O dobrej myśli

Czy Wam też wydaje się, że jakoś połowa ludzi wokół Was wariuje?

Mnie też dopadły ciężkie czasy. Na szczęście, odpukać, nie w ten sposób, którego się wszyscy obawiamy. Niemniej jednak, mój organizm wybitnie udowodnił mi, jak bardzo cała ta sytuacja z koronawirusem, odbiła się na mojej psychice. Otóż, poległam. A dokładniej, moje plecy znowuż poległy i ten post piszę Wam w pozycji leżącej, a dokładniej – z kanapy.

Ja już te moje plecy bowiem dobrze przejrzałam. Znamy się nie od dziś, choć przyznam, że dużo czasu zajęło mi odkrycie pewnej korelacji pomiędzy moimi dolegliwościami, a stanem umysłu. Dopiero całkiem niedawno powiązałam fakty i uświadomiłam sobie, że dopadają mnie, te moje plecy, w sytuacjach mocno obniżonego nastroju. Po prostu wtedy, kiedy jest mi ciężko. Być może dlatego, że wtedy zaniedbuję pracę nad nimi i wykonuję nieprzemyślane ruchy, których wykonywać nie powinnam. Może mam obniżoną odporność. Może stres w jakiś inny sposób oddziaływuje na mięśnie przy kręgosłupie. W każdym razie – ponownie poległam…

Wiem więc, że pomimo pozornego spokoju, boję się bardzo. O moją rodzinę, o siebie, o świat cały. O to, że odwołano mi warsztaty i nie mam pracy. O niepewną przyszłość. Są to lęki całkowicie normalne, słuszne i oparte na oczywistych przesłankach.

Mam jednak wrażenie, o czym wspominałam na początku, że naprawdę sporo z nas, borykających się z tym nieznanym doświadczeniem, jakim jest pandemia koronawirusa i związany z nią kryzys gospodarczy, zwyczajnie wariuje.

I ja nawet te osoby rozumiem. Trochę. I nawet łączę się niekiedy w tym ich strachu. Coraz częściej jednak docierają do mnie obawy innych całkowicie… hmm… odjechane.

I to, doprawdy, staje się dopiero przerażające.

I dlatego, tak niesamowicie ważne jest, abyśmy trzymali się dobrych myśli. Abyśmy byli dobrej myśli. Uwierzyli, że damy radę. Że przetrwamy. Że to szaleństwo się w końcu skończy. Dzieci pójdą do szkoły, my do pracy, w sklepach w końcu znowu będzie papier toaletowy i drożdże. Nadzieja, wiara i ścisłe przestrzeganie zaleceń. Tego musimy się trzymać. I domu. W domu musimy siedzieć. Musimy. I tyle.



Trzymam się więc tych moich dobrych myśli. Nawet leżąc na kanapie w salonie, na środkach przeciwbólowych i z zaległościami do nadrobienia. I wiecie co? To pomaga! I na mój kręgosłup i na to całe szaleństwo!

Jak się tych dobrych myśli trzymać?

Oooo, mam na to kilka sposobów! Wiecie jakich?

Po pierwsze, chwytam się wiosny! Cóż doda nam tak dużo energii, jeśli nie ona? Jeśli nie ciepłe promienie wiosennego słońca na twarzy? Jeśli nie wizja rozkwitłych łąk i szumu wiatru w liściach drzew? Na spacerze z psem zerwałam kilka gałązek z pączkami. Z drzew owocowych i lipy. Chwila niemalże wystarczyła, aby mi to wszystko w domu wybujało. Aby wiosna przyszła szybciej. Leżałam dziś popołudniu na tej mojej kanapie, słońce powoli wędrowało przez pokój, wiatr rozwiewał firankę w drzwiach na taras, które już całe niemal dnie trzymamy otwarte. I wpatrywałam się w te moje gałązki pełne liści i kwiecia. I te dobre myśli same się pojawiały. Ot, chwila pełna spokoju. Tego nam czasem potrzeba. Tego nam brakuje. I to teraz, z przymusu wprawdzie, ale jednak mieć możemy.

Obejrzyj filmy, które lubisz, do których chętnie wracasz. Takie, które wypełniają dobrą energią i pozostawiają uśmiech. Ja tak chętnie wracam zawsze do angielskich komedii – Był sobie chłopiec, Notting Hill czy Cztery wesela i pogrzeb i do klasyki – zawsze, ale to zawsze do Dumy i uprzedzenia czy Perswazji. Z mężem znowuż oglądamy Przyjaciół. Po raz kolejny. Co wieczór. Codziennie wybuchamy śmiechem. Razem.

Zrób z dzieckiem spaghetti lub upiecz babeczki. Takie to proste, a jakież niesie wielkie pokłady radości! Posprzątaj sobie szafkę, na którą nigdy nie masz czasu. Och, ile to dopiero tej radości przyniesie! I ulgi! Usiądź na chwilę w ogródku (na balkonie, w oknie chociaż) i wystaw twarz do słońca. Zamknij oczy i odpłyń. Dzisiaj tak zrobiłam. Uśmiech sam się pojawił i zejść nie mógł. Przytul się do psa i poddaj się psiej czułości. Jakże mnie to zawsze uspokaja! Wyciągnij z szafy ozdoby wielkanocne i porozkładaj je po domu. Jest znowu na co czekać! Sięgnij po książkę, którą zaczęłaś rok temu i sama już nie pamiętasz, dlaczego ją odłożyłaś nieskończoną. Po czym obudź się po dwóch godzinach i przypomnij sobie, że faktycznie – zawsze po jednej stronie zasypiałaś. Ale kurcze, ale to była dobra drzemka! Wkręć się z córką w serial na Netflixie dla dzieciaków i tłumaczcie za każdym razem mężowi/tacie kto jest kim, co robi i dlaczego. I śmiejcie się wspólnie, że ten znowu nic nie rozumie.

A wieczorem, wyjdź na chwilę na zewnątrz. Sama. I wgap się w księżyc. Koniecznie. I poczekaj, aż on podeśle ci tę ważną, jedną dobrą myśl.

Że wszystko będzie dobrze.


Facebook