną w dotyku. / Mokosh
  7. Mawawo Krem do twarzy SOSKrem do twarzy SOS to propozycja dla osób, które szukają kosmetyku silnie regenerującego, odżywczego, nawilżającego, wspierającego barierę hydrolipidową skóry i wzmacniającego jej funkcje ochronne. Krem dobrze się wchłania, pozostawiając na skórze delikatną warstwę ochronną bez efektu wyświecania. Doskonale sprawdzi się w pielęgnacji skóry suchej, odwodnionej, podrażnionej, wrażliwej na działanie czynników zewnętrznych oraz podczas kuracji retinoidami, czy kwasami. W składzie znajdziecie: ceramidy, niacynamid, prebiotyki, postbiotyki, NMF, ekstrakt z liści aloesu i cenne emolienty. / Mawawo
  8. Resibo Babyface multikwasowa esencja odnawiająca – jedna z trzech bardzo ciekawych nowości marki – Pobudzenie odnowy komórkowej. Zobaczysz na swojej skórze efekt baby face – rozświetlonej naturalnym blaskiem cery i wygładzonej skóry, co zauważa 90% badanych. To zasługa unikalnej kombinacji kwasów AHA i PHA, o różnych właściwościach i rozmiarach cząsteczki, które sprawdzą się na wielu typach cery. Ich połączenie daje wielowymiarowy efekt. Kwas glikolowy i migdałowy doskonale nawilżają i wygładzają powierzchnię skóry, kwas traneksamowy rozjaśnia przebarwienia i wyrównuje koloryt, a glukonolakton zwęża pory i ujędrnia. Już po kilku aplikacjach zobaczysz, jak zmienia się Twoja twarz! Dzięki Babyface poprawi się wygląd Twojej skóry, a Ty będziesz cieszyć się zdrową i wypoczętą cerą – dokładnie tak, jak 100% badanych. / Resibo
  9. Clochee PURE – 4EVERYOUNG Serum na noc z retinolemSerum na noc z retinolem zwiększa produkcję kolagenu i aktywuje odnowę komórkową. Zastosowana w serum technologia liposomalna stabilizuje retinol zwiększając jego wnikanie i działanie w komórkach skóry. W składzie 4EVER YOUNG Serum na noc z retinolem znajdują się także ceramidy, które skutecznie wspomagają regenerację skóry, jednocześnie ograniczając potencjalne skutki uboczne działania retinolu. Serum 4EVER YOUNG działa wielokierunkowo i zaawansowanie również dzięki niacynamidowi, który jako antyoksydant opóźnia procesy starzenia, poprawia nawilżenie, ogranicza aktywność gruczołów łojowych, ale także wpływa na poprawę kolorytu skóry. / Clochee
  10. Olivia Plum Feel Pianka do mycia twarzy kremowa pianka do oczyszczania, która „otula” Twoją skórę podczas porannego lub wieczornego mycia twarzy. Dzięki łagodnym substancjom myjącym, zapewnia odczucie skutecznego oczyszczenia skóry, bez uczucia „ściągnięcia” i wysuszonej skóry – pianka pozostawia uczucie nawilżenia. Składniki nawilżające ( Izomerat sacharydowy, pantenol, alantoina ) oraz ekstrakt z aceroli pozostawiają skórę po umyciu rozświetloną, jedwabiście gładką;  przywracają jej promienny wygląd. / Olivia Plum
  11. Face Boom Seboom Matująco-normalizujaca maseczka do twarzy Misterna Zbawicielka Jestem matująco-normalizującą maseczką stworzoną dla skóry, która wymaga pielęgnacji dopasowanej do jej humorów i zachcianek. Wiem, jak niesforna potrafi być czasami Twoja skóra i dlatego zostałam stworzona, aby przywrócić jej naturalną równowagę i świeżość. Oczyszczam z nadmiaru sebum i codziennych zanieczyszczeń. Przy regularnym stosowaniu mnie 2 razy w tygodniu poprawię ogólny wygląd i kondycję Twojej skóry, a dodatkowo zadbam o jej mikrobiom. / Body Boom
  12. eeny meeny Dyniowy peeling wygładzającydedykowany dla osób poszukujących delikatnego, a jednocześnie skutecznego oczyszczenia i wygładzenia skóry. Idealnie sprawdzi się do pielęgnacji każdego rodzaju cery, zwłaszcza wrażliwej, naczyniowej i alergicznej. Dzięki kompleksowi innowacyjnych surowców i enzymów, peeling stanowi doskonałą alternatywę dla alfa-hydroksykwasów. Pomaga pozbyć się zrogowaciałych komórek naskórka, pozostawiając skórę oczyszczoną i przygotowaną do dalszych etapów pielęgnacyjnych, jednocześnie nie wywołując efektu drażniącego. Zapobiega też powstawaniu zaskórników. / eeny meeny

