Udało się wyrwać choć na chwilkę. Na trzy dni ledwie. Do słońca, do morza, do Barcelony!
Kiedy mówiłam, że się wybieramy, pytali – czemu w lutym? Czemu nie poczekać, aż będzie cieplej?
Bo w lutym doprawdy czeka się najgorzej!
Bo to właśnie w lutym potrzeba tego słońca, tej wiosny, tej energii. I nawet te trzy dni potrafią tak wspaniale baterie naładować.
Dzidziuś więc pozostał pod troskliwą opieką taty i dziadków, a ja zabrałam starszą córę i siostrę i poleciałyśmy ku przygodzie.
I było wspaniale! Minęło ekspresowo, ale w te trzy dni, mam wrażenie, wydarzyło się więcej niż przez ostatnie nasze zimowe miesiące.
Czerpałyśmy z tych kilku chwil tak bardzo, że wieczorami padałyśmy bez sił. A jakie to było dobre zmęczenie! Twarze i włosy pełne wiatru i promieni słońca. Najedzone pysznym jedzonkiem, wyleżane na ciepłym piasku, wsłuchane w szum fal. Wyjeżdżone na rowerach, kolejką linową i metrem. Przechodzone kilometry, nakupowane pamiątki, lody i świeże, soczyste owoce.
Czy było ciepło? O wiele cieplej niż u nas! Jednego dnia nawet dwadzieścia stopni. Może kąpać się jeszcze nie dało, ale plażować a i owszem!
Czy warto pojechać w lutym choć na chwilkę do Barcelony? TAK!
Wrzucam kilka zdjęć, wszystkie robione telefonem. Wpatruję się w nie i uśmiecham w duchu.
Jeszcze wrócimy!