Spieszyć się muszą… Szampon z odżywką MÁDARA Kolor i Blask do włosów farbowanych… Szybciutko, szybciutko muszą się Wam pokazać, bo już zmieniły się ich opakowania! Z tubek na butelki. Ale, że moje jeszcze tubkowe były, zatem dzisiaj będzie kolorowo po staremu! Przed Wami duet ów!
Wspominałam już, że uwielbiam pomysł na marketing MÁDARY. To tchnienie ziół, zieloności, natury prosto z łąki. Ze zdjęć aż przebija wilgoć porannej rosy i chęć do życia. A co najciekawsze, wszystko to idealnie pasuje do kosmetyków marki. Wydają mi się być wręcz odzwierciedleniem tych bezkresnych nadbałtyckich łotewskich łąk.
Zapewne też dlatego, że sam szampon do włosów farbowanych pachnie łąką! Naprawdę! Nie, nie sianem, nie zielarnią… pachnie łąką. Kolor też ma bardziej.. hmm.. łąkowy. Czyli po prostu naturalny. Odżywka natomiast w pełni zgadza się z wizerunkiem odżywki, ale razem współgrają idealnie.
Mam wrażenie jednak, że włosy muszą się do nich przyzwyczaić. Wydaje mi się, że na początku używania nico się puszyły i elektryzowały. Efekt ten na szczęście minął, a wręcz przeobraził się w coś przeciwnego. Włosy stały się miękkie i dobrze odżywione. Wprawdzie nie zauważyłam specjalnego działania na kolor, ale blasku im przybyło z pewnością.
Duet ten w swym składzie ma nadbałtycką pokrzywę, babkę, olej lniany, kasztan i jabłko. Wszystko to jest takie swojskie. Nasze. W końcu do Łotwy bardzo nam blisko. Może też dlatego nasze włosy powinny dobrze na te składniki reagować. Są nam przecież regionalnie przypisane. Jak myślicie?