Image by Rawpixel

Jak wziąć udział w moich warsztatach?

Od czasu do czasu przesyłam Wam w social mediach wycinki z mojej warsztatowej pracy. Jak może bowiem pamiętacie, od około 12 już lat prowadzę warsztaty tworzenia kosmetyków naturalnych i słodyczy kosmetycznych. Te drugie to taka moja ukochana specjalność. Słodycze kosmetyczne to kosmetyki, które wyglądają jak słodkości lub składają ze słodkich składników. Sporo moich pomysłów i przepisów na nie zamieściłam w książce Cukiernia kosmetyczna, która została wydana już kilka lat temu, nakładem wydawnictwa Publicat. Wciąż dostępna jest w księgarniach, zapraszam więc serdecznie do zakupów.

Wracając do tematu – jak wziąć udział w moich warsztatach?

Kochani, od dłuższego czasu nie organizuję sama otwartych warsztatów. Oznacza to, że na ten moment nie zapraszam serdecznie wszystkich chętnych, nie tworzę zapisów, grup, wydarzeń. Czemu? Zdecydowałam się bowiem na razie działać nieco inaczej. Po dwóch ostatnich razach, kiedy to niestety nie zebrała się grupa, postawiłam przez jakiś przynajmniej czas skupić się na działaniu dla firm i organizacji.

Czyli dla kogo?

Ot, choćby dla firm, które organizują wyjazdy integracyjne swoich pracowników, na przykład do hoteli w różnych urokliwych częściach Polski.

Dla korporacji, które pragną urozmaicić zwykły dzień pracy ciekawą atrakcją w swoim biurze.

Dla organizatorów spotkań prasowych lub eventów promujących ciekawy produkt, znowuż jako atrakcja wieczoru.

Dla agencji eventowych i biur podróży, kiedy to staję się częścią programu integracyjnego czy motywującego.

Dla organizacji samorządowych, które organizują w swoim regionie, gminie czy mieście ciekawe angażujące wydarzenia dla okolicznych mieszkańców.

Dla kół gospodyń wiejskich lub lokalnych stowarzyszeń, których to członkinie pragną nauczyć się czegoś nowego.

Bywam i na piknikach miejskich, i wśród przeuroczych starszych pań z kół emerytek, i na kameralnych otwarciach salonów spa, i na warszawskich celebryckich spotkaniach w ekskluzywnych modnych restauracjach.

Bywam i nad morzem, i na Mazurach, i w dużych miastach, i w górach oczywiście. Wszędzie tam, gdzie jest zapotrzebowanie na taką właśnie atrakcję.

Także jak widzicie – rozstrzał jest wielki! I jest to szalenie przyjemne, za każdym razem intrygujące i za każdym razem mocno satysfakcjonujące.


Jak wziąć udział w moich warsztatach?

