Posts Tagged‘kobiecy biznes’

Mały biznes / Migawki 01

Czy są wśród Was, dziewczyny moje drogie, właścicielki małych biznesów? Prowadzicie jednoosobowe firmy? A może większe? Albo planujecie spełnić marzenie o porzuceniu pracy na etacie i rozpoczęciu czegoś własnego? Pokażcie się! Podlinkujcie swoją działalność w komentarzu! Opiszcie swój pomysł na siebie. Poznajmy się!

Z myślą o Was oraz o wszystkich ciekawych małego biznesu od kuchni, rozpoczynam nową serię. Będą to migawki ze zwykłego dnia mojej firmy. Przykłady sytuacji, z którymi mierzę się na co dzień. Które warte są podzielenia się z Wami. Bo i mi ich opisanie pomoże uporządkować sobie rzeczywistość, a Wam może coś podpowie, zainspiruje lub rozjaśni.

Pierwszy odcinek sponsoruje literka D jak dystans!

Bowiem, moje drogie, jeśli jeszcze nie wiecie, to się dowiedzcie, a jeśli już wiecie, z pewnością przyznacie mi rację, że zachowanie odpowiedniego dystansu do swojej działalności to klucz do stabilnego zdrowia psychicznego, a i jeden z kluczy do osiągnięcia sukcesu w tym, co robicie!

Bez dystansu można zwariować.

A ja… cóż… mam z nim ogromny problem. Weźmy na przykład sklep Lili in the Garden. Staram się bardzo, aby to, co w nim oferujemy sprawiło radość kupującemu. Wybieram więc biżuterię, którą uznam za piękną, przykładam dużą wagę do jakości, do opakowania, szybkości obsługi, etc., etc. A i tak czasami coś pójdzie nie tak, coś przeoczę, coś odpryśnie. I nie ma w tym nic dziwnego. To całkowicie normalne w tego rodzaju działalności, choć oczywiście ważne, aby były to jedynie pojedyncze przypadki. Kto nie pracuje, ten się nie myli. Problem w tym, że traktuję zwroty lub reklamacje, jako osobistą porażkę.

Tuż przed Świętami mieliśmy nieprzyjemną sytuację. Zadzwonił bardzo zdenerwowany klient, który właśnie otrzymał przesyłkę, a w środku znalazł zupełnie coś innego, niż zamawiał. Ja oczywiście załamana, zdenerwowana i mocno zasmucona. Mieliśmy w tym czasie bardzo dużo wysyłek, ale zawsze bardzo dokładnie sprawdzałam ich zawartość. Pomimo tego – taka gafa. Nastrój opadł całkowicie, dzień nagle wydał się czarny, a cały żywot bezsensowny. Głupia ja, prawda?

Wszystko skończyło się dobrze. Okazało się, że to kurier źle dopasował przesyłki do listów przewozowych. Ja zadzwoniłam do klientki, która otrzymała zamówienie owego zdenerwowanego klienta (była bardzo miła i pomocna), mąż do tego pana, któremu emocje już ostygły i mogliśmy na spokojnie zorganizować wymianę. Dołożyliśmy dodatkowe naszyjniki jako zadośćuczynienie za całą sytuację. Jako, że do Świąt pozostała jedynie chwila, od razu wysłaliśmy zamówienia od nowa. Musieliśmy więc opłacić dodatkowe przesyłki kurierskie – wysyłki i zwroty (zgłosiłam reklamację u przewoźnika, jeszcze nie mamy decyzji).

Koniec końców klienci byli zadowoleni, a mi stres opadł.

Tylko po co było się tak denerwować?

Trzeba, koniecznie trzeba, oddzielić pracę od emocji. Nie całkowicie, ale w dużej mierze. Koniecznie trzeba zachowywać maksymalny profesjonalizm i starać się zrozumieć klienta, ale tak głupich, drobnych w zasadzie wypadków, nie można traktować jako personalnych porażek. Bo jeśli taki drobiazg tak bardzo na nas oddziałuje, to co będzie, jak firma się rozrośnie i pojawią się prawdziwe problemy?

Także, moje drogie, dystans to ważna sprawa.

I jeszcze jedno – pamiętajcie, że klient, któremu w satysfakcjonujący sposób rozpatrzyliście reklamację lub podobną sytuację kryzysową, lepiej Was zapamięta i chętniej wróci, niż klient, którego zamówienie zostało zrealizowane w standardowy sposób. Uczono mnie tego na studiach i sprawdziło się to w praktyce!

Facebook