Kosmetyki, które używam zupełnie inaczej

Chyba każda z Was ma takie kosmetyki, których wcale nie używa zgodnie z przeznaczeniem, hmm? A może się mylę? Może trzymacie się dokładnie tego, co jest napisane na etykiecie?

Dzisiaj mam dla Was przykłady rodem z mojej łazienki (i torebki) na kosmetyki, które idealnie sprawdzają się w mojej codziennej pielęgnacji, stosowane zgoła inaczej niż to zaplanowali ich twórcy. Kosmetyki, które uwielbiam, choć stosuję przewrotnie. Bez których ciężko byłoby mi się już obejść.

Będą to więc nieco inne kosmetyczne porady, takie cosmetic hacks. Oby i Wam się przydały!

 

 

Suchy szampon bywa zbawieniem w przypadku moich przetłuszczających się niestety włosów. Uwielbiam też ten efekt podnoszenia i puszystości, które on zapewnia. Bardzo go polecam jednak wszystkim osobom, które cierpią katusze w ciepłych miesiącach związane z ocieraniem się skóry czy to podczas aktywności fizycznej czy nawet codziennych zajęć. Wystarczy spryskać nim newralgiczne miejsca, czyli np. pachy, pachwiny czy wewnętrzną stronę ud, aby zapewnić im matowość, poczucie suchości i dobrego poślizgu. Zabezpiecza nam on skórę, jak dobre posypki i zapobiega nieprzyjemnym otarciom. Genialnie się tu sprawdzają małe opakowania szamponów, które możemy trzymać po prostu w torebce i używać, kiedy tylko czujemy potrzebę. Pamiętajcie tylko, aby dokładnie całość wieczorem zmyć.

Co ważne, sięgajcie po szampony, które mają w składzie naturalną skrobię np. ryżową lub kukurydzianą, a nie aluminiową. Możecie też oczywiście wybrać domowy sposób i stosować skrobię ziemniaczaną, którą warto zamknąć w pojemniczku na posypki.

 

 

Dobra, naturalna odżywka do włosów to najlepszy „krem” do golenia nóg i pach. Kto raz spróbował, nigdy już nie sięgnie po piankę czy mydło. Odżywka cudownie wspomaga golenie, jest świetnym poślizgiem. Nie wysusza przy tym skóry, nie podrażnia jej, a wręcz przeciwnie – delikatnie odżywia i zapewnia uczucie komfortu po goleniu. Najbardziej tu polecam odżywkę Biolaven – sama stosuję na co dzień.

 

 

Mam teraz dwa ulubione olejki – ujędrniający Vianek o cudownym zapachu wiśni i cynamonu oraz orzeźwiający olejek Willow Organics, pachnący egzotyczną werben. Przyznam, że nie bardzo lubię stosować je tradycyjnie, do ciała. To nie dla mnie. Świetnie sprawdzają się wprawdzie jako poślizgi do masażu, ale akurat nie mam na długo męża… Oba więc olejki stosuję jako oleje do demakijażu! I tutaj są genialne! Masuję nimi wilgotną skórę, zmywając z niej makijaż, a potem domywam całość używając żelu do mycia twarzy. I delektuję się tymi niesamowitymi aromatami! Takie olejki doskonale rozpuszczają kolorowe kosmetyki, pozostawiając przy tym buzię miękką i gładką.

 

 

Mam też swój własny sposób na serum olejowe! Pod krem zazwyczaj wybieram te lżejsze, nietłuste, np. eliksir Vianka lub serum z kwasem kojowym z Ecospa.pl. Te olejowe jednak uwielbiam i nie wyobrażam sobie, żeby ich nie stosować do… oczyszczania cery. Bo o ile wyżej wspomniane olejki do demakijażu najchętniej stosuję wieczorem pod prysznicem, o tyle prawie codziennie, popołudniu czy wczesnym wieczorem sięgam po prostu po wacik z płynem micelarnym, który skrapiam kilkoma kropelkami olejku i taką mieszaniną przemywam skórę. Jeszcze nie na wieczór, jeszcze nie do spania, ale po to, aby ją odświeżyć i ściągnąć nadmiar sebum, zanieczyszczeń i makijażu, a potem pobyć jeszcze takim odświeżonym w domu. Bardzo tu polecam sera Iossi i Vianka!

 

 

Powiem Wam, że kremy pod oczy Vianka mają po prostu genialne opakowania, aby trzymać je… w kosmetyczce w torebce! Oczywiście zmieniają wtedy swoją funkcję z kremu pod oczy na krem do zastosowania wszelakiego, do czego świetnie się nadają. Są niewielkie i podłużne, mieszczą się więc zawsze i wszędzie. Nieraz mnie ratowały, kiedy trzeba było szybko zrobić czy odświeżyć makijaż lub nadać mu odrobinę blasku – wystarczy wtedy odrobinę kremu wklepać w skórę, nad kości policzkowe i na czoło. Od razu lepiej! Służy mi też w potrzebie za krem do rąk czy do ust. Bardzo polecam!

 

 

Pisałam Wam już kilka razy o soli Epsom. To takie wcale nie słone, a wręcz gorzkie cudo magnezowo-siarkowe, które świetnie się sprawdza, jako dodatek do kąpieli. Zwłaszcza dla osób o problematycznej skórze. U mnie na wannie stoi zawsze kilogramowy pojemnik z taką solą. Owszem, dodajemy ją czasem po prostu do wody, najczęściej jednak jest moim ekspresowym, najlepszym pod słońcem peelingiem! Biorę garść soli w dłoń i w zależności od nastroju i potrzeby, dodaję do tego trochę żelu pod prysznic, łagodnego mydełka w płynie, soku z limonek lub pomarańczy albo olejku do ciała, a potem masuję mieszaniną skórę (to peeling do ciała, nie do twarzy!). Doskonale oczyszcza skórę, zapobiega wrastaniu włosków po depilacji, działa też antybakteryjnie i odkażająco. Polecam!

Facebook