Zapraszam tym razem na nieco inny wpis z serii „x3”. To znaczy, będą oczywiście trzy rzeczy, ale tym razem w wersji: z życia wzięte. A dokładniej będą to moje ostatnie zachwyty! No… trzy z nich 😀
Wiecie już chyba dobrze, że cierpię na nieuleczalną chorobę wpadania w zachwyty. Nie wszyscy to rozumieją, mi samej czasem trudno to zaakceptować. Ale muszę przyznać, że takie emocje dodają życiu barw. Zachwycam się nieustawicznie moją córką, zachwycam się mądrym spojrzeniem mojego psa, zachwycam się promieniem słońca przechodzącym przez liście jesiennego drzewa. Potrafię przystanąć na ulicy i zapatrzyć się w wiosenne kwiaty lub gwieździste niebo. Nie no… jestem pewna, że tak macie, co?
Zachwycam się też pięknymi rzeczami! A mam to szczęście, że moimi zachwytami mogę się dzielić z Wami, co, swoją drogą, jest właśnie formą zachwycania się!
Oto trzy z moich ostatnich zachwytów. Reszta czeka w kolejne na następny post!
Na początek – cudowny lampion Green Dragonfly Natural Candles!
Pokazywałam Wam go już na Facebooku i Instagramie. Jest jednak tak wyjątkowy i tak wspaniale umila mi jesienne wieczory (puste ostatnio, bo mąż daleko), że zasługuje na szczególne miejsce i tu, na blogu! To jedyny w swoim rodzaju lampion wykonany przez Hanię z Green Dragonfly, ręcznie! Zaklęta jest w nim letnia łąka, która będzie mi towarzyszyć całą zimę. Wystarczy w środku zapalić tea lighta, przyciemnić światła, a łąka ożywa. Cała się rusza, jakby przelatywały przez nią pszczoły. Kwiaty zdają się mówić – głowa do góry, dobre czasy powrócą, łąki zakwitną. I od razu zdaje się być przyjemniej.
Hania organizuje u siebie także warsztaty, zarówno takie świecowe, jak i kosmetyczne – bardzo polecam – Hanna Sobkowska!
A lampiony znajdziecie na Green Dragonfly!
Terminarz na 2019 – Make It Count – „morze”
Kolejny mój zachwyt jest ze mną raptem od… wczoraj! Choć zachwyciłam się nim… no… ze dwa dni wcześniej! Kiedy to zobaczyłam te urocze kalendarze na Facebooku jednego z moich ulubionych sklepów – Rzeczownik, który, swoją drogą, często w Lili gości w moich kolażach. Najpierw spodobała mi się okładka – dokładnie takie morskie klimaty i złote litery bardzo lubię. Choć muszę Was zachęcić do pooglądania innych terminarzy z tej serii, bo wszystkie piękne.
Kiedy jednak zobaczyłam środek – przepadłam!
Jestem analogowa, nie lubię ani programów, ani aplikacji do zarządzania czasem. Niestety też z żadnym kalendarzem nie udało mi się do tej pory zawiązać głębszej przyjaźni. Działam po prostu w zeszycie lub na kartkach.
Ten tu jednak, jest jakby stworzony dla mnie! Po pierwsze każdy miesiąc zaczyna się planem miesięcznym z jakimś super obrazkiem. Po drugie – mamy rozkład tygodniowy! Po lewej, kartka jest podzielona na dni tygodnia, po prawej – pozostaje pusta, do zapisania jej własnymi notatkami. I dokładnie o to mi chodziło! Dokładnie!
Zastanawiałam się więc jakoś… dobę! Do kupna zmotywowały mnie urodziny Rzeczownika i ich aktualna promocja z darmową wysyłką (szczegóły na ich FB). Skorzystajcie koniecznie!
I teraz tak leży mi na biurku. Albo go sobie przeglądam. Albo patrzę na niego. Czeka bowiem na grudzień (zaczyna się już w grudniu!), na pierwsze zapiski!
Terminarz dostępny w sklepie Rzeczownik.
Kolorowe kieliszki F&F Home
Nie wiem czy to normalne, zachwycać się kieliszkami… I to jeszcze takimi po prostu – z Tesco. Ale nie mogę się oprzeć!
Bo wiecie, nie miałam wcześniej ładnych kieliszków. Nie widziałam do tej pory takich, które faktycznie chciałabym mieć lub nie kosztowałyby majątku. Trzymaliśmy więc z mężem taki ot, najprostsze, najtańsze, które sukcesywnie się wybijały. Na nowe mieszkanie przyjechałam ostatecznie z… jednym kieliszkiem! Ostatnim… Przyjaciołom podawaliśmy wino w angielskich filiżaneczkach (wyszperanych na starociach – cudne!).
Aż, całkiem niedawno, odkryłam te tu oto – kolorowe, szalone kieliszki! Ba, ombre! I jeszcze tanie! Wzięłam czym prędzej!
Całkiem możliwe, że nie tylko mi się tak spodobały, bo jak byłam kolejnym razem na zakupach w Tesco, pozostało jedynie ostatnie jedno opakowanie. Cóż, może dołożą!
I wiecie co? Z takimi kieliszkami to nawet wina nie trzeba pić – wystarczy sobie na nie patrzeć 😀