Przychodzę do Was, moi drodzy, w tym zakręconym tygodniu z prostym, a genialnym pomysłem. Dzielę teraz dni między intensywną pracę nad książką, a ucieczką z Krakowa na wieś, z dala od zgiełku, blokowiska i ŚDM. Nie mogłam jednak uciec od tak fantastycznie niezwykłego uroku porastających ogród teściów nagietków i lawendy. Czy tylko na mnie ta intensywna pomarańcz z aromatycznym fioletem tak działają? Tak mocno pozytywnie, radośnie. Aż proszą się o wykorzystanie!
Polecam Wam więc bardzo stworzenie pielęgnującego octu na świeżej lawendzie i nagietkach. Po pierwsze, aby go zrobić wystarczy zalać dobrej jakości octem jabłkowym kwiaty, tak, aby je całkowicie zakrywał i odstawić w spokojne miejsce na dwa tygodnie. Po drugie – jak to wygląda! Ocet dzięki lawendzie zmienia kolor na delikatnie różowy. Przez cały więc czas, kiedy ocet chłonie dobroczynne składniki kwiatów, Wy macie wyjątkową ozdobę. Po trzecie – jak to działa!
Taki lawendowo-nagietkowy ocet możecie bowiem wykorzystać na bardzo wiele sposobów. Ja najbardziej lubię łączyć go z wodą różaną – 80 ml wody na 20 ml octu. Powstaje prosty, a cudownie działający tonik, który zmiękcza skórę, przywraca jej odpowiedni kwaśny odczyn i idealnie przygotowuje do aplikacji kremu. Świetnie też sprawdza się jako płukanka do włosów nadająca im blask i miękkość oraz zmiękczający wodę dodatek do kąpieli. A może wolicie dodać go do domowego vinegretu z lekko lawendowym posmakiem?
A takie to proste! I takie to ładne!
(Wspaniale też wychodzi na płatkach dzikiej róży!)