W roli głównej: Kremy Reishi Orientana

Siedzę przed komputerem, zdjęcia już obrobiłam, popijam kawę, słyszę jak dziecko uzupełnia ćwiczenia (na głos…) i zastanawiam się, jakim zdaniem rozpocząć ten wpis. A kiedy tak się zastanawiam, gładzę się bezwiednie po policzku. I nagle łapię się na tym gładzeniu i dociera do mnie, jakie to przyjemne uczucie. Jak miękka i gładka jest tam moja skóra. Jak jej i mi z tym dobrze.

Czy można lepiej zacząć wpis o nowych kremach jednej z moich ulubionych polskich marek – Orientana?

Marki, która wprost magicznie zastępuje nam teraz dalekie podróże i pozwala marzyć o zamorskich, tajemnych krainach. Bo właśnie do takich marzeń skłania mnie choćby sama świadomość faktu, że w kremach Reishi główną rolę odgrywa pewien azjatycki grzyb…



Reishi to orientalny grzybek stosowany w azjatyckiej medycynie naturalnej. Według legendy reishi był on darem bogów cenniejszym niż złoto, a buddyjska księżniczka wędrowała ze swoją świtą setki kilometrów dzień i noc by go znaleźć. Zapewniał on wieczną młodość i urodę, a nadworny alchemik tworzył z niego maści o cudownych właściwościach. Dzięki grzybkowi reishi Księżniczka na zawsze zachowała młode rysy twarzy. Legenda powstała pięć tysięcy lat temu natomiast dziś wiemy, że reishi to nie magiczny grzybek ale adaptogen, którego lecznicze działanie zostało naukowo udowodnione. Ekstrakt z grzybka reishi zwiększa odporność, zwalcza bezsenność oraz chroni organizm przed starzeniem komórek. Jego przeciwstarzeniowe właściwości w kosmetykach zostały potwierdzone w badaniach. Reishi działa jako przeciwutleniacz, opóźnia procesy starzenia komórek, nawilża i rozjaśnia skórę. Ma też zdolność regulowania zawartości wody w skórze, dzięki czemu utrzymuje jej dobre nawilżenie i gładkość. Grzybki reishi są bogate w cenne minerały (mangan, magnez, miedź, cynk, german), witaminy (głównie witaminy z grupy B), a także siedemnaście różnych rodzajów aminokwasów.

Chyba więc warto zaufać grzybkowi, co? A jeśli nie ufacie grzybowi, zaufajcie mi. Kremy są po prostu świetne!



Przeznaczone są do cery dojrzałej, z oznakami starzenia się, wiotczejącej i poszarzałej. Czyli spokojnie od 30-stki w górę. Producent zapewnia, że składniki skomponowano w ten sposób, aby przywrócić odpowiedni owal twarzy i zredukować zmarszczki. Ja rzekłabym, że są to po prostu efekty głębokiego nawilżenia i odżywienia skóry, która z czasem potrzebuje tego po prostu coraz bardziej.

A te kremy faktycznie genialnie nawilżają i odżywiają skórę. Dzięki temu tak przyjemnie się ją dotyka. Jest elastyczna i miękka. Kremy koją i łagodzą. Widocznie poprawiają kondycję skóry. A do tego – jak przyjemnie pachną!

Zarówno krem na noc, jak i na dzień, mają lekką, niemal lejąca się konsystencję. Ten na noc nawet bardziej przypomina emulsję. Pomimo tego, czuć, że niosą poważną dawkę odżywienia, bo w tej lekkości kryje się… jakby… gęstość. Składy maja porządne, oparte na równie porządnych masłach i olejach, uzupełnionych ekstraktami – choćby z grzybów reishi, wąkroty azjatyckiej (znanej jako Centella Asiatica) czy znowuż grzybów – fu ling (Poria Cocos). Cóż, wynajdywanie dziwnych, orientalnych składników to specjalność Orientany. A i ja chętnie przy okazji je odkrywam.

Spróbujcie. Koniecznie. Nałóżcie sobie krem na noc i obudźcie się rano, dotykając bezwiednie buzi. Taka będzie przyjemna. Ten na dzień także zrobi robotę i spokojnie, po chwili, można nałożyć na niego makijaż. Na dobrze nawilżonej skórze będzie się trzymał o wiele lepiej.

Kremy Reishi znajdziecie na stronie Orientana.


Facebook