Kiedy moja siostra spytała, czy zrobię coś z dynią na bloga, olśniło mnie! Bo czemu sama na to wcześniej nie wpadłam? Nie mam pojęcia. Dynia jest bowiem niezwykle wdzięcznym przedmiotem artystycznych jesiennych wizji. Nie koniecznie musi kojarzyć się z Halloween, choć i takie wersje lubię. Przeglądając internet co rusz natykam się na cudne dyniowe pomysły. Kilka z nich postanowiłam zaadoptować na własne potrzeby. Wyszło pstrokato, nierówno i nie do końca zgodnie z zamysłem… ale co mi tam! Moją własną pierwszą w życiu pokolorowaną dynię uwielbiam! Stoi sobie na stole i się do mnie codziennie wdzięczy!
Poza tym stanowczo trzeba wykorzystać fakt, że takie dynie kosztują teraz 4zł i są w większości hipermarketów. Nie wspomnę już nawet o tym małych ozdobnych dynieczkach, które urzekają same w sobie. Gdybym miała dom, miałabym też ganek, a na ganku jesienią miałabym całe mnóstwo dyń. I małych i dużych. I może nie takich białych – bo to jest wersja de luxe, do wnętrza, ale najprostszych pomarańczowo-brązowo-burych. W ogóle nie tkniętych moimi wizjami 🙂
Do wykonania La Dyni wykorzystałam białą farbę akrylową do drewna i metali. Pomalowałam nią dynię wieczorem pędzelkiem. Nazajutrz była sucha i gotowa do ozdabiania. Wtedy do ataku ruszyły małe kolorowe farbki akrylowe, ja, Róża i cała masa różnych pędzli. Bardziej uzdolnionym polecam bardziej skomplikowane wzory. Ja pozostałam przy kropeczkach, a i tak zbyt okrągłe to nie wyszły 🙂