No i stuknęło… Niniejszym oświadczam, że weszłam wczoraj w zacny zaiste wiek trzydziestu trzech skończonych lat. Wierzcie mi lub nie, ale jeszcze całkiem niedawno ta liczba wydawała mi się całkowicie nierealna.
A tu stuknęło…
I zastanawiałam się cały wczorajszy dzień (no, nie cały, ale kilka razy mi przemknęło przez myśl), czy nie zrobić z tej okazji nieco bardziej poważnego wpisu. Takiego, wiecie, z podsumowaniem. O tym, że się zmieniamy, oceniamy, porównujemy… Ale nie! Smędzić nie będę!
Bo tak naprawdę miałam wczoraj niezwykle przyjemny dzień. Okraszony babskimi smuteczkami, wizją rychłej starości, niespełnionych marzeń i innych durnych durnotek, które na szczęście mijają. Ale w sumie naprawdę przyjemny. I to tym dniem, dobrym dniem, się z Wami dzielę.
Nie było dużego świętowania. Nie wczoraj w każdym razie, świętowanie było w weekend. Wczoraj natomiast co rusz zaskakiwał mnie ktoś jakimś miłym słowem, telefonem, smsem, mailem, massengerem i nawet zwykłymi facebookowymi życzeniami. Co rusz zaskakiwał mnie ktoś pamięcią o mnie. I to tak bardzo, ale to bardzo, bardzo doceniam. Po każdym takim zaskoczeniu czułam się dobrze, lepiej, ba – wspaniale. I nawet nie wiecie, ile we mnie jest wdzięczności za to, że mam ten zaszczyt istnieć w tych życiach cudzych, raz bliższych, raz bardzo już dalekich. Że jestem tam gdzieś, w historii, w świadomości, w nieświadomości. Że mam z kim świętować takie w sumie małe i niespecjalnie dużo znaczące moje święto.
Ach, i była jeszcze wisienka na torcie!
Otóż dzień wcześniej mój mąż wypłynął z zasięgu i miało z nim nie być żadnego kontaktu przez wiele dni. A wiecie jak to jest – zawsze lepiej te urodziny przeżywać razem, nawet jeśli tylko klikając sobie w klawiaturę. Aż tu nagle, wybija 22, a moja komórka wydaje ten charakterystyczny dźwięk messengerowej wiadomości. I co ja tam widzę? No, już wiecie co ja tam widzę! Udało się zdobyć internet!
Tak, to był dobry dzień !
I korzystając z sytuacji, bardzo, ale to bardzo dziękuję Wam, ze jesteście cały czas ze mną!