Posts Tagged‘masła kosmetyczne’

Olejowe 4 pory roku czyli ulubione masła i oleje na wiosnę, lato, jesień i zimę

Każda pora roku jest inna, każda więc wymaga innego podejścia do pielęgnacji skóry. Zebrałam Wam dzisiaj moje ulubione masła i oleje na każdy sezon. Te naturalne, czyste, prosto z roślin. Samo dobro! Bo bez maseł i olejów nie wyobrażam już sobie codziennej toalety. I chociaż w pielęgnacji olejami konieczna jest konsekwencja i czas, równie istotne jest, aby co jakiś czas, np. co porę roku, je zmienić. Aby pobudzić skórę i zadziałać odpowiednio do panującej aury.

Jak stosujemy takie masła i oleje? Sami musicie zdecydować! Najpopularniejszym sposobem ich użycia jest nakładanie ich w czystej postaci lub jako mieszanek jak serum, pod krem. Niektórzy lubią zastępować nimi wieczorną porcję kremu. Warto też wykorzystać je do sporządzenia innych kosmetyków, np. peelingów lub maseczek. Kierujemy się tutaj dwoma zasadami – less is more, czyli stosujemy je w małych ilościach, aby nie obciążyć skóry oraz – cierpliwość jest cnotą – nakładamy je regularnie, a kurację traktujemy długoterminowo.

Zacznijmy od panującego wciąż jeszcze – lata!

 

lato

Latem jest gorąco… a przynajmniej bywa. Nie obciążamy więc skóry ciężkimi olejami, wybieramy te łatwo wchłanialne, leciutkie, które nie pozostawiają tłustej warstwy. W to lato zaprzyjaźniłam się z olejami z owoców wakacyjnych i bardzo je Wam polecam – z pestek porzeczek, czereśni, moreli czy brzoskwini. Na szczególną uwagę zasługuje olej z pestek malin, który słynie ze swojego naturalnego filtra przeciwsłonecznego, sięgającego nawet SPF 50. Nie jest to jednak na tyle stabilny filtr, aby w pełni mu zawierzyć i zastąpić nim kosmetyki na słońce, warto jednak nałożyć 2-3 krople oleju na skórę rano, pod krem i wzmocnić tym samym jego działanie.

Aby stworzyć naprawdę lekki, wręcz suchy olejek sięgnijcie po frakcjonowany olej kokosowy i połączcie go z którymś z wymienionych wyżej olejów, np. pół na pół. Jeśli dodamy do całości jeszcze np. olejek lawendowy lub różany, powstanie idealny kosmetyk na lato!

 

jesien

Wiele z nas walczy z przebarwieniami po lecie. Najbardziej polecam Wam tu przygotowanie owocowego olejku rozjaśniającego z TEGO przepisu. Znajdziemy w nim olej z papai z naturalnym enzymem, który delikatnie usuwa martwy naskórek. Olej ten świetnie sprawdzi się też jako dodatek do peelingów mechanicznych.

Wybieramy oleje z rozjaśniającą witaminą C i walczącą z wolnymi rodnikami witaminą E. Moje ulubione to olej z owoców dzikiej róży, acai i kiwi. Jeśli połączymy je bardziej neutralnymi, łagodnymi i dobrze się wchłaniającymi olejami np. marula czy jojoba, powstanie kosmetyk, który pozwoli nam przygotować skórę na zimę.

 

zima

Oj, nie lubi ta nasza skóra mrozów, ostrego wiatru czy wysuszającego centralnego ogrzewania. Musimy ją zabezpieczyć przed takimi skrajnościami. Musi być odpowiedni nawilżona i odżywiona. Idealnie sprawdza się tu czyste masło shea, które polecam także jako najprostszy natłuszczacz na mrozy – dla dzieci i dorosłych.

Zimą skóra lubi płatać nam figle i ukazywać swe niedoskonałe oblicze. Wieczorem zatem pod krem nakładamy regenerujące i regulujące oleje o dodatkowym działaniu antybakteryjnym i antywirusowym. Osobiście uwielbiam tu olejek z krokosza i czarnuszki – czarnego kminu. Ten drugi najlepiej nierafinowany, z tym cudownym charakterystycznym zapachem czarnuszki!

