Posts Tagged‘blog’

Co porabiam w marcu i trochę dobrej próżności

Wiosna zaczyna się bardzo przyjemnie. Jeszcze chwila i wybujają mi przed oknami wszystkie drzewa. Zamierzam podziwiać je z balkonu z kubkiem gorącej kawy i twarzą skąpaną w promieniach ciepłego słonka. Za to właśnie uwielbiam moje życie freelancera.

Nie to, żeby nie miało sporo wad, ale skupmy się na zaletach. I na tym, nad czym ostatnio pracuję! A dzieje się sporo, co mnie bardzo cieszy. Co rusz otwierają się jakieś małe, nowe drzwiczki. Niektóre ledwie się uchylają, inne otwarte są wręcz na oścież. A ja łapię tę drogi nowe i możliwości i staram się wykorzystać wszystkie jak najlepiej!

Co tam więc ciekawego porabiam? Otóż…

  • Bardzo mocno skupiam się ostatnio nad obłaskawianiem Illustratora. Powiem Wam, że jestem całkowicie, ogromnie, no… przeogromnie nim zachwycona! Uczę się online, ze słuchawkami w uszach, opatulona w ciepły kocyk, przeskakując co rusz z kolejnego filmiku do programu i odkrywając wciąż nowe możliwości. I tylko z ust, co jakiś czas, wydobywam dziwne dźwięki, które mają w pokraczny sposób wyartykułować mój zachwyt. I już nie mogę się doczekać, aż zacznę używać go na poważnie!
  • Równie ogromnie, jeśli nawet nie mocniej cieszę się z faktu, ze odkąd ruszyłam z moją nową warsztatową stroną, zauważam znaczny wzrost zapytań o organizację warsztatów kosmetyki naturalnej. Kalendarz więc powoli wypełniam, odpisuję na masę maili, tworzę nowe, ciekawe programy (ostatnio tworzyłam wyjątkowe doprawdy piwne warsztaty!) i uśmiecham się w duchu. Jeśli więc planujecie w swojej firmie spotkanie integracyjne, zajrzyjcie koniecznie na LiliGarden.pl!
  • Love my job! Bo jakże inaczej mogłabym określić moje marcowe zlecenie? Jestem bowiem w trakcie opracowywania menu zabiegowego dla małego gabinetu o profilu naturalnym. A musicie wiedzieć, że lubię to bardzo. Komponowanie wyjątkowych rytuałów, tworzenie atmosfery, kreowanie wizerunku, wymyślanie dedykowanych przepisów to stanowczo mój żywioł!
  • Cały też czas jestem z Wami na BliskoNatury.pl, gdzie mogę w pełni wyszaleć się graficznie przygotowując kolejne promocje, banerki, konkursy, newslettery, etc.
  • Regularnie porywa mnie Facebook. Ale przynajmniej mogę powiedzieć, że trafiam tam na tak długo… służbowo. Tak to jest, jak się prowadzi na raz 3 fanpage!
  • Jestem w trakcie przenoszenia pewnego bloga na WordPress – tworzymy jego całkiem nowy wizerunek! Jak już będzie gotowy, jak wszystko będzie dopracowane według pomysłu mojego i autorki, z pewnością się pochwalę!
  • Jestem też tu oczywiście, z Wami, z głową pełną pomysłów, kolorów i wiosny. Zapowiada się kilka ciekawych współprac, kilka miłych spotkań, pojawią się nowe przepisy i masa inspiracji. Nie może Was w Lili zabraknąć! Poważnie też zastanawiam się nad wznowieniem Wiosennego Plebiscytu na Najlepsze Kosmetyki Naturalne! Jak myślicie?
  • Na koniec, choć w sumie to najważniejsze – staram się czerpać ile można z takiej naszej rodzinnej codzienności. W marcu mój mąż jest w domu, jakoś pod jego koniec lub na początku kwietnia będzie wyjeżdżał do pracy. Musimy więc korzystać na całego i w całym tym zamieszaniu znaleźć jak najwięcej czasu na siebie, na wspólne kawki/herbatki/śniadania/obiadki/spacery/tulania/wypady do przyjaciół/przyjmowanie przyjaciół i nasz wyjątkowy rytuał – wieczorne oglądanie Przyjaciół. 🙂
  • Ach! Zapisałam się jeszcze na kurs fotografii! Czas poznać w końcu jej tajniki i przestać używać wyłącznie automatu, prawda? 🙂

A przy tym wszystkim trzeba znaleźć choć minutkę, żeby przystanąć przy pobliskim krzaku i zapatrzeć się w jego pąki!