Jako, że pracuję dla klientów, nie mogę niestety zapraszać nikogo bezpośrednio. Z szacunku dla ich prywatności, nie publikuję także zdjęć moich uczestników. Jeśli jednak chcielibyście wziąć udział w warsztatach, a obiecuję, że zabawa jest cudowna, możecie:

  • zorganizować takie warsztaty w swojej firmie – podczas jakiegoś tematycznego dnia lub na spotkaniu integracyjnym. Jeśli nie Wy decydujecie, podrzućcie namiar na moją stronę warsztatową – www.LiliGarden.pl – osobie odpowiedzialnej;
  • zainteresować warsztatami Wasz okoliczny dom kultury, ośrodek gminny czy lokalne stowarzyszenie aktywujące społeczność – bardzo często w takich organizacjach są specjalne fundusze lub starają się one o granty na tego typu wydarzenia;
  • dołączyć warsztaty do programu większej imprezy, którą organizujecie;
  • czasami także prowadzę warsztaty na wieczorach panieńskich, ale tu muszę zastrzec, że takie kameralne, prywatne warsztaty prowadzę jedynie w Krakowie i okolicach.

Jak zorganizować warsztaty? Ile to kosztuje?

Nie mam stałej kosztowo oferty, ponieważ nie jest to możliwe. Koszty warsztatów zależą bowiem od ilości uczestników, długości ich trwania (standardowo w ofercie polecam zazwyczaj takie 2-godzinne, ale mam także specjalne programy na krótsze warsztaty lub otwarte stoiska warsztatowe), najważniejsze – lokalizacji, a co za tym idzie – kosztów dojazdu, czasu poświęconego na dane wydarzenie, konieczności uczestnictwa drugiej osoby – asystentki lub asystenta. Czasami macie szczególne wymagania lub potrzeby, jakiś konkretny temat eventu, do którego trzeba dopasować program. Wszystko to sprawia, że każda oferta jest przygotowywana indywidualnie i pod konkretne zapytanie.

Zapraszam więc przede wszystkim do zajrzenia na moją warsztatową stronę – www.LiliGarden.pl , a potem do przesłania zapytania na adres lilinatura@lilinatura.pl. W mailu napiszcie proszę kiedy planujecie warsztaty, gdzie dokładnie, na ile osób i inne informacje lub potrzeby, które uważacie za istotne. Ja wtedy przygotowuję ofertę, w której albo umieszczam moje standardowe propozycje tematów warsztatów, albo tworzę dedykowany program oraz dodaję konkretne koszty. W ofercie znajdziecie wszelkie niezbędne informacje, zawsze jednak możecie o wszystko dalej pytać mailowo lub telefonicznie.

Kiedy tylko podopinamy sobie szczegóły, przyjeżdżam do Was, na miejsce warsztatów i uruchamiam moją pachnącą magię!

Zapraszam więc ciepło!

Słów kilka o Make Me Bio


Trudno jest mi się nie cieszyć, pisząc te słowa, bo oto udało mi się znaleźć kosmetyk idealny! A przynajmniej – idealny dla mnie. Poszukiwałam takiego, ba – sama tworzyłam podobne, ale jak widać – ideału nie pobiły. O co chodzi?

Zaraz Wam powiem, zacznę jednak od początku…



A początkiem jest sama marka – Make Me Bio. Znacie ją już? Być może tak, bo już długo funkcjonuje na naszym rynku. Sama kiedyś używałam kilku jej kosmetyków i zawsze ceniłam ich jakość i wspaniałe zapachy. Śledzę też od dawna jej postępy i nowości. Ostatnio Make Me Bio zaskoczyło chociażby trafionym rebrandingiem, który usystematyzował opakowania różnych linii produktów i zaopatrzył je w proste, ale charakterystyczne i całkiem ładne ilustracje. Muszę tutaj zwrócić Wam szczególną uwagę na kartoniki – ich jasny, klarowny design, wytłoczony zarys tubki, który zauważyłam na kartonie peelingu, czy lekki pobłysk połączony z elegancką czernią na kartonikach makijażowych – wszystko to wynosi markę na wyższy poziom i znacznie ułatwia decyzje zakupowe. Daję tutaj duży plus!

A co mamy w środku? Wybrałam trzy produkty, które od dawna chciałam wypróbować. Postawiłam więc na Orange Energy – Peeling do Twarzy z Kwasami Roślinnymi, Aqua Light – Lekki Krem dla Skóry Tłustej i Mieszanej oraz MAKE UP! Naturalną pomadkę i róż 04. Który z nich stał się moim ideałem? Stanowczo jest to ten mały słoiczek, skrywający delikatny kolor, z którym już się nie rozstaję!



