Któryś z banków wypuścił ostatnio bardzo fajną serię reklam. W ostatniej pewna dojrzała pani chce spełnić marzenie o wyjeździe do Katmandu. Wszyscy jej to odradzają, ale ona i tak się decyduje, oszczędza i jedzie. W podsumowaniu pojawia się stwierdzenie: „wysłuchałam innych, ale posłuchałam siebie”.
Bo wiecie jak to jest – każdy wie swoje. I, co gorsza, każdy wie najlepiej. Na co dzień spotykam się z tym, że to inni chcą mi narzucić, jak powinien wyglądać mój blog, co powinnam sprzedawać, a czego nie, na czym się skupić, o czym pisać, co pokazywać, jak pokazywać, itp.
Z pewnością, w większości przypadków, tego typu informacje, które do mnie dochodzą, powodowane są bardzo dobrymi intencjami, chęcią pomocy czy doradzenia. Doceniam to. Naprawdę.
Ale… No właśnie – ale… ale gdybym naginała się do tych wszystkich dobrych rad, dawno zatraciłabym coś, co staram się w sobie tworzyć, mój własny, indywidualny styl, moją osobistą wizję tego, jak chcę być odbierana ja i to co robię. W gąszczu takich samych, powtarzalnych, nieciekawych kreacji, chciałabym, aby to co tworzę wyróżniało się, było nieco inne, trochę ciekawsze, godne zauważenia. Zależy mi na tym, aby treści, które pokazuję czy na blogu, czy w sklepie odróżniały się i zapadały w pamięć. Żeby całość była trochę zwariowana, trochę merytoryczna i praktyczna, mocno soczysta, kolorowa, kiedy indziej czysta, minimalistyczna, ale na pewno inspirująca. Dlatego bardzo chcę słuchać siebie i tego co mi radzi intuicja.
Ale…
No, ale w biznesie jest jeszcze druga strona tego indywidualnego medalu.
Nie jestem artystą, który tworzy, nie bacząc na innych, w szale swym twórczym i bezkompromisowo.
Ja mam bowiem Was, drodzy czytelnicy, mam też klientów – czy to w sklepie czy tych, dla których tworzę grafiki. Nie mogę być ślepa na feedback który od Was dostaję, pomimo tego, że może nawet wzrasta we mnie niepokojące poczucie buntu.
Co więcej, wszystkie te uwagi i opinie to tak naprawdę ogromna wartość. Po pierwsze dlatego, że mam na tyle zaangażowanych czytelników/klientów, że chcą przy mnie nieco dłużej potrwać. Po drugie, ja sama mogę nie dostrzegać tak wielu różnych szczegółów czy wręcz bardzo istotnych rzeczy, które dostrzegają inni. W swym zacietrzewieniu bowiem, umykają nam pewne kwestie i naprawdę dobrze, że ktoś chce je nam uświadomić.
Trzeba więc wysłuchać innych, wsłuchać się w siebie i wyciągnąć najlepsze wnioski. Tak, aby osiągnąć kompromis pomiędzy naszą wizją, a jasnością odbioru czy użytecznością. Aby zachować możliwą harmonię między własnym stylem i oczekiwaniami odbiorców. Jedno i drugie jest równie ważne.
Staram się więc zmieniać, dostosowywać, uczę się nowych rzeczy, ciągle poszukuję, słucham rad i poddaję się, kiedy uznam, że ktoś inny faktycznie może wiedzieć więcej czy znać się na czymś lepiej. Mam jednak czyste sumienie i poczucie, że to co robię, dokładnie mnie odzwierciedla.
A jak Wy sobie radzicie z feedbackiem, który otrzymujecie? Staracie się dopasowywać czy mocno trwacie przy wytyczonej ścieżce?