No dobra… czas na próżność… Ale nie mogę się powstrzymać! I nie jest to nic wielkiego, ot drobna refleksja, ale sprawiła wczoraj, że poczułam się bardzo dumna, że uśmiech zakwitł mi na twarzy od ucha do ucha, a pewność siebie wzrosła do znacznie wyższego poziomu niż na co dzień. Czemu? Tak po prostu zajrzałam na tę moją nową stronę- na LiliGarden.pl. Przyjrzałam się raz jeszcze dokładnie, zajrzałam do poszczególnych zakładek. Uświadomiłam sobie, że zrobiłam ją sama, samiutka, że są tam wyłącznie moje zdjęcia (poza tymi, na których jestem ja) i że są super, że logo zrobiłam i resztę grafiki, że jest tam moja własna książka, że wszystko wygląda dokładnie tak, jak chciałam.

I pomyślałam, że zdolna jestem. I to było dobre uczucie! Bo taka mała próżność jest w życiu potrzebna, czyż nie?

Kwiaty x 3

Pozostajemy w temacie kwiatów! Bo tak mi za wiosną tęskno… A kwiaty doskonale ją zaklinają. I uśmiechu dodają. I radości w sercu. Z kwiatami więc spotkamy się wkrótce ponownie. Przypominam też, że niedawno mieliśmy post o mowie kwiatów. Tymczasem spójrzcie na 3 kwiatowe zauroczenia!

1. buźki

Czy można się nie zakochać w tych kwiatowych buźkach? Są totalnie urocze! Tamborek widzę w pokoju małej dziewczynki, wprost idealnie pasuje! A przypinki na kurteczce dżinsowej tejże! Przesłodkie! / Thread Folk

2. mydełka

Jakoś tak łatwiej sięga mi się po mydełka ładnie zapakowane, zwłaszcza kwiatowo! Opakowania Hagi od początku mnie zauroczyły, mydełka są tu w czołówce! Skład i jakość idą w parze, polecam więc chętnie. Różane mydła Saponificio Artigianale Fiorentino nie są już składowo tak atrakcyjne, ale przyznajcie, że można zakochać się w samym opakowaniu i kształcie mydełka! Te tłoczenia sprawiają, że doprawdy chętnie dostałabym je w prezencie! / Hagi / Eco&Well

3. tapety

Zakochałam się w tych tapetach gdy tylko je zobaczyłam. I oczywiście od razu umieściłam na swoim pulpicie. Wybór nie był łatwy. Zdecydowałam się na tę drugą (jest ich więcej!). Od tej pory co rano wita mnie wiosna! / do ściągnięcia -> Design Love Fest

Mój mały misz-masz

Lubię posty misz-maszowe. Są tak zakręcone jak ja. Zwłaszcza teraz!

Zaczniemy więc od piosenki, która nie chce mi z głowy wyjść. Pojawiła się wraz z reklamą perfum, utrwaliła jakoś przez przypadek w galerii handlowej i teraz towarzyszy mi codziennie 🙂

Też lubicie, prawda?

Pisałam Wam, ze miałam ostatnio sesję wizerunkową. Mam już jej efekty – w pierwszym, moim ulubionym zdjęciu i poniżej – do różnych, bardziej formalnych wykorzystań. Ogromne podziękowania należą się Kasi Szumiec (TUTAJ) za zdjęcia i Ewie – Makijaże Ewy za makijaż oczywiście. Profilowe na FB więc zmienione, a ja w końcu mam co wysyłać przy wywiadach wszelakich!

 

Zagościło u mnie wczoraj pierwsze subskrybcyjne pudełeczko – Naturbox.pl. Chyba w końcu zaczynam rozumieć ich fenomen. Poza świetnymi kosmetykami w dobrej cenie, mamy dodatkowo ten szczególny efekt niespodzianki. Jak w jajku-niespodziance. Naprawdę fajne uczucie!