MAKE UP! Naturalna pomadka i róż 04


Długo zastanawiałam się, który odcień pomadki wybrać. Mamy trzy do wyboru, a dobrze wiecie, jak to ciężko wybrać odpowiedni kolor jedynie na podstawie zdjęć w internecie. Przeszukiwałam więc Google, aby znaleźć zdjęcia, na których widać możliwie najlepiej różnicę w odcieniach. I w końcu zdecydowałam się ten środkowy, z numerem 04. I świetnie trafiłam!

To nie jest jedynie pomadka i róż – dla mnie to kosmetyk 3w1, bo spokojnie możemy nakładać go odrobinę na powieki. I naprawdę ładnie tam wygląda. W małym słoiczku zamknięto niewielką ilość kosmetyku w formie gęstego mazidła. Jest to jednak tak wydajny produkt, że pomimo tego, że stosuję go codziennie od dłuższego czasu, wciąż jest prawie pełny.



Kosmetyk jest mieszaniną genialnych, dobrze skomponowanych składników – mamy olejek rycynowy, masło shea, wosk pszczeli, oleje: arganowy, jojoba, makadamia i z pestek malin, mamy też ekstrakt z czarnej porzeczki, witaminę E i glicerynę. Dzięki takiemu składowi kosmetyk nie jest tylko kolorkiem – jest pełnowartościowym masełkiem, chroniącym nam usta i policzki przed tą pogodą, która aktualnie atakuje nas niemiłosiernie. Zapewnia odpowiednie odżywienie i nawilżenie skóry czy ust, nie będąc przy tym nazbyt tłustym ani ciężkim.

Pomadka jest w sam raz napigmentowana. Wystarczy naprawdę odrobina, aby usta, policzki i powieki nabrały lekko różowego, ale wciąż bardzo naturalnego odcienia. Ja osobiście czuję się z nim na twarzy wspaniale. Jest to produkt idealny dla osób, które na co dzień nie malują się jakoś bardzo. Sama pracuję w domu, wyskakuję z niego na zajęcia dziecka, zakupy czy do rodziny, zazwyczaj nakładam więc po prostu krem lekko koloryzujący typu BB oraz nieco tuszu i czarnej kreski na oczy. I to właśnie ta pomadka nadaje całości odpowiedni wygląd, letni rumieniec, dziewczęcy blask. I za to ją uwielbiam!


Orange Energy – Peeling do Twarzy z Kwasami Roślinnymi


Jak pisze producent: naturalne kwasy pochodzące z Ekstraktu z Kwiatów Hibiskusa delikatnie złuszczają naskórek, a olejek mandarynkowy zapewnia działanie zmiękczające i antyseptyczne. Dodatkowo olejek jojoba zapewnia działanie nawilżające.

Mi jednak najpierw, a jakże, spodobało się opakowanie. Lubię te aluminiowe tubeczki! Potem zauroczył mnie zapach! Cudownie, no cudownie pomarańczowy! Dosłownie Orange Energy! Coś, co poprawia nastrój w pierwszej sekundzie, a potem można się tylko uśmiechać.

A dopiero na końcu spodobało mi się samo działanie peelingu. Nakładamy go na wilgotną, oczyszczoną skórę i masujemy nim buzię przez dłuższą chwilę. Cieszymy się przy tym tymi pomarańczowymi aromatami, które sprawiają, że używanie peelingu jest zwyczajnie przyjemne. Sam kosmetyk ma konsystencję gęstego kremu z niewielką ilością peelingujących drobinek. Ja jeszcze zawsze pozostawiam go na chwilkę, aby kwasy mogły zdziałać swoje czary. Potem zmywam go wodą i… nie mogę przestać dotykać buzi. Jest faktycznie, widocznie gładsza, ale do tego dochodzi efekt maseczki – bogactwo olejków i ekstraktów również tutaj robi swoje, pozostawiając skórę miękką i odżywioną. I ten zapach… Ach!



