Pewnie nie odkryję Ameryki, pisząc, że wszystko jest kwestią odpowiedniego balansu.
A chodzi mi oczywiście o funkcjonowanie w tym nierealnym stanie światowej pandemii, zamknięcia, narodowej kwarantanny, czy jak to sobie jeszcze określimy.
Wprawdzie sama zaczęłam mniej więcej wyczuwać tę kojącą równowagę dopiero ostatnio, niemniej jednak – w końcu czuję się po prostu lepiej. Nie będę więc przynudzać i umoralniać. Zwróćcie po prostu uwagę, choć na pewno sami to dobrze wiecie, że jeżeli udaje się odpowiednio zrównoważyć dzień, staje się on pełniejszy i lepszy. Nawet w tej przymusowej izolacji.
Teraz już można, więc wyjdźcie na spacer! W odludne miejsce, z maseczką, zachowując środki ostrożności, ale trzeba wyjść. Mnie ratują okoliczne łąki, na które uciekam z psem, choć na chwilę. Nikogo tam nigdy nie ma. I ta pustka, o dziwo, koi. Ta przestrzeń, niebo, słońce. Przysiadam na chwilę, zamykam oczy i czuję się dobrze.
Albo zamykam się w innym świecie w moim mini ogródku. Znowuż w tym słońcu, które jeszcze jest takie nieśmiałe, a które niesie tyle energii. Biorę książkę, gazetkę, kawę i po prostu – znikam.
A potem już umiem odpowiednio zrównoważyć dzień. Trochę pracy (cóż no, nie mam jej teraz tyle co zawsze), nauki z córką, codzienne domowe czynności, sprawdzanie ilości stokrotek w trawniku, sianie kwiatów, rozmowy przez telefon z rodzicami i przyjaciółmi, serial, który oglądamy z Różą, serial, który oglądam sama, gotowanie z mężem, planowanie przyszłości i oswajanie zmian. Mniej wiadomości, codziennych raportów o ilości zachorowań, strachu i paniki. To już za mną.
Jakże nierealna jest ta rzeczywistość teraz. Ale ile w niej dobra!
Jeśli tylko zachowa się odpowiedni balans.