Tak, tak… wróciliśmy…
Uwielbiam ten moment całkowitej beztroski i pełnego, świadomego, przyziemnego szczęścia, kiedy płynę w ciepłym Morzu Śródziemnym, w lazurowej przeźroczystej wodzie i mrużę oczy od ostrego słońca. Powolnymi posuwistymi ruchami przedzieram się przez spokojną toń. Uwielbiam ten moment. Chłonę go w całości, ilekroć się zdarza. Zapisuję w pamięci każdy jego szczegół, aby pozostał ze mną na długo. I dodawał energii.
W Turcji się zakochałam. Choć może tydzień to za mało na prawdziwą miłość… Polowaliśmy na ciekawą ofertę last minute i w końcu przydarzyła się idealna. Wykupiliśmy wycieczkę w poniedziałek, a we wtorek siedzieliśmy już w samolocie. Mieliśmy szczęście, bo oferta pojawiła się dosyć nagle. Hotel 4-gwiazdkowy z all inclusive z Tui był tańszy od tych z trzema gwiazdkami i dwoma posiłkami. Los nam sprzyjał.
Wiem, wiem… pewnie wiele z Was teraz pomyśli, że o wiele lepiej zwiedzać świat samemu niż z biurem turystycznym, że lepiej planować na własną rękę i poznawać kulturę we własnym tempie. Ja to rozumiem, bo my też tak jeździliśmy. Zalety zorganizowanych wycieczek poznałam w sumie niedawno i nie mogę ich nie docenić. Może to kwestia wieku? I dziecka? A może robimy się wygodni? W każdym razie po raz pierwszy skorzystaliśmy z oferty all inclusive i jesteśmy zachwyceni! Doprawdy – tygodniowa bajka! Wspaniałe jedzenie, napoje na zawołanie, pyszne drinki. Tego nam było trzeba!
Mieszkaliśmy niedaleko Çeşme, w hotelu Kaya Prestige. Tuż nad morzem, do którego można było wejść z pomostu. Bo plaża, moi drodzy, była usytuowana na pobliskiej wyspie, do której dowoziła gości hotelowa łódka kilka razy dziennie. Cudownie wspominam te rejsy! Nieraz spokojne, ale czasem mocno wiało i łódka z trudem pokonywała fale. A na wyspie? Na wyspie mieszkały urocze kozy, które ochoczo przechadzały się pośród leżaków, podpijając nam napoje (nawet piwo!) i wyjadając arbuzy! Dla nas, a zwłaszcza dla Róży, była to niesamowita atrakcja!
W hotelu przeważali Turcy. Są to wspaniali, sympatyczni, uśmiechnięci ludzie. W odróżnieniu od Polaków. Niestety… Trochę to przykre, ale to Polacy byli głośni, niegrzeczni, hałasowali do późna… Cóż… Może to się z czasem zmieni? Turcy w każdym razie bardzo przypadli nam do gustu. Róża co wieczór tańczyła razem z tureckimi dziećmi – swoimi nowymi przyjaciółmi na mini dyskotekach. Do teraz, jak usłyszy „kaczuszkę” to wariuje ze szczęścia!
Pobliskie miejscowości zwiedziliśmy pieszo i busikiem. Miasteczka są naprawdę urokliwe. Najbardziej spodobało nam się Alaçatı z wąskimi uliczkami, kawiarniami, restauracjami i sklepami z, o dziwo, ciekawym pamiątkami. Odkryliśmy tam cudowny sklepik z przetworami, winami, oliwą, mydłami i ceramiką. Idealny. Klimatyczny. Taki z przyjemnością sama bym prowadziła!
Smaki Turcji? Bakłażany na wszystkie sposoby! Wspaniałe sery i jogurty. Arbuzy. Pomidory. Czarnuszka. Uwielbiam czarnuszkę, a po raz pierwszy próbowałam jej dodanej do serów. Ostra papryczka. Mięsne kofty. I znowuż bakłażany! A na deser? Najdziwniejsze najsłodsze pod słońcem ciasteczka, baklawy, leguminy i babeczki. Po jednym gryzie tej słodkości odpadaliśmy 🙂
Polecam Turcję. Wrócę do niej. Nie wiem kiedy. Kiedyś na pewno…
Na koniec zdjęcie, które już Wam przesyłałam, ale je uwielbiam 🙂 Do zobaczenia Turcjo!