KategorieKuchnia antyrakowa

Moja kuchnia antyrakowa

Jeśli kiedyś zastanawialiście jak wygląda prawdziwa bida albo jeśli kiedyś przemknęło Wam przez głowę jak się wygląda jak siedem nieszczęść, to wyobraźcie sobie mnie jakieś trzy miesiące temu… W trakcie trudnej chemioterapii (pierś) złamałam obie ręce… Na głowie miałam więc chustkę, bo niestety włosy poleciały… a dwie ręce w gipsie. I tak właśnie wygląda prawdziwa bida…

(Wyobraźcie sobie też moje biednego, dzielnego męża…)

W trakcie leczenia onkologicznego (choć wolę mówić zdrowienia) jestem od lutego, ale dopiero teraz dojrzałam do tego, żeby o tym pisać. Mam bowiem pomysł, który, jak sądzę, pomoże mi w całym tym leczniczym procesie, długim i trudnym. Chciałabym po prostu dzielić się z Wami moimi pomysłami na dania kuchni antyrakowej!

Być może widzieliście już i na Facebooku i na Instagramie, że udostępniam w relacjach ostatnio bardzo dużo treści kulinarnych. Od wielu miesięcy bowiem testuję swoje umiejętności i w zasadzie sporo nowych smaków. I chyba jestem już w tym całkiem dobra! Na tyle, że chcę i Wam trochę tych smaków udostępnić!

Dieta stała się jednym ze sposobów wspierających mój proces zdrowienia. Jednym z jego głównych filarów. Pozostałe to leczenie szpitalne, ale też ogromna praca z głową – psychoterapia, rozwój wewnętrzny, medytacje, wizualizacje, praktyka wdzięczności, zmiana podejścia do bardzo wielu rzeczy, redukcja stresu, techniki oddychania, a także aktywność fizyczna, powrót do zdrowej wagi i tak dalej, i tak dalej 🙂 To zdrowienie jest naprawdę angażujące i czasochłonne. I wymaga drastycznych, naprawdę wielkich zmian. Ale wierzę, że to wszystko ma sens. A zawierzenie swojej intuicji jest tutaj kluczowe!

Wracając do diety…


Zdecydowałam się pójść na całość! Jest to więc dieta roślinna (no.. tak w 97%), bezcukrowa i oparta w dużej mierze na antyrakowych superfoods (w kierunku wzmacniania zdrowienia przy nowotworze piersi). Jest to dieta, w której powinny dominować surowe warzywa i owoce, uzupełnione m.in. strączkami i pełnym ziarnem. W której codziennie rano przygotowuję sobie całodzienną porcję soków warzywno-owocowych. Nie piję alkoholu i napojów gazowanych, unikam żywności przetworzonej, potraw grillowanych, jak najmniej smażonych, a jeśli już to na szybko na oliwie z oliwek, minimalizuję ilość białej mąki, a cukier wykluczam nawet w ketchupie i musztardzie. No i staram się zachowywać minimum 13 godzin przerwy w jedzeniu w czasie wieczoru/nocy.

I tutaj każdy, któremu coś tam opowiadam o zmianach, które poczyniłam, pyta – no to co ty w ogóle możesz jeść?


Ano właśnie, okazuje się, że jak trochę pokombinować, to może być i pysznie, i różnorodnie, i kolorowo, a najważniejsze – zdrowo! Bo to naprawdę niesamowite, że możemy tak bardzo wzmacniać nasz organizm, nasz system immunologiczny – samym jedzeniem. Że możemy się leczyć, wykonując to, co tak bardzo lubimy – jedząc.

Dla mnie jest to nowy, fascynujący świat! Świat pełen oryginalnych smaków, niezwykłych połączeń i totalnej kuchennej magii! Bo jakżeby inaczej nazwać choćby zamianę nerkowców w pyszną śmietanę? 🙂

Będę się więc z Wami tym moim światem dzielić. Bo to nie tylko kwestia wsparcia organizmu w zdrowieniu. Tutaj w dużej mierze chodzi także o profilaktykę! I to nie tylko nowotworową, a wielu chorób, z którymi współcześnie wielu z nas się mierzy.