Muszę tu też wspomnieć o dwóch moich hitach w zimowej pielęgnacji ciała. Mocne ukojenie podrażnionej skórze zapewni zielonkawe masło oliwne. Do ust polecam czyste masło kawowe o genialnym, pobudzającym zapachu świeżej kawy. Nie ma nic lepszego do ust zimą!

 

wiosna

Jeśli jednak zaniedbamy nieco zimową pielęgnację i wystawimy skórę na niekorzystne działanie zimna i ogrzewania, ona odpłaca nam się niedoskonałościami, które lubią pozostać na dłużej. Wiosną wyciągamy więc cięższą artylerię przeciwtrądzikową i antypodrażnieniową w postaci masła kombo czy olejów perilla, tamanu i laurowego. Uzupełniamy ją o oleje z krokosza i czarnuszki i powoli regulujemy funkcjonowanie skóry.

Jeśli po zimie przeraża nas bladość cery, do kremu lub codziennego olejku dodajemy odrobinę olejku z marchwi (maceratu), który nie tylko nada jej ładny koloryt, ale dodatkowo zadba o jej kondycję.

Na koniec dodam, że oczywiście – nic na siłę. Pielęgnacje dostosujcie nie tylko do pory roku, ale także, a nawet przede wszystkim, do konkretnych, aktualnych potrzeb skóry. Warto poznawać nowe oleje i wyszukiwać te, które na Waszą skórę mają najlepszy wpływ.

Może stworzycie lub już stworzyliście własny olejowy przewodnik po porach roku? Jakie polecacie, na jaka pogodę i do jakich celów? A może zgadzacie się z moim wyborem?  🙂

Ryciny z ptakami – Oiseaux brillans du Brésil. Descourtilz, J. T. (Jean Théodore). Paris,1834

Masła znane i nieznane czyli przegląd 15 maseł kosmetycznych

Jakiś czas temu robiłam zdjęcia masełek dla Blisko Natury. Była piękna, słoneczna jesień. Kolory wręcz onieśmielały. Była wieś, i las, i dziecko spało. I wtedy już sobie pomyślałam, że to będzie idealny materiał, na zaprezentowanie Wam całego tego bogactwa maseł.

Używacie maseł? Które to Wasze ulubione? W ciemno strzelam, że shea. Najbardziej popularne i cenione. Poza nim zapewne kakaowe. Coś więcej? Bo wybór jest szeroki i stale się poszerza! 

Poniżej 15 masełek znanych i nieznanych. A na pewno wartych poznania!

Od lewej, zawsze!

Co za wspaniałość – kojąca moc aloesu zaklęta w maśle! Niech Was tylko nazwa – masło aloesowe – nie zmyli, bo to wcale nie jest tak, że ten aloes tak mocno zbito w masło. Cytuję: powstaje w wyniku ekstrakcji aloesu przy użyciu frakcji tłuszczowej oleju kokosowego. Mamy tu więc jeszcze całkiem sporo oleju, który znam i lubię i używam od dawna. Masło nie ma zapachu, jest bielutkie. Rozsmarowuje się bez problemów, bardzo szybko wchłania i jakże cudownie koi!
Odkąd je pierwszy raz powąchałam, przepadłam! Uwielbiam masło kawowe! Jest genialnym kosmetykiem samo w sobie. Pachnie niczym świeżo zmielone ziarna, ma kolor cappuccino, doskonale rozpieszcza skórę i zmysły! To także mieszanka z olejem roślinnym, ale warta wszystkich pieniędzy! Po co sięgać po sztuczne aromaty, jak sama kawa tak wspaniale dodaje energii?
Masło cupuassu – jedno z mniej znanych, a jednocześnie ciekawszych maseł. Spokrewnione jest z masłem kakaowym, a swoją sławę zyskało dzięki wyjątkowo dużej zdolności absorpcji wody. Staje się idealne do intensywnego nawilżenia i odżywienia skóry odwodnionej i dojrzałej. Jest dosyć twarde, ale szybko się roztapia, a zapachem przypomina mi nieco korzenną alkoholową nalewkę.
Kolejne egzotyczne – masło murumuru. Przywędrowało do nas z Amazonii, a słynie ze swoich właściwości antybakteryjnych i przeciwzapalnych. Staje się więc leczniczym, regenerującym balsamem, który zapobiega i koi jednocześnie. Jest dosyć twarde, ale ekspresowo się rozsmarowuje i wchłania.