W moim pudełeczku znalazły się kosmetyki, które bardzo mnie ucieszyły – pianka Kivvi, krem pod oczy Make Me BIO, regenerujący krem Weledy i peeling Vianek. Czy warto? Oj, warto! / Naturbox.pl

Pora na małą blogową zajawkę!

Spędziłam ostatnio przemiłe popołudnie z Olą – Arsenic. Znacie już jej blog? Mam nadzieję, że tak. Ola ma ogromną wiedzę kosmetyczną, ale nam przybliży niezwykle ciekawy temat, jakim jest analiza kolorystyczna. Dobrze jest wiedzieć, czy jest się kolorystycznym latem, jesienią, zimą czy wiosną, prawda? Co to, po co i dla kogo już wkrótce w Lili!

Odkryłam najładniejszy kolor lakieru pod słońcem!

Ogromnie ostatnimi czasy podobają mi się takie ciepłe, lekkie brązy, kawy z mlekiem, odrobinę wpadające w róż, beż czy fiolet. Ten od Lily Lolo o nazwie 9 to 5 jest idealny. Na stronie określają tę barwę jako naturalny stonowany chłodny beż. No ok, może być chłodny beż, choć dla mnie jest raczej ciepły. „Lekki, delikatny dla płytki paznokciowej lakier Lily Lolo z formułą 8-free nie zawierają toluenu, DBP, formaldehydu, żywic fenolowo-formaldehydowych, kamfory, parabenów, ftalanów, ksylenów oraz ethyl tosylamide resin.” Wkrótce o kosmetykach Lily Lolo poczytacie u mnie więcej, tym lakierem musiałam jednak już teraz się podzielić 🙂 / Costasy

Pamiętacie wpis o walentynkowych drobnostkach? Wzięłyśmy go sobie z moją Różą do serca i zakupiłyśmy w naszym ulubionym Karmello jedną z tych niesamowitych bombonierek. Mój maż ma jakoś na dniach w końcu powrócić (już ponad 2 miesiące go nie ma), to sobie zje! A raczej rzucimy się na nie we trójkę, bo Róża już przebiera nóżkami.

No a poza tym, te czekoladki tak ładnie wyglądają na zdjęciach…

I mają śliczną etykietę w wersji walentynkowej!

Odkąd przebiłam sobie uszy, w każdym sklepie, w którym się pojawię, oglądam kolczyki. I doprawdy nie mogę się doczekać, aż minie mi ten okres gojenia i w końcu któreś założę! Niedawno wpadły mi w oko takie całkowicie zwariowane z Mango. No… nie mogłam przejść obojętnie, zważywszy na fakt, że kosztowały całe 14,90 zł. I już chcę lato i biały t-shirt’cik i te kolczyki i wiatr we włosach!

Na wszelki wypadek, jeśli przegapiliście ostatni konkurs, spieszę donieść, że ruszył nowy! Pozostało mi bowiem trochę pięknych rzeczy z Lili in the Garden i chciałabym się nimi z Wami podzielić. Zaglądajcie więc na fanpage Lili Natura, będą się tam pojawiać od czasu do czasu takie drobne konkursy!

I jeszcze małe pytanie – dorwałam takie oto cudne pudełeczka i może macie pomysł, co w nich zrobić? Mi już coś tam kiełkuje w głowie, ale jeszcze nie mam niczego sprecyzowanego. 🙂

Uwielbiam małe śliczne pudełeczka!

Pozostając jeszcze na koniec w temacie walentynkowym… włączcie sobie koniecznie jedną z najpiękniejszych piosenek o miłości – All of Me! Do popłakania! Ze wzruszenia 🙂

To tak, na dobry dzień!

Sierpień

Należę do osób beznadziejnie zakochanych w sierpniu. W lipcu i wrześniu też oczywiście, ale sierpień kojarzy mi się wyjątkowo beztrosko. W dzieciństwie zawsze w tym miesiącu wyjeżdżaliśmy na wakacje, do domków campingowych, w różne części Polski. Dlatego tak błogo mi w sierpniowe, lekko chłodne wieczory, dlatego tak bardzo lubię to sierpniowe, ciepłe światło, nie tak ostre jak w lipcu. Lubię kolor liści, ich dojrzałą zieleń, przechodzącą w żółcie i czerwienie. Lubię skoszone pola, wszechobecne kombajny, przysiadające na drzewie bociany i oczywiście te magiczne deszcze spadających gwiazd.

