Posts Tagged‘DIY’

Bąbelkowa czekolada do kąpieli

Wiecie jak to jest… W głowie rodzi się pomysł. Kiełkuje sobie spokojnie. Rozwija się. Ewoluuje. W końcu zbieracie się w sobie, dokonujecie odpowiednich zakupów, przygotowań. Oczami duszy widzicie już jak wasze cudowne dzieło podbija serca wszystkich wokół, w domu, w internecie. Myślicie sobie, jacy to genialni nie jesteście. To będzie sztos przecież, musi wyjść, lata doświadczenia i takie tam…

No i klops. I się nie udało… I znowuż życie postanowiło nauczyć was pokory. Myślenia skromniejszego i działania opartego na jeszcze porządniejszych planach i stanowczo większej ilości testów.

I nagle umysł się zatrzymuje i zaczyna w nim kiełkować inna nadzieja. Bo oto, na zgliszczach pomysłu jakże wspaniałego, powstaje coś, co do głowy samo przyjść nie mogło! Powstaje idea zupełnie nowa, taka czysta, świeża i pełna potencjału.

I tak właśnie powstała moja bąbelkowa czekolada do kąpieli!



Ach, chciałabym jeszcze pozostawić tu, na blogu tę odrobinę piękna, którą zaserwował nam ostatnio listopad! Pamiętacie mój niedawny wpis o tym, że tylko zachwyty potrafią uratować nas przed jesienną melancholią? Podtrzymuję tę tezę w pełni!

Podrzucam więc takie drobne zachwyty, które ostatnio udało mi się wyłapać podczas porannych spacerów z psem i aparatem.


Zanim przejdziemy do sedna i naszej bąbelkowej czekolady, dodam jeszcze dwa słowa o dzisiejszym sponsorze, dzięki któremu ukazał się ten wpis! Nowy przepis zawdzięczamy bowiem marce Mebel Elite – mebelelite.pl! Jest to sklep internetowy z 15-letnim doświadczeniem w branży meblarskiej, w którym znajdziecie naprawdę szeroką i ciekawą ofertę krzeseł, foteli, stołów, mebli wypoczynkowych i łóżek. Osobiście polecam zajrzeć w zakładkę z meblami ze sklejki giętej – fotele gabinetowe są naprawdę piękne!


Ale do rzeczy…

Powróćmy do naszej bąbelkowej czekolady do kąpieli!

Bo kojarzycie te bąbelkowe czekolady do jedzenia, prawda? Takie leciutkie, bo wypełnione bąbelkowym powietrzem. Tak się właśnie złożyło niedawno, że podczas eksperymentów i prób stworzenia czegoś innego, zauważyłam, że moje składniki wchodzą w ciekawą reakcję, która powoduje równie ciekawy efekt. A w zasadzie to proste musowanie wytworzyło takie urocze bąbelki!

No i sami rozumiecie – musiała z tego wyjść prawdziwie gwiazdkowa, lekko musująca, mocno odżywcza i pachnąca obłędnie czekoladowo-pomarańczowo bąbelkowa czekolada DO KĄPIELI!


Bąbelkowa czekolada do kąpieli

Składniki / na jedną czekoladę:

  • 25 g sody oczyszczonej
  • 15 g kwasku cytrynowego
  • 10 g skrobi ziemniaczanej
  • 30 g masła kakaowego
  • 10 g masła shea rafinowanego
  • 20 kropelek olejku o zapachu czekolady
  • 10 kropelek olejku eterycznego pomarańczowego
  • do dekoracji – garść czerwonego pieprzu i złotych posypek cukrowych

Od razu napiszę, że foremki silikonowe na takie czekolady bez problemu dostaniecie za nieduże pieniądze na Allegro. Są o tyle fajne, że można w nich robić i czekolady do kąpieli i do jedzenia 🙂

W szklanej zlewce lub ceramicznym kubeczku roztapiacie masła w kąpieli wodnej lub w mikrofali. Muszą być naprawdę prawie gorące, polecam więc tutaj tę drugą opcję.

