Oboje z mężem mamy problemy z kręgosłupem. Mnie na szczęście (odpukać!) od jakiegoś czasu (lub chwilowo) nie dokucza za bardzo. Staszek niestety od kilku miesięcy boryka się ze stałym bólem. Kiedy więc zaproponowano nam serię masaży wieloigłowymi wałkami i matami, pomyślałam od razu o nim. W sumie z dwóch powodów – żeby mu nieco ulżyć, ale też dlatego, że mnie osobiście te igły przerażały.
Wspominałam Wam już o wałeczku do twarzy (TUTAJ), który polubiłam i który używam sobie od czasu do czasu. Tutaj w grę wchodziło jednak znacznie więcej igieł i znacznie więcej ciała… A że męża mam dzielnego, to się zgodził. Nawet z chęcią, bo akurat kończył mu się urlop i z tym bólem miał wracać do pracy. Muszę też zaznaczyć, że razem wypróbowaliśmy już wiele metod rehabilitacji – od masaży po krioterapię.
Pierwsze pozytywne wyniki igłowej kuracji mąż zaczął odczuwać już po kilku zabiegach. Kiedy zbliżała się do końca, był już niemal zachwycony efektami. Wtedy to postanowiłam, że o tym dziwie niesłychanym napiszę w Lili, co podchwyciła Pani Irena – dystrybutor aplikatorów i namówiła mnie na masaż. Żeby poczuć to na własnej skórze. Żeby wiedzieć o czym pisać.
Poszłam więc, a przyznam, że szłam prawie jak na skazanie, bo wiedziałam już mniej więcej czego się spodziewać. Zabieg bowiem zaczyna się od 20 minutowego leżenia na wieloigłowej dużej macie, ułożonej, w moim przypadku, głównie na dole pleców. Zastanawialiście się kiedyś jak się czuje fakir? Ja już wiem! Położenie się na tych igłach boli. I ból ten trzeba wytrzymać przez pierwszych kilka minut, po czym przestaje… Tak jakoś magicznie. Najpierw przechodzi w dziwne rotacyjne wibrowanie, a następnie po ciele rozchodzi się ciepło. Wszystko byłoby już dobrze, gdyby nie fakt, że zejście z tej maty boli bardziej niż położenie się na niej…
Potem jest już tylko lepiej. Masaż wałeczkami z igłami wcale nie jest straszny, a następujące po nim naciski masażerem ręcznym to już czysta przyjemność. Tak samo jak końcówka zabiegu – masaż ręczny aromaterapeutyczny. Wybrałam do niego olejek bergamotowy i długo jeszcze ten energetyzujący zapach unosił się wokół mnie.
Ciężko mi samej stwierdzić efekty po jednym masażu w chwili, gdy w zasadzie bardzo ten kręgosłup mi nie dokucza. Może o nich zaświadczyć jednak mój mąż, którego przestały boleć plecy. A męczyły go już bardzo… Przeszedł on serię takich zabiegów i sam na ból spowodowany naciskiem na maty bardzo nie narzekał. Stwierdził wręcz, że można się do igiełek przyzwyczaić. A ja stwierdzam, że igiełki naprawdę coś w sobie mają! I jak mnie znowu dopadnie, to się do Pani Ireny zgłoszę 🙂
Maty i wałeczki dostaniecie w Zdrowolandia.pl
A wszelkie pytanie polecam kierować do dystrybutora – Aplimedica.