Oto i nowa marka się pojawiła. Bleuet Naturel. Słyszeliście już? Być może nie, bo marka zaiste młodziutka. A ja, jak to ja, uwielbiam podglądać wszystkie naturalne kosmetyczne nowości. Z ogromną więc chęcią wypróbowałam jej Lekki krem łagodzący.
Zacznę jednak od samej marki. W jej ofercie znajduje się obecnie 6 kremów, przeznaczonych do różnych rodzajów skóry. Domyślam się, że to dopiero początek – aż się proszą o kontynuację. Marka zapowiada się więc bardzo ciekawie. Podoba mi się jej biel, czystość i przejrzystość, czy bardzo dobry wybór pojedynczych roślin, dopasowanych do typu cery, a co za tym idzie do rodzaju kremu. Może jedynie zmieniłabym logo na bardziej naturalne, botaniczne (bleuet oznacza po francusku „chaber”), to aktualne wydaje mi się być nieco zbyt nowoczesne. Widziałam już jednak w internecie, że opakowania spotkały się dobrym odbiorem i sama muszę przyznać, że skłoniłyby mnie do sięgnięcia po krem w sklepie. Cóż, po kilku dniach stosowania kremu przyzwyczaiłam się nawet do logotypu i wybaczam mu ten jego modernizm. Bo tak naprawdę, najważniejsze jest wnętrze. A jest ono doprawdy warte uwagi.
Wybrałam Lekki krem łagodzący, przeznaczony do skóry atopowej, z olejem z czarnuszki. Czemu? Z dwóch powodów – bardzo potrzebowałam czegoś mocno kojącego, a poza tym miłością wielką i prawdziwą darzę samą czarnuszkę i olej z niej wytłaczany. Wykorzystywałam go już w moich przepisach kilka razy. Jest wspaniały, działa na moją skórę mocno regenerująco, a do tego jeszcze pięknie pachnie. I wiecie co – krem ma właśnie taki, czarnuszkowy aromat, co świadczy o tym, że ten olej faktycznie tam jest i jest go bardzo dużo.
Co jeszcze, poza olejem z czarnuszki, znajdziemy w kremie (swoją drogą brak składu przy każdym z kremów jest mocno problematyczny, stanowczo powinien się tam pojawić, choć przyznaję, że na stronie znajduje się ogólna lista stosowanych w kremach składników)? Mamy tu także olej arganowy i masło shea, ale w kolejności po caprylic/capric triglyceride, czyli leciutkim olejku który osobiście lubię, ale może być komedogenny i po emulgatorach oliwnych oraz glicerynie. Jest też wosk pszczeli, panthenol i allanoina. Co ciekawe, w składzie znajdujemy nieszczęsny PEG-8, ale producent jakby od razu chciał uspokoić i dodał specjalną adnotację o tym, że „występuje w śladowych ilościach 0,03%”.
Bardzo polubiłam się z kremem. On naprawdę mocno łagodzi, a przy tym jest faktycznie niesamowicie lekki. Wchłania się szybciutko. Nie pozostawia tłustej warstwy, ale czuć, że jest na skórze i ją ochrania. I jest to bardzo przyjemne uczucie. Uspokaja i cerę i zmysły – dzięki temu fantastycznemu zapachowi czarnuszki. Dobrze nawilża i odżywia, pozostawia skórę mięciutką i zadowoloną. Spokojnie może być używany i na noc i na dzień, pod makijaż. Jest przy tym prawdziwą ozdobą łazienki.
Polecam! Krem dostępny na Bleuet.pl