I tak bardzo, bardzo się cieszę, że w sierpniowe weekendy możemy wyjeżdżać z Różą z Krakowa na wieś, do domku rodziców, do przyjaciół. Gdzie tam nas akurat plany i zaproszenia niosą. Korzystamy chętnie i radośnie. I nawet te niedzielne powroty drogami wciśniętymi w pola i lasy, przy zachodzącym słońcu, po prostu kocham.

Postanowiłam sobie, że w sierpień będzie nieco lżejszym zawodowo miesiącem. Nie chcę go przegapić, a siedząc w nadmiarze przed komputerem tak się właśnie dzieje. Oczywiście pracy jest sporo, ale możemy siedzieć dłużej z Różą w łóżkach rano, dłużej spacerować, czerpać z lata ile się jeszcze da.

Jesteśmy jeszcze same, mój mąż wróci do nas we wrześniu dopiero. Wtedy też planujemy wakacje, które już teraz siedzą mi w głowie. Tymczasem zawożę Różę codziennie do dziadka, gdzie ma duży ogród i basen, gdzie i ja mogę sobie wieczorami chwilę posiedzieć i podjeść malin. Takie powinno być właśnie jej dzieciństwo, tak ja je widzę. Chcę, żeby tworzyła sobie wspomnienia lata z babciami, dziadkami, słodkim lenistwem i zabawami. Chciałabym żeby i ona tak bardzo kochała sierpień.

Prace nad książką powoli zmierzają ku końcowi. Jednocześnie mnie to mocno ekscytuje i stresuje, cieszy i wprawia w zdenerwowanie. Sama bardzo ciekawa jestem efektu. No… zobaczymy jesienią 🙂

Zostawiam Was więc z kilkoma zdjęciami-migawkami z książkowych sesji, które na szczęście już dobiegły końca.

I życzę Wam magicznego długiego weekendu. Pamiętajcie, żeby patrzeć nocą w niebo i liczyć perseidy. I życzyć sobie czegoś miłego!

4 5 3 2 1

5 x crazy about

Szukałam jakiegoś zgrabnego polskiego odpowiednika zwrotu „crazy about” i niestety nie znalazłam nic, co wiernie by go odwzorowywało. Mam zatem dzisiaj dla Was 5 rzeczy, na których punkcie jestem ostatnio crazy about! Które szalenie mi się podobają. Na które koniecznie musicie zwrócić uwagę. Bo warto, po prostu. No i są idealne na lato!

 

CRAZY

 

Chusta z flamingami Mango

Dostałam ją na urodziny i zwyczajnie – zakochałam się w tych flamingach. Są totalnie wakacyjne, pastelowe, radosne. Nie mogę się doczekać, aż zabiorę je na plażę i okryję się nimi, podziwiając zachód słońca! / Mango

Woda toaletowa Marc Jacobs Daisy Eau So Fresh

Prezent od męża, idealny na lato. Zapach jest lekki, świeży, bardzo kobiecy, ogromnie mi się podoba. Mam ochotę spryskiwać się nim kilka razy dziennie! „Perfumy Daisy Eau Se Fresh to zapach owocowo-kwiatowy. Emanuje radosnym nastrojem, energicznością oraz figlarnością. Oryginalny zapach urzeknie Cię aromatem świeżych malin, zmysłowym wietrzykiem dzikich róż i słodkich śliwek.” / iperfumy.pl

T-shirty Promod z pobłyskującymi printami

Miałam na nie ogromną ochotę, jak tylko je zobaczyłam. Nauczona jednak doświadczeniem, postanowiłam odczekać chwilę i… wraz z wyprzedażą ich cena spadła do około 30 zł. Mają cudowne pobłyskujące złote printy, które kojarzą mi się z modnymi teraz zmywalnymi tatuażami. Dzięki temu zmieniają się w zależności od padającego na nie światła. A zwykły niby t-shirt nabiera nieco magicznego czaru. / Promod

