„Ta historia zaczyna się od mycia rąk. Kilka razy dziennie, kilkadziesiąt razy w tygodniu, kilkaset razy w miesiącu. Zastanawialiście się dlaczego czasem po umyciu są po prostu czyste, a czasem już chwilę później skóra na dłoniach robi się nieprzyjemnie sucha i napięta? My tak.”
To fragment historii twórców nowej polskiej marki mydeł w płynie YOPE. Zachwyciła się nią najpierw właścicielka BliskoNatury.pl, z którą współpracuję na co dzień. Podesłała więc mydła i mi. I teraz razem trwamy w zachwycie. Bo przy tym całym szaleństwie nowych naturalnych marek, które skupiają się na pielęgnacji, pojawiło się coś niezwykle oryginalnego. Ot, kilka mydeł. Niby nic wielkiego. A jednak!
Poznajcie zatem YOPE w pięknych okolicznościach listopadowego szronu.
YOPE to sześć produktów. Sześć mydeł. Przynajmniej na razie. Zamknięte w bardzo prostych, praktycznych butelkach z pompką. Dużych, 500 ml. Na szczęście. I w końcu! Bo jak już mydełko zakupimy, to przynajmniej na chwilę nam wystarczy. Pomimo swej prostoty są to produkty bardzo charakterystyczne. Wyróżniają je etykiety w uroczym stylu retro ze zwierzaczkami. Od kiedy mydła zagościły u nas w domu, Róża lubi ustawiać je koło siebie i nazywać umieszczone na nich zwierzątka. Taki to miły dodatek to sedna, jakim jest samo mydło.
Mydło brzmi banalnie? Hmm? Po co jakieś tam specjalne mydło? Ma czyścić i się zmyć. Nic bardziej mylnego. Dłonie to nasza wizytówka. Powinny być miękkie, delikatne, przyjemne w dotyku. Dobre mydło nie niszczy nam skóry, a wręcz ją odżywia i nawilża. Używanie dobrego mydła do rąk sprawia przyjemność, taką samą jak relaksująca kąpiel. No, tylko krótszą. Czemu mamy sobie nie umilać nawet najprostszych codziennych czynności?
Nasi bohaterowie, cali w szronie, to prawdziwe gwiazdy w świecie mydeł. Mamy tu więc trzy mydła określone mianem „kuchennych” i trzy, jak mniemam, codzienne. Wszystkie szczycą się tym, że aż 92% ich składu to produkty pochodzenia naturalnego lub o niskim stopniu przetworzenia. Mnie najbardziej zachwyca fakt, że jeśli już mydło ma określony zapach, np. figowy, to wewnątrz znajduje się po prostu najprawdziwszy ekstrakt z fig. I to dlatego są tak wyjątkowe.
Mam swoich ulubieńców. Najbardziej do gustu przypadło mi właśnie mydełko figowe. Jest cudne! Pachnie pięknie! Zaraz po nim plasuje się Miód & Bergamotka. Co jest niesamowite, jeśli zamknie się oczy i powącha to mydło, to właśnie miód i bergamotka przyjdą pierwsze na myśl. Wspaniały aromat – ciepły, słodki, ale energetyzujący.
Wanilia i cynamon – to już pełna rozpusta. Cynamon dba, aby nie było za słodko i mdło. Dodaje wanilii męskiego twista. I jest po prostu… przytulnie. Goździk – mocno goździkowy, świetny, dominujący zapach. Idealny do mydła kuchennego, bo dzięki zawartości naturalnego olejku z goździka, ma dodatkowe działanie antybakteryjne i przeciwgrzybicze.
Dwa ostatnie mydła najmniej wpasowały się w mój gust. Ze wszystkich zapachów, określanych mianem cytrynowych, najmniej lubię werbenę, a najbardziej po prostu cytrynę. Niemniej jednak, trzeba przyznać werbenie, że jest orzeźwiająca.
Na koniec – największe zaskoczenie, które podpatruję w zachodnich manufakturach – mydło mineralne z wyciągiem z kompleksu minerałów. Znajdziemy w nim więc ekstrakt z glinu, chloru, miedzi, manganu, potasu, magnezu, sodu i cynku, który „stymuluje metabolizm skóry i reguluje jej wymianę jonową”. Pomysł niezwykle ciekawy, ale zapach nieprzyjemny, zbyt drogeryjny.
Wszystkie mydełka są przyjemnie gęste, myjąc, lekko oblepiają skórę. Radzą sobie bardzo dobrze, nie wysuszają. Wszystkie pielęgnują dzięki glicerynie roślinnej, witaminie B5 i allantoinie. Po użyciu wszystkich, zwłaszcza tych, które najbardziej mi się spodobały, chce się więcej. Chce się myć dalej!
Cieszę się, że marka pojawiła się na rynku i trzymam za nią mocno kciuki. Bardzo polecam Wam wypróbowanie mydełek, zwłaszcza, że w BliskoNatury.pl jest akurat na nie promocja. Za tą cenę, taki ilość i taka jakość – bomba! (nawet bez promocji, cenę uważam za bardzo dobrą).
A może już znacie mydła YOPE?