Dwa oblicza masła kakaowego – łupane, w kawałeczkach i w formie pastylek. Pytacie czasami, które wybrać. Cóż, to pierwsze jest bardziej naturalne, ale pastylki są stanowczo praktyczniejsze w przechowywaniu i tworzeniu kosmetyków. Masło kakaowe jest bardzo twarde, ale właśnie tą jego specyfikę często wykorzystuję w moich recepturach. Mocno odżywia, świetnie natłuszcza. Co fajne – ma lekki czekoladowy zapach.

 Jak sami widzicie, masło illipe jest twarde i łatwo się kruszy. Jest dosyć trudne do stosowania jako ostateczny produkt, ale ponoć uważane jest za najbardziej odżywcze z maseł. Przywędrowało do nas ze słonecznego Borneo i coraz częściej można o nim przeczytać czy usłyszeć.
Próbowaliście kiedyś orzechów makadamia? Cudowne są! Uwielbiam je! Masełko, które się robi z oleju makadamia jest miękkie, kremowe, gęste. Idealne do codziennego stosowania. No… może dodałabym jedynie jakiś zapach. Poleca się go do skóry wrażliwej. Jak sam olej!

Masło migdałowe nieco przypomina to z orzechów makadamia. Ma podobną gęstość, również nie pachnie, nie ma koloru. Podobnie też oddziałuje na skórę, przyjemnie ją wygładzając i nawilżając. Jest to kolejna mieszanka z olejem roślinnym, którą bez problemu od razu zaadoptujecie do celów pielęgnacyjnych.
Masło kokum – najtwardsze ze wszystkich! Niczym sztabka złota. Warto jednak się nie zniechęcać. To dobroć, która dotarła do nas z Indii. Pod wpływem ciepła zmiękcza się i wspaniale pielęgnuje skórę. Idealne do połączenia z olejami, bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe i witaminę E.
 Zielone! naprawdę! Delikatnie, ale ewidentnie zielone! Masełko oliwne słynie z tego, że genialnie regeneruje bardzo szorstką skórę i podrażnienia. I to ekspresowo! Powstało ze śródziemnomorskiej oliwy i oleju roślinnego, jest mięciutkie, gotowe do użytku. Zawiera w sobie wszystko to, co najlepszego daje nam sama oliwa.
Klasyk! Masło shea. Tutaj nierafinowane. Chyba nawet nie muszę pisać o tym cudzie rodem z Afryki, które chyba najdłużej towarzyszy nam w naszej naturalnej wędrówce. Bezpieczne, skuteczne, delikatne, ale mocno odżywcze i zmiękczające.

Kolejny typowy rozpieszczacz – masełko waniliowe! Zapach ma bardzo subtelny, ale z wyczuwalnym aromatem wanilii. Olej z wanilii zbito tu z olejem słonecznikowym, do konsystencji masła idealnego. Po raz kolejny – niechaj sztuczne zapachy schowają się w kąt, skoro takie cuda mamy z natury. Szczególnie polecam jako balsam do ust.
O maśle mango pierwszy raz usłyszałam w  kontekście zapobiegania rozstępom. Jest twarde, ale szybko mięknie. Jest tłuste i gęste. Doskonałe do zmiękczania bardzo suchej skóry lub np. skórek przy paznokciach. Bogaty skład zapewnia głębokie odżywienie, a delikatna tłusta warstwa na skórze ochroni ją przed zimą.

 

Na koniec największe dziwo – masło kombo! Wygląd niespecjalnie zachęca do używania, zapach tym tym bardziej. Warto jednak wiedzieć, że to cudo rodem z Ghany „ma silne działanie przeciwzapalne, przeciwalergiczne, przeciwgrzybiczne i antyseptyczne. Przynosi ulgę w bólach mięśni i stawów, powodowanych zarówno przez choroby układu ruchu jak i kontuzje sportowe i ból napiętych i zmęczonych mięśni. Przynosi ulgę skórze suchej, spękanej i łuszczącej się.”  Jeszcze nie mam pomysłu na jego wykorzystanie… Chyba tylko bezpośrednio na mężu 🙂

Facebook