Miałam Wam trochę ponarzekać. Że maj się już kończy, że cały długi weekend przeleżałam chora w domu, że pracy dużo, że chciałoby się gdzieś daleko, a jest się cały czas tu blisko. Nawet coś tam napisałam. I wyjrzałam za okno, na napuchnięte od liści drzewa, pyłki unoszące się między nimi, które zawsze przypominały mi małe wróżki, na zbierające się powoli burzowe chmury. No i, jeju, tyle było czekania na ten świat zielony, na to, aby można było z domu wyjść tak jak się stoi, na zapach gorącego betonu, który uderza w nozdrza zaraz po wyjściu z domu. No i czy to można tak narzekać? Skoro maj wprawdzie za pasem, ale cały czerwiec przed nami? Lato całe!
No więc nie narzekam, a uprzejmie donoszę, że się uśmiecham. Że pomimo bolącego gardła udało nam się umknąć z miasta na niedzielę i znaleźć magiczne, zapomniane miejsce. I że dzieje się sporo.
To będzie pracowity czerwiec. Szykuje się kilka warsztatów podczas imprez firmowych – czerwiec to środek sezonu. W najlepsze trwają też prace nad książką. Mam cały sztab ludzi, którzy zajmują się jej poszczególnymi częściami. Tekst już oddany, poprawiony przez korektorkę. Sporo natomiast zostało zdjęć do zrobienia, co jest dla mnie dużym wyzwaniem. Muszę bowiem sprostać wysokim wymaganiom grafików z wydawnictwa, co wierzcie mi, nie jest łatwe. Zwłaszcza dla kogoś, kto wszystko robi w sumie intuicyjnie. W tej sytuacji kurs fotografii staje się jednym z priorytetów na najbliższy rok. Tymczasem będę się jeszcze trochę fotograficznie gimnastykować. Oby tylko efekty były… no ładne po prostu. 🙂
Cóż poza tym? Standardowa praca z Lili in the Garden, któremu to muszę poświęcić więcej czasu. Chciałabym też bardzo więcej publikować tutaj, zwłaszcza, że pomysłów mam sporo. Uda się, prawda? Kurs organizacji czasu zrobię zaraz po kursie fotografii 🙂
Poza tym życie trwa w najlepsze, zwłaszcza w maju i czerwcu. Bo to dla nas miesiące świętowania. W maju urodziłam się ja, w czerwcu Róża. Mamy też Dzień Matki i Dzień Dziecka. Całkiem w sumie niedawno wrócił do domu mój mąż po trzech miesiącach nieobecności. Świętowania mamy więc sporo. I chyba to jest najpiękniejsze, co?
Co tam u Was kochani? Jak Wam minął maj?