Nie bądź zołzą!

Lama QUÈ PASA? by Monika Strigel / Society6

To już któreś lato z kolei, kiedy pracuję w domu. Siedzę w tej samej sukience, ulubionej na lato, domowej, wyciągniętej, ale ulubionej, służącej mi jedynie za bardzo lekkie okrycie. Popijam sok, zajadam czereśnie, biorę prysznic 4 razy dziennie, a i tak się roztapiam. I cieszę się, że nie ma mnie właśnie w tramwaju lub autobusie. W przerwach wychodzę na balkon, z psem na siku lub włączam na chwilę gwiazdy tvn-u. I kiedy w końcu w mojej ulubionej, domowej, wyciągniętej, ale jednak ulubionej sukience robi się dziura wielkości arbuza, wpada mi do głowy myśl – Ada, nie bądź zołzą.

6 rano. Buzi mnie pomruk. Nie taki zwykły – męża nie ma… Pomruk groźny, głośny, złowrogi. To niebo mruczy w oddali, zapowiada coś większego, straszniejszego. Potem budzi się wiatr. Drzewa kładą się po ulicach. Ściana deszczu zasłania ten zadziwiający, przerażający obraz. Niebo mruczy dalej, a ja sobie myślę – Ada, nie bądź zołzą!

Zołzy są okropne. Oj tak! Problem polega na tym, że w każdej z nas czasami budzi się zołza. Cóż, spójrzmy prawdzie w oczy. Jak słodkie byśmy nie były na co dzień, przychodzi w końcu ten moment irytacji, zmęczenia, głodu, okresu, szalejących hormonów, ciąży, wrzeszczących dzieci i czarnej otchłani rozpaczy. I jesteśmy zołzami.

Gorzej… są takie, które tymi zołzami są prawie zawsze. A to już pierwszy stopień do przeobrażenia się w starą babę. Czym jest stara baba? Nie mylmy tego pojęcia ze starszą panią. O nie! Stara baba to stan ducha niezależny od wieku, choć trzeba przyznać, że objawiający się najczęściej pośród kobiet, nazwijmy to, dojrzałych. Zwłaszcza tych spacerujących po osiedlu i doczepiających się do wszystkiego do Bogu ducha winnej młodej mamy. Starej baby już nie zmienimy. Możemy jednak wdrożyć w życie działania profilaktyczne póki jeszcze jesteśmy miłe, wesołe i pełne pozytywnego nastawienia do świata. Póki zołza objawia się w nas sporadycznie.

Bywam zołzą dla mojego dziecka, męża, rodziców, psa nawet. Każdorazowo kończy się to wyrzutami sumienia i jeszcze gorszym nastrojem. I moim, i bliskich. Po co więc docinać, wyżywać się, krzyczeć, narzekać, mękolić czy lamentować? No po co?

A no po to, że czasem nie umiem inaczej.

A trzeba by się ugryźć w język. Wyjść na chwilę do innego pokoju. Przeczekać. Docenić. Uzmysłowić sobie, że problem leży w pośpiechu, stresie, hormonach, itd. Wziąć głęboki oddech. Usiąść. Spóźnić się. Włożyć nadgarstki pod zimną wodę. Zauważyć człowieka w człowieku. Zauważyć kogoś, kogo kochamy w drugiej osobie. Nie krytykować. Nie oceniać. Wysłuchać. Zainteresować się. Uśmiechnąć się. Pochwalić. Podziękować. Ukochać.

Trzeba być świadomym tego, ze się jest zołzą i nie chcieć nią być. Może uchroni nas to od przeobrażenia się w stara babę?

I jakże przyjemniej się wtedy zrobi!

Nie bądź zołzą! Kochaj, daj się kochać i czuj się kochana!

(Niebo znowu mruczy. A mi znowu dziwne jakieś myśli do głowy wpadają 🙂

Facebook