Nowości Vianek i Sylveco, które zabrałam do Grecji

Pewnie część z Was widziała na Facebooku lub Instagramie, że tuż przed naszym wyjazdem do Grecji dostałam spore pudło z całą masą nowości marek Syleco, Vianek i Biolaven. Ucieszyłam się tym bardziej, że właśnie miałam robić wakacyjne zakupy. Zdecydowałam się więc dołożyć do mojej greckiej kosmetyczki aż cztery produkty z różowej serii łagodzącej Vianka i takie małe malutkie cudo Sylveco – Żel punktowy na wypryski. Czy było warto?

 

 

Zacznę od tego maleństwa od Sylveco. Zabrałam go ze sobą, bo akurat skończyła mi się moja własna pasta punktowa (TUTAJ), którą uważam, za kosmetyk genialny. No, ale się skończyła, czasu nie było, czemu więc nie wypróbować gotowca? Zwłaszcza, że skład wydaje się i rozsądny i dobry. Całość jest leciutka, oparta na wodzie, do której dodano aż 5% olejku z drzewa herbacianego, nieco aloesu, gliceryny, pathenolu czy alantoiny. Mamy więc delikatny żel, o mocnym zapachu drzewa herbacianego. I to właśnie ten składnik jest tu najbardziej istotny, to on działa silnie antyseptycznie, przeciwgrzybicznie, a gdy dodamy do niego pozostałe składniki, otrzymujemy preparat, który także intensywnie regeneruje. Moja skóra jest bardzo kapryśna, nie pozostaję więc obojętna na takie skuteczne maleństwa – cieszę się nimi ogromnie. Muszę też dodać, że żelu nie używam jedynie punktowo. W czasie większego skórnego zagrożenia, stosuję go jak rodzaj serum – nakładam odrobinę na całą twarz, pod krem. W ten sposób zapobiegam powstawaniu nieprzyjemnych niespodzianek. Nakładany punktowo, wysusza (ale nie przesusza, a to ważne!) i zmniejsza istniejące niedoskonałości.

Bardzo polecam! Żel jest wprawdzie malutki, ale nie potrzeba go wiele, a cena jest naprawdę dobra. Warto mieć go zawsze pod ręką. Ach, muszę też dodać, że dla mnie żel jest lepszym rozwiązaniem niż sam czysty olejek z drzewa herbacianego, który można nakładać bezpośrednio na skórę. Znacznie lepiej przyswaja go moja skóra, zapewne dzięki pozostałym – nawilżająco-łagodzącym składnikom.

 

 

Przejdźmy do naszych różowych gwiazdeczek. Pakując je do walizki przeczuwałam, że „łagodzenie” będzie dosyć istotne podczas tych wakacji. Nie myliłam się. Seria łagodząca Vianek przydała się, oj przydała się bardzo! W całej serii mamy sporo produktów. Ja sięgnęłam po tonik-mgiełkę do twarzy, łagodzącą emulsję myjącą, krem na noc i krem BB SPF 15.

Najbardziej spodobał mi się ten pierwszy produkt – wielofunkcyjny tonik-mgiełka. Producent pisze: „Delikatny tonik nawilżający w formie mgiełki, na bazie ekstraktu z owoców dzikiej róży, do pielęgnacji cery wyjątkowo wrażliwej, podrażnionej. Uzupełnia demakijaż, przywracając skórze odpowiedni poziom pH. Zawiera składniki o działaniu łagodzącym (alantoina), ochronnym (alginian sodu), antyoksydacyjnym i wspomagającym mechanizmy naprawcze, (kwas laktobionowy). Olejek geraniowy poprawia elastyczność i uspokaja skórę.”

Wierzcie mi, po tym greckim słońcu pryskałam się mgiełką cała! I dopiero na tak przygotowaną skórę nakładałam aloes i balsamy. I było to stanowczo najlepsze rozwiązanie. Mgiełka przyjemnie chłodziła i koiła skórę po całym dniu plażowania. Świetnie też sprawdziła się jako tonik. Można przemywać nią twarz na waciku albo po prostu pozostawić do wchłonięcia.

Zanim jednak tonizowałam cerę, bardzo delikatnie myłam ją emulsją łagodzącą. Ona także została już oficjalnie jednym z moich ulubionych kosmetyków!

„Zawiera kompleks składników łagodzących (alantoina, panthenol) i powlekających, w tym ekstrakt z korzenia żywokostu o silnych właściwościach regenerujących. Dodatek oleju kokosowego nawilża i odżywia, zwiększając elastyczność skóry. Emulsja po umyciu twarzy pozostawia przyjemne uczucie czystości, miękkości i gładkości.”  Zgadzam się z producentem w pełni. Buzia jest oczyszczona, a przy tym przyjemna w dotyka i miękka. Kosmetyk bardzo mi się przydał, zwłaszcza wieczorami, kiedy wracaliśmy do hotelu po upalnym dniu, po jeżdżeniu po całej wyspie, poszukiwaniu małych plaż, spacerach i kąpielach. Kiedy to na twarzy pozostawała sól morska, pot, kurz i warstwa kremów z filtrami. Wszystkie te zanieczyszczenia mogłam łagodnie i spokojnie zmyć.

 

Z czystym sumieniem mogę też polecić krem na noc z tej serii. Może nie jest to kosmetyk, którym można się zachwycać, ale w pełni sprostał swojemu zadaniu – nawilżał i koił skórę w nocy. Ma bardzo przyzwoity skład, pełen naturalnych olejków, z ekstraktem z ciekawej rośliny – ostrożenia, która to ponoć reguluje funkcje skóry, z panthenolem i alantoiną. Wspomagałam sobie jego działanie dodatkiem żelu aloesowego i taki miks spokojnie mi wystarczał. Musze też dodać, że krem pachnie bardzo przyjemnie i niestety za szybko się kończy…

Najwięcej kontrowersji (nie tylko u mnie, bo i w całym internecie z tego co widzę) wzbudził krem BB. Cóż… zostało mi go sporo. Ale od początku – założenie jest dobre, konsystencja i zapach także. W składzie znajdziemy kojące składniki- ekstrakt z jeżówki purpurowej, alantoinę, olej z pestek winogron i słonecznikowy. Mamy też proste fizyczne filtry, które tu należy docenić – tlenek cynku i dwutlenek tytanu. Niestety jednak wartość filtra – SPF 15 była mocno niewystarczająca jak na greckie warunki. Poleciłabym ją bardziej w Polsce jesienią. Ale to nawet nie o to chodzi. Problem w tym, że ewidentnie coś tu jest nie tak z pigmentami. Krem pozostawią widoczną i nieładną warstwę na skórze. Jest do tego dosyć ciemny, co akurat pozwoliło mi wykorzystać go kilka razy w Grecji, bo akurat mam opaloną buzię, ale standardowo w kraju jestem blada… Znalazłam dla kremu jednak dobre rozwiązanie. Używam go czasami do wyrównywania kolorytu skóry na nogach. Przy okazji je nawilża i chroni. I tutaj sprawdza się naprawdę dobrze!

Cała nadzieja w tym, że producent nieco zmodyfikuje recepturę, może mniejszy ilość pigmentu i wprowadzi różne odcienie kremu. Chętnie wtedy sięgnę po ten najjaśniejszy!

Kosmetyki Sylveco i Vianek dostępne na Sylveco.pl

 

Facebook