Do miseczki przesypujecie proszki, mieszacie je. Wlewacie gorące roztopione masła, mieszacie od razu, bo już zaczynają lekko musować. W międzyczasie, ciągle mieszając, dolewacie olejki zapachowe. Mieszaninę przelewacie do foremki, rozprowadzając ją po całej powierzchni. Polecam lekko unieść formę kilka razy i równie lekko uderzyć o podłoże.

Czekoladę dekorujecie z wierzchu według uznania. Posypki delikatnie dociskamy do jeszcze miękkiej masy, dobrze się przykleiły. Na koniec ponownie podnosimy całą foremkę i lekko uderzamy nią o podłoże, aby masa trzymała się równo formy.

Czekoladę odstawiamy na godzinę do lodówki. Po tym czasie wyjmujemy ją z formy i przechowujemy w zamykanym pojemniczku w temperaturze pokojowej.

Do kąpieli dodajemy 1-2 kosteczki. Masełka zawarte w czekoladzie pielęgnują skórę, a lekkie musowanie uwalnia piękny zapach.

(Uwaga- jak dodacie za dużo czekolady do kąpieli, wanna będzie śliska)

Wpis powstał w ramach miłej współpracy z marką Mebel Elite.

Miętowe żelowe plastry pod oczy

Tak i oto rozpoczął się wrzesień. A wraz z nim – pogoda iście jesienna. Posłałam dziś dziecko do drugiej klasy, a sama nieco osłabłam po intensywnym weekendzie. Rozpoczęliśmy bowiem sezon warsztatowy w przepięknym Lublinie, podczas Lubelskiego Festiwalu Kultury Piwnej w Browarze Perła. Było wspaniale! Zrobiliśmy eliksiry do kąpieli piwnej i peelingi słodowe, a ja zakochałam się w tym mieście, w jego energii, klimacie i tych wszystkich tajemnych zaułkach.

Był to jednak czas bardzo wyczerpujący, co najwyraźniej odbiło się na moim zdrowiu. A muszę je szybko podreperować, bo w piątek ponownie ruszamy w trasę warsztatową. I ponownie – kawał drogi przed nami!

Zdrowie, zdrowiem… ale czy wiecie jak ekspresowo przywrócić swoim oczom blask? A dokładniej – co zrobić, aby po ciężkim dniu w pracy, po wyczerpujących chwilach codziennych, w kilka chwil przywrócić oczom pełen komfort i znowu uśmiechnąć się do swojego oblicza w lustrze?



Mam dzisiaj dla Was baaaardzo prosty sposób na genialne żelowe plastry pod oczy!

To takie cudo, które w kilka chwil przywróci skórze pod oczami jędrność i miękkość, wygładzi ją, odświeży, zadziała jak ekspresowy lifting, ukoi i ochłodzi, zmniejszy opuchliznę i podkrążenia oczu. Naprawdę!

A to tylko trzy składniki!

Takie plastry robimy sobie raz, wkładamy do lodówki i mamy na kilka dni. Na te dni, kiedy potrzebujemy odpocząć po pracy, aby wróciła równowaga. Ale równie dobrze sprawdzą się przed wielkim wyjściem, przed weekendową imprezą, kiedy to znowuż potrzebujemy szybkiego efektu!

Przejdźcie się więc do pobliskiego ogródka lub na łąkę, nazbierajcie orzeźwiającej mięty, sięgnijcie po kojącą wodę różaną i do dzieła!



Miętowe żelowe plastry pod oczy


Składniki:

  • 60 ml wody różanej
  • łyżeczka żelatyny
  • kilka gałązek świeżej mięty

Żelatynę przesypujemy do wody różanej, mieszamy do rozpuszczenia.

Miętę blendujemy, aby była dobrze rozdrobniona. Potrzebujemy około 4 łyżeczki takiej rozdrobnionej mięty.

Miętę przekładamy do wody z żelatyną, dokładnie mieszamy. Całość przelewamy na płaski talerz. Na żelową pastę nakładamy arkusz papieru do pieczenia, który pozwoli nam równomiernie ją spłaszczyć (do około 3-4 mm grubości). Delikatnie dłońmi dociskamy papierem do talerza miętową pastę. Całość, razem z papierem przekładamy do lodówki na godzinę. Po tym czasie odklejamy papier i wycinamy bardzo delikatnie nożem plasterki do nałożenia pod oczy. Nie muszą być równe, nie muszą być idealne. Gotowe plasterki ponownie chowamy do lodówki. Przechowujemy je w niej do kilku dni.

