Markę La-Le znam od dawna i co jakiś czas podglądam jej działania na rynku i nowości, które wypuszcza. Trzymam też zawsze kciuki – jak to za nasze rodzime, prężnie działające przedsięwzięcia.
Ostatnio miałam to szczęście, że udało mi się wygrać jeden z konkursików w social mediach La-Le i tak oto w moje ręce wpadła naraz cała seria Acne. A jak już wpadła, to pomyślałam, że wypróbuję i ja (cera wciąż skłonna do niedoskonałości) i córa moja – nastolatka jak się patrzy. A przy okazji i tutaj Wam zaprezentuję, jeśli kosmetyki będą tego warte.
I co się okazało?
Ale od początku. O serii przeczytamy tak: Całościowa pielęgnacja cery ze skłonnościami do niedoskonałości wymaga kompleksowego podejścia, które łączy działanie oczyszczające, złuszczające i nawilżające. Taka pielęgnacja pomaga nie tylko redukować istniejące problemy, ale również zapobiegać ich nawrotom, zapewniając zdrowy i promienny wygląd skóry.
Po testach zatem licznych, od razu mogę powiedzieć, że polecam – cerom i młodym i starszym wymagającym takiej pielęgnacji. Jest jednak pewne „ale”. Kosmetyki bowiem są… hmmm…. bardzo mocne. Intensywne. Mam wrażenie, że skoncentrowano w nich całą masę wartościowych składników – co, swoją drogą jest warte zauważenia w kwestii przystępnej ceny. Mamy więc bardzo dobry stosunek jakości do cen. Osobiście jednak polecałabym tutaj zwrócenie dużej uwagi na balans i nie stosowanie na co dzień wyłącznie tych produktów, a uzupełnianie ich o kosmetyki mocno nawilżające i kojące.
Tylko, żeby nie było, że to wada. Wiemy bowiem, mam nadzieję, dobrze, że każda cera wymaga indywidualnego podejścia. Każda inaczej reaguje. Jeśli więc stwierdzicie, że Wasza skóra potrzebuje także mocnego łagodzenia, to stosujcie kosmetyki z serii Acne wymiennie z produktami o działaniu kojącym lub „odmładzającym”. Mi się to bardzo dobrze sprawdziło. Zauważam widoczne zmniejszenie powstawania zaskórników i krostek, stosując produkty raz na jakiś czas.
A co to my tu w tej serii mamy…
Mamy otóż krem do twarzy. Niby wiadomo – krem to krem. Ale ten takim normalnym kremem nie jest! Konsystencją przypomina raczej tłustawą emulsję. Zapach natomiast… rzekłabym, że świadczy o tym bogactwie przeciwtrądzikowych składników, które z natury swej rzeczy, nie pachną ładnie. 🙂 Czuć jednak jego moc. I to zaraz po nałożeniu na buzię. W składzie mamy także składniki nawilżające, ja jednak, jak wspominałam, stosuję go wymiennie z innymi produktami. Nie mam jednak mocno problematycznej skóry – myślę, że mógłby przy takiej zrobić niezły porządek.
Z ciekawych składników znajdziemy tu: kwas salicylowy, alantoinę, hydromanil, olej z pietruszki, olej tamanu, hydrolat z szałwii, ekstrakt z pomarańczy i ekstrakt z marchwi. Pojemność 60 ml, wydajność – przez swą tłustszą konsystencję, duża – myślę więc, że naprawdę warto.
A oto mój faworyt – Tonik do twarzy z mikronizowanym srebrem. Ten z kolei pachnie cudownie! I cudownie sprawdza się w codziennej pielęgnacji – wspaniale przygotowuje buzię do dalszych zabiegów, świetnie odświeża, a jeśli jeszcze pomyślimy ile w nim dobra…
Wybraliśmy taka postać srebra, która ma właściwości przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze, a także antywirusowe. Wspomaga regenerację nabłonka, działa ściągająco na skórę. Dodatkowo w małej buteleczce zamknęliśmy mocznik, kombuchę, hydrolat z szałwii i hydrolat z borowiny.
Mamy więc przeciwtrądzikowy koktajl o lekkim zapachu, który uprzyjemnia codzienne pielęgnacyjne rytuały.
Maść punktowa z cynkiem – to z kolei ulubieniec mojej córy. Od siebie zaznaczę, że taka ilość wystarczy chyba na pół życia 🙂 Więc tym bardziej stwierdzam, że cena jest świetna. A czemu lubimy tę maść? No… bo działa!
Jest to maść cynkowa, czyli wysuszająca niedoskonałości, ale wypełniona także innymi składnikami o działaniu przeciwbakteryjnym i łagodzącym. Maść zatem nie tylko wysusza, ale w tym samym czasie regeneruje i pozwala się skórze zagoić. Zapach nadaje jej olejek herbaciany, który wspaniale uzupełnia działanie maści.
Elixir rozjaśniający – czyli dosyć mocny preparat na przebarwienia z witaminą C i tajemniczo brzmiącymi składnikami: arbutyną, kompleksem darkout i hydromanilem.
Podoba mi się szczerość opisu na stronie: Do rozsądnego stosowania 🙂 W miarę potrzeby stosować na oczyszczoną i suchą twarz. Nałóż 4-5 krople produktu, omijając okolice oczu. Eliksir możesz używać punktowo na pojedyncze przebarwienia. Częstotliwość aplikacji jest zależna od reakcji skóry na produkt. Jeśli nie wystąpiło wysuszenie, to możesz powtórzyć aplikację nawet następnego dnia.
Tutaj przyznam, że same musicie sprawdzić, jak działa na Wasze przebarwienia. Jeszcze ostatecznej opinii wydać nie mogę 🙂
Polecam jednak spokojnie Peeling kwasowy! Stosuję raz w tygodniu i sprawdza się tu świetnie. W zasadzie – spełnia swoje zadanie. Choć i tutaj zacytuję zapis ze strony – „dla potrzebujących rozważnych i uważnych”. Po prostu – wszystko z umiarem i balansujemy mocnym ukojeniem i nawilżaniem.
Muszę jednak zwrócić uwagę na jeden ważny mankament – brak sposobu użycia na etykiecie na buteleczce. Co akurat w przypadku tego produktu wydaje się bardzo istotne. Przed użyciem musiałam zajrzeć na stronę.
Reasumując – produkty są bardzo dobre, nie oszczędzano na składnikach aktywnych, ale są to też produkty do używania z głową. Można przedobrzyć. Ale można także cieszyć się piękną, gładką buzią. Myślimy więc i dopasowujemy pielęgnacje do własnej skóry!
Kosmetyki zajdziecie na stronie La-Le.