Pamiętajcie jednak – moje przepisy i pomysły kulinarne oparte są na moich wielomiesięcznych poszukiwaniach informacji i zdobywaniu wiedzy, ukierunkowane są konkretnie na wsparcie zdrowienia przy nowotworze piersi. Wybory, których dokonałam są moje, nikogo nie namawiam, choć mam nadzieję zainspirować. Jak wiecie, nie jestem ani dietetykiem, ani lekarzem, ani tym bardziej naukowcem badającym wpływ żywności na ludzki organizm. Jeśli więc macie jakiekolwiek wątpliwości, to właśnie do tych osób powinniście się zgłaszać, choć z mojego doświadczenia wynika, że wsparcie dietetyczne w takich wypadkach w naszych realiach to głównie polecenia posiłków lekkostrawnych. Każdy z nas jest inny, na każdego z nas inaczej wpływają najróżniejsze terapie, wszystko musimy dopasować do własnych potrzeb, możliwości, chęci. Jeśli zdecydujecie się zainspirować moją dietą, koniecznie poszukajcie informacji na temat odpowiedniego bilansowania posiłków i suplementacji w diecie wegańskiej, aby niczego Wam nie zabrakło!


Te zdjęcia to fragmenty z relacji, którymi Was raczyłam ostatnimi czasy w social mediach. Moje małe eksperymenty kulinarne. Po więcej zapraszam do śledzenia bloga, Facebooka i Instagrama.

Bo raz jeszcze wspomnę – kuchnia antyrakowa to wsparcie leczenia, ale też profilaktyka nowotworów i po prostu – pyszne, zdrowe i kolorowe jedzonko!

Zupa krem z papryki i pomidorów ze śmietanką z nerkowców

Kochani, muszę przyznać, że słabo mi idzie to rozkręcanie się chorobowe… Ale planuję opisać Wam wszystko dokładnie w jednym z kolejnych postów, więc już zrozumiecie…

Niemniej jednak serce wyrywa się do działania, w głowie kiełkują nowe pomysły, a zmiany są konieczne. I ważne dla mnie bardzo. I mam nadzieję, że dobre. Że będą mnie dobrze prowadzić.

Tymczasem jednak coś miłego. A w zasadzie pysznego!

Od dłuższego bowiem czasu eksperymentuję z kuchnią wegańską i zaczynam się w niej coraz lepiej orientować. Nie jest to taka zwyczajna wegańska kuchnia, ale o tym też niedługo.

Dzisiaj uraczę Was po prostu cudownym sezonowym kremem z pieczonych papryk i świeżych pomidorków okraszonym śmietanką z nerkowców!


Chwytajmy więc te sezonowe dobro, póki papryka za 4-5 zł kilo! Póki pomidory pachną i smakują jak letnie niebo! Czerpmy z tych darów lata na ile się da!

Mi taka zupka ratuje trudny okres w moim cyklicznym wyzdrawianiu (przynajmniej ja to tak nazywam). Co trzy tygodnie od dłuższego czasu dostawałam dawkę chemioterapii, po której, jak być może wiecie, samopoczucie jest bardzo słabe. No i zmienia się smak. Wszystko to, co świeże staje się słonawe i metaliczne. Przez chwilę więc takie gotowane warzywka najbardziej smakują. Zwłaszcza w formie zup, które można zajadać i na śniadanie i na kolację.

Ach, no i muszę wspomnieć tu też o moim w zasadzie niedawnym odkryciu! Chodzi o śmietankę z nerkowców! Coś, co zmienia oblicze kuchni wegańskiej! Bo co jak co, ale śmietanę to ja zawsze bardzo sobie i ceniłam i lubiłam i naprawdę bardzo mi jej brakowało. Gotowce nie spełniły tu moich oczekiwań, nadal są ciężko dostępne (choć coraz więcej tego na rynku), no i niestety w składzie bywa cukier, którego tknąć nie mogę. Aż tu proszę – pewnego dnia na Instagramie odnalazłam to proste cudo i przepadłam. (Zabijcie mnie, nie pamiętam, na którym to było profilu, bo ich całkiem sporo obserwuję, ale przepis i tak lekko zmodyfikowałam pod siebie). Na początku byłam tak zachwycona, że wpadłam w fazę codziennych śniadań w formie pomidorów w śmietanie. Tak bardzo mi ich brakowało! Teraz powoli wychodzę z pierwszego zachwytu i dodaję moją nerkowcową śmietanę wszędzie tam, gdzie mam ochotę! Ot, choćby do takiej zupki…