Takie chłodne plasterki naklejamy sobie na skórę pod oczy i na kilka minut kładziemy się spokojnie. Kiedy plasterki zaczną się roztapiać, ściągamy je chusteczkami.

No, cudo!


Pomysł na proste świąteczne wianki

Dobrze wiecie, że uwielbiam proste pomysły, które szybko się wykonuje, a efekt w pełni zadowala. Bo często potrzeba naprawdę niewiele, aby stworzyć coś wyjątkowego. Okres świąteczny staje się pretekstem do właśnie takiego kombinowania. Kiedy więc zobaczyłam te cudne drewniane koła, od razu wiedziałam, co z nich zrobię! Od razu też wiedziałam, że będą to jedynie dwa dodatki – muchomorki (obowiązkowo) i trochę iglastych gałązek.

 

 

Przyda się oczywiście też jeden z najlepszych domowych pomocników, czyli pistolet na gorący klej. Jeśli jeszcze takiego nie macie, sprawcie sobie koniecznie. Jest niezastąpiony w bardzo wielu i zwyczajnych i niezwyczajnych sytuacjach. A już najbardziej w takim kreatywnym kombinowaniu.

 

 

Wykonanie takich wianków jest bardzo proste i na pewno każdy sobie z nim poradzi. Najpierw musimy zaopatrzyć się w drewniane koła – ucha do toreb. Moje kupiłam na Allegro (tutaj), tak samo jak muchomorki na druciku (tutaj). W pobliskim lesie zrywamy nieco świerku i zabieramy się do pracy.

Muchomorki, a w zasadzie ich druciki zawijamy na dole obręczy. Rozgrzewamy klej i za jego pomocą przyklejamy gałązki. Na koniec przywiązujemy świąteczne sznureczki i wieszamy nasze wianki w najlepszym miejscu. Moje wiszą tuż przy biurku. Uwielbiam na nie patrzeć!

Powodzenia!

 

Przepis na puszyste masełko herbaciane do ciała z maliną i bławatkiem

Wiecie dobrze, że uwielbiam proste pomysły, łatwe przepisy i szybkie efekty. Uwielbiam też, jeśli wychodzi z tego jest coś całkowicie genialnego! Tak będzie i teraz! Od dłuższego czasu bowiem cieszę się pewnym wspaniałym puszystym masełkiem do ciała, które z łatwością przyrządzicie w domu. Wasza skóra będzie wdzięczna! Bardzo wdzięczna! Zwłaszcza w taką smutną jesień, jaką teraz mamy, pełną chłodu i wiatru na zewnątrz, a suchego powietrza w domach. Z takim masełkiem każde domowe SPA stanie się luksusowym przeżyciem.

Ale do rzeczy! Nasze masełko jest masłem herbacianym, jest bowiem pełne tego wspaniałego, niwelującego procesy starzenia się skóry dobra, które nam właśnie zielona herbata oferuje. To też ona nadała mu ten lekko zielony kolor! I zapach, cudny zapach. No, może nie ona sama… Postanowiłam bowiem stworzyć masełko z gotowej mieszanki herbacianej, w której poza liśćmi herbaty znajdują się także maliny, płatki bławatków, jabłka i hibiskus. Jest też trochę aromatu, który jest wyczuwalny w masełku i zupełnie nie trzeba dodatkowo go aromatyzować. Mamy więc owocowo-kwiatowo-herbaciane cudo oparte na maśle shea i oleju jojoba. Takie połączenie gwarantuje nam doskonałą pielęgnację ciała, odżywienie, regenerację i ochronę.

Zadbałam o to, żeby masło było bardzo puszyste, dzięki czemu łatwo się je nabiera i szybko się roztapia. Bardzo polecam wmasować go w całe ciało, ale uwaga – tuż po kąpieli, na wilgotną, ale osuszoną skórę. Wtedy działa najlepiej. Warto też mieć je zawsze pod ręką – do rąk, do spierzchniętych ust, na buzią dzieci, które wychodzą na mróz. Jest po prostu totalnie wielofunkcyjne i zwyczajnie – praktyczne.

