Róża używa Sacha Inchi

Chciałybyśmy polecić Wam dzisiaj z Różyczką coś wspólnie. Tak mamusiowo-córeczkowo. Olejek, który całkiem niedawno trafił do naszego domu, o niesamowitej, dziwnej nazwie Sacha Inchi. Olejek, który z całą pewnością jest wart polecenia! A przy okazji, w ramach tła, nieco wsi polskiej czerwcowej.

Skąd taka dziwna nazwa oleju? Pochodzi po prostu od nazwy rośliny, z której się go otrzymuje. Rośnie w Amazonii, w Peru. Z jej małych charakterystycznych orzechów wytłacza się olej, który znany był jako skarb Inków. I wcale im się nie dziwię!
Olej jest dosyć gęsty, żółty, tłusty. Pachnie dosyć mocno, roślinnie, ale nie jest to zapach, który irytuje. Co ważne, po nałożeniu na skórę bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia tłustości. W zasadzie od razu można poczuć miękkość i gładkość.Wrażenie iście przyjemne.
Sacha inchi słynie z bardzo dużej zawartości kwasów omega, o czyni go idealnym suplementem diety i polecany jest do spożywania w przypadku osób, które nie lubią ryb. Służy więc i pomaga nam wewnętrznie i zewnętrznie.

Zacytuję tu ze strony Blisko Natury: „olej skutecznie nawilża i jest bezpieczny w pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej, alergicznej i atopowej oraz skóry dzieci. Jest polecany w zakresie profilaktyki i regeneracji blizn i rozstępów, odżywiania i odnowy po ekspozycji na promienie słoneczne i trudne warunki klimatyczne. Korzystnie wpływa na jędrność i napięcie skóry dojrzałej. Stanowi świetną kurację dla włosów suchych, zniszczonych i farbowanych, jednocześnie dbając o skórę głowy.

Olej inchi znalazł zastosowanie w pielęgnacji skóry dotkniętej dermatozami, atopowym zapaleniem skóry, łojotokowym zapaleniem skóry, łuszczycą. Łagodzi zmiany trądzikowe i przyspiesza gojenie się niedoskonałości. Zwiększa efektywność kuracji przeciw cellulitowi.”

 

Skoro jest taki bezpieczny, przeznaczyliśmy go w głównej mierze do pielęgnacji skóry Róży. Sprawdza się tu idealnie. Jest delikatny, skutecznie nawilża ciałko po kąpieli, odżywia i regeneruje podrażnienia. Stosujemy go mniej więcej dwa razy w tygodniu. Nie za często, bo nie ma takiej potrzeby. I cóż… bardzo go lubimy.
Nie miałabym także żadnych oporów przed używaniem go w przypadku niemowlaczków. Postaram się Wam niedługo pokazać nawet balsam dla maluszków, w którym wykorzystałam ten właśnie olejek (nie dla Róży, dla pewnego maleńkiego chłopczyka).
Poza tym przypominam, że olejek jest do wygrania w moim małym konkursie!!!!! Jeśli jeszcze nie widzieliście – wpadnijcie koniecznie TUTAJ!
Olejek z Blisko Natury.

A na koniec zapowiadane czerwcowe widoczki!

Facebook