Zupa krem z pieczonych papryk i świeżych pomidorów ze śmietanką z nerkowców

Składniki:

Śmietana:

  • 2 garście nerkowców
  • woda
  • cytryna
  • ocet jabłkowy bio

Zupka:

  • włoszczyzna na zupę
  • 4 dorodne czerwone papryki
  • 6-8 pomidorów (mogą być takie na zupę, niedoskonałe)
  • sól, pieprz
  • łyżeczka oregano suszonego
  • łyżeczka tymianku suszonego
  • pół łyżeczki gałki muszkatołowej
  • pół łyżeczki cynamonu
  • 1-2 łyżki oliwy z oliwek
  • do podania – siemię lniane, oliwa, liście bazylii, kroma dobrego chleba

Ogólnie oba przepisy – i na śmietaną i na zupę, można spokojnie potraktować, jako takie „na oko”. Musicie bowiem dopasować oba dania totalnie do własnych preferencji. Sami zobaczycie i na bieżąco będziecie moli je modyfikować. Bo choćby ze śmietanką – niektórzy wolą gęstszą, inni rzadszą, raz bardziej, raz mniej kwaśną. Wystarczy próbować i dodawać lub nie 🙂


Zaczynamy od przygotowania śmietanki, bo najlepsza jest jak chwilkę jeszcze postoi w chłodzie w lodówce. Nerkowce zalewamy wodą w misce i odstawiamy na kilka godzin. W oryginalnym przepisie czytałam, że na minimum 8, ale robiłam już nieraz po krótszym namaczaniu i nie zauważyłam różnicy. Po tym czasie przecedzamy orzechy, wrzucamy do blendera, dolewamy trochę świeżej wody. Lepiej dolać najpierw mniej, a jak będzie za gęsta śmietanka, zawsze można dolać jeszcze trochę. Zacznijcie od 1/3 szklanki. Do tego wyciskamy nieco cytryny – 1-2 łyżeczki i dolewamy troszeczkę octu – daję około pół łyżeczki. Tę kwaśność także możecie potem dopasować pod siebie i ustawić ją na najlepszym poziomie. Całość blendujemy dłuższą chwilę, aż śmietanka ładnie się ubije. Raz wyszła mi za rzadka i po prostu dosypałam orzechów takich prosto z opakowania i też było dobrze. Śmietana postoi kilka dni w lodówce.


Zabieramy się za zupę. Włoszczyznę obieramy/myjemy i stawiamy w garnku z wodą, aż warzywka zmiękną i powstanie nam pyszny warzywny bulion.

Paprykę myjemy, kroimy na pół, wyciągamy pestki i ogonek i ustawiamy na blasze i papierze do pieczenia. Pieczemy w wysokiej temperaturze – 220 stopni z termoobiegiem, aż zmięknie, a skórka zacznie stawać się czarna. Takie papryki wyciągamy z pieca, studzimy i obieramy wtedy z łatwością je ze skórki.

Pomidory nacinamy lekko nożem na spodzie i zalewamy wrzątkiem. Po niedługim czasie, znowuż z łatwością, ściągamy z nich skórkę i odkrajamy gniazda nasienne.

Z bulionu wyciągamy włoszczyznę. Powinien zostać przynajmniej litr rosołu. Do tego dodajemy paprykę i pomidory i zagotowujemy całość. Odstawiamy z ognia, dodajemy przyprawy i oliwę i blendujemy na gładki krem. Jeśli pozostały nam pestki z papryki, możemy zupę jeszcze przecedzić.

Zupkę podajemy z naszą śmietaną, polecam także opatrzyć ją w odrobinę oliwy, nasionka siemienia lnianego, świeżą bazylię lub podprażone płatki migdałów. Jest pyszna z dobrym pieczywkiem.

Facebook