Aqua Light – Lekki Krem dla Skóry Tłustej i Mieszanej


Zdecydowałam się na ten krem, bo poszukiwałam czegoś leciuteńkiego na dzień, pod makijaż lub jako wsparcie mojego kremu koloryzującego BB. A sami przyznajcie, że nazwa Aqua Light przemawia do wyobraźni, prawda?

I faktycznie, krem ma konsystencję niemal lejącej się emulsji. Nie jest jednak rzadkim mleczkiem, a raczej wręcz przeciwnie – pomimo swej konsystencji wyczuwamy mocną dawkę naturalnych olejów. Jest więc nieco tłustszy niż sądziłam, dzięki temu jednak, stosuję go z powodzeniem także na noc.

Twórcy marki postawili tutaj na dosyć mało znany olej z orzechów laskowych, który połączyli z olejkiem morelowym i jojoba. Całość przeobrażona w krem znowuż cudownie pachnie i znowuż – cytrusowo. I ponownie – za ten zapach go uwielbiam. Bo nic tak nie dodaje energii o poranku jak nieco cytrusowych olejków! Mam to już od dawna sprawdzone!

Krem, pomimo wysycenia olejami, całkiem przyjemnie się wchłania i po chwili można nakładać na niego makijaż lub po prostu naszą pomadkę 3w1. Jak już wspominałam, świetnie sprawdza się także jako kosmetyk nocny, gwarantując dobre nawilżenie w czasie snu. Jest więc kremem bardzo uniwersalnym i sama poleciłabym go do wszystkich rodzajów cer, nie tylko do tłustej i mieszanej. Z resztą, najlepiej sprawdźcie same!


Wszystkie produkty znajdziecie na stronie Make Me Bio!

Jeśli wejdziecie do sklepu klikając w TEN LINK – otrzymacie rabat 5% na cały asortyment!



Wpis powstał w wyniku bardzo miłej współpracy z Make Me Bio.

Gwiazdy na Gwiazdkę – Nourish London

U podstaw filozofii Nourish leżą bezgraniczna ciekawość i miłość do nauki, radość w odkrywaniu rzeczy sprawiających, że codzienność staje się bardziej pozytywna oraz szczere pragnienie, by żyć i pracować w atmosferze szacunku do ludzi oraz świata, który nas otacza.


To zdanie przykuło moją uwagę, kiedy czytałam o Nourish London. W zasadzie po prostu ogromnie mi się spodobało. I tym bardziej ciekawa byłam samych produktów tej jeszcze bardzo mało znanej w naszym kraju marki.

Zmieniająca kolor emulsja z jarmużem? Maska z minerałami powstałymi w procesie fermentacji drożdży probiotycznych? Kosmetyki z jabłkami? I to o świeżym zapachu jabłek? Przyznam, że zadziałało to na moją wyobraźnię. I jeszcze to zdanie – „Dr Hili ma ciekawą koncepcję jak prawidłowo dobierać kosmetyki tak, aby zaspokajały one potrzeby skór. Koncepcja opiera się na dwóch parametrach, które powinniśmy wziąć pod uwagę tj. rodzaj cery, ale również jej kondycja. To podwaliny do bardziej świadomej pielęgnacji opartej na obserwowaniu potrzeb cery. ”

Zaprosiłam więc Nourish London do mojej codziennej pielęgnacji!



Seria produktów, którą używam, została mi dobrana na podstawie opisu mojej cery. Przekazałam w skrócie, że mam ją mieszaną, ze skłonnością do problematycznej i przetłuszczającej się. I tak trafiła do mnie seria jabłkowa, ten jakże intrygujący oczyszczacz z jarmużem oraz produkty do zadań specjalnych, które można wykorzystywać uniwersalnie, do zabiegów nieco bardziej sporadycznych niż codzienna pielęgnacja.

