Są takie dni w miesiącu, kiedy moja skóra potrzebuje wytchnienia. Kiedy zapychanie jej kremami tylko ją męczy. Potrzebuje wtedy prostoty. Pielęgnacji skutecznej, ale możliwie nie ingerującej, nie przedobrzonej, nie skomplikowanej. Bez zbędnych emulgatorów, substancji stabilizujących, konserwujących, nie wspominając już o całej drogeryjnej chemii. Wybieram wtedy zazwyczaj wodę różaną i jeden z olejów. Do niedawna zakochana byłam w tym z czarnuszki. Teraz moje serce oddałam olejowi tamanu!
Z tych dwóch składników, zaraz po oczyszczeniu cery, tworzę błyskawiczną emulsję. Od razu, na dłoni. Mieszając palcem. Ot, takie delikatne mleczko, które nie miałoby dłuższej racji bytu. Czemu? Wiemy przecież, że oleje z płynami bez emulgatora nie mogą się połączyć. Jednak tuż po zmieszaniu, stanowią jedność. Zupełnie tak, jak chociażby vinegret do sałatek. Gęstnieją, zmieniają kolor i przybierają wygląd delikatnej emulsji. Czasem dodaję do niej kropelkę lub dwie olejku eterycznego. Zazwyczaj z lawendy lub drzewa herbacianego, bo to jest ten szczególny okres, kiedy warto przeciwdziałać niedoskonałościom. Gotowy specyfik nakładam na twarz, zamiast kremu na noc, delikatnie ją przy tym masując. Wchłania się po chwili, nie od razu, bo to przecież jednak dosyć tłuste cudo. Pozostawia wspaniałe uczucie miękkości, nawilżenia i ukojenia.
Czemu olej tamanu? Kusił mnie dosyć długo, ale dopiero niedawno udało mi się go wypróbować. I przepadłam. Cudo to bowiem, rodem z polinezyjskich wysp, ma moc wielką. Sam w sobie nie prezentuje się specjalnie zachęcająco. Jest bardzo gęsty, ciemny, żółtawo-brązowawy. Zapach przypomina mi… mieszaninę marchewki, selera i pietruszki… taki włoszczyznowaty… Niestety pozostaje na skórze i dosyć długo się ulatnia. Jednak jego działanie, rekompensuje te drobne niedoskonałości!
Może zacytuję je z opisu producenta (z Balm Shop): „działa antyoksydacyjnie, przeciwbólowo, antywirusowo, antybakteryjnie, przeciwzapalnie. Wspomaga proces gojenia i regeneracji skóry w przypadku uszkodzeń naskórka, stanów zapalnych, ogranicza prawdopodobieństwo pozostania blizn po uszkodzeniach skóry. Wzmacnia funkcje ochronne naskórka, nawilża – ogranicza utratę wilgoci i pozostawia uczucie komfortu, odżywia, regeneruje, uelastycznia. Polecany do stosowania również po opalaniu, w miejscu ukąszeń owadów”
Olejek z pewnością pokochają osoby z problemami skórnymi, z cerą trądzikową, mieszaną, tłustą, ze zmianami i bliznami potrądzikowymi, młode mamy z rozstępami po ciąży i osoby z podrażnioną skórą.
W dzisiejszej emulsji chciałabym zaproponować Wam wykorzystanie zamiast hydrolatu, jednego z naturalnych toników, które z łatwością dostaniecie w jednym z naturalnych sklepów. Ja wybrałam ten od Orientany, z jaśminem i zieloną herbatą, o którym wspominałam już TUTAJ. Sprawdza się świetnie!
Do wykonania ekspresowej emulsji tamanu przygotujcie więc:
- 1/3 łyżeczki oleju tamanu (mój z Balm Shop)
- 1/3 łyżeczki naturalnego toniku lub hydrolatu (mój z Orientany)
- 1-2 kropelki olejku lawendowego lub z drzewa herbacianego (moje z Zielony Klub)
Po wieczornym oczyszczeniu twarzy, zegnijcie dłoń tak, aby powstało zagłębienie, niczym miseczka. Wlejcie do niej wszystkie składniki i szybkimi ruchami, zanim zacznie wyciekać, zmieszajcie je do uzyskania konsystencji delikatnego mleczka. Emulsję rozprowadźcie na twarzy, zamiast kremu. Pozwólcie jej się przez chwile wchłonąć.