Ach, masełko zaliczam do grona innych maseł opartych na shea, na które przepisy znajdziecie w mojej Cukierni kosmetycznej! Mamy tam masło truskawkowe, waniliowe i kawowe. Boskie!

 

 

Puszyste masełko herbaciane do ciała z maliną i bławatkiem

Składniki:

  • 100 g masła shea rafinowanego (BliskoNatury.pl)
  • 25 ml oleju jojoba (BliskoNatury.pl)
  • 20 g zielonej herbaty z malinami, jabłkiem, bławatkiem i hibiskusem (mieszanka Big-Active, w marketach)

 

 

 

Wszystkie składniki przekładamy wo ceramicznej miseczki, którą wkładamy do kąpieli wodnej.

 

 

Czekamy aż masło się rozpuści, a potem przez około godzinę, na najmniejszym ogniu, macerujemy tłuszcze w zielonej herbacie, co jakiś czas całość mieszając.

 

 

Po tym czasie odcedzamy płynne masło przez sitko lub gazę i przelewamy do wysokiego naczynia. Kiedy ostygnie, miksujemy je przez ok. trzy minuty. Pozostawiamy ponownie na chwilę, aż zacznie twardnieć i ponownie miksujemy. Czynność powtarzamy 2-3 razy, dzięki czemu masło będzie puszyste. Gotowe przekładamy do wyparzonego słoiczka.

 

 

Polecam!

A po inne Lili-przepisy na kosmetyki zapraszam TUTAJ!

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Żołędziowe świece

Nie jest to pomysł ani odkrywczy, ani nowy. A już tym bardziej nie mój. Obiecałam sobie jednak kiedyś, że zrobię sama takie klimatyczne świece w czapeczkach żołędzi, a skoro już zrobiłam, to i musiałam pokazać! I polecam zrobienie podobnych – zabawy jest sporo, a wyglądają doprawdy uroczo. Nadają się na wspaniały prezent lub po prostu – do zabawy z dziećmi. Mają jednak też wadę, dosyć sporą…. niestety bardzo krótko się palą. Ale cóż – i tak ich zapalenie i obserwowanie sprawia masę radości!

 

 

Mam więc dla Was bardzo prosty i krótki instruktaż. Filozofii bowiem nie mamy tu sporej. Nazbierajcie pod pobliskim dębem czapeczki żołędziowe i zaopatrzcie się w wosk (ja miałam sojowy ekologiczny) oraz knoty. Nie zapomnijcie o dobrym nastroju i miseczce lub zlewce z dziubkiem – będzie łatwiej przelewać wosk. Do moich świec, a w zasadzie do roztopionego wosku dolałam jeszcze kilka kropelek olejku o zapachu zielonej herbaty. Pięknie pachniało!

Pokrójcie knoty na ok. centymetrowe kawałki. W kąpieli wodnej roztopcie wosk w takiej ilości, aby mniej więcej, na oko, odpowiadała ona wszystkim żołędziowym czapeczkom, które chcecie zamienić na świece. Kiedy będzie już płynny, dolejcie olejek zapachowy i lekko zamieszajcie całość.

 

 

Do wykonania świec potrzeba odrobiny cierpliwości – każda musi bowiem stężeć w rękach, ale na szczęście wosk twardnieje bardzo szybko. Chwytacie w palce czapeczkę żołędzia i powoli przelewacie do środka wosk, który zaraz odkładacie z powrotem do kąpieli wodnej (na mały ogień), żeby nam nie stwardniał. Następnie sięgacie po mały knocik i ustawiacie go po środku czapeczki. I tak odczekujecie minutkę, lekko dmuchając, aż świeca stwardnieje i knot sam się w niej utrzyma. Odkładacie do całkowitego wystygnięcia i robicie kolejną świecę.

Żołędziowe świece to świece pływające, zapalamy je więc w miseczce z wodą. A potem wpatrujemy się w płomień, który niedługo się w tej wodzi pogrąży…

Bajka!