W skład serii Balance wchodzą pięknie i rześko pachnące zielonym jabłkiem – Krem nawilżający do skóry mieszanej i tłustej, Odżywcze serum peptydowe do skóry mieszanej i tłustej oraz Tonizująca mgiełka przywracająca równowagę do skóry mieszanej i tłustej. I powiem Wam, że jeżeli poszukujecie kosmetyków o działaniu natychmiastowym, to właśnie je znaleźliście! Zaczęłam bowiem właśnie od tych produktów i od emulsji z jarmużem, o której później. Pewnego spokojnego wieczora, po prysznicu, którego bardzo potrzebowałam, a który dodał mi energii, po oczyszczeniu twarzy, po wczytaniu się w opisy kosmetyków. Spryskałam twarz tonikiem, wklepałam serum, które po chwili zniknęło, a potem nieco kremu. Sam krem należy do tych nieco bardziej treściwych i potrzebujemy chwilę go wklepywać, aby się ładnie wchłonął. Wiem jednak z doświadczenia, że moja cera właśnie takiej konsystencji często potrzebuje, a nie, wbrew pozorom, leciutkich nawilżaczy, które szybko znikają.

I wtedy to poczułam. To coś. Skóra stała się tak cudownie elastyczna, sprężysta, jakby wstrzelono w nią energię. I choć to uczucie miękkości pojawia się także po innych kosmetykach, tylko tutaj mam aż tak duże wrażenie tej większej elastyczności. I wiecie co? Tak było do rana.



Serię Nourish Balance zawiera niezwykły kompleks witamin z grupy B: B3, B5, B6. Witamina B3 pobudza komórki i stymuluje produkcję lipidów, sprawiając tym samym, że skóra jest bardziej jędrna. Witamina B5 ma właściwości nawilżające, dzięki czemu skóra jest gładsza, witamina B6 z kolei jest niezbędna do właściwego działania komórek. W skład kosmetyków z serii Balance wchodzą także witamina C i witamina E, które są antyoksydantami i pomagają chronić, stanowiące budulec skóry, włókna kolagenowe i elastynowe przed szkodliwym wpływem wolnych rodników.

Może od razu wspomnę, że na stronie dystrybutora – Costasy, można dobrać sobie produkty i serie kosmetyków odpowiednie do cery normalnej, wrażliwej, mieszanej i tłustej oraz suchej, a także do kondycji skóry na przykład do cery zmęczonej i szarej, ogólnie osłabionej lub przetłuszczającej się. Wystarczy wybrać odpowiednią zakładkę, a potem wczytać się w opisy samych kosmetyków. Myślę, że na pewno też nie zaszkodzi po prostu wysłać mail z zapytaniem o dobór odpowiednich produktów.



Seria Balance, o zapachu, który bardzo mi się spodobał – mocno energetyzującym jabłku, trafiła w punkt w moje potrzeby. Uspokoiła skórę, która znowuż tego uspokojenia potrzebowała. Wyciszyła ją i ukoiła. Wyraźnie widać także jej działanie regulujące – skóra widocznie mniej się przetłuszcza. Jest odpowiednio nawilżona i odżywiona. A co ważne – w sam raz przygotowana pod makijaż mineralny, który, jak zapewne wiecie, jest wymagający.

I chyba nie byłoby tak dobrze, gdyby nie ten magiczny jarmuż! To chyba jedna z większych gwiazd marki, a jeśli nie, to stanowczo powinien się nią stać! Oczyszczająca emulsja z jarmużem 3D czyli zmieniająca kolor emulsja oczyszczająca, która usuwając zanieczyszczenia sprawia, że skóra jest zdrowsza i bardziej promienna. Kwas hialuronowy, probiotyki oraz wyciągi o właściwościach dotleniających działają w synergii, by dodać skórze energii poprzez usunięcie makijażu oraz zanieczyszczeń. Jarmuż oraz czarna fasola afrykańska z jednej strony oczyszczają z toksyn, z drugiej chronią skórę przed ich niekorzystnym wpływem. W efekcie cera wygląda młodziej, a oznaki starzenia są mniej widoczne.


