Gdzie do Chorwacji, gdzie na Węgry

To był mój drugi raz w Chorwacji. Tym razem pojechaliśmy w komplecie, całą rodzinką, na spokojne, niezobowiązujące wakacje samochodem. Czyli tak samo jak całkiem sporo z Was!

A że było pięknie, bo udało mi się znaleźć naprawdę cudowne miejsca, pomyślałam sobie, że i Wam tu podrzucę namiary. Gdybym bowiem trafiła na taki pości u zaprzyjaźnionej blogerki przed moimi poszukiwaniami naszych destynacji, byłoby mi samej o wiele łatwiej!

Jeśli więc planujecie odwiedzić Chorwację i przy okazji Węgry jeszcze w tym roku lub planujecie już sobie powoli przyszłoroczne lato, a zależy Wam na sprawdzonych miejscach nie za milion monet, zapiszcie sobie koniecznie ten pościk!


Zdecydowaliśmy się wybrać do Chorwacji na trochę, a wracając zahaczyć jeszcze na dwie noce o Węgry. Aby trasa wydała się mniej męcząca. O węgierskim, totalnie magicznym domku napiszę Wam pod koniec wpisu. Zaczniemy bowiem do samej Chorwacji…

Dlaczego mi się tak podobało?

Bilo Beach

Trafiliśmy bowiem w dokładnie takie miejsce, jakiego poszukiwałam!

Miasteczko musiało być spokojne i ładne. Nie za duże, nie za małe. Bez całej tej męczącej komercji, ale żeby było gdzie pójść na wieczorny spacer. I takie właśnie jest ŽaborićŽaborićŽaborićŽaborić! Nie ma widocznych śladów historii, a co za tym idzie, natłoku turystów. Są za to piękne wille wzdłuż morza, przy którym można spacerować w obie strony, małe marinki w zatoczkach, całkiem przyzwoite plaże, dobre restauracje i ten szczególny, beztroski, dobry klimat. Niedaleko znajduje się wyjątkowo piękne miasto Szybenik, wpisane na listę UNESCO, inne mniejsze, ale także piękne miasteczka, które można odwiedzić, a z praktycznych rzeczy – niedaleko jest Lidl i centrum handlowe. My codziennie jeździliśmy na nieco dziksze plaże, gdzie można spokojnie powisieć w hamakach wśród sosen. Szczególnie do gustu przypadła nam niedaleka Bilo Beach. Jest tu ścieżka spacerowa z pięknym nabrzeżem, gdzie rozbijaliśmy się z hamakami i wchodziliśmy do wody po skałkach. Ale jest też urocza, malutka plaża, bezpieczna dla dzieci, z równie maleńkim beach barem i jeszcze mniejszą wypożyczalnią SUP-ów. I te właśnie deski to nasze odkrycie! Pływaliśmy nimi na pobliska wysepkę, pogłaskać zamieszkujące ją króliki. Cudowne, cudowne miejsce!


W Žaborić mieszkaliśmy z niewielkim apartamencie Alka (znajdziecie go na Booking.com). Polecam bardzo, bo nie jest drogi, znajduje się dosłownie dwa kroki od morza, na końcu spokojnej uliczki. Ma wszystko, czego potrzeba, dwie sypialnie i zacienione patio z dużym drzewem figowym, z którego to co chwilę spadały na nas figi. Ma też malutkie minusy, jak mała łazienka czy stara lodówka, ale jest naprawdę ładnie urządzony, wygodny, a jego właścicielka Alka jest przemiła. W każdym razie z czystym sumieniem podrzucam namiar – link powyżej.

Szybenik
Szybenik
Wysepka z królikami
Niedaleki średniowieczny mur – piękne miejsce!


Jak już wspominałam, postanowiliśmy wracając zostać na chwilkę na Węgrzech, aby rozbić nieco tę męczącą jazdę. Niestety mieliśmy pogodowego pecha, ale i tak nam się upiekło, bo w prognozach był deszcz nieustający, a w sumie nie było tak źle.

I tu udało mi się odkryć prawdziwą perełkę! Zarezerwowałam bowiem całkowicie wyjątkowy i naprawdę magiczny domek, który niegdyś był piwniczką winną! Znajduje się na wzgórzu, pośród węgierskich winnic, a w oddali widać piękne jezioro Balaton (tylko 15 minut jazdy samochodem). Domek jest odnowiony i pięknie urządzony. Na gorze ma duży pokój z łóżkiem, kanapą i stołem, na dole bardzo ciekawą piwniczaną sypialnię, kuchnię i łazienkę. Minusem jest, że ze względu na specyfikę domku, do obu pieter/poziomów prowadzą osobne wejścia. Podobało mi się tu jednak wszystko, nawet urocze vintage talerze z owocami. Domek ma też taras, na którym można ustawić grilla i rozkoszować się widokiem wzgórz i winnic.

Domek znajdziecie na Airbnb – mieści się obok miasteczka Szentantalfa. W niedalekiej odległości jest perełka Balatonu – Tihany, choć uprzedzam, że tak tam tłoczno i tłumnie, że w sumie zawróciliśmy od razu, oraz kurort Balatonfured. Jeśli wolicie spokojne miejsca, to podjedźcie po prostu do którejś pobliskiej wsi nad jeziorem, każda ma swoją plażę, która jest płatna, ale płaci się grosze, a w środku jest zawsze co zjeść, gdzie usiąść, są toalety, place zabaw i ratownicy.

Ach… na końcu uliczki z domkiem jest winnica, gdzie można udać się na lampkę wina i zakup butelki. Ostrzegam jednak, że nie mówi tam nikt po angielsku i nie można płacić kartą 🙁

Zostawiam więc kilka zdjęć z Węgier i raz jeszcze – polecam z całego serca. I tęsknię…

Oj, nie mogę wciąż jeszcze skupić się na codzienności…

Facebook