Hamak Ticket To The Moon

Do tej pory myślałam, że wolę hamaki w stylu boho. Wiecie – frędzle, płótno, kolory, pompony i tego typu klimaty. Zdanie swoje zmieniłam w ten weekend, kiedy to kolega wziął na nasz wyjazd kilka hamaków Ticket To The Moon. I wierzcie mi – są genialne! Już sama nazwa jest bajeczna. Tak samo jak napisane na każdym „made in utopia”! Jest w tym nawet trochę prawdy, powstają bowiem na Bali! W pokrowcu wyglądają jak małe księżyce, są leciutkie, łatwo je przytroczyć do każdego plecaka. Nie trzeba użerać się z kilometrami lin, posiadają za to bardzo praktyczne taśmy, które niezwykle prosto przymocować (trzeba je osobno dokupić). „Hamak jest uszyty z wysokiej jakości nylonowego materiału spadochronowego, którego elastyczne włókna zapewniają doskonałe dopasowanie. Hamak wykazuje wysoki poziom wytrzymałości mechanicznej, oddychalności i odporności na pleśń. Materiał jest przyjazne w dotyku i błyskawicznie wysycha. ” A co najważniejsze – jest ogromnie wygodny. Można zawinąć się w nim jak w kokonie i po prostu… odpłynąć! Cóż mogliśmy więc zrobić, jak nie sprawić sobie takiego biletu na księżyc? / Presto

Fig Bar

Nie wiem skąd u mnie tak wielkie uwielbienie wszystkiego, co figowe. W każdym razie, kiedy tylko pierwszy raz wyjechałam na Wyspy i poznałam popularne tam ciasteczka fig rolls, całkowicie przepadłam! W kraju nie znalazłam potem nic podobnego, aż tu jakiś czas temu natknęłam się w Rossmanie na Fig Bar’sy! I wiecie co? Są jeszcze lepsze, bo znacznie zdrowsze od oryginału – „z mąki pszennej razowej z pełnego przemiału, bez cholesterolu, bez składników mlecznych, bez tłuszczy trans, koszerne, bez GMO, odpowiedni dla wegan”, a cukier zastąpiono syropem trzcinowym i z brązowego ryżu. Nic, tylko się zajadać! Pycha! / Rossmann

Świeca na lato, na komary, na dobry nastrój

Doprawdy cudowny weekend miałam. Jeden z tych najwspanialszych, dla których i po których chce się żyć. Był czerwiec, wieś, przyjaciele, banda dzieci latająca niemal dziko po ogrodzie i polach (i co niezwykle istotne – bawiąca się już sama ze sobą!). Był grill, były hamaki, długie spacery i ognisko do drugiej w nocy. Były i wariactwa i chill out. Jakże nie chciało nam się wracać do Krakowa, kiedy przemierzaliśmy pagórki i zarośla skąpane w świetle zachodzącego słońca (po meczu rzecz jasna :))! Ale cóż, wszystko co dobre… i takie tam. Lato się dopiero zaczyna, prawda?

Ach, no i jednej jeszcze rzeczy nie mogło zabraknąć na takim wyjeździe – świecy na lato! Takiej i na komary i na dobry nastrój. Naturalnej, sojowej, w grubym szkle z pokrywką (po peelingu Phenome). Przepełnionej kojącą zmysły lawendą i energetyzującą cytryna i bergamotką. Walka z komarami też może być przyjemna! Taka nastrojowa świeca do zadań specjalnych idealnie sprawdzi się podczas biesiadowania do późnych godzin wieczornych. Zróbcie koniecznie!

SONY DSC

Świeca na lato, na komary, na dobry nastrój

Składniki:

  • 50 g wosku sojowego
  • 5 ml olejku lawendowego
  • 5 ml olejku cytrynowego
  • 5 ml olejku bergamotowego
  • knot do świec
  • patyczek
  • słoiczek po kremie lub peelingu

Wosk roztapiamy w kąpieli wodnej, najlepiej w ceramicznym naczyniu z dziubkiem. Ściągamy z ognia, dolewamy olejki i sprawnie mieszamy. Po środku słoiczka ustawiamy knot, a następnie przelewamy do niego wosk. Stabilizujemy knot w centralnym miejscu świecy, wspierając go na położonym poziomo na słoiczku patyczku. Całość odstawiamy na godzinę do zastygnięcia. Po tym czasie odcinamy knot, pozostawiając jedynie go centymetrowy kawałeczek.

SONY DSC

Facebook