Wiecie, jakie to fajne, że nakładam na twarz białą emulsję, masujemy nią skórę, a ona po chwili staje się… zielona!? Kosmetyczna magia! Zupełnie jednak magią nie jest, a doprawdy faktem, że jest to niezwykle przyzwoity kosmetyk myjący i oczyszczający skórę. Chwila takiego masowania, ochy i achy nad zmieniającym się kolorem i mamy idealnie przygotowaną skórę do dalszych kroków pielęgnacyjny. Emulsja nie jest za rzadka, co niestety się zdarza. Jest wręcz gęsta i trzeba ją dokładnie zmyć, aby nie zostały nam zielone ślady. Mam jednak wrażenie, że to właśnie dzięki temu tak dobrze oczyszcza, bez pozostawiania uczucie napiętej, „gołej” skóry. Polecam!


A jeśli chcecie pozbyć się mocniejszego makijażu, to najlepiej sięgnąć po jeden z tych produktów, określanych jako „do zabiegów”! Po Wielozadaniowy balsam z antyoksydantami! Jest to lekkie masło, a dokładniej mieszanina odżywczych olejków, które ma stałą formę, ale po dosłownie chwili staje się miękkie, łatwo się rozprowadza. Ma przyjemny, ziołowy aromat naturalnych olejków eterycznych i jest naprawdę uniwersalne. Osobiście najbardziej polecam używać go właśnie jako balsam oczyszczający, którym masujemy skórę, ściągając z niej wszelkie zanieczyszczenia, a potem zmywamy całość ciepłą wodą i dołączoną do opakowania chusteczką z organicznej bawełny. Jest to dla mnie najlepszy sposób na demakijaż po powrocie do domu, kiedy jeszcze nie przygotowujemy skóry na noc. Po takim zabiegu cera jest mięciutka, gładka i nie wymaga już żadnego innego smarowidła.



Na koniec dwa równie ciekawe produkty. Moim ulubieńcem stała się Regenerująca maska probiotyczna z minerałami. Jej kluczowymi składnikami są drożdże probiotyczne, a dokładniej minerały powstałe w procesie ich fermentacji, które fantastycznie wspomagają procesy regeneracji skóry. Ze względu na właściwości kojące, wchodzący w skład maski magnez jest niezastąpiony przy stanach zapalnych skóry, tj. trądzik pospolity i trądzik różowaty, pomaga neutralizować negatywny wpływ jaki zanieczyszczenie środowiska może mieć na skórę oraz przywraca równowagę procesowi produkcji sebum. Pozostałe minerały, które znajdują się w masce to: cynk (właściwości regeneracyjne), miedź (wspomaga produkcję kolagenu oraz naprawcze procesy komórkowe) oraz żelazo (właściwości dotleniające).

A poza tym maska ma wspaniały zapach świeżej lawendy! Czyli wszystko to, co lubię – działanie w kierunku poprawy mojego typu cery i jeden z ulubionych zapachów. Ma konsystencję kremu i można ją nakładać jak maseczkę – zmywając po niedługim czasie wodą lub wklepując w twarz jako krem na noc. W obu przypadkach – świetna!



Nie mogę pominąć ostatniej gwiazdki – leciutkiego Przeciwzmarszczkowego serum arganowego. Naturalnie pobudza produkcję kolagenu, spowalniając w ten sposób procesy starzenia się skóry. Składniki wchodzące w skład serum przeciwdziałają powstawaniu zmarszczek poprzez wzmacnianie włókien proteinowych tworzących strukturę skóry. Serum neutralizuje szkodliwy wpływ wolnych rodników i redukuje zaczerwienienia oraz widoczność blizn powstałych w wyniku ran, trądziku, wyprysków i łuszczycy. Zapobiega odwodnieniu i przywraca skórze równowagę.

Jest to, moje drogie panie, kosmetyk, który po prostu trzeba mieć w pewnym wieku. W wieku, kiedy lata powoli dają o sobie znać. Trzeba go mieć, aby naturalnie, ale nienachalnie wspomagać skórę w walce z czasem. Aby ją uzbroić do tej walki. Dać jej siły i energię. Do stosowania codziennie wieczorem lub nieco bardziej sporadycznie, ale regularnie. Dla mnie – idealny zamiennik serum jabłkowego z serii Balance, tak dwa razy w tygodniu.