 

Zapisz

Zapisz

DIY Kosmiczne mydełka

Zabieram Was dzisiaj w daleką podróż! Polecimy w kosmos, odwiedzimy mgławicę Lili! A to wszystko za sprawą cudnych mydełek!

Kiedy tylko zobaczyłam w internecie coś podobnego, wiedziałam, że i sama je zrobię! I Wam bardzo polecam stworzenie tych magicznych, kosmicznych mydełek. Wyglądają obłędnie, a robi się je doprawdy niezwykle prosto!

Kosmiczne mydełka

Składniki:

  • Szczypta fantazji i dobrego humoru
  • dowolne foremki
  • mydlana baza glicerynowa – ilość dopasowana do wielkości foremek
  • „kosmiczne” barwniki do mydeł – ja użyłam dwóch odcieni niebieskiego, fioletowy, zielony i czerwony
  • brokat – użyłam Arctic Silver Glitter z Kolorowka.com
  • ulubiony olejek eteryczny lub zapachowy – użyłam cudne mango z ZielonyKlub.pl
  • opcjonalnie – alkohol izopropylowy w spryskiwaczu

Jak już skompletujemy wszystkie składniki, zwłaszcza dobry humor, zabieramy się do działania!

  1. Szacujemy ilość potrzebnej nam bazy mydlanej do wielkości foremek. Bazę kroimy na kostkę mniej więcej 2×2 cm. Przekładamy ją po równo do tylu ceramicznych miseczek, ile mamy barwników w „kosmicznych kolorach” lub według naszych preferencji – jeżeli zależy nam, aby dominował kolor fioletowy, w tej jednej z miseczek musi się znaleźć najwięcej bazy.
  2. Wkładamy pierwszą miseczkę do kąpieli wodnej lub mikrofali. Czekamy aż baza się roztopi, ale nie dopuszczamy do wrzenia (w mikrofali krótka chwilka). Wyciągamy miseczkę i sprawnie dolewamy do niej nieco olejku zapachowego ( u mnie po kilka kropli na kolor – intensywność zapachu musi nam odpowiadać), kilka kropelek barwnika (zazwyczaj wystarczy niewielka jego ilość, aby zabarwić bazę, kolor dopasowujemy do własnych potrzeb – jeśli uznamy, że jest za mało kolorowy – dodajemy kolejną kropelkę barwnika) oraz dosypujemy brokat (jego ilość także dopasowujemy do potrzeb – ja dodawałam około pół łyżeczki na kolor). Całość szybko mieszamy i przelewamy do przygotowanych foremek małą ilość – tak, aby utworzyć jedynie „plamę” koloru na spodzie. Odstawiamy resztę mydła – wykorzystamy ją do kolejnych warstw.
  3. Tak samo przygotowujemy kolejne kolory mydła i po kolei przelewamy do foremek, aby stworzyć nieregularne warstwy. Będą na bieżąco twardnieć. Warto spryskiwać je na bieżąco delikatnie alkoholem izopropylowym, który zapobiega powstawaniu bąbelków.
  4. Jeśli któryś z odstawionych na chwilę w miseczce kolorów stwardnieje – ponownie roztapiamy go w mikrofali lub kąpieli wodnej i przelewamy do foremek.
  5. Ostatnią warstwę warto wylać w całości, jednolicie, aby spód mydełek był gładki.
  6. Tak przygotowane mydełka odstawiamy na godzinę do całkowitego stwardnienia.
  7. Mydełka wyciągamy w foremek i cieszymy się nimi! Jeśli są przygotowane na prezent lub do późniejszego wykorzystania, obwijamy je folią spożywczą.

Proste, prawda?

A skoro już jesteśmy w kosmosie, przygotowałam Wam też księżycowy konkurs!

Zapraszam na —> Facebook!

Nie przegapcie – mam dla Was cudowną księżycową biżuterię z muszli (sama noszę te księżyce i uwielbiam!).

 

Wypróbuj inne Lili przepisy na kosmetyki! Zobacz, jak ich wiele i jakie to proste

–> LILI PRZEPISY

Zorganizuj Warsztaty Kosmetyki Naturalnej w swojej firmie!

—> LILI GARDEN

Zapisz

Zapisz

Facebook