Najpiękniejsze w rutynie

Rutyna wcale nie jest zła. Ba… Im jestem starsza, tym bardziej ją doceniam. Dziecko czuje się bezpiecznie w rutynie. I pies też. I nawet my. Ważne po prostu, aby co jakiś czas robić sobie odstępstwo od niej, coś spontanicznego, szalonego. Jak najbardziej. Nawet często. Ale i tak większość naszego życia ostatnimi czasy upływa pod znakiem rutyny, pomimo tego, że dzieje się w nim bardzo dużo.
Jak wygląda mój standardowy, rutynowy dzień? Rano pobudka, mleczko dla dziecka. Potem odprowadzam Różę na 4 godzinki do domu kultury do naszej Akademii Maluszka. W tym czasie pracuję na pół etatu w domu, zdalnie. Całkiem przyjemnie. Potem idę ja lub mój mąż po dziecko. Sklep, plac zabaw, zupka i drzemka. W czasie dwóch godzin snu Róży staram się zrobić coś fajnego na blog, sfotografować to, co tam akurat jest do sfotografowania i załatwić całą masę bieżących rzeczy. Gdy się obudzi – obiad, spacer lub odwiedziny u znajomych, kolacja, mleczko dla dziecka, jakiś serial i dalej praca. Wieczorami głównie w Lili in the Garden. 
Nic specjalnego, prawda? A jednak bardzo lubię te proste, zwyczajne dni. Oczywiście uwielbiam też, jak coś się dzieje, kiedy wyjeżdżamy, itp. Ale jest to zupełnie inny rodzaj przyjemności. W rutynie jest przytulnie, swojsko. W rutynie jest czas na docenienie drobiazgów. W rutynie mamy czas dla siebie, choć tak naprawdę tego czasu prawie nie ma. W rutynie mogę się zorganizować i powoli spełniać marzenia. W zasadzie ta nasza rutyna jest szalenie dynamiczna!

 

A co jest w niej najpiękniejsze? Te momenty. TE. Powtarzalne. Przewidywalne. Nasze wspólne.
Uwielbiam, kiedy rano budzi mnie Róża. Codziennie przychodzi tuż przed dzwoniącym budzikiem. Mówi nam radosne „kukuryku” i wślizguje się pod kołdrę. Zazwyczaj jeszcze chwilkę leżymy razem, przytulone.
Uwielbiam pierwszy łyk porannej kawy. 
Lubię ten moment, kiedy jesteśmy już w Akademii Maluszka, Róża ma przebrane butki i już chce pędzić do dzieci, ale jeszcze daje mi wielkiego, kochanego buziaka.
Lubię też bardzo wyglądać, jak już po skończonym przedszkolnym dniu, wychodzi z sali i szuka wzrokiem mamy. A potem tak szeroko się uśmiecha…

 
Lubię te popołudnia kiedy wszyscy razem, we trójkę jemy zupkę w cierpliwej asyście psa.
Lubię tę chwile, kiedy Róża już położy się na drzemkę, a ja mam w perspektywie spokojne dwie godzinki na wszystkie ważne sprawy.
Lubię czuć kuszący zapach obiadu, który w kuchni gotuje mój mąż.
Kocham popołudniowo-wieczorne spacerki. Do parku, na plac zabaw, po osiedlu. Powolne, bo przecież tyle mrówek chodzi po chodniku…
Lubię przytulać się do Róży, kiedy pije swoje wieczorne mleczko.
Uwielbiam moment, kiedy idzie już spać 🙂
Lubię nawet tą swoją wieczorną pracę. Choć siedzę przed komputerem nieraz do 1 w nocy, sprawia mi to przyjemność.
Lubię przytulić sie przed snem do męża. Lubię, gdy oglądamy razem przed snem film. Lubię zasypiać z myślą, że dużo dzisiaj zrobiłam i jesteśmy kroczek do przodu.

Rutyna 🙂

Facebook