Kiedy złe czasy mijają… Kiedy dobre nadchodzą… uciekamy co tydzień w magiczne miejsce. Co tydzień zabieramy psa, dziecko, kilka ubrań, coś do czytania i wynosimy się daleko. Poza osiedle z wielkiej płyty, smog i wieczny hałas samochodów. Czasem zostajemy na dłużej, czasem tylko na chwilę. Zawsze jednak otacza nas las. Trochę pola i łąk, jedna krowa, konie niedaleko, mnóstwo małych dziwnych kundelków i nawet kilka kur się znajdzie. No i magia!
Jest tam taki mały biały pokoik na poddaszu. Nasz. Maluteńki. Z łóżkiem dla nas i łóżeczkiem dla Róży. Pomalowałam go kiedyś sama, bo zawsze marzyły mi się białe deski. Kupiłam specjalne małą niebieską lampkę. Jest szafeczka, dywan, duże okna i w zasadzie tyle. I to tam po południu, kiedy dziecko drzemie, odpoczywamy najlepiej. Albo zasypiamy, albo czytamy, albo po prostu leżymy. W tym pokoiku właśnie dużo magii się ukryło!
Złe czasy właśnie odeszły. Dobre witają nas kwiatami i pąkami liści. Poszukiwanie magii uważamy za rozpoczęte! Zaczynamy wyglądanie elfów i wróżek w lesie!
Jak zwykle muszę wspomnieć o Wróblewnie i jej cudownych ptaszkach! Tą torebkę (proj. Anny Murzyn), opatrzoną ptaszkiem, Róża sobie ukochała! Bardzo Wam polecam sklepik – TUTAJ.
PS w ramach nowych ciepłych czasów zajrzeliśmy też do Opactwa w Tyńcu. Co jak co, ale średniowiecznej magii tutaj sporo! W dodatku w bardzo nowoczesnym wydaniu. Podziwiam Benedyktynów za ich energię, pomysłowość i działalność. Stworzyli markę produktów, które fascynują starodawnymi zakonnymi recepturami. Nawet jeśli nie są na nich wszystkie oparte, to magia wokół nich się roztacza. I trzeba przyznać, że te ich cuda są naprawdę przepyszne! A na kosmetyki warto zwrócić uwagę, choć nie wszystkie są naturalne.
Bez kąpieli w najczarnijeszym bajorku wycieczka byłaby nieudana…
Wyciąg ziołowy to macerat z 9 ziół do cery problematycznej i kondycjonowania włosów. Zaczęłam używać jako serum – na razie wydaje się świetny!
Przyłapani! Sympatia Różyczki – Jaś, synek przyjaciół 🙂