Dzisiaj będzie post-manifest! I post, w którym wyjaśniam, dlaczego gąsienice musiały umrzeć.
Ale od początku…
Niezmiennie, od dawna spotykam się z różną wersją zdania: „ty to siedzisz w domu, to masz czas”. Nie zawsze jest dosłownie. Nie zawsze jest to tylko stwierdzenie faktu. Czasami ktoś w ten dziwny sposób skłania mnie do zrobienia czegoś czy poszukania. Kiedy indziej, ktoś inny, nie może wyjść ze zdziwienia, co ja tyle w tym domu robię. No bo co tu można robić? Albo kiedy wszyscy narzekają, że w poniedziałek znowu trzeba iść do pracy, a ja się dołączam, to pada coś w stylu – „ty to z łóżka przechodzisz do komputera”.
No to, ja się pytam, czy ja przy tym komputerze nie pracuję?
No ale przecież ty robisz takie rzeczy, które lubisz.
No tak, ale nawet jak coś się lubi, a jest pracą i trzeba to zrobić, to nadal jest pracą. I do tego bardzo czasochłonną.
Bo otóż, wszem i wobec oznajmiam, że z czasem naprawdę u mnie krucho.
Bo gdybym tylko mogła i chciała, to w zasadzie pracy jest na całą dobę.
Bo jestem teraz na długi czas sama z dzieckiem i psem, a wypada mieć w domu jako taki porządek. I jeszcze żeby było coś do jedzenia. No, przynajmniej dla dziecka.
Bo od 16:00, kiedy dziecko skończy przedszkole, do czasu, aż pójdzie spać, to pracować w zasadzie nie mogę. I nie chcę. Bo dziecko trzeba na spacer wyprowadzić. Psa z resztą też. Dziecku trzeba czas poświęcić. Poczytać, pobawić, umyć i takie tam – codzienności. Poza tym z dzieckiem i tak się nie da pracować. Wiem, bo próbowałam.
Bo codziennie kładę się spać z wyrzutami sumienia i listą rzeczy, których nie zrobiłam. A powinnam.
A do tego jeszcze jakieś tam moje własne przyjemne przyjemności dochodzą. Żeby żyło się miło.
No a najważniejsze – bo teraz się bardzo, bardzo dużo foci (czyt: fotografuje). Bo moja kosmetyczna cukierenka musi się ukazać jesienią, a terminy gonią.
A czemu zabiłam gąsienice? Te ze zdjęcia, pierwszego.
To jest właśnie efekt tego, że człowiek się spieszy, stresuje, chce zdążyć, zrobić więcej, szybciej. I no właśnie – tak się nie da. Bo ciasto na musujące kąpielowe dżdżownice jest niczym ciasto drożdżowe – nie poświęcisz mu wystarczającej uwagi, nie dasz wystarczająco dużo miłości, to nie wyjdzie.
I gąsienice się połamały. I robić się muszą od początku.
Ale spoko – dzisiaj dziecko u teściów, ja mam wolny wieczór, pójdę zaraz pobiegać, a potem sobie te gąsienice polepię.
Bo mam czas 🙂