Mam nadzieję, że zaciekawiły Was same produkty Nourish. Muszę jeszcze dodać, że kosmetyki marki są ekologiczne, etyczne, wegańskie, posiadają certyfikat Soil Association i nie są testowane na zwierzętach. A twórczyni marki – dr Pauline Hili jest jedną z czołowych brytyjskich specjalistek w dziedzinie ekologicznej pielęgnacji. Opublikowała wiele prac naukowych i jest autorką książki „The Animicrobal Essential Oils”. Dr Hili należy do Soil Association Health and Beauty Standards Comittee oraz w 2009 została przyjęta do Królewskiego Towarzystwa Chemicznego. W 2012 dr Pauline stworzyła markę Nourish jako swoiste ukoronowanie swojej kariery eksperta w dziedzinie pielęgnacji skóry i kosmetologii.

Wszystkie produkty znajdziecie na stronie dystrybutora marki – Costasy. Bardzo polecam!


Wpis powstał w wyniku bardzo miłej współpracy z firmą Costasy.

Kremowe błyszczyki 3w1 do ust, policzków i na powieki

Zrobimy dzisiaj takie cudowne kosmetyki, które „zrobią” Wam cały makijaż!

Bo jeden taki mały słoiczek często wystarczy! Kiedy? Choćby na urlopie! Czy w wolne dni w domu. Albo na zakupy i spacer. Kiedy nie chce Wam się za bardzo starać, kiedy nie ma czasu, kiedy po prostu nie potrzeba niczego więcej.

Doskonale też współgrają z makijażem. No, po prostu są uniwersalne! Do trzymania pod ręką, w torebce, na co dzień!

Nasze dzisiejsze kremowe błyszczyki nakładamy bowiem i na usta, żeby zachwycać uśmiechem, i wklepujemy nieco w policzki, aby nadać twarzy niemal naturalny rumieniec, ale także delikatnie – na powieki, zamiast cieni!

Doprawdy, czasami nie trzeba więcej!



A że nie mogłam zdecydować się, który kolor wybrać, zrobiłam trzy. I wszystkie pięknie wyglądają na skórze. I na ustach! Można więc wybierać według aktualnego nastroju i ochoty!

Ach, są oczywiście bardzo proste w produkcji domowej, więc do dzieła!



Kremowe błyszczyki 3w1

Składniki / na słoiczek 15 ml:

  • 3 g wosku pszczelego bielonego
  • 3 g masła shea rafinowanego
  • 4 g oleju kokosowego virgin (taki bardzo pachnący)
  • 5 ml oleju z pestek moreli
  • łyżeczka pigmentu (moje pochodzą z ZielonyKlub.pl)
    • najciemniejszy Malinowy Róż
    • jaśniejszy róż – Truskawkowe Piwonie
    • pomarańczowy – Czerwone Pomarańcze


Wosk, masła i oleje przekładamy do zlewki lub ceramicznej miseczki. Ustawiamy w kąpieli wodnej, do rozpuszczenia masła i wosku. Wyciągamy z kąpieli wodnej, dokładnie mieszamy, dosypując pigment. Jeszcze chwilę mieszamy, aby uzyskać jednolitą konsystencję i przelewamy do słoiczka. Tutaj też warto jeszcze lekko całość przemieszać w trakcie twardnienia. Odstawiamy na pół godziny.

Stosujemy, jak opisałam powyżej. Najlepiej zawsze mieć je pod ręką!

Ach, nie dodajemy tutaj żadnego zapachu, żeby można je było bardzo bezpiecznie stosować np. na powieki!

Zobaczcie jeszcze jak wyglądają na skórze!

Tutaj, nałożona grubsza warstwa.



A tu, poniżej, już nieco roztarte. Oczywiście można je jeszcze mocniej rozetrzeć, dla uzyskania bardziej naturalnego wyglądu. Dlatego są takie fajne – można je w pełni dopasować do potrzeb!


Facebook