Jestem „inspirującą kreaturą”, ponieważ kreuję by inspirować .
A na poważnie – jestem trenerem rozwoju osobistego z artystyczną duszą –
projektuję i tworzę. Prowadzę własną firmę, która wzbija się na dwóch
skrzydłach. Jedno, to pracownia rozwoju osobistego – Synchronia, którą
założyłam, by wspierać innych w poznawaniu siebie samych i w odkrywaniu
własnych zasobów – wewnętrznego artysty. Drugie skrzydło, to inwestycja
we własny rozwój osobisty i moja pasja – pracownia świec z naturalnych wosków (Green Dragonfly).
Jak i kiedy odkryłaś, co chcesz tak naprawdę w życiu robić?
To,
że moją ważną potrzebą jest tworzenie w pewnym sensie „odkryłam” już
jak byłam dzieckiem. Używałam tego zasobu od zawsze, tylko nie byłam
jego świadoma. Po raz pierwszy świadomie pomyślałam „chcę coś sama
stworzyć i z tego żyć” po kilkunastu latach męczącej pracy w
korporacjach.
Zaczęłam wyobrażać sobie, że potrafię zrobić wiele rzeczy, które
inspirują innych i że jestem szczęśliwa, bo w moim życiu jest balans
pomiędzy tym co daję i tym, co otrzymuję w zamian i… Uwierzyłam, że to
zrobię! Robię więc.
Co Cię motywuje?
Działanie. Ono daje
mi napęd. Poprzez działanie rozumiem spełnianie swoich marzeń,
zamierzeń. Zbyt długie myślenie, zastanawianie się bez tak rozumianego
działania wprowadza bezwład i zabija moją kreatywność, przynosi apatię.
Jeśli działam, tworzę, prowadzę warsztaty, medytuję, spotykam się z
osobami, z którymi kontakt jest dla mnie istotny, czy też działam
pozostając sama ze sobą i niewiele robiąc – to przynosi mi radość. A
moim wyborem jest czerpać radość z życia :).
Co Cię inspiruje?
Jest niewiele rzeczy, które mnie nie inspirują, jedną z nich jest bieganie .
Najbliższe sedna będzie jak powiem, że inspiruje mnie NATURA – ważka
nad jeziorem, rydze w zagajniku, turkuć podjadek w moim ogrodzie,
koty… Inspirują mnie także ludzie, jako nieodłączna część NATURY, choć
czasem ze smutkiem patrzę jak się od niej odłączają. Generalnie
inspirują mnie rzeczy małe, proste, czasami są to 2 słowa, które ktoś
powie, czasami 2 sekundy zachwytu nad mandalą wykonaną przez kapiącą
wodę na zabłoconą podłogę w garażu. Piękno mnie inspiruje.
Co zaprzątało Ci głowę dzisiaj rano?
Czy iść pobiegać zamiast poćwiczyć jogę. Nie lubię biegać, jeździć na rowerze, w ogóle, jestem statyczna.
A organizm potrzebuje ruchu. Poszłam więc. Wyszłam na chwilę poza moją
strefę komfortu i jestem z siebie dumna! Hmm… Czyżbym doszła do tego, że
w bieganiu też jest odrobina inspiracji?
Czym się w życiu kierujesz?
Nie
warto tracić czasu na rzeczy, które Cię nie inspirują, bo może go
zabraknąć na to, co naprawdę kochasz…
Tę myśl powitałam w mojej głowie jakieś 8 lat temu. I wtedy się zaczęło,
zmiana, cała lawina zmian… Nieważne czy projektuję i tworzę świece,
czy prowadzę warsztaty rozwojowe, czy czasem dokonuję wyboru, by zrobić
coś co nie sprawia mi przyjemności – jednak robię to co chcę, co
wybieram i to przynosi radość. Jeśli opieram się na własnych wyborach,
biorę za nie odpowiedzialność, mam wrażenie, że dzieje się wszystko z
lekkością i jakby samoistnie.
Co robisz, kiedy tracisz zapał i chęci do działania?
Nic
specjalnego… Bo kiedy z tym walczę, zagłuszam, zagaduję czy maskuję w
jakikolwiek inny sposób – tracę szansę na usłyszenie siebie. Są czasem
dni, że płaczę, a fale bezradności i bezsensu przelewają się przeze mnie.
Odcinam się od świata, na ile mogę i znajduję spokojną przestrzeń dla
siebie. Pozwalam temu uczuciu smutku i otępienia rozgościć się we mnie.
Oddycham i obserwuję, jak przemieszcza się w moim ciele. Skąd przychodzi
i gdzie zmierza. Medytuję i to przynosi spokój. Zrozumienie – co we
mnie płacze – przychodzi samo, z czasem. Daję sobie czas. Czasem pomaga
mi bycie w kontakcie z osobą empatyczną, jak Mąż, czy Przyjaciele.
Rozmowa, pytania zadane przez te osoby też pozwalają mi spotkać się ze
sobą, znaleźć spokój i dystans. Pomaga mi też kontakt z Naturą.
Czego nauczyłaś się ostatnio?
Ostatnio?
Zaproponowałam sobie doświadczenie, które wydało mi się wówczas
bardziej ciekawe niż trudne… Postanowiłam zrobić coś, czego nigdy
jeszcze nie zrobiłam i po prostu spędziłam jeden pełen dzień pracujący
bez okularów czy soczewek na oczach. Moje – 2,75 nie wydawało mi się
druzgocące, wszak kiedyś miałam -5. Jednak doświadczenie okazało się
mocne. Na 2 dni po nim straciłam chęć do działania .
Ciężkie było to spotkanie z prawdziwą sobą – taką jaką jestem, wraz z
moim ograniczeniem. Ból głowy, oczu i inne dolegliwości fizyczne okazały
się drobiazgiem w porównaniu z bezradnością. Zobaczyłam wyraźnie,
wykonując wówczas codzienne czynności, jak wiele od siebie wymagam, jaka
jestem dla siebie surowa. A już myślałam, że kocham i akceptuję siebie w
każdym calu .
Takie doświadczenie wiele daje. Mnie uczy kolejnego kawałka akceptacji i
tolerancji – wobec siebie i mojej bezradności. Wkrótce zrobię to znowu,
żeby sprawdzić ile się nauczyłam.
Dziękuję!
A teraz spójrzcie Kochani, jakie cuda od dzisiaj i mnie otaczają! Jakże one pachną! Raz jeszcze muszę Was odesłać na Green Dragonfly! Ale…
Jeśli chcielibyście go przygarnąć, napiszcie mi o tym w komentarzu pod tym postem do końca niedzieli 10.08.2014. W przyszłym tygodniu wylosuję zwycięzcę i ogłoszę w jednym z postów.
Na adres będę czekała 10 dni od ogłoszenia wyników. Wysyłka na terenie Polski. Zapraszam! Są cudowne!